Najbogatsi w lidze, legenda trenerem, wielkie nazwiska w drodze. Piękne widoki na piłkę
Najbogatszymi właścicielami w Serie A nie są ani szefowie Juventusu, ani Milanu czy Interu. Pieniądze wylewają się z kieszeni braci sterującymi beniaminkiem Serie A. Como, mimo że teoretycznie mogłoby mieć największy budżet w lidze, nie zamierza bynajmniej nadużywać finansowej przewagi. Ma inny pomysł.
To popularny wakacyjny kierunek Polaków. Gdy wylądujesz samolotem tanimi liniami w Bergamo, pierwszym miejscem, do którego podążasz, jest jezioro Como. Położone w pięknym, majestatycznym miejscu o podnóża włoskich Alp.
Mniej znana jest 80-tysięczna miejscowość o tej samej nazwie, a do niedawna kompletnie anonimowa była drużyna Como 1907. Najpierw trzecio-, potem drugoligowa. A od tego sezonu będzie walczyła z potężnymi firmami Serie A i dzięki wkładowi i ciekawym transferom wcale nie musi być w starciach z nimi bez szans.
Pomoc z Indonezji
Do 2019 roku żyli bardzo skromnie. Przez dłuższy czas nie mogli nawet opłacić bazy treningowej, krążyły plotki, że drużyna trenuje poza miastem. Przygotowali się do meczów na małym boisku, z fatalną nawierzchnią, a pieniądze na przeżycie przekazywały małe, lokalne firmy. Cztery lata temu wszystko się zmieniło. Klubem zainteresowało się dwóch najbogatszych ludzi w Indonezji. Zdecydowali się nabyć wszystkie aktywa za śmieszną cenę 800 tysięcy euro. Formalnie Como podlega teraz brytyjsko-indonezyjskiemu funduszowi SENT Entertainment, który z kolei jest częścią Djarum Group, należącej do braci Roberta i Michaela Hartono. Nie zagłębiając się bardzo w struktury właścicielskie trzeba dodać tylko, że panowie są spadkobiercami imperium tytoniowego i znajdują się na liście 100 najbogatszych osób na świecie według magazynu Forbes.
To właściwie wystarczyło, by kibicom małej drużyny znad słynnego jeziora zaświeciły się oczy. Como zostało przejęte, a media alarmowały, że drużyna stanie się słupem dla brudnych interesów, m.in. do sprowadzania indonezyjskich graczy do Włoch. Bracia stanowczo zaprzeczyli sugestiom i twierdzili, że inwestują w ekipę wyłącznie z miłości do calcio. Na razie ich zapewnienia nie stoją w sprzeczności z tym, co robią. Hartonowie zaczęli pracę bez głośnych wypowiedzi i od razu zajęli się bieżącymi problemami. Poprawili infrastrukturę, uregulowali zobowiązania wobec zawodników i pracowników, a za główny cel wyznaczyli sobie dotarcie do Serie B w dwa lata. Zrobili to z naddatkiem, bo awansowali z czwartej ligi do Serie A w sześć lat. Ostatni sukces zawdzięczają nie tylko wkładowi potężnego magnata, ale też potężnej pracy 37-letniego trenera Cesca Fabregasa. Tak, tego Cesca Fabregasa.
Naturalna zmiana miejsc
Hiszpan przybył tu w sierpniu 2022 roku jeszcze jako zawodnik, ale pion sportowy miał na niego szersze plany. Początkowo podpisano z nim dwuletni kontrakt pod warunkiem, że w każdej chwili będzie mógł dołączyć do sztabu szkoleniowego. Zrobił to wcześniej niż wielu się spodziewało. Już w lipcu 2023 roku został trenerem Como U-19. Rezultaty? Takie sobie. Trzy zwycięstwa, trzy remisy, trzy porażki. Cieszył się jednak pełnym zaufaniem.
Gdy w listopadzie tego samego roku pracę stracił główny trener Moreno Longo, zarząd klubu długo się nie namyślał. Fabregas de facto przejął stanowisko, chociaż nie posiadał jeszcze wtedy stosownej licencji. Formalnie szkoleniowcem został Oishan Roberts, choć to były reprezentant Hiszpanii pociągał za sznurki. “Biancoblu” znajdowali się wówczas na szóstym miejscu tabeli. Po zmianie trenerskiej, drużyna wygrała 17 z 28 kolejnych meczów, prezentując miły dla oka styl, a przede wszystkim odzyskując skuteczność. Como wyprzedziło Venezię, Catanzaro i Palermo, zapewniając sobie bezpośredni awans z drugiego miejsca.
Kilka dni temu, miesiąc po historycznym sukcesie, beniaminek Serie A w oficjalnym komunikacie potwierdził, że Cesc Fabregas stał się pełnoetatowym, pierwszym trenerem drużyny Como 1907. Cały sztab zdaje sobie jednak sprawę, że nawet z wyjątkowo utalentowanym trenerem, ale bez dobrze zbalansowanego składu, trudno będzie myśleć o spokojnym utrzymaniu w elicie. A zarządzający mierzą znacznie wyżej. Podjęto więc odpowiednie środki, by do współpracy zaprosić zawodników z dorobkiem.
Szerokim gestem
Fabregas ruszył od razu po swoich rodaków. Długo nie musiał namawiać Pepe Reiny i Alberto Moreno. 41-letni bramkarz będzie raczej pełnił rolę zmiennika Chorwata Adriana Sempera, ale zespołowi przyda się duża postać z charakterem oraz… poczuciem humoru. Reina znany jest z utrzymywania pozytywnej atmosfery w szatni, a w razie wejścia na boisko, nie powinien zawieść.
Inna sprawa się ma z kolei z 32-letnim lewym obrońcą. Moreno jeszcze w zeszłym sezonie regularnie występował w La Liga w barwach Villarrealu, łącznie uzbierał prawie dwa tysiące minut gry.
- Rozmawiałem z Ceskiem i to on pokazał mi, jakie czekają tu na mnie możliwości. Pierwsze odczucia są więcej niż wspaniałe - cytują Hiszpana na oficjalnej stronie klubu. Triumfator Ligi Mistrzów z Liverpoolem i Ligi Europy z Żółtą Łodzią Podwodną będzie robił wszystko, co w jego mocy, by być pomóc nowej ekipie. A gdyby tak udało się awansować do europejskich pucharów?
Podobne ambicje powinien mieć kolejny nabytek Como. Andrea Belotti będzie nadzieją kibiców beniaminka w ataku. Zdecydowanie przydałby mu się twardy reset. W ciągu ostatnich trzech sezonów nie przekroczył granicy dziesięciu goli. Cena za 30-latka nie powala. Roma zainkasowała za niego tylko 4,5 miliona euro.
Wiadomo, że to nie koniec. Na celowniku drużyny z Lombardii są właściwie wszystkie duże nazwiska z kartą zawodniczą w ręku. Właściciele nie chcą wydawać fortuny na rynku, ale będą mogli pozwolić sobie na hojne pensje. Stąd w mediach przetaczają się tacy gracze, jak Dele Alli, Joel Matip, Angel Di Maria, Eric Maxim Choupo-Moting, a nawet Sergio Ramos. Dopinane są szczegóły z Raphaelem Varanem, dużo mówi się też o Anthonym Martialu. Fabregas ma też walczyć o wznowienie europejskiej kariery najlepszego piłkarza ostatniego Copa America Jamesa Rodrigueza, za którego jednak trzeba byłoby zapłacić obecnemu pracodawcy, Sao Paulo.
Como przybyło do Serie A, aby w niej pozostać. To oczywiste. Chce pójść w ślady Sassuolo i Monzy, dwóch małych klubów, które dzięki solidności, a przede wszystkim dzięki zamożnym właścicielom na dłużej pozostały w elicie (Sassuolo teraz po spadku będzie starało się wrócić na najwyższy szczebel).
Chociaż poczyniono znaczne postępy, wszyscy w drużynie zdają sobie sprawę z tego, że ich piękna, piłkarska podróż dopiero się zaczyna. Jednak dzięki licznym inicjatywom, ostatnim i przyszłym transferom, działacze są pewni, że klub jest gotowy na dalszy rozwój i że ugruntuje sobie pozycję nie tylko jako poważny futbolowy podmiot, ale także jako cel sportowej turystyki. Kto by nie chciał oglądać wspaniałej rywalizacji w tak kapitalnych warunkach?