Najwięksi przegrani meczu z Portugalią. "Zmarnował wielką szansę"
Wielu reprezentantów Polski nie zaliczy piątkowego meczu z Portugalią do udanych. Oto ci, których wybraliśmy największymi przegranymi tego spotkania.
Po pierwszej połowie mogliśmy przecierać oczy ze zdumienia, bo Polacy jak równy z równym rywalizowali z Portugalią na jej terenie i mieli okazję, by otworzyć wynik. Wyglądali też zaskakująco solidnie w defensywie. Mecz trwa jednak 90 minut, dlatego zamiast głowić się nad listą największych wygranych tego meczu (plusik stawiamy przy schodzących wcześniej Bereszyńskim czy Bednarku), skupiamy się na przegranych. Są bowiem piłkarze, którzy nie tylko rozczarowali, ale ogółem stracili, jeśli chodzi o szersze spojrzenie na ich pozycję w kadrze. Wybraliśmy trzy nazwiska.
Marcin Bułka
W studiu pomeczowym na kanale Meczyki.pl (TUTAJ) dziennikarze słusznie zauważyli, że jeśli Polska osiągała w ostatnich latach niezły wynik z mocnym rywalem, to miał w tym swój udział bramkarz. Czy to wielokrotnie Wojciech Szczęsny, czy też Łukasz Skorupski (choćby Francja na EURO). Nawet kilka tygodni temu Marcin Bułka pomógł uzyskać remis z Chorwacją na Narodowym. Z Portugalią nie dał jednak nic ekstra. Potrafił przytomnie interweniować przy kilku próbach, ale jednocześnie wpuścił pięć goli na sześć strzałów celnych rywali. Szczególnie przy trafieniu Pedro Neto w krótki róg powinien zachować się lepiej. Brakowało mu na ogół pewności, właściwego ustawienia, a ponadto dał się zapamiętać kiepskimi wyprowadzeniami piłki, gdy ta po jego długich podaniach lądowała pod nogami gospodarzy. Dostał wielką szansę, ale ją zmarnował. Nie rzucił realnej rękawicy Łukaszowi Skorupskiemu, byśmy mogli pomyśleć, że to on zasługuje na bluzę z numerem jeden. Rywalizacja wygląda na rozstrzygniętą. Bułka musi poczekać.
Krzysztof Piątek
W obliczu kontuzji Lewandowskiego Krzysztof Piątek znów dostał szansę w podstawowym składzie reprezentacji Polski i… znów nie przekonał. Wysłał dobry sygnał, gdy przejął piłkę po podaniu głową Kamińskiego i huknął z dystansu. Zabrakło niewiele, tyle że był to jeden z niewielu pozytywów w występie zawodnika Basaksehiru, mimo że finalnie i tak nie zmieścił piłki w siatce. Poza tym sporo chciał, jak zawsze ambitnie, ale rzadko cokolwiek z tego wynikało. Wymowna była sytuacja, w której nie ruszył zdecydowanie na jedno z niezłych dośrodkowań, tylko czaił się w tyłach pola karnego. W drugiej połowie opadał z sił, choć doceniamy, że nawet ledwo zipiąc potrafił odebrać piłkę wślizgiem po intensywnym pressingu. Niemniej, napastnika oceniamy za grę w ofensywie, a tutaj nie znajdujemy wielu powodów do pochwał. Nie pokazał Buksie ani Świderskiemu, że to on stanowi najlepszą opcję do gry w razie absencji kapitana. Raczej otworzył im drogę do gry ze Szkocją. Nie ma przypadku w tym, że dotychczas najlepiej “Pio” wyglądał w kadrze jako dżoker, opcja z ławki.
Jakub Kamiński
Słabsza forma Przemysława Frankowskiego umożliwiła ostatnio ponowne wejście “Kamykowi” do kadry. Nie przekonał na tyle, by wykupić abonament na prawe wahadło, ale dawał przebłyski, można było mieć nadzieję, że będzie szedł w dobrym kierunku. Teraz “Franek” wypadł z kontuzją, podobny los spotkał desygnowanego do gry Bereszyńskiego, więc piłkarz Wolfsburga, także nie w pełni zdrowia, dostał godzinę w Porto. I niestety spisał się słabo.
Względem “Beresia” - przepaść. Rafael Leao odzyskał wigor, gdy dostał naprzeciwko siebie Kamińskiego. Ten miał problemy z ustawieniem we własnym polu karnym, nie nadążał, dał się objeżdżać. Rozumiemy, że w normalnych warunkach mający złamany palec “Kamyk” pewnie nie zagrałby ani minuty, natomiast jeśli już pojawił się na boisku, to musimy go rzetelnie ocenić. A ta ocena jest niska. Ani razu jeszcze nie przekonał, że warto na dłużej zaufać mu w roli prawego wahadłowego. Na tej pozycji dalej nic nie wiemy, a Kubie życzymy zdrowia i lepszej dyspozycji. Ze Szkocją prawdopodobnie może nadejść kolejna szansa.