Najpierw szalone okno transferowe, teraz sensacyjne poparcie trenera. "Zadecydował dług wdzięczności"
Dziesiątki milionów wydane na transfery, kilka upokarzających porażek i ostatnie miejsce w ligowej tabeli. Piłka nożna zna w takich sytuacjach zazwyczaj tylko jedno rozwiązanie: zwolnienie trenera. Mocno niespodziewanie na zupełnie inny scenariusz zdecydowano się tymczasem w minionych dniach w Nottingham Forest.
- Nie podjęliśmy rywalizacji - przyznał trener Steve Cooper po wysoko przegranym przez jego drużynę derbowym spotkaniu z Leicester City (0:4) w ubiegły poniedziałek. - Kiedy zostawisz przeciwnikowi zbyt wiele miejsca i do tego nie będziesz gotowy na walkę o każdą piłkę, pozwolisz mu na zdobycie przestrzeni i zbliżenie się do twojego pola karnego. Na tym poziomie wiąże się to z ryzykiem utraty terytorium, szans i bramek. Dokładnie to nam się przytrafiło.
Bez precedensu
Przyglądając się dolnym rejonom tabeli Premier League po niepełnych ośmiu seriach gier nowego sezonu, na pierwszy rzut oka trudno było mówić o niespodziance. Klasyfikację, po pięciu porażkach z rzędu, zamykało Nottingham Forest. Czyli beniaminek angielskiej ekstraklasy, wracający do elity po trwającej aż 23 lata przerwie.
Co sprawia zatem, że rozwój wydarzeń w klubie z City Ground był w ostatnich dniach relacjonowany na Wyspach z niewiele mniejszą uwagą niż kolejne gole Erlinga Haalanda dla Manchesteru City? Chodzi oczywiście o to, że Forest to beniaminek wyjątkowy. A nawet inny niż wszyscy dotychczasowi w dziejach największej ligi piłkarskiej świata.
Pomijając fakt, że mowa o byłym mistrzu kraju, a przede wszystkim dwukrotnym zdobywcy Pucharu Europy, w Nottingham zrobiono minionego lata coś absolutnie bezprecedensowego. Po awansie do Premier League, wywalczonym dopiero za pośrednictwem baraży, sprowadzono do klubu aż 23 nowych zawodników. Koszt inwestycji? Blisko 150 milionów funtów. A w tym horrendalna, rekordowa kwota wydana na Morgana Gibbs-White’a (o którym przeczytacie TUTAJ).
Jesteście gotowi na najbardziej szokującą statystykę związaną z letnią przebudową zespołu na City Ground? Policzono, że od początku ubiegłego sezonu czerwone koszulki Forest zdążyło przywdziać ponad 50 piłkarzy!
Niezgrani
Czy tak trudna do pojęcia rewolucja w składzie, warto podkreślić, beniaminka najsilniejszej ligi piłkarskiej świata ma jakąkolwiek szansę powodzenia (czytaj: zapewnić utrzymanie w Premier League)? Historia nie dostarcza powodów do optymizmu. Wystarczy przypomnieć przypadek Fulham, które kilka sezonów temu również zainwestowało we wzmocnienia ponad 100 milionów funtów. A następnie z hukiem pożegnało się z elitą.
- Mamy wielu nowych zawodników - odniósł się przed tygodniem do stojącego przed nim wyzwania trener Steve Cooper. - Nie chodzi tylko o bycie drużyną na boisku. Chodzi też o relacje, zaufanie i wszystko, co potrzebne do osiągania wyników. Staramy się to zbudować w trakcie sezonu w najcięższej krajowej lidze na świecie. Widać to w naszej grze. Mamy momenty pozytywne, ale także takie, w których wyglądamy na niezgranych, nowych sobie ludzi. Na tym poziomie jesteśmy za to na boisku karani.
Wśród graczy regularnie grających dla Forest od początku sezonu jest zaledwie pięciu zawodników, którzy mieli wyraźny wkład w awans do Premier League. W ostatnim meczu przeciwko Leicester w podstawowym składzie wystąpiło aż osiem letnich nabytków. Czterech kolejnych nowych graczy pojawiło się na murawie w roli zmienników.
Zgodnie ze słowami Coopera, “The Reds” mają za sobą dobre występy w sierpniowych spotkaniach z West Hamem (1:0) i Evertonem (1:1). We wrześniu w niewytłumaczalny sposób stracili za to punkty w domowych konfrontacjach z niedawnymi znajomymi z boisk Championship. Z Bournemouth prowadzili do przerwy 2:0. Z Fulham szybko wyszli na jednobramkowe prowadzenie. Oba mecze ostatecznie przegrali po 2:3. Również przeciwko Leicester szczególnie martwiący był fakt, że Forest tracili gole w krótkim odstępie czasu.
- Druga bramka była naprawdę frustrująca - potwierdził Cooper po nierównej rywalizacji na King Power Stadium. - To coś, na co zwróciliśmy uwagę i o czym rozmawialiśmy. Strata pierwszej bramki jest rozczarowująca, ale nie jest powodem do paniki, poddenerwowania ani gonienia wyniku od razu za wszelką cenę. Rywale na tym poziomie wykorzystują takie okoliczności.
Dług
W panikę nie wpadli za to, o dziwo, działacze beniaminka. Wręcz przeciwnie. Po ubiegłotygodniowych rozmowach zdecydowano się pozostawić Coopera na stanowisku. Początkowo podejrzewano, że walijski szkoleniowiec otrzyma ostatnią szansę, by wyjść z kryzysu w dzisiejszym spotkaniu z Aston Villą. Tymczasem w piątek sensacyjnie ogłoszono podpisanie z nim nowego kontraktu.
- Jego niesamowite osiągnięcia z zespołem w poprzednim sezonie mówią same za siebie w odniesieniu do jego umiejętności trenerskich - uzasadnił decyzję prezes Nottingham Forest, Nicholas Randall KC. - Co więcej, jest on w naszym klubie powszechnie wpływową i popularną postacią. Te atuty będą kluczowe w naszym wspólnym, wraz z naszą wspaniałą bazą kibicowską, wyzwaniu w postaci próby utrzymania w Premier League.
Dług wdzięczności w stosunku do Coopera okazuje się w Nottingham ogromny. I nic dziwnego. Wprowadzając Forest z powrotem do elity, Walijczyk dokonał czegoś, co nie powiodło się wcześniej ponad 30 trenerom (więcej przeczytacie na ten temat TUTAJ). Na Wyspach notowania byłego dyrektora Akademii Liverpoolu FC oraz mistrza świata z młodzieżową reprezentacją Anglii do lat 17 stoją zresztą tak wysoko, że nie byłoby wielkim zaskoczeniem, gdyby to właśnie on zastąpił za jakiś czas Garetha Southgate’a na najważniejszym trenerskim stanowisku w kraju.
Równocześnie grecki właściciel Nottingham Forest, Evangelos Marinakis, musiał po serii upokarzających porażek zastanawiać się, czy uporządkowaniem transferowego szaleństwa z minionego lata nie powinien zająć się bardziej doświadczony na najwyższym klubowym poziomie szkoleniowiec. Jeszcze przed ogłoszeniem przedłużenia współpracy z Cooperem media zdążyły zaproponować szereg kandydatur. Za opcję “exclusive” należało uznać Rafę Beniteza. Za wariant bardziej “przyziemny” - zaprawionego w bojach o utrzymanie w Premier League wychowanka klubu, Seana Dyche’a.
Marinakis zaskoczył także w ubiegłym tygodniu zatrudnieniem na stanowisko dyrektora sportowego klubu byłego szefa skautingu i dyrektora technicznego Watfordu, Włocha Filippo Garaldiego. W okolicach City Ground nie brakowało jednak głosów, że samemu Cooperowi powinno się zaufać nawet w przypadku ewentualnej przegranej w dzisiejszym, potencjalnie kluczowym dla przebiegu sezonu starciu z Aston Villą. Do końca rozgrywek nadal pozostanie jeszcze przecież aż 29 meczów, a akurat tym razem niemal w całości zmieniona drużyna będzie miała szansę wspólnie popracować podczas zbliżającej się przerwy na mistrzostwa świata w Katarze.
- Dla mnie im cięższa staje się sytuacja, tym ciężej będę pracować i tym bardziej będę się starał - zaznaczył Cooper. - W takich okolicznościach tym mocniej też w siebie wierzę, ponieważ na tym polega prawdziwe przywództwo oraz wychodzenie z trudnych sytuacji. Trzeba stawić im czoła.
Czy w tym szaleństwie jest metoda? Na razie działaczom Nottingham Forest wypada pogratulować cierpliwości i podążenia równie nietypową, co imponującą drogą.