Najwięksi wygrani i przegrani zgrupowania kadry. Wiele rozczarowań. "Ile razy można grać ten sam film?"

Najwięksi wygrani i przegrani zgrupowania kadry. Wiele rozczarowań. "Ile razy można grać ten sam film?"
Paweł Andrachiewicz/Pressfocus
Niewiele jest pozytywów po zakończonym zgrupowaniu reprezentacji Polski. Widzimy znacznie więcej przegranych niż wygranych wśród piłkarzy kadry po meczach z Czechami i Łotwą.
Stracona szansa na bezpośredni awans na EURO 2024 po słabym meczu z Czechami i wygrany, ale mało przekonujący sparing z Łotwą. Dobrze będzie odpocząć od reprezentacji Polski, nawet jeśli w jej szeregach, szczególnie u selekcjonera, możemy znaleźć sporo optymizmu po ostatnich spotkaniach. Kogo zaliczymy do największych wygranych i przegranych tego zgrupowania? Nie dziwi, że to drugie grono jest znacznie większe. Oto pełne zestawienie.
Dalsza część tekstu pod wideo

Wygrani

Nicola Zalewski

Bezapelacyjny numer jeden. Niespodziewanie objawił się jako jeden z liderów tej kadry. To o tyle zaskakujące, że w Romie nie ma pewnego placu, a jak gra, to zwykle przeciętnie, dopiero niedawno miał kilka przebłysków. Nie było go też na październikowym zgrupowaniu, bo selekcjoner odesłał go do młodzieżówki. Zalewski wrócił jednak w wielkim stylu. Jako jedyny w obu spotkaniach wypadł naprawdę dobrze. Wypracował wszystkie bramki, był konkretny, odważny, nie bał się pojedynków jeden na jeden. Ciągnął grę Polaków w ofensywie i dawał przykład kolegom, jak należy wyglądać na tle słabych rywali. Dwukrotnie zasłużył na miano najlepszego zawodnika biało-czerwonych. Patrząc na całokształt, konkurencję odstawił o kilka długości.
- Nie zapominajmy, że on jest wciąż bardzo młodym piłkarzem. Być może my oczekiwaliśmy od niego zdecydowanie za dużo w wieku, w którym on do tej reprezentacji się przebijał. To jest przyszłość reprezentacji - zauważył po meczu z Łotwą Mateusz Święcicki. - Unikatowy piłkarz w skali Polski, bo potrafi dorzucić z piłki, która się toczy. Nie musi się zatrzymać. Nie musi się rozejrzeć. W pełnym biegu potrafi celnie dośrodkować do partnera - wtórował mu dziennikarz Meczyki.pl, Tomasz Włodarczyk.
Oby Zalewski był w równie dobrej formie na marcowe baraże. Warto monitorować jego sytuację w klubie.

Nieobecni stoperzy

Poza Zalewskim nie zauważyliśmy postaci zasługujących na osobne wyróżnienie, bo choćby Jakub Piotrowski do gola z Czechami dołożył dość chaotyczną grę, a np. Karol Struski czy Marcin Bułka, mimo że błysnęli z Łotwą, to zrobili jednak za mało w kategorii “przełomu”, by wylądować w gronie zwycięzców tego zgrupowania.
Przewrotnie więc wskazujemy jako wygranych tych środkowych obrońców, którzy… zostali z różnych przyczyn pominięci na minionym zgrupowaniu. Ci powołani w ramach dalszego “przeglądu wojsk” nie przekonali bowiem, że warto w pełni na nich postawić. Ani Paweł Bochniewicz, ani Jan Bednarek, ani Mateusz Wieteska, ani Patryk Peda nie dają dziś żadnej pewnej gwarancji w tyłach. Mogą być ewentualnie elementem kolejnych testów. A to świetna wiadomość dla nieobecnych. Dziś pewniakiem do gry w barażach wydaje się być wyłącznie Jakub Kiwior. Obok niego są wolne miejsca. Niewykluczone, że powalczą o nie stoperzy oglądający mecze z Czechami i Łotwą w roli kibiców. W tym gronie widzimy przede wszystkim piłkarzy z bagażem problemów zdrowotnych, jak Paweł Dawidowicz, Maik Nawrocki, Kamil Piątkowski czy Przemysław Wiśniewski (choć on raczej dopiero w kontekście ew. EURO 2024), ponadto możemy dorzucić do tej listy Michała Helika, Damiana Michalskiego i Sebastiana Walukiewicza. Nazwisk jest sporo, a rywalizacja trwa.

Przegrani

Patryk Peda

Miało być budowanie Pedy, a wyszło co najmniej dziwnie i niekorzystnie dla młodego piłkarza. Obrońca SPAL po obiecującym październiku mógł liczyć na kolejne szanse, tymczasem mecz z Czechami raczej nie zapisze się w jego pamięci pozytywnie. Wszedł za kontuzjowanego Bochniewicza, w sumie wypadał przyzwoicie, po czym nagle, z przyczyn taktycznych, opuścił boisko. Poza “wędką” dostał też zsyłkę do młodzieżówki. Gdzie tu logika? Wygląda na to, że została zmarnowana okazja na zbudowanie czegokolwiek trwałego w tylnej formacji. A Peda tym bardziej może być niezadowolony, że grający jego kosztem Jan Bednarek znów, jak to zwykle w barwach narodowych, wniósł do defensywy głównie “elektrykę”. Dziwnie potoczyły się losy głośnego debiutanta z ubiegłego miesiąca. Szkoda.

Jan Bednarek

Nieudany powrót obrońcy Southampton do kadry. Nawet jeśli Bednarek wygląda lepiej w klubie, to nie potrafi przekuć tej formy na reprezentację. Z Czechami wsławił się głównie znokautowaniem Tomasa Soucka, za co mógł wyłapać czerwoną kartkę. Z Łotwą popełniał błędy nieprzystające stoperowi na tym poziomie, był najsłabszym elementem bloku defensywnego. Znów udowodnił, że chyba nigdy nie przejmie roli lidera obrony. Nie wykorzystał obecnej szansy mimo słabej konkurencji. A przecież przekroczył już pięćdziesiątkę występów z orzełkiem na piersi. Doczekał się nawet krótkoterminowej gry z opaską, lecz przez lata zupełnie w tej drużynie nie urósł. Raczej wraz z nią obniżył poziom. A szans miał już tyle, że naturalnym ruchem wydaje się szukanie alternatywy w kimś innym. Ile razy można grać ten sam film?

Sebastian Szymański

Kto wie, czy nie jest to największy przegrany wśród kadrowiczów. Zamiast przejęcia “kierownicy” po chorobie Piotra Zielińskiego dostaliśmy “ogon” Szymańskiego z Czechami, w momencie, gdy gra była raczej nastawiona na długie piłki i walkę w powietrzu. Michał Probierz podjął ryzyko i dziś jedynie możemy gdybać, jak wyglądałaby reprezentacja z gwiazdą Fenerbahce od pierwszej minuty w ubiegły piątek. Z drugiej strony, pomocnik wyszedł w podstawowym składzie na Łotwę i poza pierwszym kwadransem raczej zawiódł. Nie napędzał akcji ofensywnych biało-czerwonych, raczej zanotował kolejny szary występ w barwach narodowych. Składając wszystko w całość, musimy mówić o bardzo dużym rozczarowaniu. Nie może się Sebastian Szymański wstrzelić w tę kadrę. No nie może.

Adam Buksa

Okoliczności sprawiły, że Buksa dostał w listopadzie naprawdę sporo czasu, by udowodnić przydatność jako numer trzy w reprezentacyjnym ataku. Arkadiusz Milik nie przyjechał, Karol Świderski nieszczęśliwie zmagał się z problemami zdrowotnymi, w dodatku po godzinie gry z Łotwą selekcjoner oszczędził Roberta Lewandowskiego. Buksa rozegrał więc łącznie półtora meczu i… nie przekonał. Z Czechami był niewyraźny, dość przeciętny, niczym się nie wyróżnił. W sparingu cztery dni później poszło mu jeszcze gorzej. Tracił piłki, spowalniał ataki, marnował szanse. Oceniliśmy go tak, wręczając mu 3 w skali 1-10.
- Trudno znaleźć jakikolwiek pozytyw. W powietrzu, gdzie miał przecież dominować, przegrywał pojedynki. Na ziemi był zaś jeszcze bardziej irytujący, niedokładny, spóźniony i niepewny. Zdecydowanie nie wykorzystał swojej szansy, a graliśmy przecież z Łotwą.
Daleko do tęsknoty za Arkadiuszem Milikiem, ale na dziś rywalizacja o miejsce w “linii ognia” kadry dalej trwa. Buksa nie zaplusował.

Paweł Wszołek

Zero minut wahadłowego Legii to duże zaskoczenie i jego porażka. Michał Probierz kontynuował selekcję, dał szansę prawie wszystkim powołanym, poza trzema nazwiskami: właśnie Wszołkiem, a także Tomaszem Kędziorą i Tymoteuszem Puchaczem. Pierwszy z nich może czuć się najbardziej pokrzywdzony, bo w dwóch ostatnich miesiącach grywał, wyszedł przecież w podstawowym składzie na Mołdawię. Mimo tego, nawet przy nieobecności Matty’ego Casha, nie wszedł choćby na chwilę ani z Czechami, ani Łotwą. Jasne, na prawym wahadle biegał Przemysław Frankowski, zaufany “żołnierz” selekcjonera, ale nie był na tyle wybitny, by nie myśleć o wypuszczeniu w bój Wszołka. Swoje też pewnie zrobiła kapitalna dyspozycja Zalewskiego, który zajął jedno z wahadeł, to “puste”, zakładając, że “Franek” jest pewniakiem. Niemniej, piłkarz Legii ma prawo być niezadowolony.

Przeczytaj również