Najlepsza XI ćwierćfinałów LM. "Spektakularny występ! Klasa światowa"
Co to były za mecze! Liga Mistrzów znów zachwyca. A oto najwięksi bohaterowie ćwierćfinałów.
Cztery spotkania, 18 goli. Piękne bramki, fantastyczne asysty, spektakularne interwencje. I do tego wyniki pozostawiające otwartą rywalizację w zaplanowanych na przyszły tydzień rewanżach. To były kosmiczne dwa dni z Ligą Mistrzów. Wybór najlepszej jedenastki pierwszego etapu ćwierćfinałów okazał się więc przyjemnością, choć niełatwą. Kandydatów wysypało jak grzyby po deszczu. Kogoś musieliśmy niestety pominąć - zabrakło nam miejsca m.in. dla Roberta Lewandowskiego, Ilkaya Guendogana, Pau Cubarsiego, Rodrigo de Paula, Federico Valverde czy Phila Fodena. Poniższy skład jest jednak pełen kozaków.
Bramkarz
Gregor Kobel (Borussia Dortmund)
2:2, 3:3, 2:1, 2:3. Przy takich wynikach ćwierćfinałów jasnym jest, że w pierwszej kolejności będziemy mówić o zawodnikach ofensywnych. Kogoś jednak między słupkami trzeba umieścić - my stawiamy na golkipera Borussii. Jasne, Kobel maczał palce przy pierwszym golu dla Atletico, ale tam głównie zawalił Ian Maatsen. Szwajcar zaś błyskawicznie zmazał tę drobną plamę. Łącznie obronił siedem strzałów, z czego dwie jego interwencje były wybitne. Pierwsza po uderzeniu piętą Axela Witsela, druga, kluczowa, po strzale z bliska Samuela Lino. Gdyby Lino ustrzelił wtedy dublet, byłoby 3:0 i prawdopodobnie pozamiatane. A tak po chwili kontaktową bramkę zdobył Sebastien Haller. Kobel utrzymał BVB przy życiu w tym dwumeczu.
Obrońcy
Josko Gvardiol (Manchester City)
Chorwacki obrońca w tym sezonie zazwyczaj nie zbiera pozytywnych recenzji, ale akurat na Santiago Bernabeu zagrał naprawdę dobrze. Nie tylko strzelił przepięknego gola na 3:2, posyłając imponującego “rogala” w kierunku bramki przeciwników, ale też solidnie wywiązywał się ze swoich podstawowych obowiązków. Żaden inny piłkarz we wtorkowych i środowych ćwierćfinałach Ligi Mistrzów nie zanotował więcej przechwytów niż właśnie Chorwat (osiem). Gvardiol wygrał też 85% pojedynków w defensywie, co także stawia go w ścisłej czołówce tego typu zestawienia. Zrobił więc swoje, a przy okazji dołożył coś ekstra i może być z siebie wyjątkowo zadowolony.
Antonio Ruediger (Real Madryt)
Schował do kieszeni Erlinga Haalanda, a to nie taka prosta sprawa. Co prawda Real stracił aż trzy gole, ale niemiecki defensor nie był bezpośrednio zamieszany w żadnego z nich. Imponował siłą, nieustępliwością, nie pozwalał ofensywnym gwiazdom “The Citizens” na rozwinięcie skrzydeł. Notował sporo wygranych pojedynków, odbiorów, królował też w powietrzu. A o tym, jak ważnym ogniwem “Królewskich” był we wtorkowy wieczór właśnie Ruediger, niech świadczą statystyki wspomnianego Haalanda który zagrał jeden z najgorszych meczów od momentu zawitania do niebieskiej części Manchesteru. Przez polską społeczność kibiców Realu z profilu “Los Galacticos” niemiecki obrońca został wybrany piłkarzem meczu.
Ronald Araujo (FC Barcelona)
Wspomniany Ruediger zneutralizował ofensywne zapędy Haalanda, a Ronald Araujo, przy pomocy kolegów z zespołu, świetnie poradził sobie z Kylianem Mbappe. Urugwajczyk był wszędzie. Brylował i na ziemi, i w powietrzu. Dobrze układała się jego współpraca z młodziutkim Pau Cubarsim, którego także trzeba pochwalić. Złośliwi powiedzą, że Araujo zaliczył “asystę” przy golu Ousmane’a Dembele, i faktycznie, można było wybić tę piłkę lepiej, ale potem Francuz musiał wykonać jeszcze sporo pracy, by trafić do siatki. Całościowo defensor Barcelony swoją dyspozycją odpokutował za to pechowe zagranie. Potrafił notować chociażby takie interwencje jak ta poniżej:
Pomocnicy
Leon Goretzka (Bayern)
Wow, co to był za mecz Goretzki. Niczym wyjęty z czasów, gdy Niemiec napakowany jak kabanos brylował w pandemicznym turnieju finałowym Ligi Mistrzów. Pomocnik Bayernu był obok Leroya Sane najjaśniejszym i najważniejszym punktem drużyny w Londynie. Wykonał mnóstwo pożytecznej roboty, pomógł zdominować środek pola, w którym spore problemy mieli zwykle doskonale dysponowani Jorginho i Declan Rice. Był niemal bezbłędny z piłką przy nodze, wygrywał pojedynki, harował za trzech. Dołożył też do tego inteligentną asystę przy wyrównującym golu - świetnie ruszył do przodu, pokazał się do grania, uciekł Rice’owi i wyłożył “ciasteczko” Serge’owi Gnabry’emu.
Martin Odegaard (Arsenal)
Jedyny obok Bukayo Saki piłkarz pierwszego składu Arsenalu, który “dowiózł” przeciwko Bayernowi. Odegaard dwoił się i troił, by londyńczycy wypadli jak najlepiej. Do niego akurat nie można mieć pretensji, nawet jeśli zawodnikiem meczu wybralibyśmy kogoś innego (patrz niżej). To od kapitana rozpoczęła się akcja bramkowa na 1:0, gdy kapitalnym podaniem uruchomił on Sakę.
Norweg miał też pięć kluczowych podań i sprawiał sporo problemów przeciwnikom z Monachium. Niemal wszystko, co było tego dnia dobre dla ofensywy “The Gunners”, miało pieczęć Odegaarda. Lider zrobił swoje.
Bernardo Silva (Manchester City)
Już na samym początku meczu pokazał, że nie tylko znakomicie gra w piłkę, ale też potrafi w trakcie spotkania wpadać na świetne pomysły. Gdy więc wszyscy szykowali się na jego dośrodkowanie z rzutu wolnego, on sprytnie zaskoczył Andrija Łunina strzałem w krótki róg. Efekt? Manchester City błyskawicznie objął prowadzenie. W kolejnych fragmentach starcia na Santiago Bernabeu nie był już może aż tak błyskotliwy, ale i tak nie schodził poniżej solidnego poziomu. Próbował dryblingów, miał aż 95% celności podań, często zagrywał w trzecią tercję boiska (sześć razy). Dołożył sporą cegiełkę do tego, że “Obywatele” wywieźli z Madrytu mimo wszystko korzystny remis i teraz będą mogli powalczyć o awans u siebie.
Skrzydłowi
Raphinha (FC Barcelona)
Dość nieoczekiwany bohater Barcelony. Gdyby ktoś przed meczem powiedział nam, że Raphinha ustrzeli w Paryżu dublet, raczej trudno byłoby w to uwierzyć. To jednak fakt. Brazylijczyk potrafił znaleźć się w odpowiednim miejscu i odpowiednim czasie, a piłka na Parc des Princes wyjątkowo go szukała. W taki sposób Raphinha najpierw trafił na 1:0, a potem zdobył ważną bramkę na 2:2, tym razem popisując się przy strzale już zdecydowanie większym kunsztem. Występ Raphinhi to jednak nie tylko gole. Skrzydłowy Barcelony był wyjątkowo aktywny. Co rusz notował skoki pressingowe, których więcej uzbierał tylko Robert Lewandowski. Nie bez powodu statuetka dla najlepszego gracza meczu powędrowała właśnie w ręce reprezentanta Brazylii.
Leroy Sane (Bayern)
Jakub Kiwior na długo zapamięta niemieckiego skrzydłowego, który we wtorkowy wieczór był w naszej ocenie najlepszym zawodnikiem na Emirates Stadium. Sane zagrał spektakularnie. Bawił się na skrzydle, rywale nie mogli go dogonić, dostarczył też wyczekiwane konkrety. To po jego przechwycie i doskonałym podaniu do Leona Goretzki gola na 1:1 strzelił Serge Gnabry. Sane w pojedynkę też wywalczył rzut karny - dosłownie w pojedynkę, bo Kiwiora dziecinnie ograł przy linii bocznej na wysokości koła środkowego, po czym ośmieszał kolejnych przeciwników i zatrzymał go dopiero faulem William Saliba. Występ klasa światowa, taką zresztą (notę 1) przyznał mu Bild.
Napastnicy
Vinicius Junior (Real Madryt)
Gdyby nie Vinicius, Real z pewnością miałby większy problem, by przynajmniej zremisować starcie z Manchesterem City. Tym razem 23-latek nie wcielił się jednak w rolę egzekutora, co robi nieco częściej, a błysnął jako asystent. To on zagrał kapitalną prostopadłą piłkę do swojego rodaka, Rodrygo, który popędził na bramkę “Obywateli” i strzelił gola na 2:1. Gdy natomiast wydawało się, że “Królewscy” zakończą spotkanie na tarczy, jeszcze raz o swoich niezwykle wysokich umiejętnościach przypomniał Vini, tym razem posyłając idealną piłkę na nogę Federico Valverde. Dla Brazylijczyka była to już piąta asysta w tym sezonie Ligi Mistrzów.
Antoine Griezmann (Atletico)
Co za gość. Griezmann niedawno skończył 33 lata, ale zupełnie nie widać po nim upływającego czasu. Francuz zanotował kolejny w ostatnich dwóch sezonach doskonały mecz na najwyższym poziomie. Tym razem nie strzelił gola, zaliczył jednak przytomną, cudowną asystę do Samuela Lino. Ręce same składają się do oklasków.
Pół żartem, pół serio: był wszędzie i robił wszystko. Podawał, kreował (sześć kluczowych podań, najwięcej w historii swoich gier w LM), przerzucał, wygrywał pojedynki, zasuwał w defensywie. Gdyby mógł, pewnie jeszcze by pomógł Janowi Oblakowi obronić strzał Sebastiena Hallera. A pamiętajmy, że nie jest w pełni zdrowia. Diego Simeone nie bez przyczyny nazwał ostatnio Griezmanna najważniejszym piłkarzem Atletico.