Najwięksi bohaterowie ćwierćfinałów LM. Fantastyczna czwórka. "Ten piękny sen trwa dalej"
Cztery mecze, dziesięć goli, garść emocji i otwarta sprawa awansu w prawie wszystkich parach. To były świetne dwa dni z Ligą Mistrzów, których symbolem było kilku bohaterów, nie tylko tych szalejących na boisku.
O ile we wtorkowy wieczór kibiców mógł kłuć w oczy defensywny i brzydki styl gry Atletico, którego przez prawie pięć kwadransów nie byli w stanie przełamać piłkarze Manchesteru City, o tyle środowa Liga Mistrzów obfitowała w emocje dla postronnego widza i przyniosła ciekawe rezultaty. Nawet jeśli zawodnicy Bayernu, w tym Robert Lewandowski, nie dojechali poziomem na spotkanie z Villarrealem, a gracze Chelsea popełniali irracjonalne błędy w obronie, to i tak oglądało się to wybornie. Wybraliśmy dla Was pięciu największych bohaterów pierwszych meczów ćwierćfinałowych.
Karim Benzema
Nie możemy zacząć nikogo innego jak od Niego. Karim Benzema znów udowodnił, jak wielkim jest piłkarzem, kładąc na deski Chelsea efektownym hattrickiem. Absurdalny wydawał się komentarz na Polsacie, sugerujący, że Francuz jedynie “dołożył głowę” przy pierwszych dwóch golach. Taka ocena to niezrozumienie futbolu, niezrozumienie geniuszu “Benza”, który, owszem, skorzystał z gapiostwa obrońców “The Blues”, ale przy tym błysnął piłkarskim kunsztem, doskonale wychodząc na pozycję i nie dając szans Edouardowi Mendy’emu. Tak uderzyć piłkę głową przy pierwszym trafieniu, z takiej odległości? Poezja. A trzecia bramka to chyba efekt magii Benzemy, otaczającego bramkarzy rywali specjalną aurą, powodującą tymczasowe odcięcie im prądu. Wczoraj Mendy, niedawno Gigio Donnarumma, swego czasu Loris Karius w finale tych elitarnych rozgrywek.
Karim zdobył gole numer 80, 81 i 82 w Champions League. Zbliżył się zatem do Roberta Lewandowskiego na w klasyfikacji strzelców wszech czasów. Traci do “Lewego” trzy trafienia. Co ciekawe, francuski supersnajper tylko raz na 82 bramki kierował piłkę do siatki z rzutu karnego.
Jeśli Real ma w tym sezonie ustrzelić dublet, to zrobi to na plecach niesamowitego Benzemy. Doświadczony napastnik w czterech ostatnich spotkaniach strzelił dziesięć goli. Wydaje się, że właśnie wjechał na autostradę prowadzącą go prosto do Złotej Piłki. Robert Lewandowski musi odpowiedzieć na popisy “Benza” kapitalnym występem w rewanżu z Villarrealem. Na dziś to piłkarz Realu jest bowiem na pole position do zgarnięcia lauru France Football.
Carlo Ancelotti
Może i Real niedawno został znokautowany przez Barcelonę w El Clasico. Może jego droga po mistrzostwo Hiszpanii nie wygląda najefektowniej. Może Carlo Ancelotti jest do bólu konserwatywny i niechętnie dokonuje korekt w składzie. W Londynie jednak znów triumfował stary, poczciwy i, przede wszystkim, niezwykle fachowy Włoch. “Carletto” odrobił taktyczną lekcję sprzed roku. Wówczas zespół prowadzony przez Zinedine’a Zidane’a zasłużenie musiał uznać wyższość Chelsea w półfinale LM. Teraz, w pierwszym starciu tych drużyn, trener Realu postarał się zminimalizować ryzyko ofensywnych zapędów “The Blues” z bocznych sektorów. Dużą w tym rolę odegrali Vinicius i Fede Valverde wraz z Casemiro, właściwie wspierający defensywę przez większość potyczki na Stamford Bridge. Świetne ustawienie “Królewskich” w fazie obronnej i trzymanie właściwych odległości do przeciwników neutralizowało zagrożenie ze strony gospodarzy. Z taktyki Carlo Ancelotti zasłużył na piątkę. Dokładną, profesjonalną analizę meczu Chelsea - Real znajdziecie TUTAJ.
Unai Emery
A jeśli o trenerach mowa… Na jeszcze większe brawa od Ancelottiego zasłużył Unai Emery, którego zespół dopiero co zaliczył poważną wpadkę w lidze z Levante, a tymczasem w środę zaszachował na własnym boisku potężny Bayern. Cóż to był za popis Villarrealu! “Żółta Łódź Podwodna” przyjęła monachijski okręt na swoim terytorium i zafundowała mu lekcję futbolu. A mogła nawet przybyszy zatopić, lecz zabrakło lepszej skuteczności. Fakty są takie, że gdyby Villarreal, dyrygowany przy linii bocznej przez ekspresyjnie reagującego Emery’ego, wygrał ten mecz trzema-czterema bramkami, nikt nie mówiłby o niezasłużonym wyniku. Nie chodzi tylko o nieuznanego, efektownego gola Francisa Coquelina. Szczególnie w drugiej połowie gospodarze mieli okazje do odesłania Bayernu z bagażem kilku goli. Ich grę oglądało się z ogromną przyjemnością. Począwszy od kapitalnego duetu stoperów Raul Albiol - Pau Torres, przez generała Daniego Parejo, aż po widowiskowego Arnauta Danjumę i pożytecznego Gerarda Moreno. Piękny sen Villarrealu, rozpoczęty w maju ubiegłego roku w Gdańsku, trwa dalej. I nie ma powodów, by twierdzić, że na pewno skończy się w najbliższy wtorek w stolicy Bawarii. Unai Emery znów triumfuje.
Luis Diaz
Chyba nawet najwięksi fani talentu Luisa Diaza nie mogli przewidzieć, że piłkarz, który został ściągnięty w styczniu z Porto jako uzupełnienie linii ataku, tak szybko stanie się jej ważnym elementem i wyjdzie w pierwszym składzie ćwierćfinałowego meczu Ligi Mistrzów. Co więcej, strzeli w nim gola, zanotuje asystę i skradnie serca kibiców, pracując na miano MVP spotkania. Juergen Klopp może z uznaniem pokiwać głową i przybić piątkę z pionem transferowym klubu. Liverpoolowi znowu się udało. Oczywiście, pewnie 25-letni Kolumbijczyk będzie miewał słabsze występy, wykonywał nieudane dryblingi czy momentami podejmował złe decyzje. To naturalne. Transfer za 45 mln euro już się jednak spłaca. Właśnie takimi popisami Diaza jak we wtorek w Lizbonie.
***
Czy powyższa fantastyczna czwórka utrzyma miano bohaterów ćwierćfinałów także po meczach rewanżowych? Spotkania zaplanowane na przyszły tydzień zapowiadają się wybornie. Nie należy skreślać ani Bayernu, ani Chelsea, ani nawet Atletico, które u siebie zapewne zagra znacznie odważniej niż w Manchesterze. To powinien być kolejny wyborny czas z Ligą Mistrzów. Nie możemy się doczekać!