Najgorsze okienko w historii klubu? Gigant wyrzucił ponad 200 mln euro w błoto. Został tylko bałagan

Najgorsze okienko w historii klubu? Gigant wyrzucił ponad 200 mln euro w błoto. Został tylko bałagan
IMAGO / pressfocus
Kacper - Klasiński
Kacper Klasiński14 Apr · 17:00
W 2023 r. Manchester United wydał latem ponad 200 milionów euro na wzmocnienia. Tamto okienko miało wprowadzić projekt Erika ten Haga na wyższy poziom, tymczasem okazało się całkowitym niewypałem, a bałagan po nim wciąż nie został posprzątany.
Letnie okienko 2023 miało być przełomowe dla Manchesteru United. Klub nie szczędził grosza na wzmocnienia. Przyszedł Rasmus Hojlund - nowy, młody napastnik, ściągnięty pół roku po odejściu Cristiano Ronaldo. Do tego doszło uwolnienie się od - jak go nazywano - archaicznego Davida de Gei i transfer nowoczesnego bramkarza, Andre Onany. Na Old Trafford wysłali też mocny sygnał do konkurencji w postaci zakontraktowania Masona Mounta, który miał stanowić fundament Chelsea na kolejne lata. Do tego, oczywiście, kilka uzupełnień składu. “Czerwone Diabły” wydały wówczas ponad 200 milionów euro. Z perspektywy czasu wydaje się, że to mocna kandydatura do topki najgorszych okienek transferowych w historii. Zamiast pchnąć klub do przodu, narobiło tylko więcej powodów do sprzątania.
Dalsza część tekstu pod wideo

Gruba kasa dla Ten Haga

Pierwszy sezon Erika ten Haga, 2022/23, choć niepozbawiony turbulencji, dawał nadzieje na przyszłość. United co prawda skończyli rozgrywki w słabym stylu, znacząco obniżając loty w drugiej części rozgrywek i zaliczyli kilka wpadek, m.in. wypuszczając dwubramkową przewagę z Sevillą w Lidze Europy czy przegrywając 0:7 na Anfield, ale i tak uplasowali się na ligowym podium. Dodatkowo wstawili do gabloty pierwsze trofeum od sześciu lat, wygrywając Puchar Ligi. Świetnie spisywali się też na Old Trafford, przegrywając na własnym terenie tylko dwa mecze na wszystkich frontach - ostatni jeszcze we wrześniu. Żaden inny trener klubu nie wygrywał w debiutanckim sezonie tak często, jak Ten Hag. Były powody, żeby wierzyć w projekt Holendra.
Zarząd postanowił wesprzeć menedżera przed startem następnych rozgrywek. Drugie lato z rzędu zagwarantowano mu duży budżet transferowy, przeznaczając na zakupy ponad 200 milionów euro, ale wyglądało to zdecydowanie lepiej niż rok wcześniej. Wówczas wielkie zakupy Antony’ego czy Casemiro dopięto już po fatalnym starcie rozgrywek, co sugerowało działanie w panice. W 2023 r. zadbano o to, aby nowe nazwiska szybko zawitały do czerwonej części Manchesteru. Ruchy te wyglądały na w pełni przemyślane.
W United szukali przede wszystkim wzmocnień “trzonu” podstawowej jedenastki. Konieczne było zastąpienie broniącego od ponad dekady dostępu do bramki Davida de Gei, który odszedł po wygaśnięciu kontraktu. Brakowało nominalnego napastnika - a przynajmniej takiego godnego zaufania, bo kontuzje Anthony’ego Martiala uniemożliwiały opieranie na nim drużyny. Do tego brakowało jakościowych opcji w środku pola. Wszystkie te kłopoty spotkały się z reakcją. Doszło również kilka budżetowych uzupełnień składu.
Czas jednak pokazał, że nie zadziałało prawie nic, co miało zadziałać. Zespół odpadł z Ligi Mistrzów, zajmując ostatnie miejsce w fazie grupowej, finiszował na najgorszym w erze Premier League ósmym miejscu i nawet zdobycie Pucharu Anglii nie zdołało zmazać wielkich rozczarowań. Ten Hag stracił pracę kilka miesięcy po tym ostatnim sukcesie, a za kadencji jego następcy, Rubena Amorima, wątpliwości co do zakupów z 2023 tylko przybierają na sile.

Bramkarz nie broni

Tamto okienko miało pozwolić na uniknięcie ponownego zjazdu jakości gry, który nastąpił pod koniec debiutanckich rozgrywek Ten Haga. “Staromodnego”, przyspawanego do linii i grającego słabo nogami De Geę zastąpił Andre Onana. Holender świetnie znał go ze wspólnej pracy w Ajaksie. Dodatkowo Kameruńczyk przyszedł niedługo po występie w finale Ligi Mistrzów w barwach Interu. Jego obecność miała pozwolić na zmianę stylu gry drużyny i wyższe ustawienie linii defensywnej. Boisko szybko zweryfikowało te oczekiwania.
Onana nie potrafił odmienić zespołu dzięki dobrej grze nogami, bo… pod tym względem nie zachwyca. I choć bije De Geę na głowę, jeśli chodzi o “aktywne” działania w szesnastce, bo w ciągu jednego meczu potrafił wyłapać więcej dośrodkowań niż Hiszpan w niektórych sezonach Premier League (w jednym z nich De Gea przez pełne rozgrywki wyłapał ich zaledwie dwa), to pod względem gry na linii są ogromne wątpliwości. Cierpliwość coraz większej liczby kibiców się wyczerpuje, gdyż Kameruńczyk nie napawa pewnością i zalicza mnóstwo pomyłek. Portal Opta wyliczył, że od jego transferu żaden golkiper z Premier League nie popełnił więcej błędów prowadzących do bramek i strzałów, niż on (odpowiednio osiem i 12). A jego wpadki kosztowały drużynę bardzo drogo - miały m.in. wielki wpływ na odpadnięcie w fazie grupowej poprzedniej edycji Ligi Mistrzów.
Przed niedawnym spotkaniem z Olympique Lyon w ćwierćfinale Ligi Europy zawodnik rywali i były gracz United, Nemanja Matić, nazwał Onanę “jednym z najgorszych bramkarzy w historii klubu”. Kameruńczyk odpowiedział mu zaczepnie, nie pierwszy już raz zdradzając dużą pewność siebie. Przed meczem prowokował też lekko kibiców rywali. Tymczasem w trakcie spotkania maczał palce w obu straconych golach. Cała sytuacja wyglądała wręcz komicznie i w pewnym sensie podsumowała dotychczasowy pobyt Onany na Old Trafford. Dużo gadki, słaby efekt.

Napastnik nie strzela

Na główne “żądło” ataku wybrano Rasmusa Hojlunda. 20-letniego chłopaka, w którym spory potencjał widziała cała piłkarska Europa. “Czerwone Diabły” zapłaciły ponad 70 milionów euro, choć jego suche statystyki nie powalały. W momencie transferu miał na swoim koncie 27 trafień w dorosłym futbolu, czyli tyle, ile podstawowy napastnik United powinien strzelać w jednym sezonie. Młody, nieopierzony zawodnik został rzucony na głęboką wodę. Podjęto ryzyko, ale się nie opłaciło.
Hojlund nie udźwignął ciężaru powierzonego mu zadania. Po niemal dwóch pełnych sezonach w United i 86 występach ma na koncie 24 trafienia - z tego zaledwie 13 w Premier League. Jego postawa potwierdza, że drużyna potrzebowała sprawdzonego, regularnego snajpera. W przypadku Duńczyka nie można użyć żadnego z tych przymiotników i jest to przytyk tak samo do niego, bo kompletnie nie widać w jego grze progresu, jak i do osób odpowiedzialnych za ściągnięcie go za ogromną kasę z Atalanty.
Młody wciąż napastnik miał jeden obiecujący okres - od końcówki grudnia do połowy lutego pierwszego sezonu. Wówczas strzelił osiem goli w ośmiu występach w podstawowym składzie, ale pechowo złapał uraz. Gdy wracał do zdrowia w marcu 2024 roku, napisaliśmy, że jeśli będzie strzelał choć w połowie tak skutecznie, jak podczas swojej świetnej serii, to w klubie nie będą mieli powodów do narzekań. Jest jednak dużo gorzej, a Duńczyk ma wręcz problemy z tym, by regularnie notować kontakty z piłką w polu karnym. No i efekt jest taki, że United muszą szukać napastnika, bo na takim zawodniku nie da się opierać ofensywy.

Pomocnik nie gra

Trzecim z wielkich zakupów był Mason Mount. Wyciągnięcie Anglika z Chelsea miało zapewne stanowić nie tylko wzmocnienie, ale i manifest siły. Sygnał: “patrzcie, potrafimy wziąć gracza, na którym jeden z naszych konkurentów chce budować przyszłość”. Z drugiej strony, jeśli patrzyło się na transfer wychowanka “The Blues” na chłodno, już wtedy można było dostrzec “czerwone flagi”.
Po pierwsze - cena. Kosztował prawie 65 milionów euro. Kwotę niebagatelną, wręcz ogromną, a… do końca kontraktu miał zaledwie 12 miesięcy. W teorii w takich sytuacjach kluby próbują ściągać zawodników po zaniżonych kwotach. Tutaj nie udało się zrobić dobrego biznesu. Po drugie - Mount miał za sobą chyba najgorszy sezon od momentu wskoczenia do pierwszego zespołu Chelsea, naznaczony kontuzjami, ze słabymi statystykami. Jednym słowem: rozczarował. Pomimo tego na Old Trafford stwierdzili, że warto rzucić za niego ogromne pieniądze.
Podobnie jak poprzedni duet, wielu kibiców mogłoby umieścić Anglika na liście najgorszych zakupów w historii klubu. W ich przypadku jednak mowa o tym, że zawiedli na boisku. A Mount… ledwie się na nim pojawiał. Jego dotychczasowy pobyt w Manchesterze to pasmo kontuzji. Na boisku pojawiał się 36-krotnie. Wciąż nie zaliczył ani jednego pełnego meczu. Uzbierał do tej pory tylko 1242 minuty, a więc ekwiwalent niecałych 14 pełnych spotkań. Ostatni raz udział przy bramce (łącznie ma jednego gola i jedną asystę) zaliczył ponad rok temu. I to wszystko, jeszcze raz przypomnijmy, za 65 milionów euro i prawie 300 tysięcy euro tygodniowo. Nawet jeśli Ruben Amorim w niego wierzy, o czym otwarcie mówi, można mieć wątpliwości co do jego przydatności dla zespołu.

Jeden zaskakujący pozytyw

Onana, Hojlund i Mount nie byli feralnego lata jedynymi nabytkami. Jako uzupełnienie składu wypożyczono też z Fiorentiny Sofyana Amrabata, płacąc dziesięć milionów euro. Defensywny pomocnik zaliczył wcześniej bardzo udany mundial - zajmując czwarte miejsce z reprezentacją Maroka - i dobrze znał się z Ten Hagiem, bo pracowali razem w Utrechcie. Brakowało mu jednak dynamiki i fizyczności, przez co kompletnie się nie wyróżniał. Co ciekawe, holenderski trener i tak chciał go wykupić po sezonie, ale władze postawiły veto. Nawet sam zawodnik, zapytany czemu nie został w klubie na stałe, odparł, że o to należy zapytać dyrektora technicznego, Jasona Wilcoxa. Większość fanów United zapewne zgodziłaby się z jego opinią, że wykupienie Amrabata nie stanowiłoby kroku w dobrą stronę.
Pięć milionów euro kosztował Altay Bayindir, który został zmiennikiem Onany. Poza De Geą odszedł bowiem również Dean Henderson, potencjalny kandydat na “dwójkę” między słupkami. Sęk w tym, że Ten Hag miał specyficzne podejście do zmiennika. Nie wystawiał go nawet w meczach pucharowych i w debiutanckim sezonie dał tylko jedną szansę gry - przeciwko czwartoligowemu Newport County, gdy Kameruńczyk wyjechał na Puchar Narodów Afryki. Bayindir zaczął grać częściej dopiero w bieżących rozgrywkach i to głównie po odejściu holenderskiego menedżera. I choć potrafił zaliczyć świetny występ przeciwko Arsenalowi w Pucharze Anglii, kilka razy zawiódł. Błędy w Pucharze Ligi z Tottenhamem czy ostatnim ligowym spotkaniu z Newcastle sprawiają, że trudno widzieć w nim alternatywę dla słabego Onany. Wygląda więc na to, że United dwa lata po pozyskaniu duetu bramkarzy będzie musiało szukać dwóch kolejnych.
Mamy też Sergio Reguilona, wypożyczonego z Tottenhamu, aby załatać dziurę na lewej obronie w obliczu kontuzji. Pobyt Hiszpana został skrócony już w styczniu, w międzyczasie zdążył zagrać 12-krotnie. Problem w tym, że odszedł, gdy… miał stać się tak naprawdę potrzebny. Kiedy akurat nałożyły się na siebie absencje Luke’a Shawa i Tyrella Malacii, sztab medyczny zapewniał Ten Haga, że obaj niedługo wrócą do gry. W przypadku Anglika rzeczywiście tak się stało, ale zagrał kilka razy i wypadł do końca sezonu. Holender tymczasem nie wystąpił ani razu do końca sezonu i nagle okazało się, że przydałby się kolejny lewy defensor. Jedyny problem z wypożyczeniem Hiszpana był taki, że doprowadziło ono do sprzedaży zdolnego Alvaro Carrerasa, zbierającego obecnie dobre opinie w Benfice.
Jedynym pozytywnym zaskoczeniem okazał się 35-letni Jonny Evans. I to najlepiej podsumowuje mizerię lata 2023 na Old Trafford. Weteran dołączył do drużyny, której jest wychowankiem, podczas letnich przygotowań, żeby utrzymać formę. Dostał jednak umowę po tym, jak zrobił dobre wrażenie. Ten Hag potrafił wystawiać go czasem nawet kosztem Raphaela Varane’a. Irlandczyk z Północy miał oczywiście swoje ograniczenia, ale jego druga przygoda w Manchesterze przebiła wszelkie oczekiwania. Miał być tylko awaryjnym zmiennikiem i mentorem dla młodzieży, a został nawet na kolejny rok i w międzyczasie uzbierał 42 występy. Nikt nie mógł się tego spodziewać. Ostatecznie fakt, że to jego możemy nazwać największym pozytywem fatalnego okienka, to pewne upokorzenie dla klubu pokroju United, ale trudno mieć pretensje do samego Evansa. Pisze bowiem ostatni, niespodziewany rozdział swojej kariery. Co więcej, ukoronował go nawet trofeum.

Problemy zamiast rozwiązań

Czy zatem lato 2023 było najgorszym okienkiem w historii Manchesteru United? Bardzo możliwe. Zwłaszcza, jeżeli weźmie się pod uwagę szerszy kontekst. Wzmocnienia miały pomóc układance Ten Haga wkroczyć na wyższy poziom, nawiązać walkę z Manchesterem City czy Liverpoolem. Tymczasem ci, na których wyłożono wielką kasę, nie zagwarantowali żadnego zysku jakości. Z kolei zawodnicy ściągani jako opcje budżetowe okazali się dokładnie tak przeciętni, jak wskazywała cena. Wypożyczenie Amrabata kosztowało mniej-więcej tyle samo, ile udało się zarobić na sprzedaży Freda do Fenerbahce, a poziomu sportowego na pewno nie poprawiło.
To okienko miało pchnąć zespół do przodu, a sprawiło tylko, że dwa lata później jest do zrobienia dodatkowa robota. Trzeba znaleźć godnego zaufania napastnika i bramkarza (a pewnie i dwóch). Jednocześnie należy pamiętać, że wydane na niewypały kwoty wciąż ciążą na księgach United, ograniczając pole manewru w ramach Profit and Sustainability Rules, czyli słynnego PSR. Nawet Sir Jim Ratcliffe w rozmowie z Garym Neville’em mówił wprost, że klub wciąż płaci za zawodników ściągniętych przez poprzednią ekipę zarządzającą.
To, gdzie konieczne są wzmocnienia, determinują w dużej mierze właśnie jej błędy. Trudno spodziewać się, że Ruben Amorim będzie budował podstawową jedenastkę w oparciu o coraz bardziej frustrujących kibiców (więc zapewne i jego) Hojlunda i Onanę, a przecież napastnik i bramkarz to pozycje absolutnie kluczowe. O Mouncie menedżer wypowiada się ciepło, ale problem Anglika stanowią ograniczenia organizmu. Wychodzi na to, że (zależnie od kondycji fizycznej Mounta w najbliższej przyszłości) w United tamtego lata właściwie tylko przepalili kasę na ruchy, które nie dały żadnej korzyści, a jedynie dodatkowe powody do bólu głowy.
Pytanie, jak uda się rozwiązać powstałe problemy. Kto odejdzie i za ile? No i oczywiście, na ile wydane dwa lata temu pieniądze będą miały wpływ na możliwości transferowe klubu nadchodzącego lata, kluczowego pod względem przebudowy zespołu przez Amorima. Bo niewykluczone, że lato 2023 wciąż będzie problematyczną kulą u nogi 14. (!) siły Premier League.

Przeczytaj również