Najlepsze zimowe okno w historii Arsenalu? Transferowy majstersztyk klubu. "Byłem trochę zaskoczony"
W styczniu 2023 roku Arsenal sprowadził niedrogo trzech zawodników, którzy dzisiaj odgrywają bardzo ważne role w drużynie Mikela Artety. Jakub Kiwior, Jorginho i Leandro Trossard - tamto okienko to był "masterclass" Edu Gaspara.
Tegoroczne zimowe okno transferowe w Premier League nie było zbyt pasjonujące. Ze względu na Finansowe Fair Play większość klubów nie wydała pieniędzy na żadne wzmocnienia. Najbardziej "zaszalał" Tottenham, który miał trochę zaskórniaków ze sprzedaży Harry'ego Kane'a i który wydał 25 mln euro na obrońcę, Radu Dragusina.
To był najdroższy zimowy zakup sezonu 2023/24. Poza tym stawiano na wypożyczenia i transfery młodych zawodników z myślą o przyszłości. W sumie w Anglii wydano ok. 128 milionów euro - ponad sześć razy mniej niż przed rokiem. W styczniu 2023 sam transfer Enzo Fernandeza do Chelsea kosztował, według Transfermarkt, 121 mln euro.
"The Blues" dokonali wtedy najbardziej spektakularnych zimowych transferów w historii. Za Enzo, Mychajło Mudryka, Benoit Badiashille'a, Noniego Madueke, Malo Gusto, Andreya Santosa, Davida Datro Fofanę i wypożyczenie Joao Felixa zapłacili w sumie blisko 330 mln euro. Takiego stycznia długo nikt nie powtórzy.
Transfer Mudryka był z kolei jednym z najgłośniejszych "wrogich przejęć" (Anglicy nazywają to "hijack") ostatnich lat. Ukrainiec był już o włos od transferu do Arsenalu, ale szefowie Chelsea polecieli na obóz Szachtara, by przekonać go do zmiany planów i ostatecznie utalentowany skrzydłowy trafił na Stamford Bridge.
Siła perswazji Todda Boehly'ego i jego wspólnika Behdada Eghbaliego zrobiła wtedy duże wrażenie. Podobnie jak debiut Mudryka w meczu z Liverpoolem. Ale przez ten rok jego rozwój nie poszedł zgodnie z planem. Mudryk ma do dzisiaj pięć goli i pięć asyst w 44 występach w barwach Chelsea i coraz rzadziej pojawia się w składzie. W ostatnich czterech meczach ligowych Mauricio Pochettino tylko dwa razy wpuszczał go z ławki.
Drugi wybór
Wobec fiaska transferu Mudryka, Arsenal zwrócił się do Brighton i za ok. 24 mln euro ściągnął Leandro Trossarda. Belg był skonfliktowany z Roberto De Zerbim i bardzo chciał odejść. Kosztował jakieś trzy razy mniej niż Mudryk, głównie dlatego, że jest siedem lat starszy i nie ma łatki "przyszłego zdobywcy Złotej Piłki", jaką kiedyś De Zerbi nadał Ukraińcowi.
Leo okazał się jednak strzałem w dziesiątkę. W pierwszym sezonie w Arsenalu zaliczył aż dziesięć asyst w Premier League (w tym trzy w jednym meczu z Fulham) i był drugim najlepszym asystentem drużyny po Bukayo Sace, a przecież grał tylko w rundzie wiosennej.
W tym sezonie postawił bardziej na gole. Zaczął od trafienia w sierpniowym meczu o Tarczę Wspólnoty, które pozwoliło Arsenalowi doprowadzić do rzutów karnych i pokonać w nich Manchester City. Od tamtej pory zdobył jeszcze dwie bramki w Lidze Mistrzów i siedem w Premier League, w tym trzy w ostatnich czterech meczach. W sumie ma juz 11 trafień i 12 asyst w barwach AFC.
Kibice cenią uniwersalność Belga, który z powodzeniem może grać na lewym skrzydle, w środku pola czy jako "fałszywa dziewiątka". W tej ostatniej roli ostatnio dobrze uzupełniał się z Kaiem Havertzem. Jest obunożny, ma doskonałą technikę i świetny strzał. Czasami szwankuje u niego skuteczność, ale według statystyki goli oczekiwanych ma w tym sezonie dwa gole więcej niż teoretycznie powinien.
Z braku laku
Efektowny rajd Trossarda i strzał między nogami Alissona w końcówce meczu z Liverpoolem pozwolił dopisać Jakubowi Kiwiorowi pierwszą asystę w barwach AFC. Belg zakończył też celnym strzałem akcję, którą zaczął Polak w meczu z Burnley.
Kilkanaście minut później Kiwior zaliczył drugą w tym sezonie asystę szybko wyrzucając piłkę z autu do Havertza, który indywidualną akcją "zrobił resztę roboty". Polak w 30 meczach w Arsenalu ma już dwa gole i dwie asysty, a po trafieniu w ostatnim meczu z Newcastle widać było, jak bardzo jego trafienie ucieszyło resztę drużyny.
Kiwior rośnie w oczach i korzysta z kontuzji Ołeksandra Zinczenki, Takehiro Tomiyasu i Jurriena Timbera. Latem było wyraźnie widać, że Holender przychodzi, by urozmaicić możliwości rozgrywania od tyłu na bokach obrony, ale szybko zerwał więzadła i wróci zapewne na ostatnie tygodnie sezonu. Problemy Ukraińca i Japończyka sprawiły, że z braku laku Arteta na lewej obronie wystawia Kiwiora.
I trzeba przyznać, że po pierwszych kłopotach, 24-latek coraz lepiej rozumie swoje zadania i udowadnia, że może być nie tylko zmiennikiem Gabriela na pozycji stopera. Choć warto też dodać, że menedżer trochę zmienił ustawienie zespołu w fazie ataku specjalnie po to, żeby Kiwiorowi było łatwiej. Dziś kibice są pod wrażeniem rozwoju Polaka, a przecież jeszcze niedawno wydawało się, że po roku może opuścić Londyn.
Stary, ale jary
Jorginho miał być z kolei kolejnym "szrotem", który Chelsea za niezłe pieniądze wcisnęła Arsenalowi. Kibice w północnym Londynie spodziewali się powtórki z historii Petra Cecha, Davida Luiza czy Williana. Można było zrozumieć ich obawy. Brazylijczyk z włoskim paszportem w momencie ubiegłorocznego transferu miał już 31 lat.
On też nie był wtedy celem numer jeden "Kanonierów". Ci tamtej zimy próbowali nie tylko wydać duże pieniądze na Mudryka, ale też ściągnąć Moisesa Caicedo. Brighton zgodziło się sprzedać Trossarda, ale odrzuciło ofertę w wysokości 70 mln funtów za Ekwadorczyka i zatrzymało go do końca sezonu. Z dzisiejszej perspektywy Arsenal nie może żałować, że Caicedo trafił do Chelsea, a oni sprowadzili Declana Rice'a.
Anglik, który okazał się strzałem w dziesiątkę, to podstawowy defensywny pomocnik wicemistrzów Anglii, ale na wybrane mecze Arteta stosuje manewr, w którym przesuwa go nieco wyżej, na pozycję, na której w zeszłym sezonie grał Granit Xhaka. Wtedy głębiej ustawiony jest Jorginho.
Mistrz Europy to jednak nie jest klasyczna "szóstka". To przede wszystkim cofnięty rozgrywający, zawodnik, który doskonale dyktuje tempo gry i wybiera najlepsze rozwiązania. Nie ma siły i wytrzymałości, by grać po 90 minut co trzy dni, ale gdy wychodzi w pierwszym składzie, wnosi duży spokój i zwiększa kontrolę w środku pola. Niedawne mecze z Liverpoolem i Newcastle to jedne z jego najlepszych występów w czerwono-białych barwach.
- Byłem trochę zaskoczony, gdy przyszła ta propozycja, ale cieszę się bardzo na to wyzwanie. Osoba Artety była tu decydująca, bo on już kilka razy próbował wyciągnąć mnie z Chelsea. To się nie udawało, nie z mojej woli, ale w końcu możemy razem pracować - mówił ponad rok temu po transferze. Dzisiaj widać, czemu Hiszpanowi tak bardzo na nim zależało.
Inni też potrafią
W przeszłości celne, transferowe strzały zimą notował też Liverpool. Jako jeden z najlepszych styczniowych ruchów w historii zapisze się na pewno ściągnięcie Virgila van Dijka z Southampton w 2018 roku. Obecny kapitan LFC kosztował ponad 80 mln euro, ale spłacił się co do pensa. Podobnie jak kapitan Manchesteru United, Bruno Fernandes, który w 2020 roku trafił do Manchesteru United w 2020 roku.
Ale jeśli chodzi o udane transfery więcej niż jednego zawodnika w jednym oknie, to ze styczniem 2023 w Arsenalu mogą się równać chyba tylko ruchy Tottenhamu i Newcastle rok wcześniej. "Koguty" ściągnęły wtedy Rodrigo Bentancura i Dejana Kulusevskiego z Juventusu, którzy odmienili ich sezon i którzy do dziś odgrywają w klubie kluczowe role.
Z kolei "Sroki" w pierwszym oknie ery saudyjskiej kupiły Bruno Guimaraesa, Kierana Trippiera i Dana Burna za łączną kwotę ok. 70 mln euro. Bez dwóch pierwszych trudno dzisiaj wyobrazić sobie zespół Eddie'go Howe'a. Trzeci też okazał się bardzo solidnym wzmocnieniem. Z tamtego naboru nie sprawdził się tylko kupiony za 30 mln euro Chris Wood.
Arsenal zaczął 2024 rok najlepiej w lidze. Mimo potknięcia z Porto w pierwszym meczu 1/8 finału Ligi Mistrzów, kibice wierzą, że przed nimi udana wiosna. Liverpool i Manchester City mają zapewne szersze, mocniejsze kadry, ale wobec urazów wspomnianych obrońców, Gabriela Jesusa czy ciągłej niedostępności Thomasa Parteya, trzej piłkarze kupieni w styczniu zeszłego roku okazują się kluczowi w realizacji planów Artety. Ściągnięcie Jorginho, Kiwiora i Trossarda za nieco ponad 50 mln euro to był prawdziwy "masterclass" Edu Gaspara, dyrektora sportowego klubu z północnego Londynu.