Najwięksi pominięci na mundialu. Ci piłkarze nie zagrali ani minuty. Rekordowo duża liczba
Czasem tak bywa. Dostajesz powołanie na mistrzostwa świata, ale na finałach nie wąchasz murawy nawet na minutę. Rezerwowi bramkarze wiedzą, na co się piszą, ale gracze z pola mogą czuć rozczarowanie. W Katarze było takich dokładnie 97, w tym trzech Polaków.
Przed półfinałami było ich dokładnie 100, co skrzętnie wyliczył "The Athletic". A z bramkarzami, ponad 150. Ale w półfinałowym meczu z Chorwacją, już przy wyniku 3:0, Lionel Scaloni wpuścił na boisko Paulo Dybalę, Angela Correę i Juana Foytha, a więc trzech klasowych graczy, z których dotąd na mundialu w ogóle nie korzystał.
I zapewne już nie skorzysta. Prawdopodobnie był to gest wobec nich, żeby poczuli się w pełni częścią drużyny, która w niedzielę zdobędzie złote albo srebrne medale. Choć jak widać po scenach z szatni, Dybala i bez tego czuje się wśród kolegów doskonale.
Finałowy rywal Argentyńczyków, a więc Francja, skorzystał w Katarze ze wszystkich zawodników z pola, bo mając już zapewnione wyjście z grupy Didier Deschamps wystawił na trzeci mecz z Tunezją samych rezerwowych. Jedynym, który nie zagrał ani minuty, jest trzeci bramkarz Alphonse Areola. Zawodnik West Hamu stoi przed szansą wygrania drugiego mundialu z rzędu, choć na żadnym nie pojawi się na boisku.
W reprezentacji Maroka są trzej niewykorzystani dotychczas zawodnicy z pola: Ilias Chair (QPR), Anass Zaroury (Burnley) i Bilal El Khannouss (Genk).
Z kolei w kadrze Chorwacji jest ich aż sześciu: Domagoj Vida (AEK Ateny), Josip Stanisić (Bayern), Josip Sutalo (Dinamo Zagrzeb), Martin Erlić (Sassuolo), Kristijan Jakić (Eintracht Frankfurt) i Luka Sucić (Salzburg). Doświadczony Vida był podstawowym stoperem na mundialu cztery lata temu. Ma na koncie równe 100 występów w kadrze i zapewne w liczy, że w sobotę, w meczu o trzecie miejsce zaliczy 101., nawet na kilka minut.
Po co aż 26?
Zlatko Dalić nie skorzystał aż z sześciu rezerwowych z pola, chociaż zaszedł najdalej jak się da, do strefy medalowej. Bez minuty na boisku do domu wróciło również siedmiu Walijczyków, sześciu Ekwadorczyków, pięciu Katarczyków i po czterech Australijczyków, Belgów, Duńczyków, Anglików, Niemców, Ghańczyków, Senegalczyków, Amerykanów i Urugwajczyków. To pokazuje, że powiększenie finałowych kadr z 23 do 26 było zbędne. Zawodnicy z numerami 24, 25, 26 robią tylko za.... numery właśnie. I czekają ewentualnie na plagę kontuzji.
W reprezentacji Polski ani minuty w Katarze nie rozegrali - oprócz Łukasza Skorupskiego i Kamila Grabary - Robert Gumny, Mateusz Wieteska i Szymon Żurkowski. Szczególnie rozczarowany może być zwłaszcza ten ostatni, bo przecież jeszcze latem był ważną częścią planów Czesława Michniewicza. Ale zupełny brak gry w klubie, słaby występ w sparingu z Chile i taktyczny powrót do gry z czwórką obrońców sprawiły, że przesunął się w hierarchii na sam jej koniec.
Niespełniony sen "Maddersa"
Wout Faes, Yussuf Poulsen, Conor Gallagher, Julian Brandt, Karim Adeyemi, Stefan de Vrij, Tyrell Malacia, Eric Garcia, Yeremy Pino, Lucas Torreira - to niektórzy zawodnicy, którzy mogli wracać z Kataru z poczuciem rozczarowania.
Największe przeżył chyba jednak James Maddison. Pomocnik Leicester, który jesienią zanotował siedem goli i cztery asysty w Premier League, rzutem na taśmę złapał się do kadry na mundial. Po ogłoszeniu powołań wydawało się, że jest największym wygranym ostatnich tygodni. Dziś wygląda na największego przegranego. Niewpuszczenie go choćby na kilka minut, zwłaszcza przy niekorzystnym wyniku z Francją, to jeden z głównych zarzutów angielskich kibiców do Garetha Southgate'a.
Piłkarze różnie to znoszą. Dużo zależy od kontekstu. W tekście Stuarta Jamesa na "The Athletic" wypowiada się, między innymi, Stephen Warnock, członek angielskiej drużyny z 2010 roku. Lewy obrońca Liverpoolu zdawał sobie sprawę, że jest tylko rezerwowym dla Ashleya Cole'a i nie miał problemu z tym, że przez cały turniej oglądał kolegów z wysokości ławki.
Inni czuli jednak żal. Pomocnik Massimo Luongo zaliczył 36 występów w reprezentacji Australii, ale nigdy nie wstał z ławki na mundialach 2014 i 2018 i przyznaje, że do dziś ciężko mu do tego wracać.
Anglik Jermaine Jenas miał wejść na ostatnie minuty pierwszego, grupowego meczu MŚ 2006, stał już w strefie zmian, ale nie zdążył przed ostatnim gwizdkiem. Kolejna szansa już nie przyszła. - Byłem załamany - przyznał.
Turek Muzzy Izzet ostatecznie dostał minuty i to w półfinale MŚ 2002 przeciw Brazylii, ale wcześniej trudno mu było znieść brak gry, również dlatego, że urodził się w Anglii, nie mówił po turecku i nie czuł się częścią grupy. Chciał wracać do domu.
Wszyscy jesteśmy mistrzami świata
Nic tak nie koi bólu bycia wiecznym rezerwowym jak wygranie mundialu. W 2010 roku poczuł to choćby Pepe Reina, w 2014 - Kevin Grosskreutz, a w 2018 - Adil Rami. - Byliśmy tam razem przez sześć tygodni, dawaliśmy z siebie wszystko na treningach i przyczyniliśmy się do dobrej atmosfery. Wszyscy zostaliśmy mistrzami świata - mówił Grosskreutz w imieniu swoim i czterech innych zawodników, którzy nie zagrali w żadnym meczu z finałem włącznie.
Tym razem każdy zawodnik z pola będzie mógł powiedzieć o sobie, że przyłożył swoją cegiełkę do tytułu, również w meczach. Nieważne, czy złoto zdobędzie Francja czy Argentyna. To pierwsza taka sytuacja od lat. Wyjątkowa tym bardziej na mundialu, na którym rekordowo wielu piłkarzy ani razu nie wstało z ławki.