Najgorszy Arsenal Londyn od prawie 40 lat. Oto siedem grzechów głównych notorycznie zawodzących “Kanonierów”

Mikel Arteta miał naprawić Arsenal po kadencji Unaia Emery’ego. Zdobył wprawdzie dwa trofea, ale w obliczu obecnych kłopotów mało kto o nich pamięta. “Kanonierzy” notują bowiem najgorszy start w Premier League od niemal 40 lat. To doskonałe podsumowanie serii problemów trapiących londyńczyków.
Kibicowanie Arsenalowi to ciężki kawałek chleba. Zatrudnienie Mikela Artety miało być światełkiem w tunelu dla wiecznie cierpiących “Kanonierów”. I choć przez kilka miesięcy londyńczyków pod wodzą Hiszpana faktycznie oglądało się przyjemnie, a do gabloty wpadły dwa trofea - Puchar Anglii oraz Tarcza Wspólnoty, to “Armatki” znów zmagają się ze sporymi problemami. Notują katastrofalne wyniki, a napięcie wokół klubu narasta.
Dlaczego jest tak źle, że Arsenal właśnie zanotował najgorszy start w lidze od 1981 r., kiedy to w dziesięciu meczach uzbierał ledwie 12 punktów (teraz ma 13)? Przecież dopiero co w Londynie świętowali dwa wspomniane wyżej sukcesy, w drodze do których podopieczni Artety ograli największych: Manchester City, Chelsea i Liverpool. A teraz nie potrafią poradzić sobie z Leeds, Wolverhampton czy Aston Villą.
Jak to zwykle bywa, na obecne perturbacje na Emirates składa się kilka czynników. Zrzucanie winy za tę sytuację tylko na trenera lub wyłącznie na piłkarzy jest błędem. W Arsenalu problem goni problem. Oto siedem grzechów głównych “Kanonierów”.
1. Pierre-Emerick Aubameyang
Największy gwiazdor największym problemem zespołu? W Arsenalu to możliwe. Gabończyk w lecie parafował nową umowę z klubem. Deklarował, że jest gotów iść w ślady Thierry’ego Henry’ego i na stałe zapisać się w historii ekipy ze stolicy Anglii. Pięknie to wszystko wyglądało, wręcz cukierkowo, gdy dumny Aubameyang ogłaszał podpisanie kontraktu. I, pół żartem, pół serio, można powiedzieć, że ta parafka była jego najlepszym zagraniem ostatnich kilkunastu tygodni.
Wraz z nową umową kapitan Arsenalu jakby zniknął z radarów. To aktualnie cień samego siebie z zeszłego sezonu. W poprzednich rozgrywkach gaboński as momentami w pojedynkę wyciągał drużynę z tarapatów, strzelał gola za golem i walczył o koronę króla strzelców. W obecnych ma na koncie zaledwie dwa trafienia w Premier League. Mało co mu wychodzi. Jest niewidoczny, apatyczny, Wygląda, jakby grał za karę. W ostatnim meczu z Wolverhampton chwilami sprawiał wrażenie zawodnika niezainteresowanego atakiem na piłkę przy podaniach w pole karne. Do tego teatralnie machał rękoma i irytował się na kolegów. Czy to jest postawa godna kapitana? No właśnie. A Mikel Arteta nie miał na razie odwagi posadzić “Auby” na ławce. I tak, mecz po meczu, gwiazdor traci własny blask. Póki się nie przełamie, “Kanonierzy” dalej będą mieli kłopoty w ataku.
2. Papierowa ofensywa
Oczywiście, Aubameyang nie jest jedynym ofensywnym problemem zespołu. Cały “przód” prezentuje się katastrofalnie. Drużynę z Emirates rzadko kiedy da się oglądać. Jakby nikt tam nie miał pomysłu na przemyślane akcje w ataku. Są jedynie momenty, zwykle oparte na indywidualnych zrywach piłkarzy z bocznych sektorów, choćby Kierana Tierneya czy Bukayo Saki. No i wrzutki w pole karne, lądujące na ogół na głowach rywali.
To coś, co było właściwie nie do pomyślenia za Arsene’a Wengera. Pod koniec kadencji Francuza “Armatki” kopały się po czole w defensywie, ale w drugą stronę miała być gra, jak się patrzy. Efektowna, szybka, składna, imponująca dla oka. Teraz praktycznie nic z tego nie pozostało, choć pierwsze miesiące pod wodzą Artety zapowiadały się obiecująco. To co, “Kanonierzy” nagle zapomnieli o rzemiośle gry ofensywnej? Cóż, na pewno nie pomaga im kiepska forma Alexandre’a Lacazette’a i Williana, problemy Nicolasa Pepe (więcej o nich przeczytasz tutaj) i jakość pozostałych graczy - Eddiego Nketiaha czy Joe Willocka.
3. Zamieszanie z Mesutem Özilem
Wspomniany Willock jest próbowany przez Artetę w roli rozgrywającego. To utalentowany i ambitny piłkarz, ale czy prezentuje poziom godny Arsenalu? Niekoniecznie. Ma niepodważalny atut w postaci statusu wychowanka klubu. I to właściwie tyle. A przecież zamiast męczyć się z Willockiem, drużyna mogłaby korzystać z umiejętności Mesuta Özila.
Tak, niemiecki pomocnik od dłuższego czasu - jak jeszcze grał - znajdował się raczej w przeciętnej dyspozycji. Irytował kibiców niemiłosiernie. A i tak potrafił wykreować kolegom sytuacje bramkowe. Mesut znajduje się na drugim miejscu w wewnątrzklubowej rubryce “chances created”, jeśli spojrzymy na spotkania rozegrane od startu ubiegłego sezonu. Na drugim! Pomimo tego, że zaliczył mniej niż 20 meczów i od kilku miesięcy go właściwie nie ma. Dobrze by było, gdyby MIkel Arteta wyjaśnił realne powody odsunięcia Özila od zespołu. Aspekt sportowy jest niezbyt wiarygodny. Nawet w mało optymalnej formie zawodnik byłby dziś przydatny. A może faktycznie chodzi o kontrowersyjne wypowiedzi Niemca i konflikt “z górą”? Nie od dziś ma on na pieńku z władzami Arsenalu. Zaś Arteta przecież stawiał na Mesuta w pierwszym kwartale pracy na Emirates. Może prawdziwe podłoże tej sytuacji ujrzy światło dziennie przy odejściu rozgrywającego. Na razie kibice mogą jedynie żałować.
4. Zagubiony Arteta
Hiszpan nie ponosi całej winy za kryzys, ale bez wątpienia jego decyzje wpływają na problemy drużyny. Odsuńmy na bok kontrowersje związane z Özilem. Arteta jest wprawdzie na początku pełnoprawnej kariery szkoleniowej, więc można być nieco wyrozumiałym, lecz nie sposób zignorować dziwnych wyborów byłego asystenta Guardioli.
Jakich na przykład? Po pierwsze, notorycznego stawiania na będącego pod formą Aubameyanga. Gdy nie idzie, trzeba otworzyć się na inne rozwiązania. Hiszpański menedżer na razie nie odważył się odesłać kapitana na ławkę, na czym tracą wszyscy. Arteta rzadko też korzysta z usług Ainsleya Maitlanda-Nilesa. To przedziwna sytuacja. Niles zanotował kapitalną końcówkę ubiegłego sezonu i był motorem napędowym zespołu w dwóch wygranych finałach. Prezentował się świetnie, dostał powołanie do reprezentacji Anglii. W dodatku Mikel zabronił sprzedaży wszechstronnego gracza do Wolverhampton. I co? I właściwie na niego nie stawia. A grać musi Hector Bellerin, który forma szuka od jakichś dwóch lat. Arteta ma także kłopot z Granitem Xhaką. Najpierw Szwajcara odbudował, pozwolił mu złapać fantastyczną formę, a teraz uparcie daje mu kolejne szanse, choć ten znajduje się w katastrofalnej dyspozycji. Do perfekcji opanował jedynie dwa zagrania: do najbliższego oraz do tyłu.
5. Taktyczny galimatias
Kamyczkiem do ogródka byłego świetnego pomocnika jest też taktyczny misz-masz. Arteta długo był wierny ustawieniu 3-4-3 w różnych jego odsłonach. Kilkakrotnie taki system faktycznie przyniósł sukces, ale Hiszpan dopiero niedawno zdecydował się wrócić do czwórki obrońców. I to pomimo tego, że gra trójką z tyłu równała się absurdom pokroju próby zrobienia pół-stopera z mającego świetne predyspozycje ofensywne lewonożnego Kierana Tierneya.
Należy zatem zadać sobie proste pytanie: jaki jest znak firmowy Arsenalu Artety? Albo może inaczej - jak chce grać Arsenal Artety? I tu właśnie leży problem. Trudno ocenić, czy wiedzą to sami zawodnicy, bo po ich występach można nabrać sporych wątpliwości. Niełatwo ufać też hiszpańskiemu menedżerowi, który - to trzeba mu oddać - poprawił grę w obronie “Kanonierów”, za to do przodu wyznaje chyba filozofię tysiąca i jednej wrzutek. Start był obiecujący, ale na dziś ta drużyna nie ma żadnego stylu.
6. Przeciętna kadra
A czy ma odpowiednich piłkarzy, by bić się choćby o miejsce w Lidze Mistrzów? Niekoniecznie. Z paroma wyjątkami Arsenal jest personalnie ligowym średniakiem. Ekipa z Emirates popadła w przeciętność, z której po prostu czasem wychodzi, nie zaś na odwrót. Można zastanawiać się nad przydatnością wspomnianych Willocka czy Nketiaha, ale na nich ta lista się nie kończy. Dramatycznie wygląda oczywiście środek obrony. W teorii “Armatki” mają ośmiu (sic!) nominalnych stoperów. W praktyce większość z nich zmaga się z kontuzjami lub/i jest po prostu za słaba. Plus postawimy wyłącznie przy nowo ściągniętym Gabrielu. W roli zmiennika, i nikogo więcej, mógłby też funkcjonować Rob Holding. Z radarów zniknął inny nowy nabytek, William Saliba, który według Artety musi cierpliwie czekać na swoją szansę i odbudować formę fizyczną oraz psychiczną (utrata najbliższej osoby).
Spójrzmy dalej. Do boków obrony i bramki trudno się przyczepić, nawet biorąc pod uwagę marazm, w jaki popadł Bellerin. Ale w drugiej linii? Kibice są zmuszeni oglądać wspomnianego Xhakę. Słabo wygląda Dani Ceballos. W odwodzie pozostaje Mohamed Elneny, zawodnik cenny, ale w roli któregoś tam rezerwowego. Nie ma żadnej poważnej “dziesiątki”. Thomas Partey nie zdążył rozwinąć skrzydeł z powodów zdrowotnych. Nie ma odpowiednich skrzydeł, bo Willian i Pepe zawodzą, Martinelli wciąż leczy uraz, a Bukayo Saka sam tego ciężaru nie udźwignie, o nierównym Reissie Nelsonie nie wspominając. Zaś z przodu nikt odpowiedni nie odciąży kiepsko grających Aubameyanga i Lacazette’a. Może czas dać poważniejszą szansę Folarinowi Balogunowi lub/i Nikolajowi Mollerowi z zespołu U23?
7. Nieprzemyślane ruchy transferowe
I na “deser” transfery, za które w dużej mierze odpowiada dyrektor sportowy, Edu Gaspar. Z letnich wzmocnień na razie broni się sprowadzenie Gabriela. Wartością dodaną najpewniej okaże się też zdrowy Thomas Partey. Trudno za to zrozumieć zapłacenie sowitej pensji i zaoferowanie umowy aż na trzy lata Willianowi. Tak samo bezsensowne wydaje się definitywne zakontraktowanie duetu Cedric Soares - Pablo Mari. Jeden grzeje ławę, drugi leczy kontuzję. Przydatność obu bardzo łatwo podważyć.
Większy problem stanowią jednak transfery z klubu. A właściwie ich brak. “Kanonierzy” mieli przewietrzyć szatnię, uporządkować drużynę i stworzyć miejsce dla kolejnych nowych nabytków. Nic takiego nie nastąpiło, nie licząc odejścia Lucasa Torreiry i zmiany na pozycji bramkarza numer dwa. Na liście płac AFC wciąż figurują (i niektórzy z nich grają): wspomnieni już Özil i Elneny, Shkodran Mustafi, Sead Kolasinac, Sokratis. Grek nawet nie został zgłoszony do żadnych rozgrywek. Ale pieniądze pobiera. I nie jest to jego wina.
Media donoszą o kolejnym ambitnym planie wzmocnienia drużyny już w styczniu. Przewijają się nazwiska Houssema Aouara, Christiana Eriksena i Dominika Szoboszlaia. Kibice Arsenalu powinni być do tego przyzwyczajeni. Głośne zapowiedzi i spekulacje transferowe to na Emirates norma. Problem w tym, że później z tej dużej chmury spada mały deszcz. I to twierdzenie pasuje właściwie jak ulał do całego klubu z Londynu.