Największe rozczarowanie początku sezonu w Barcelonie. "Bliżej mu do transferowej wpadki. Przekroczył granicę"

Największe rozczarowanie początku sezonu w Barcelonie. "Bliżej mu do transferowej wpadki. Przekroczył granicę"
Nicolo Campo/SIPA USA/PressFocus
Transfer Raphinhi wzbudził ogromną ekscytację wśród kibiców Barcelony. Można było spodziewać się, że na Camp Nou przybywa zawodnik, który z miejsca wniesie ogromną jakość do linii ofensywy. Po kilku tygodniach Brazylijczyk jednak niebezpiecznie balansuje na granicy bycia uznanym za flopa.
Jeden gol i jedna asysta. Oto cały, niezbyt pokaźny dorobek Raphinhi w barwach Barcelony. Trzeba otwarcie powiedzieć, że od gracza, za którego płaci się ponad 50 mln euro trzeba oczekiwać znacznie więcej. I nie ma sensu podnosić kwestii mitycznej aklimatyzacji czy konieczności odnalezienia się w nowym zespole. Futbol na topowym poziomie to miejsce, gdzie albo od razu błyszczysz i spełniasz oczekiwania, albo cię po prostu nie ma. Raphinhi na razie bardzo daleko do udowodnienia, że warto było rozbijać na niego bank.
Dalsza część tekstu pod wideo

Porażka w wygranym wyścigu

Przejście Raphinhi do Barcelony można było odczytać jako sukces Mateu Alemany’ego i spółki. I to nie tylko ze względu na wielki talent, jakim Brazylijczyk wyróżniał się w Leeds United czy w poprzednich meczach reprezentacji “Canarinhos”. Przede wszystkim “Duma Katalonii” udowodniła tym ruchem, że jej marka i związany z nią prestiż wciąż mogą być silniejszą kartą przetargową niż nieograniczone budżety drużyn z Premier League.
- Odrzuciłem ofertę z Chelsea, ponieważ moim największym marzeniem była gra dla Barcelony. Pragnienie, aby grać tutaj było silniejsze niż jakakolwiek oferta finansowa - podkreślił Raphinha w rozmowie z “La Vanguardia”.
Barcelona wygrała wyścig o podpis 25-latka z Chelsea i Arsenalem. Początkowo wydawało się, że Katalończykom jeszcze przez długi okres przyjdzie świętować ten transfer. Raphinha zrobił wszystko, aby jak najszybciej rozkochać w sobie kibiców na Camp Nou. W przedsezonowych meczach naprawdę imponował formą, rozbudzając już i tak wysokie oczekiwania. W nieoficjalnym debiucie przeciwko Interowi Miami zaliczył dwie asysty i dołożył do tego gola, grając jedynie 45 minut. Po meczu powiedział, że cieszy go udany występ, ale myślami jest już przy towarzyskim El Clasico. Kilka dni później w przedsezonowym starciu z Realem Madryt to właśnie on zdobył bramkę, której nie da się opisać inaczej niż stadiony świata. Raphinha wkroczył do Barcelony jednocześnie z drzwiami i futryną.
My jako polscy kibice w lipcu najbardziej skupialiśmy się na pierwszych krokach stawianych w Barcelonie przez Roberta Lewandowskiego. Występy napastnika na tournee po Stanach Zjednoczonych były jednak naprawdę mizerne. Pod kątem czysto sportowym “Blaugrana” miała tylko jedną nową gwiazdę, właśnie w osobie fantastycznie spisującego się Raphinhi. Problem polega na tym, że mecze w pretemporadzie są koniec końców równie istotne, co zeszłoroczne opady śniegu. Kiedy zaczął się prawdziwy sezon, Lewandowski i kilku innych piłkarzy Barcelony wskoczyło na odpowiednie obroty. Z kolei reprezentant Brazylii grzęźnie w otchłaniach przeciętności.

Ronaldinho z AliExpress

- W Barcelonie grali już Ronaldinho, Romario, Neymara, chciałbym pójść w ich ślady, to moi idole. To dla mnie zaszczyt, że też będę mógł występować na Camp Nou. Od momentu, kiedy Ronaldinho trafił do “Barcy”, wiedziałem, że moim celem jest gra tutaj - mówił Raphinha tuż po transferze na antenie “Barca TV”.
25-latek, jak niemal każdy brazylijski piłkarz grający w linii ataku, był zestawiany z Ronaldinho. W tym przypadku kolorytu dodaje fakt, że skrzydłowy już jako dzieciak poznał zawodnika, który swoim uśmiechem zaraził cały piłkarski świat. Raphinha mógł z bliska przyglądać się idolowi, aby po wielu latach w końcu spełnić marzenie o grze w Barcelonie. Sęk w tym, że były skrzydłowy Leeds United na razie nie nawiązuje ani do czasów Ronaldinho, ani Neymara. Statystykami bliżej mu do Adriano Correi, który w stolicy Katalonii grał na bokach obrony.
Raphinha uczynił największy regres wśród piłkarzy “Barcy”, porównując presezon do właściwych rozgrywek. W USA czy przy okazji Pucharu Gampera skrzydłowy był wyróżniającą się postacią w układance Xaviego. Grał przebojowo, odważnie, zachowywał się jak prawdziwy Brazylijczyk, któremu piłkarscy bogowie nie poskąpili talentu, ale przede wszystkim pozytywnej bezczelności.
Tyle że zaczął się sezon i po tamtym zawodniku nie został nawet ślad. Boiskową magię zastąpiła galopująca bezproduktywność, pozytywna energia przemieniła się w apatię, przebojowość w jałowość, joga bonito w noga do kitu. Największy kłopot Raphinhi polega na tym, że z każdym tygodniem gra jeszcze gorzej niż wcześniej. W pierwszych kolejkach La Liga miał chociaż przebłyski pokroju asysty z Realem Valladolid do Lewandowskiego czy bramki na Estadio Ramon Sanchez Pizjuan. W ostatnim czasie najdokładniejszy analityk ze szkiełkiem i okiem nie byłby w stanie wyróżnić Brazylijczyka za przynajmniej jedno udane zagranie.
- Najgorszy. Raphinha nie stwarzał zagrożenia, nie oddawał strzałów, brakowało mu konkretów. Xavi zdjął go w 64. minucie, ale powinien zrobić to znacznie wcześniej. Co możemy zapamiętać meczu z Raphinhi? Właściwie niewiele poza tym, że nie potrafił sobie radzić z Matteo Darmianem - tak dziennikarze “Corriere dello Sport” podsumowali fatalny występ Raphinhi na Stadio Giuseppe Meazza.
Po tamtym spotkaniu Xavi Hernandez był słusznie krytykowany za wystawienie Brazylijczyka na lewym skrzydle, czyli nienaturalnej dla niego pozycji. Zmiana flanki nie wpłynęła jednak pozytywnie na poczynania nowego nabytku Barcelony. W każdym kolejnym meczu Raphinha gra równie słabo albo jeszcze gorzej niż w poprzednim. W efekcie “Duma Katalonii” nie ma praktycznie żadnego pożytku z tego zawodnika.
  • mecz z Realem Madryt - 11 strat
  • mecz z Interem na Camp Nou - 22 straty, 2 udane dośrodkowania na 16 prób
  • mecz z Celtą Vigo - 16 strat, 0 udanych dryblingów
  • mecz z Interem na Giuseppe Meazza - 15 strat, 0 udanych dryblingów
  • mecz z Mallorką - 7 strat w 23 minuty, 0 udanych dryblingów, 0 wygranych pojedynków
Oczywiście, ktoś powie, że przecież Neymar, Rafael Leao czy inni wybitni skrzydłowi też tracą jeszcze więcej piłek na mecz i nikt nie ma o to pretensji. W przypadku Raphinhi również nie byłoby problemu, gdyby po kilku nieudanych próbach kończył mecz z golem, asystą i poczuciem odpowiednio wykonanego zadania. Tymczasem Brazylijczyk nie wnosi do ofensywy swojego zespołu kompletnie nic. A konkurencja nie śpi.

Ostatnia szansa

Mimo serii fatalnych występów Xavi początkowo nie był skłonny odsunąć Raphinhi od podstawowego składu. Brazylijczyk w tym sezonie rozpoczął dziewięć z 12 meczów od pierwszej minuty. Naprawdę został on obdarzony gigantycznym pakietem zaufania ze strony trenera. Wszystko ma jednak swoje granice, które zostały przekroczone.
W lecie Barcelona na tyle wzmocniła skład, że piłkarz w tak fatalnej formie nie ma prawa dłużej być członkiem once de gala. Już ostatnio na Santiago Bernabeu aż nadto widoczne było, że trener musi zacząć regularniej stawiać na innych graczy w linii ataku. Ansu Fati wszedł z ławki w El Clasico i zainicjował akcję bramkową wykończoną przez drugiego ze zmienników, Ferrana Torresa. Również z Villarrealem dwaj Hiszpanie zaprezentowali się z najlepszej możliwej strony, napędzając ataki "Blaugrany". Wychowanek Valencii w tym sezonie wielokrotnie był krytykowany, ale fakty są takie, że mimo bycia rezerwowym bierze udział przy strzeleniu gola średnio co 100 minut. To wynik ponad trzy razy lepszy w porównaniu z Raphinhą.
Reprezentant Brazylii w nadchodzących tygodniach powinien zostać sprowadzony do roli zmiennika. Być może kilka meczów z rzędu na ławce wpłynie pozytywnie na piłkarza, który musi zrozumieć, że przeprowadzka do stolicy Katalonii to przystanek na drodze kariery, a nie cel sam w sobie. Może za dużo było porównań z Ronaldinho, przypominania sukcesów Brazylijczyków na Camp Nou, a zbyt mało skupienia na tym, aby dostosować się do wymagań Barcelony, już nie Leeds United.
Kiedy 25-latek udzielał jednego z pierwszych wywiadów po transferze, obiecał kibicom “Barcy”, że przejdzie całą długość boiska na kolanach, jeśli zespół wygra Ligę Mistrzów. Na razie to katalońskim fanom przyszło na klęczkach modlić się o to, aby w kolejnych spotkaniach Xavi stawiał na Ferrana Torresa czy Ansu Fatiego, a nie Raphinhę.

Przeczytaj również