Najbardziej zaskakujący transfer lata? Fani mają go dość, rywal płaci dużą kasę. I wcale nie musiał zwariować
Kai Havertz to jeden z największych transferowych niewypałów w Premier League ostatnich lat. Kibice Chelsea oddaliby go z pocałowaniem ręki, a Arsenal płaci za niego ogromne pieniądze. Na pierwszy rzut oka wydaje się, że “Kanonierzy” wyrzucają pieniądze w błoto, ale są też powody, by zaufać Mikelowi Artecie. Wiele wyborów, za które był krytykowany, ostatecznie się broniło.
Nie Real Madryt, a Arsenal. Kai Havertz, zamiast przenieść się do Hiszpanii, pozostaje w Londynie, ale zmienia barwy klubowe. Niemiec zostanie drugim najdroższym nabytkiem w historii “The Gunners”, choć zupełnie rozczarował w Chelsea. 24-latek jest powszechnie uważany za jeden z najgorszych transferów “The Blues” w ostatnich latach. Mimo tego niezrażeni wicemistrzowie Anglii wykładają na niego z bonusami około 75 milionów euro. I wielu fanów Premier League może zachodzić w głowę, patrząc na ich wybór. Wygląda na to, że “Kanonierzy” podejmują ogromne ryzyko, bo Havertza za okres gry na Wyspach naprawdę trudno pochwalić. Kadencja Mikela Artety przyniosła jednak kilka zaskakujących decyzji transferowych i zdecydowana większość z nich okazała się słuszna. Czy tym razem znów będzie podobnie? Niemca jeszcze kilka lat temu uważano przecież za jeden z największych talentów na świecie.
Nie Real Madryt, a Arsenal. Kai Havertz, zamiast przenieść się do Hiszpanii, pozostaje w Londynie, ale zmienia barwy klubowe. Niemiec zostanie drugim najdroższym nabytkiem w historii “The Gunners”, choć zupełnie rozczarował w Chelsea. 24-latek jest powszechnie uważany za jeden z najgorszych transferów “The Blues” w ostatnich latach. Mimo tego niezrażeni wicemistrzowie Anglii wykładają na niego z bonusami około 75 milionów euro. I wielu fanów Premier League może zachodzić w głowę, patrząc na ich wybór. Wygląda na to, że “Kanonierzy” podejmują ogromne ryzyko, bo Havertza za okres gry na Wyspach naprawdę trudno pochwalić. Kadencja Mikela Artety przyniosła jednak kilka zaskakujących decyzji transferowych i zdecydowana większość z nich okazała się słuszna. Czy tym razem znów będzie podobnie? Niemca jeszcze kilka lat temu uważano przecież za jeden z największych talentów na świecie.
Brak atutów
Wychowanek Bayeru Leverkusen gra w Chelsea od trzech lat. Londyńczycy bili dla niego swój rekord transferowy. Oczekiwania były ogromne, w Havertzie widziano materiał na przyszłą gwiazdę. Nastąpiła jednak bolesna weryfikacja. Piłkarz, który miał pomóc drużynie wejść na wyższy poziom, zaliczył właściwie jeden moment wart zapłaconych za niego pieniędzy. Został bohaterem wygranego finału Ligi Mistrzów z 2021 roku, strzelając jedyną bramkę w starciu z Manchesterem City. Do listy miłych wspomnień można dodać też trafienie z karnego w finale Klubowych Mistrzostw Świata. Poza tym jego pobyt w Londynie to pasmo niepowodzeń i narastająca frustracja kibiców “The Blues”. Gdyby spytać fanów o jego atuty, wielu wskazałoby zapewne na ich absolutny… brak. Naprawdę był bowiem tak słaby.
Havertz żegna się ze Stamford Bridge jako gracz “nieokreślony”. Poszczególni trenerzy szukali dla niego optymalnej roli, pozwalającej mu na najlepsze odnalezienie się na boisku. Próby te spaliły na panewce. Ofensywny pomocnik, skrzydłowy, fałszywy napastnik, “dziewiątka’ - próbowano wielu rozwiązań. Zawsze kończyło się tak samo. Niemca można kojarzyć głównie jako zawodnika słabego fizycznie, zagubionego, mającego problemy z podejmowaniem właściwych decyzji, jeśli chodzi o szukanie partnerów czy wyczekiwanie momentu wyjścia do podania. Miał dwa stałe elementy swego repertuaru: marnowane dogodne szanse strzeleckie oraz spalone, na które dawał się nagminnie łapać. Łącznie dla Chelsea zagrał 139-krotnie. Zdobył 32 bramki i dorzucił 15 asyst, co nie stanowi raczej powodu do ekscytacji. Najlepszy dorobek w lidze to zaledwie osiem trafień z kampanii 2021/22.
W dopiero co zakończonym sezonie nowy nabytek Arsenalu finiszował ze zdecydowanie najgorszym wynikiem bramkowym na tle expected goals z gry w lidze: -4,8. W ostatnich dwóch plasował się w pierwszej dziesiątce Premier League, jeśli chodzi o zmarnowane szanse. Przed nim widniały wielkie nazwiska: Harry Kane, Erling Haaland czy Mohamed Salah. Odróżniało go jednak od nich jedno - Kai trafiał do siatki zdecydowanie rzadziej. Czy więc regularnie oferował coś pozytywnego Chelsea? Naprawdę trudno cokolwiek takiego znaleźć. Po trzech latach nadzieje na zmianę były nikłe.
Niewiadoma
Nie ma co się oszukiwać: Havertz nie miał już właściwie szans na odnalezienie się na Stamford Bridge. Na jego obronę nie działa już nawet gol z finału Ligi Mistrzów, który przecież na zawsze pozostanie zapisany w historii klubu. Każde zagranie było bezczelnie rozliczane, kolejne błędy wytykane i wyolbrzymiane. Musiał liczyć się z ogromną presją - ta zresztą była wielka od samego początku. Być może zmiana środowiska pozwoli odzyskać zawodnika, który zaginął gdzieś po drodze. Niemiec w ojczyźnie pokazywał przecież szeroki wachlarz umiejętności. Świetnie czuł się, wykorzystując przestrzeń kreowaną przez napastnika przed polem karnym czy też w jego obrębie, atakując z drugiej linii. Nie miał właściwie słabej nogi, co pomagało mu stać się jeszcze bardziej nieprzewidywalnym. Zresztą, jak na swoje warunki fizyczne - ponad 190 centymetrów wzrostu - bardzo dobrze radził sobie z futbolówką. Szybki, zwinny, zwrotny, nieraz przyprawiał rywali o ból głowy. Umiał też dobrze wyjść spod pressingu przeciwników.
Wracając do jego postawy na boiskach Bundesligi, nie sposób odmówić mu wielkiego talentu. Skoro pozyskanie go miał rozważać nawet wielki Real Madryt, stawiający zawsze najwyższe wymagania, znajdują się gdzieś jeszcze ludzie gotowi dać mu szansę. Na jego obronę można oczywiście wspomnieć o tym, że ofensywne zakupy Chelsea w ostatnich latach w znacznej większości okazywały się podobnymi klapami. Timo Werner, Romelu Lukaku, Hakim Ziyech, Pierre-Emerick Aubameyang czy nawet Raheem Sterling nie spełnili pokładanych w nich oczekiwań. Havertza z kolei rzucano po pozycjach, zamiast dać mu zadomowić się na angielskich boiskach w ulubionej roli. W pewnym sensie to więc wciąż niewiadoma - kto wie, reset pomoże mu nawiązać do dawnej dyspozycji?
Warto zaufać Artecie
Choć Chelsea oddaje Niemca bez płaczu, duża część fanów Arsenalu woli myśleć o jego transferze optymistycznie. Może i ten ruch wygląda na absurdalny i szalenie ryzykowny, ale są podstawy, aby wierzyć w jego sens. Mikel Arteta przecież już nieraz zaskakiwał swymi wyborami. Gdy większość w niego wątpiła, on czekał na efekty. Krytykowano przecież zakup Aarona Ramsdale’a. Kwestionowano kwotę zapłaconą za Bena White’a czy zaufanie, którym Hiszpan obdarzył Granita Xhakę. Zastanawiano się, po co wypożyczony z klubu został William Saliba. Znaleźli się i tacy, którzy sądzili, że Martin Odegaard nie da rady w Premier League. Menedżer “Armatek” wiedział za to, co robi i ostatecznie jego decyzje personalne w większości się broniły.
Jeśli więc widzi w Havertzu wartość dodaną do swojej układanki, to zasługuje na to, by pokazał, jak wygląda jego plan. W teorii najlepszym rozwiązaniem wydaje się ustawienie nowego nabytku za plecami Gabriela Jesusa i ponowna próba zrobienia z niego podwieszonego napastnika. Kreator w tej drużynie przecież już jest - kapitan Odegaard. Ale kto wie, może Havertz miałby wskoczyć na “ósemkę” i łatać dziurę po odchodzącym Xhace? Miałoby to sens,
Nie ma co dziwić się, że transfer Kaia Havertza do Arsenalu jest powszechnie kwestionowany. Trudno przecież racjonalnie uzasadnić fakt, że “Kanonierzy” naprawdę wydają ok. 75 mln euro za zawodnika, którego, pół żartem, pół serio, kibice Chelsea oddaliby i za dopłatą. Skreślanie go na starcie to jednak gruba przesada. Arsenal i Arteta już kilka razy pokazali, że ich nielogiczne ruchy potrafią pozytywnie zaskoczyć.