Najskuteczniejszy pomocnik Ekstraklasy czeka na powrót do kadry po latach. Jest lepszy niż w 2016?
Właśnie zanotował wejście smoka w nowy sezon i w końcu dopisuje mu zdrowie, dzięki czemu jest kluczową postacią Legii Warszawa. Czy oglądamy najlepszą wersję Bartosza Kapustki? Lepszą nawet od tej z 2016 roku?
Przerwa reprezentacyjna dobiegła końca. Michał Probierz, jak to ma w zwyczaju, mobilizował w przemowach kadrowiczów do walki za wszelką cenę o grę w swoich klubach. To kluczowe dla reprezentacji Polski jak i dla samych piłkarzy w kontekście przyszłych powołań. A konkurencja nie śpi, bo w polskiej Ekstraklasie jest kilku zawodników, którzy w kadrze jeszcze nie zagrali (np. Antoni Kozubal czy Michael Ameyaw), a wykazują predyspozycje do rozważenia ich w kontekście kolejnych zgrupowań. O grze w reprezentacji Polski ma prawo też myśleć Bartosz Kapustka.
Kręta droga
Wychowanek Tarnovii Tarnów zagrał dla kadry już 14 spotkań, z których ostatnie odbyło się niespełna… osiem lat temu, w listopadzie 2016 roku towarzysko ze Słowenią. Choć minęło bardzo dużo czasu, pewnie wielu z nas pamięta, jak czarował na EURO 2016. Wszystko układało się wręcz wzorowo, bo po bardzo udanym sezonie 2015/16 w Cracovii, w którym strzelił pięć goli i zaliczył dziesięć asyst, przeniósł się do angielskiego Leicester. Jak było potem - pamiętamy.
W trakcie czteroletniego pobytu w Leicester Kapustka był dwukrotnie wypożyczany - do niemieckiego Freiburga, gdzie się nie odnalazł, a także do belgijskiego Leuven, gdzie grał zaledwie na drugim poziomie rozgrywkowym. Tam po raz pierwszy (i nie ostatni) zerwał więzadła krzyżowe.
Potem Kapustka trafił na stałe do Legii, w której jest już cztery lata. Ale w Warszawie zdrowie, a raczej jego brak, również ukradło mu cenny czas. U progu rozgrywek 2021/22 ponownie zerwał więzadła krzyżowe, przez co stracił niemal cały sezon.
Mało? W maju zeszłego roku doznał urazu kolana. Początkowo wydawało się, że to nic poważnego. W czerwcu przeszedł zabieg oczyszczenia stawu, po którym przerwa miała wynosić od sześciu do ośmiu tygodni. Takie informacje przekazywał w programie “Legia ON” dyrektor sportowy Legii, Jacek Zieliński.
Piłkarz rzeczywiście wrócił do gry w przewidywanym terminie, bo zagrał kilkanaście minut z Ruchem Chorzów w sierpniu 2023 roku. Tylko… co z tego, skoro to wystarczyło, by kontuzja się odnowiła, a sam gracz stracił kolejne miesiące?
- To, że przeżyłem kilka trudniejszych momentów i że zabrakło mi kilka razy zdrowia traktuję dzisiaj jako element gry. Nie mam drogi usłanej różami. Każdy idzie przez życie trochę inaczej. Jedni mają więcej zakrętów i pagórków, inni trochę mniej. Piszę swoją, oryginalną historię - mówił Kapustka w lipcu w wywiadzie dla Piłki Nożnej.
W końcu jest dobrze
Teraz pomocnik Legii gra bez przerwy 10 miesięcy, od kiedy uporał się z problemami zdrowotnymi. Nie dość, że gra, to robi to coraz lepiej. Forma jest zwyżkowa.
- Bartosz Kapustka jest lepszy niż 2016 roku, kiedy przechodził do Leicester. Jeżeli będzie zdrowy, to pożytek z niego może mieć nie tylko Legia, a najbliższe trzy lata mogą być jego najlepszymi w karierze - powiedział pod koniec sierpnia na kanale Meczyki komentator Ekstraklasy w CANAL+ Sport, Wojciech Jagoda.
I nie jest to teza pozbawiona podstaw, choć pewnie trudno jednoznacznie jej dowieść. Choć z dużą pewnością można stwierdzić, że oglądamy najlepszą wersję Kapustki z czasów gry w Legii - we wszystkich rozgrywkach strzelił dla niej w tym sezonie aż pięć goli, do których dorzucił trzy asysty. To więcej niż w każdym z poprzednich sezonów w stołecznej drużynie. A mamy dopiero połowę września.
Czy jest lepszy od siebie samego sprzed ośmiu lat, gdy był po znakomitych mistrzostwach Europy i dopiero marzył o podboju Premier League? Tego nie można wykluczyć. Po zaledwie siedmiu kolejkach Ekstraklasy jest w czubie klasyfikacji kanadyjskiej:
- Benjamin Kallman: 3 gole + 4 asysty
- Leonardo Rocha: 6 + 0
- Mikael Ishak: 5 + 1
- Bartosz Kapustka: 4 + 1
- Kamil Grosicki: 1 + 4
Lepszy bilans ma jedynie trójka czołowych ligowych napastników. Kapustka jest jedynym, obok Kamila Grosickiego, tak skutecznym w ofensywie pomocnikiem w lidze. Jest kluczowy dla Legii nie tylko na boisku, ale także w szatni. Został mianowany wicekapitanem zespołu - gdy Artur Jędrzejczyk nie wychodzi w pierwszym składzie, to właśnie urodzony w Tarnowie pomocnik zakłada opaskę na ramieniu. I trzeba przyznać, że leży mu jak ulał.
Kapustka w końcu jest zdrowy przez dłuższy wymiar czasu i oby tak pozostało. Taki stan rzeczy połączony z wiarą jaką pokłada w niego Goncalo Feio sprawia, że być może oglądamy najlepszą wersję Kapustki. Kiedy zobaczymy go ponownie w orzełkiem na piersi? Każdy kolejny dobry mecz w Legii może przybliżać go do tego celu. Teraz jest idealna okazja do zaprezentowania się w niedzielnym hicie ligowym z Rakowem Częstochowa.