Największy przegrany zgrupowania kadry? Znów zawiódł, był niepewny. "Czas na szansę dla innych"
Większość reprezentantów Polski nie zaliczy ostatnich dni do udanych. Po meczach z Wyspami Owczymi i Mołdawią wielu z nich może czuć się przegranymi zgrupowania. W tym kadrowicze z teoretycznie najwyższej półki.
Mało pozytywów i poczucie straconej szansy. Reprezentacja Polski pokazała odświeżoną personalnie twarz, ale po właśnie zakończonym zgrupowaniu panuje zrozumiały niedosyt. Oczywiście, nie Michał Probierz ponosi winę za obecną sytuację, selekcjoner zasłużył na kredyt zaufania i czas, by zbudować kadrę wedle własnej wizji. Trener dokonał jednak kilku ruchów w składzie, które podlegają ocenie. Część się sprawdziła, inne niekoniecznie. Jest dość spora grupa piłkarzy mogących indywidualnie spisać ostatni tydzień na straty. A przynajmniej tych, którzy mają pełne prawo czuć rozczarowanie. Jakieś pozytywy? Mniej, ale są. Oto najwięksi wygrani i przegrani październikowego zgrupowania biało-czerwonych. Zacznijmy od tego drugiego grona.
Najwięksi przegrani
Arkadiusz Milik
Można zrozumieć Michała Probierza, który publicznie bronił Milika zarówno po meczu w Torshavn, jak i na PGE Narodowym. Choćby w rozmowie ze “sport.pl” selekcjoner podkreślił, że wierzy w napastnika Juventusu i zasugerował jego dalszą grę w drużynie narodowej.
- Ja w Arka bardzo wierzę. Nie skreślam go, ale też wiem, że to dla niego trudny moment. Wierzę, że przejdziemy przez niego razem, a ja jako selekcjoner zrobię wszystko, żeby w kolejnych meczach zaprezentował się z jak najlepszej strony.
Fakty są jednak takie, że Milik dwukrotnie wypadł blado. Nie bez przyczyny w pomeczowych ocenach wręczyliśmy mu kolejno “trójkę” i “dwójkę” w skali 1-10. Momenty nie zmieniają ogólnego obrazu - 29-latek głównie dał się zapamiętać ze słabej skuteczności. Zakończył zgrupowanie z zerem po stronie goli, a miał przynajmniej kilka szans w obu meczach na skierowanie piłki do siatki. Gdyby z Mołdawią wykorzystał dwie wyborne okazje z najbliższej odległości, dziś nie mówilibyśmy o kolejnej kompromitacji w tych eliminacjach.
Napastnik jest od strzelania bramek, a tego Milikowi w ostatnich latach brakuje w kadrze. Jeśli rokrocznie zawodzili w niej odstawieni obecnie zawodnicy jak Karol Linetty czy Jan Bednarek, to czas się zastanowić, co piłkarz “Juve” może wnieść do tego zespołu. Bo sportowo niestety broni się bardzo rzadko. Przy powrocie Roberta Lewandowskiego i dobrym wrażeniu ze strony duetu Karol Świderski - Adam Buksa, naprawdę nie znajdujemy argumentów za wyższą pozycją Milika w hierarchii napastników niż numer cztery. A w kolejce czekają następni.
Matty Cash
To nie jest tak, że Matty Cash stanowi problem tej reprezentacji. Ani tak, że na zgrupowanie przyjeżdża dziesięć razy słabszy piłkarz niż ten brylujący w Aston Villi. Kiepska ocena gry Casha z orzełkiem na piersi to sprawa niepodważalna, ale warto przemyśleć, skąd się bierze i dlaczego.
- Cash nie jest skrzydłowym! Nie ma umiejętności indywidualnych, które pozwalają mu przedryblować dobrze zorganizowanych rywali. Argument "ale przecież gra w Premier League" nie ma tu znaczenia. W Premier League nie grają nadludzie. To doskonała organizacja tych drużyn, świadomość taktyczna i wysoka jakość piłkarzy na wszystkich pozycjach zapewniają wysoki poziom tej ligi, ale obrońca nadal jest tam tylko obrońcą - pisał TUTAJ nasz dziennikarz Radosław Przybysz, analizując przyczyny słabej formy prawego wahadłowego w reprezentacji.
Niemniej, Cash jest zdecydowanie jednym z największych przegranych październikowej przerwy na kadrę. Michał Probierz mu zaufał z Wyspami Owczymi, ale dość szybko zdjął z boiska, po czym nie wpuścił choćby na minutę przeciwko Mołdawii. Zamiast Matty’ego pierwszy plac dostał Paweł Wszołek, który w jakkolwiek świetnej dyspozycji by nie był (a na Narodowym wypadł przyzwoicie), nadal jest piłkarzem z Ekstraklasy. Na co dzień rywalizującym z Puszczą Niepołomice, ŁKS-em i Koroną Kielce, a nie Manchesterem City, Arsenalem czy Liverpoolem. To spory cios dla Casha. Miejmy nadzieję, że selekcjoner będzie w stanie właściwie wykorzystać gracza Aston Villi, a ten pokaże w kadrze swoją najlepszą wersję. Bo póki co na obecnej sytuacji tracą wszyscy, z reprezentacją Polski na czele.
Tomasz Kędziora
Nieco niespodziewanie Kędziora obronił miejsce w składzie po odejściu Fernando Santosa. Wyglądał jednak tak samo niepewnie, jak we wrześniu. Wtedy dwukrotnie otrzymał od nas “dwójkę”, będąc jednym z najsłabszych punktów kadry w obu spotkaniach. Teraz dołożył do tego bardzo nerwowy i “elektryczny” występ z Mołdawią. To jemu uciekł przy bramce na 0:1 Ion Nicolaescu.
- Fatalny. Nie tylko całkowicie zaspał przy straconym golu, ale jeszcze kilka razy wyglądał na zawodnika, który ma problem z wykonaniem najprostszych czynności - oceniliśmy Kędziorę.
Trener Probierz sprawia wprawdzie wrażenie zadowolonego z gry defensywnej, ale ani niemrawy Jakub Kiwior, ani właśnie Tomasz Kędziora nie dawali żadnej gwarancji jakości. I o ile Kiwiora trudno mimo wszystko zaliczyć w szerszym spojrzeniu do przegranych zgrupowania, bo nadal to na nim powinna być budowana reprezentacyjna obrona, o tyle Kędziora nie przekonuje, że warto na niego stawiać. Po tylu latach i próbach czas na szansę dla innych. Trzymajmy kciuki za powrót do zdrowia Pawła Dawidowicza.
Patryk Dziczek
Z jednej strony, przeszedł on z roli nieoczywistego powołanego do podstawowego piłkarza w obu spotkaniach. To duża niespodzianka i na pewno sukces zawodnika Piasta Gliwice. Z drugiej strony jednak nie obronił się sportowo. Jeszcze poprawny, dyskretny i bezpieczny występ na Wyspach Owczych można mu wybaczyć, ale przeciwko Mołdawii Dziczek wyglądał słabiutko. Nikłe doświadczenie reprezentacyjne i gra w Ekstraklasie nie jest argumentem, gdy rywalizuje się z takim zespołem jak Mołdawia. Tymczasem pomocnik zupełnie sobie nie radził. Był niedokładny, nerwowy, chaotyczny. Miał zapewnić spokój w drugiej linii i swobodę wyżej ustawionym kolegom - zupełnie się to nie sprawdziło. Nic dziwnego, że już w przerwie zszedł z boiska. Nie skreślamy go, ale Dziczek oblał październikowy test. A kandydatów na tę pozycję akurat nie brakuje.
Damian Szymański
Jedyny w tym gronie piłkarz, który nie zagrał choćby minuty. Stąd ląduje wśród przegranych. Miał prawo liczyć na więcej, tymczasem selekcjoner wyżej w hierarchii widział i Dziczka, i Bartosza Slisza, i Jakuba Piotrowskiego. Pomocnik AEK Ateny może czuć duży niedosyt, bo to jego drugie nieudane zgrupowanie z rzędu, po tym jak w czerwcu był pierwszym wyborem na “szóstce”. Niewykluczone, że Michał Probierz otworzy się na koncepcję z Szymańskim, póki co jednak lider AEK musi spisać ostatni tydzień na straty. Trzeba przyznać, że kadra dotychczas nie dała sobie realnej szansy, by zbudować 28-latka w roli podstawowego zawodnika. Rozgoryczenie w pełni zrozumiałe.
Wygrani
Karol Świderski
Co gra, to nie zawodzi. Ma “gola”, dokłada do tego mnóstwo pożytecznej pracy w ofensywie dla całego zespołu. W porównaniu z Arkadiuszem Milikiem to jest niebo a ziemia. Świderski wielokrotnie udowodnił, że to jemu należy się pozycja numer dwa w reprezentacyjnym ataku, tuż za plecami Roberta Lewandowskiego. Nawet nie chodzi tylko o bramkę z Mołdawią, bo mógł, a nawet powinien mieć je dwie. Chodzi o całokształt gry. Jakość, charakter. Umiejętności i wolę walki. To piłkarz, który - mimo pewnych ograniczeń - potrafi w tej kadrze stworzyć coś z niczego. Świetnie określił go Piotr Dumanowski z “Eleven Sports”: Karol kojarzy się z sukcesem. Zasłużył wreszcie na stałe i pewne miejsce w biało-czerwonej ofensywie.
Przemysław Frankowski
Niewielu piłkarzy może o sobie powiedzieć, że nie zawiodło ani w Torshavn, ani w Warszawie. Tymczasem Frankowski był jednym z najlepszych Polaków na Wyspach Owczych i jednym z najmniej słabych na PGE Narodowym. Sporo mu się chciało. Nie bał się brać gry na siebie, wykazywał aktywność, dynamikę, robił taki pozytywny szum, nawet jeśli na kilka lepszych zagrań przychodziły dwa słabsze. Można powiedzieć, że przełożył dyspozycję klubową na reprezentację. Wygląda na to, że “Franek” wreszcie będzie pełnoprawnym elementem podstawowej jedenastki kadry. Żadną “zapchajdziurą”, a stałą wartością dodaną zespołu. Zasłużenie. Polska potrzebuje piłkarzy w formie z silnych klubów topowych lig.
Patryk Peda
Może i Peda nie zaliczy meczu z Mołdawią do specjalnie udanych, ale czepianie się akurat jego po tym spotkaniu jest kuriozalne. Co więcej, całościowo obrońca SPAL sporo tym zgrupowaniem ugrał. Przyjechał jako żółtodziób, którego powołanie wielu wytykało palcami. Tymczasem bez kompleksów wszedł do drużyny, pozytywnie zadebiutował, dwukrotnie zagrał po 90 minut. Pomysł z szansą dla niego się sprawdził.
Nie przewidujemy, że nagle Peda będzie miał immunitet na grę. Wysłał jednak sygnał, że może być nie tylko powiewem świeżości w kadrze, ale i stanowić realną wartość boiskową. Poza tym, umówmy się, lepiej oglądać niedociągnięcia w grze kogoś, kto aspiruje do roli przyszłości reprezentacji niż tych samych, “zgranych kart”, kojarzących się z porażkami.