Najgorszy transfer Ten Haga w United? Powrót demonów, złudne nadzieje, bezlitosne liczby
Miał być transferowy hit, a na razie jest kit. Zamiast piłkarza, Manchester United ma stałego bywalca gabinetów lekarskich. Mason Mount kolejny raz wypada z długim urazem. Od przenosin Anglika na Old Trafford minie niedługo półtora roku i z dzisiejszej perspektywy wydaje się, że “Czerwone Diabły” wyrzuciły 55 milionów funtów w błoto.
33 występy, zaledwie 14 w podstawowym składzie i aż 31 spotkań ominiętych z powodu kontuzji - a bilans ten jeszcze się pogorszy w kolejnych tygodniach. Tak wyglądają statystyki Masona Mounta po transferze do Manchesteru United. Nowozatrudniony menedżer “Czerwonych Diabłów”, Ruben Amorim, bardzo chwalił Anglika. Wydawało się, że będzie widział dla niego ważną rolę w swoich planach. Przy jego kontuzjach może się to jednak okazać niemożliwe. Pomocnik ponownie wypada na dłużej z gry - tym razem na dziesięć tygodni. Gdy pojawiły się nadzieje na to, że wreszcie idą dla niego lepsze czasy, wszystko znowu przekreślił uraz. I właśnie ten scenariusz stanowi podsumowanie jego przygody na Old Trafford.
Gorzej być nie mogło
Debiutancki sezon Mounta w czerwonej części Manchesteru przyniósł wielkie rozczarowanie. Transfer wychowanka Chelsea, w którym widziano materiał na przyszłego kapitana “The Blues”, stanowił pokaz siły i statusu “Czerwonych Diabłów”. Już w momencie dopięcia transakcji pojawiały się jednak głosy zwątpienia.
Latem 2023 r. United zapłacili 55 milionów funtów plus bonusy, kwotę odpowiadającą pierwotnym, wysokim żądaniom londyńczyków, za piłkarza z zaledwie rokiem kontraktu. Nie wyglądało to na świetny biznes, zwłaszcza że mowa była o zawodniku ofensywnym z udziałem przy zaledwie ośmiu bramkach w poprzednich rozgrywkach (trzy gole, pięć asyst), z tego ledwie dwoma golami i jedną asystą w Premier League. Co więcej, ich trzy ostatnie miesiące praktycznie w całości ominął przez problemy zdrowotne.
Niemniej, na Old Trafford w niego wierzyli. Duża kwota odstępnego, a także fakt, że otrzymał koszulkę z legendarnym numerem siedem oraz kontrakt z podstawową tygodniówką na poziomie 250 tysięcy funtów, potrajający jego dotychczasowe zarobki w Chelsea, mówiły same za siebie.
- Jestem pewien, że dołoży cegiełkę do sukcesów United, bo to klasowy gracz. (...) Ciężko pracowaliśmy nad tym, aby dopiąć ten transfer. Wydaje mi się, że bardzo wiele klubów obserwowało Masona, a to nam się udało. Jesteśmy z tego szczęśliwi, wnosi coś nowego do linii pomocy. To świetny zawodnik, a do tego wie, jak wygrywać - można przeczytać słowa Erika ten Haga na stronie internetowej klubu.
Nadzieje szybko zostały jednak zweryfikowane. Debiutancka kampania, w dużej mierze rozczarowująca dla United, okazała się wielkim rozczarowaniem również dla ich nowego pomocnika. Mount trzykrotnie wypadał z powodu kontuzji, tracąc łącznie ponad pięć miesięcy. Wystąpił w zaledwie 20 meczach, jedynie ośmiokrotnie wychodząc w podstawowym składzie. Pod względem liczb w ofensywie również prezentował się fatalnie. Zaliczył jedną asystę - w spotkaniu Pucharu Ligi z Crystal Palace - i tylko raz wpakował futbolówkę do siatki. Na pierwsze trafienie czekał aż do końcówki marca, ale strzelił w dramatycznych okolicznościach, dając “Czerwonym Diabłom” prowadzenie 1:0 w 96. minucie spotkania z Brentfordem. Sęk w tym, że rywale zdołali potem jeszcze wyrównać i radość z jego bramki została całkowicie przyćmiona. Wydawało się, że gorzej być już nie może.
Idealny, gdyby grał
Nowe rozgrywki przyniosły nowe nadzieje. United zakończyło sezon zdobyciem FA Cup, władze postanowiły o zatrzymaniu Erika ten Haga na stanowisku, a Mount grał dużo w przedsezonowych sparingach. Co więcej, pierwsze spotkania o stawkę zaczął w podstawowym składzie - i to w nowej roli. Wcześniej Holender widział go raczej w środku pola, teraz starał się wykorzystać jego intensywność w pressingu na pozycji przypominającej fałszywego napastnika. Rola ta była mocno nietypowa, bo Anglik miał bardzo mało kontaktów z piłką, a najwięcej pracował, gdy operowali nią rywale. Dobry doskok do przeciwników pomagał jednak wymusić ich straty. Niemniej, stanowiło to dziwny wybór, zwłaszcza biorąc pod uwagę fakt, że z gracza kosztującego 55 milionów funtów, właściciela kojarzonej z największymi gwiazdami ikonicznej “siódemki”, robiono… maszynę pressingową.
Minęło kilka tygodni i już wróciły stare demony. Druga kolejka, mecz z Brighton i Mount musi zejść z boiska w przerwie. Powód? Oczywiście kontuzja. Po powrocie rozegrane kolejne dwa spotkania i znów uraz. Za drugim razem pomocnik pauzował tak długo, że do gry wrócił już po zwolnieniu Ten Haga, podczas tymczasowej kadencji Ruuda van Nistelrooya. Z kolei pełnię gotowości osiągnął dopiero po pojawieniu się Rubena Amorima. A jego zatrudnienie przyniosło nowe nadzieje.
Myśl przewodnia filozofii futbolu wyznawanej przez Portugalczyka to “intensywność”. Lubi graczy wybieganych, pracujących bez piłki. Co więcej, ustawia swoje drużyny w systemie 3-4-3 lub 3-4-2-1, dobrze znanym Mountowi. To właśnie takim ustawieniem grał Thomas Tuchel, pod którego wodzą 25-latek odniósł największy sukces w swojej karierze, wygrywając Ligę Mistrzów z Chelsea.
- Muszę wam powiedzieć, że kocham tego gościa. W jego oczach widać, jak bardzo mu zależy, a to dla mnie najważniejsze. Wiem, że miał problemy z kontuzjami, nie grał, ale teraz pracuje nad tym, żeby utrzymać formę - komplementował go krótko po objęciu sterów Amorim, cytowany przez portal The Athletic. - Mamy nadzieje, że mu się to uda, że zaprezentuje talent pokazywany w Chelsea. Grał już w tym systemie, więc to dla niego idealne. Mamy w nim dwie pozycje, na których może grać, więc powinien być bardzo szczęśliwy.
Portugalczyk ostrożnie szafował siłami zawodników, często rotując. Dotyczyło to też Mounta, wpuszczanego najczęściej z ławki. Niemniej, nowy trener widział go w podstawowym składzie na dwa najtrudniejsze na papierze mecze pierwszego miesiąca swojej kadencji na Old Trafford - przeciwko Arsenalowi i Manchesterowi City. To pokazywało, że darzy Anglika dużym zaufaniem. Sęk w tym, że w drugim z nich pomocnik wytrzymał niecały kwadrans. Złapał się za nogę, usiadł i musiał opuścić murawę. Pozostawał zdrowy przez niecałe półtora miesiąca. Nieoficjalne informacje mówią o kontuzji mięśniowej i dziesięciotygodniowej pauzie. Koszmary trapiące go od transferu nie znikają.
16% minut
Fakt, że kij w szprychy wsadzają Mountowi kontuzje mięśniowe, wygląda mocno problematycznie, zwracając uwagę na jego styl gry. To zawodnik bazujący na intensywności, zrywach, doskoku do rywala. Taka gra stanowi duże obciążenie dla mięśni, o czym zresztą przekonał się cały Manchester United w poprzednich rozgrywkach, gdy chaotyczny styl gry doprowadził do gigantycznej wręcz liczby urazów. Jeśli Anglik ma być wykorzystywany w takiej roli, w jakiej widział go Amorim - zawodnika pracującego bardzo mocno bez piłki, to ryzyko wystąpienia “mięśniówek” będzie duże. A można obawiać się, że 25-latek powoli zaczyna łapać się do kategorii graczy podatnych na tego typu problemy.
Pojawia się więc poważne pytanie: co dalej z Mountem? Już teraz, nawet pomimo tego, że trener chuchał na niego i dmuchał, wprowadzając powoli i ostrożnie dysponując jego minutami, ponownie wypadł z gry. Fani Manchesteru United mają pełne prawo wątpić w to, czy kiedyś błędne koło się skończy. Wszak od przenosin na Old Trafford to właściwie “człowiek-kontuzja”.
- Jedyne, co mogę zrobić, to nauczyć Mase’a naszego sposobu gry. Gdy będzie się leczył, postaramy się wykorzystać ten czas na inne rzeczy. (...) Pomożemy mu. Zawsze jest trudno, gdy piłkarz wypada na tak długo. Bardzo ciężko pracuje. Jeśli będzie się tak bardzo starał, to będziemy wspierać go do końca - przekonywał cytowany przez ESPN Amorim przed meczem z Bournemouth, wyrażając wiarę w podopiecznego.
Liczby są jednak bezlitosne. Mount od startu poprzedniego sezonu rozegrał zaledwie około 16% możliwych minut w rozgrywkach klubowych. Z powodu kontuzji ominął już 31 meczów w barwach United. To niemal tyle samo, ile rozegrał (33), więc niedługo, z uwagi na zaczynającą się dopiero pauzę, znajdzie się już na pokaźnym minusie. Co więcej, tylko 14-krotnie wyszedł w podstawowym składzie. Tylko raz po transferze zaliczył występ trwający pełne 90 minut - w przegranej 0:3 z Newcastle w Carabao Cup 1 listopada 2023 roku - ponad rok temu. W Premier League ostatni raz zrobił to 12 stycznia 2023 roku, przeciwko Crystal Palace, jeszcze w barwach Chelsea. Niedługo miną dwa lata!
Najgorszy transfer Ten Haga?
Trudno się dziwić wątpiącym w Anglika. Ten bowiem na razie nie miał nawet prawa przekonać do siebie kibiców “Czerwonych Diabłów”. Właściwie jak miałby to zrobić? Jego pobyt w Manchesterze to nieustanne pauzy, leczenie i próby powrotu do zdrowia. A te, zanim się na dobre skończą, muszą startować od nowa. Biorąc pod uwagę zapłaconą za niego kwotę i wysoką tygodniówkę, trudno nie stwierdzić, że to transfer zupełnie nieudany, choć, biorąc pod uwagę okoliczności, również bardzo pechowy.
Niemniej, znajdą się pewnie i tacy, którzy stwierdzą, że to najgorsza “siódemka” w historii klubu. I choć w ostatnich latach był to właściwie numer przeklęty, bo najczęściej mógł kojarzyć się kibicom źle: albo z niespełnionymi oczekiwaniami (Memphis Depay, Alexis Sanchez), albo rozczarowującymi rozstaniami (Angel Di Maria, Cristiano Ronaldo), to Mount na murawie nie pokazał jeszcze nic. Można wręcz zaryzykować stwierdzenie, że uwzględniając cenę, to jak na razie najgorszy transfer kadencji Ten Haga. Wszak nawet krytykowany ze wszech miar Antony miał momenty, jak bramki z Arsenalem czy Barceloną. A Mount? Jak już raz strzelił, to i tak skończyło się to natychmiastowym plaskaczem, całkowicie zabijającym jakąkolwiek euforię.
Przygoda Anglika na Old Trafford to na razie totalna klapa. Oczywiście nie odpowiada za to jego postawa na murawie, ale niezaprzeczalnym faktem jest, że Mount w obecnej formie nie stanowi wartości dodanej do zespołu. W gabinetach United zapewne niedługo zaczną rozbrzmiewać głośne pytania dotyczące Anglika. Czy warto wierzyć w to, że po półtora roku ciągłych problemów coś się zmieni? Czy może lepiej po prostu minimalizować straty? Jeśli rzeczywiście ma dojść do przebudowy składu, to wychowanek Chelsea będzie jednym z największych znaków zapytania.