Najsłabsze ogniwo Realu Madryt. Nie daje jakości, przynosi problemy. "Zdumiewający zjazd"

Najsłabsze ogniwo Realu Madryt. Nie daje jakości, przynosi problemy. "Zdumiewający zjazd"
Mateusz Porzucek / pressfocus
Wojciech - Klimczyszyn
Wojciech KlimczyszynDzisiaj · 11:00
Dziecięca gra w “niepasujący element” w przypadku Realu Madryt trwałaby góra kilka minut. Wystarczy rzut oka na dowolny mecz i wskazanie najsłabszego ogniwa nie powinno przynieść większych trudności. Lucas Vazquez nie daje jakości najlepszej drużynie poprzedniego sezonu. Za to przynosi same problemy.
W Realu ma specyficzny status. Fani traktują go jak maskotkę, zawodnika specjalnej troski, kogoś, kto niekoniecznie sprawdza się jako rasowy piłkarz. W środowisku zyskał pseudonim “Cafucas”, ale nikt nie jest na tyle szalony, by porównywać go do legendarnego prawego obrońcy Canarinhos. Ksywkę trzeba traktować z przymrużeniem oka. Polscy kibice “Los Blancos” swoją grupę na Facebooku nazwali właśnie na jego cześć - Vazquezawka. Ktoś mógłby pomyśleć - to dowód na docenienie świetnego piłkarza. Niekoniecznie. To prześmiewcze podejście do piłkarza, który dziś jest jednym z kapitanów mistrzów Hiszpanii.
Dalsza część tekstu pod wideo

Atak szczytowy, zdumiewający zjazd

W ostatnich latach przy Concha Espina regularnie dało się słychać hasło “na Lucasie można polegać”. W przeszłości, gdy Dani Carvajal częściej odwiedzał gabinety lekarskie, niż przebywał na boisku, Vazquez zwykle zastępował go solidnie i rzetelnie, a potem bez narzekania wracał na ławkę rezerwowych, gdy etatowy prawy obrońca wyzdrowiał. W zeszłym sezonie zdarzało się, że dawał koncerty. Mimo że to był generalnie rok “Carvy”, który wyjątkowo tryskał zdrowiem i brał na siebie odpowiedzialność za drużynę, to również i jego zmiennik odegrał ważną rolę w kluczowych fazach spotkań, gdy wynik wahał się między porażką, a zwycięstwem.
Wniósł istotny wkład w zdobycie mistrzostwa Hiszpanii i Ligi Mistrzów. Jedyny, decydujący gol na 1:0 w Alaves, gdy “Królewscy” grali bez jednego zawodnika, dał istotny impuls ekipie w drodze po krajowy prymat. Podobnie jak występ w ostatnim El Clasico poprzedniej kampanii, kiedy miał bezpośredni udział we wszystkich trzech golach dla Realu. Tego nikt nie zapomni i nikt mu już tego nie zabierze. Ale coś się wypala w Lucasie, coś przestawia mu się w głowie, gdy musi grać regularnie co mecz, wychodząc w pierwszym składzie. Przestaje być piłkarzem, zamienia się w “elektryka”.

Coraz mniejszy kredyt zaufania

Do czasu poważnej kontuzji Carvajala na początku października, wydawało się, że to będzie kolejny, typowy sezon Lucasa. Gdy wchodził na końcówkę spokań, by zluzować lidera, zachowywał spokój, trzymał pozycję i wraz z kolegami dowoził rezultat. Po zerwaniu więzadeł przez Daniego, musiał szybko wskoczyć w jego buty i harować na boisku przez 90 minut. I to okazało się wyzwaniem nie do przeskoczenia.
W kompromitującej klęsce 0:4 z Barceloną i późniejszej porażce 1:3 z Milanem weteran prawej strony obrony biegał bez mapy i był całkowicie przytłoczony wydarzeniami. Do tego zdarzają mu się boiskowe “wylewy”, kiksy, mniejsze lub większe wpadki. Pozwalał po swojej stronie paradować graczom ofensywy rywali, dawał się wkręcać w murawę, odpuszczał krycie, jako plaster gubił swoich przeciwników. Nic dziwnego zatem, że trenerzy ustawiając plan na Real szczególnie zwracali uwagę na ten, konkretny słaby punkt. “Grajcie na Vazqueza, on jest cienki”.
Wyraźnie brakuje mu szybkości w porównaniu do biegających vis a vis skrzydłowych, często traci równowagę, a także atut, z którego słynął. Zwykle, gdy drużynie idzie - on też potrafi się rozkręcić. Teraz, nawet gdy Real dominuje, a robi to w obecnej kampanii rzadko, to Vazquez i tak jawi się jako najgorszy gracz, Przeciwko Atalancie był niesamowicie kręcony przez Ademolę Lookmana, z Rayo Vallecano na wyjeździe dwie z trzech bramek dla rywali należy przypisać na jego konto, a w półfinale Superpucharu Hiszpanii, mimo że zaliczył asystę przy trzecim golu, znów pokazywał się ze słabej strony w defensywie. Gdy nadchodziło zagrożenie, to zawsze z lewej flanki Mallorki, którą zabezpieczać powinien Lucas. Ale tego nie robił.
Wychodząc z perspektywy “optycznej” w obiektywną sferę liczb, również nie wygląda to zbyt dobrze dla 33-latka. Gdy Vazquez znajduje się na placu, “Los Blancos” tracą 1,48 gola 90 minut, co jest najgorszym wynikiem wśród defensywnych piłkarzy w całym składzie. Niecałe pół odbioru na mecz i 0.1 zablokowanych strzałów pokazuje, że nie jest wartością dodaną dla bloku obronnego Realu.
Lucas jeszcze w 2015 roku grał na Bernabeu jako skrzydłowy, więc może nadal zyskuje dzięki ofensywnym walorom? Otóż też nie. Oprócz asysty w Superpucharze, ma jeszcze dwa decydujące dogrania w lidze i dwa trafienia: po jednym przeciwko Alaves i Borussii Dortmund. I to wszystko w 24 spotkaniach i blisko 1500 rozegranych minut. Dla porównania, w zeszłym sezonie spędzając porównywalny czas na boisku miał trzykrotnie wyższy dorobek strzelecki i “asystencki”. Wskaźniki skuteczności i kreatywności spadły drastycznie.

Położą pieniądze na stół?

Możliwym i wśród kibiców Realu oczekiwanym rozwiązaniem problemu byłoby pozyskanie w styczniu nowego prawego obrońcy. Oczy zwrócone są w stronę Liverpoolu, gdzie swoje ostatnie pół roku kontraktu rozpoczyna Trent Alexander-Arnold, wielokrotnie przez media łączony z ekipą z Madrytu. Najnowsze doniesienia mówią, że klubowi działacze robią podchody pod zimowy transfer, dostrzegając braki na tej pozycji. Ewentualny deal byłby odstępstwem od normy, bo “Królewscy” są znani z tego, że w zimowym okienku nie dokonują kadrowych roszad.
W każdym razie zaniedbaniem byłby brak zbadania wszystkich dostępnych opcji, zarówno na rynku, jak i we własnych szeregach. W przeszłości prawą stronę obrony pokrywał już też Fede Valverde, ale wyciąganie jednego pasującego puzzla w drugie miejsce nie sprawi, że układanka stanie się kompletna. Na tym możliwości bez wykładania gotówki się kończą.
Vazquez nadal byłby przydatny drużynie, jako człowiek, w którym płynie biała krew, znający klub na wylot, dostosowujący się do boiskowych wymagań, ale tylko w roli zmiennika lub krótkoterminowego członka pierwszego składu. Jeśli jednak piłkarz Realu wykazuje się sporą liczbą deficytów nawet w starciu ze słabszymi rywalami pokroju Rayo Vallecano, jasnym jest, że trzeba go schować do szafy i na cito szukać innych rozwiązań. Na wiosnę klub stanie przed wyzwaniem obrony dwóch tytułów, będzie się mierzył z najsilniejszymi zespołami w Europie. Jak to robić, mając w formacji taką wyrwę? “Królewscy” muszą działać teraz, ale czy dojdzie do konkretnych ruchów? To nie wydaje się takie oczywiste.

Przeczytaj również