Najpiękniejsze rozgrywki w Europie? Puchar Zaskoczeń znów zaszokował

Ten turniej jest absolutnie wyjątkowy. W ostatnich latach kilkukrotnie zmieniano formułę Pucharu Francji w celu umożliwienia uzyskania zaskakujących wyników. Wyrównano szanse dla słabszych. To był strzał w sam środek tarczy. System działa i ekscytuje.
To jedna z piękniejszych, malowniczych miejscowości na Lazurowym Wybrzeżu. Z bulwarem, wzdłuż którego ciągną się najdroższe hotele w całej Francji. Cannes jest znany dzięki międzynarodowemu festiwalowi, gdzie co roku rozdawane są ludziom filmu prestiżowe Złote Palmy.
Palmy pierwszeństwa miasto raczej nie dzierżyło w równie ważnej we Francji dziedzinie. Piłka nożna tu nie pasowała. Miejscowy klub w całej historii może się pochwalić właściwie tylko dwoma sukcesami. Pierwszy to wydanie na futbolowy świat Zinedine’a Zidane’a. Legenda “Les Bleus” wprawdzie pochodzi z Marsylii, ale pierwsze w pełni profesjonalne kroki stawiała w AS Cannes, gdzie na przełomie lat 80. i 90. rozegrała 61 spotkań.
Drugi, to jedna piękna statuetka w gablocie za wygranie Pucharu Francji w sezonie 1931/32. Za parę lat minie 100 lat od epokowego wydarzenia, a szansa na powtórkę pojawiła się przed upływem wieku. “Smoki”, mimo że na co dzień grają w czwartej lidze, są już w półfinale rozgrywek i wcale to nie musi być ich ostatnie słowo.
Kino na stadionach
Po ostatnim gwizdku na Stade Pierre de Coubertin (stadionie imienia pierwszego przewodniczącego Międzynarodowego Komitetu Olimpijskiego) pękły wszystkie tamy. - To jakiś absurd, chyba śnię - to jedyne słowa, jakie był w stanie wykrztusić trener “Les Dragons” Damien Ott, po czym on i jego zespół zostali entuzjastycznie oklaskiwani przez osiem tysięcy widzów. Cannes wygrał z Guingamp 3:1 i trafił na okładki wszystkich sportowych gazet.
Sensacyjna podróż ekipy z peryferii francuskiej piłki trwa. Awansowała do najlepszej czwórki pucharu, chociaż, nie umniejszając sukcesu, po drodze eliminowała po kolei: szóstoligowca, dwukrotnie piątoligowca i trzykrotnie drugoligowca, w tym w ćwierćfinale Guingamp. O finał wreszcie powalczy z reprezentantem Ligue 1. Na jej drodze stanie Reims.
Cannes nie jest bynajmniej wyjątkiem. O finał na początku kwietnia stoczy bój Dunkierka, choć na jej arenę przyjedzie PSG. Ale awans do półfinału już jest historycznym osiągnięciem klubu z miasta, które chyba zawsze będzie kojarzone z ewakuacją alianckich żołnierzy podczas II Wojny Światowej. Trzeba jednak przyznać, że Dunkierka to osobny przypadek, bo klub wspierają tureckie grupy inwestycyjne, z byłą gwiazdą Newcastle i Chelsea Dembą Ba jako dyrektorem sportowym, a piłkarze jeszcze w tym sezonie mogą awansować do Ligue 1.
W ćwierćfinale Pucharu Francji mieliśmy jeszcze jedną drużynę, której nazwa niewiele mówi przeciętnemu kibicowi. Czwartoligowy Stade Briochin przyjął “siódemkę” od PSG i zakończył wspaniałą przygodę. We wcześniejszych rundach wyeliminował m.in. Le Havre i Niceę, zespoły na co dzień bijące się we francuskiej ekstraklasie.
- Przez trzy tygodnie byliśmy w pralce. Wirowaliśmy bez przerwy, ani razu się nie zatrzymując - wyjawił w wywiadzie dla The Athletic dyrektor generalny drużyny Coralie Labbe.
Nieuchronnie nasuwa się pytanie: jak to jest możliwe? A raczej: czy struktura i formuła Pucharu Francji wpływają na wyniki? Odpowiedź brzmi: tak. Mówimy o zawodach, które z zasady mają pomóc mniejszym klubom pokonać te duże. Aby wywołać efekt zaskoczenia.
Zgodnie z duchem sportu
To może wydawać się niesprawiedliwe, ale format Coupe de France faworyzuje maluczkich. Kwestia podejścia i historii. Wszystko zaczęło się w 1989 roku, kiedy zniesiono dwumecze na rzecz spotkań rozgrywanych systemem pucharowym. “Nagła śmierć” lub, jak kto woli, “przegrywający odpada”.
Również od tego samego roku obowiązuje inny, bardzo znaczący przepis. W przypadku, gdy dwie drużyny wybrane w drodze losowania dzielą dwie lub więcej szczebli różnicy w ligowych rozgrywkach, automatycznie mecz rozgrywany jest na terenie teoretycznie słabszego. Trzecioligowiec zawsze będzie grał u siebie w starciu z pierwszoligowcem, tak samo ekipa grająca w piątej lidze podejmie u siebie piłkarzy kopiących w Championnat National, czyli trzeciej lidze.
A to nie wszystko. W 2020 roku, w odpowiedzi na nowe wyzwania wynikające m.in. z pandemii oraz rosnącej liczby meczów w piłkarskim kalendarzu, zniesiono dodatkowy czas gry. Obecnie spotkania w Pucharze Francji kończą się w 90. minucie, nie ma dogrywek, od razu arbiter zasądza konkurs jedenastek. Nie trzeba tłumaczyć, że faworyzuje to nie teamy z mocniejszymi i szerszymi kadrami, a raczej zespoły z uszczuplonym składem i niedoświadczone w pojedynkowaniu się przez 120 minut.
I ostatnia sprawa, ale nie mniej ważna. Ligue 1 wchodzi do gry w najgorszym możliwym momencie. Na etapie 1/8 finału, kiedy pewien przesiew został już poczyniony, słabsze zespoły mają już na rozkładzie kilku rywali, są w ciągłym trybie meczowym. Przede wszystkim najsilniejsze kluby rozpoczynają zmagania po zimowej przerwie. Zawodnicy są wówczas albo roztrenowani, albo dopiero wchodzą w najistotniejszy cykl treningowy. Do klubów dołączają nowe nabytki z zimowego okienka, a trenerzy nadal nie są skłonni wystawiać optymalnej jedenastki w starciu z niżej notowanym przeciwnikiem.
Historyczne drogi do finału
Legenda Pucharu Francji jako Pucharu Niespodzianek zaczęła się jednak na długo przed wprowadzonymi zmianami. A prawdziwa “rzeź pierwszoligowców” nastąpiła na przełomie wieków. Od 1996 do 2001 roku, w ciągu sześciu sezonów, aż cztery razy do finału dochodziły ekipy spoza najwyższego szczebla rozgrywkowego. Wszystkie jednak ostatecznie przegrywały, a najbliżej triumfu było Amiens. Trzecioligowiec uległ w 2001 roku Strasbourgowi dopiero po rzutach karnych.
Sezon wcześniej absolutną sensację sprawiło Calais. Drużyna z portowego miasta przyjechała na Stade France dopiero co kończąc ligowe zmagania na poziomie czwartej ligi. W drodze do finału udało jej się pokonać Bordeaux, w której występowało wiele gwiazd ze zwycięskiego składu w Pucharze UEFA, takich jak Christophe Dugarry, Lillian Laslandes i Johan Micoud. "Calais-mania" zaczęła ogarniać Francję już wcześniej, gdy kopciuszek w pokonanym polu zostawił m.in. Lille i Strasbourg, ale po starciu z Bordeaux weszła na kolejny poziom.

W wielkim finale przez 29 minut wydawało się, że Calais dokona niemożliwego w starciu z FC Nantes, gdy wyszło na prowadzenie jedną bramką. “Kanarki” podniosły się jednak z kolan, by w końcówce zapewnić sobie puchar i złamać serca kibiców
W kolejnych latach słabsze kluby sporadycznie pojawiały się na narodowej arenie w Paryżu. W 2009 roku drugoligowe Guingamp sięgnęło po trofeum jako pierwsza drużyna spoza Ligue 1 od 50 lat, ale biorąc pod uwagę, że często balansowało między L1 a L2, nikt nie robił z tego sensacji.
Co innego z US Quevilly i Les Herbiers. Zespoły jednego sezonu, o których nikt wcześniej i nikt później nie słyszał. Oba reprezentowały trzeci stopień ligowy, oba dotarły do finału i oba uległy w nim nieznacznie. Pierwszy w 2012 z Lyonem 0:1, drugi z PSG 0:2 sześć lat później. Trener Les Herbiers wyjaśniał, na czym polega ich przewaga.
- Łatwiej zmierzyć się z drużyną z Ligue 1 niż z trzeciej, czwartej czy piątej ligi: czołowy klub, który dopiero co dołączył do gry, często lekceważy mecze ze słabszymi. Z drugiej strony, grupa półprofesjonalistów lub amatorów podchodzi do takich spotkań śmiertelnie poważnie. Są pełni entuzjazmu, ponieważ właśnie mają za sobą pięć lub sześć rund. W ten sposób zwiększa się prawdopodobieństwo wystąpienia niespodzianek - tłumaczył Stephane Masala.

I właśnie o to chodzi. Puchar jest tak rozpisany, by przynosił nieoczekiwane rezultaty. Oczywiście tym maluczkim nadal będzie trudno dotrzeć do mety jako zwycięzcy, a lista triumfatorów ostatnich dziesięciu edycji pokazuje aż siedem razy PSG. Być może ten sezon skończy się jak zwykle i Marquinhos znów wzniesie trofeum ku niebu, ale już po drodze zdarzyło się wiele niespodziewanych i szalonych rzeczy. Trzymamy kciuki za następne fajerwerki.