Najbardziej zapracowany piłkarz świata. Szokujący rekord gwiazdy Barcelony, to się w głowie nie mieści
Piłkarski kalendarz jest napięty, żeby nie wypowiedzieć wypchany do granic możliwości. Zbliżający się koniec roku to idealna okazja, aby podkreślić konieczność zmian. Wystarczy spojrzeć na przypadek Julesa Kounde, najbardziej zapracowanego piłkarza świata.
FC Barcelona zakończyła rok w najgorszy możliwy sposób. Katalończycy w samej końcówce hitowego starcia zostali skarceni przez Atletico, ponosząc porażkę 1:2. Tradycyjnie już komplet minut w barwach “Blaugrany” rozegrał Jules Kounde. Tym samym obrońca wyśrubował tegoroczny rekord do granic możliwości lub absurdu. 18 grudnia portal CIES Football Observatory przekazał, że Francuz zostanie zawodnikiem z największą liczbą minut w nogach w ostatnich dwunastu miesiącach. Doliczając rywalizację z “Atleti”, mowa konkretnie o 5962 minutach. Jego przewaga nad drugim Jhonem Ariasem wyniosła ponad pięć boiskowych godzin. W TOP10 znaleźli się jeszcze Virgil van Dijk i William Saliba, którzy mogą poprawić swoje wyniki, ponieważ Premier League będzie grała zarówno w Boxing Day, jak i przed Nowym Rokiem. Ale rekord filaru “Dumy Katalonii” pozostanie niezagrożony.
Niezastąpiony
W tym roku Kounde rozegrał łącznie 70 meczów, z czego aż 60 w pełnym wymiarze czasowym. 16 z nich przypadło na arenie reprezentacyjnej, a 54 w rozgrywkach klubowych. 26-latek w sumie rywalizował na siedmiu frontach w postaci ligi hiszpańskiej, Ligi Mistrzów, Copa del Rey, Superpucharu Hiszpanii, EURO 2024, Ligi Narodów i meczów towarzyskich. Co warte uwagi, jedynie wyniki Katalończyków i Francuzów sprawiły, że dorobek defensora nie byłby jeszcze potężniejszy. “Blaugrana” odpadła przecież z Champions League i Pucharu Króla w ćwierćfinałach, “Les Bleus” nie weszli do decydującego meczu na mistrzostwach Europy. Wychowanek Bordeaux miał szczęście, ponieważ jego zdrowie mogło zostać narażone w większym stopniu.
Dlaczego filar Barcelony gra zawsze i wszędzie? To banalne, ponieważ jest bardzo dobry i niemal zawsze gotowy do gry. W efekcie klub nieszczególnie dba o to, aby dostał on klasowego konkurenta. Jego zmiennikiem pozostaje nieopierzony Hector Fort, który sporadycznie dostaje szansę od Flicka. Warto podkreślić, że według hiszpańskich mediów liczba minut rozegranych przez Francuza mogła być jeszcze wyższa. W tym sezonie zaczął na ławce tylko w dwóch spotkaniach z Deportivo Alaves i Espanyolem. Javi Miguel z dziennika AS podawał, że był to efekt spóźnień Kounde na przedmeczowe odprawy. Miał on przyjść odpowiednio o minutę i dwie po czasie, co wystarczyło do reprymendy. Z jednej strony został ukarany, z drugiej przynajmniej raz na dwa miesiące mógł odsapnąć.
- Kounde jest dobrym przykładem dla całego zespołu. W tym sezonie poczynił znaczny progres, rośnie z każdym udanym występem. To wielki profesjonalista, zawsze skupiony podczas meczów i treningów. Naprawdę doceniam jego wkład, zawsze mówiłem, że to fantastyczny zawodnik - podkreślał w listopadzie Flick, cytowany przez Yahoo.
- Nigdy nie byłem wielkim talentem, ale włożyłem w to dyscyplinę i serce - mówił Kounde dla La Vanguardia. - Trenuję trzy razy dziennie, łącznie przez trzy lub cztery godziny. Dodatkowo robię to, czego wymaga od ciebie futbol na najwyższym poziomie. Trzeba o siebie dbać, dobrze się odżywiać, regenerować. Wcześniej trenowałem dwa razy, ale pomyślałem, że mogę się poprawić. Pracuję w domu, przed i po treningach, które mamy w klubie. Znajduję się też pod nadzorem osób z Barcelony, aby nie doszło do żadnych przeciążeń. Dyscyplina jest dla mnie bardzo ważna, to ona prowadzi do sukcesu. Często mówi się o motywacji, ale ona nie zawsze występuje. Czasami, jak każdy człowiek, budzisz się i nie masz na nic ochoty. To, co sprawia, że wstajesz, to dyscyplina - dodał.
Na barykady
Pod względem etyki pracy i dyscypliny Kounde zdecydowanie powinien być wzorem do naśladowania. Ogromny wysiłek i gigantyczna liczba jednostek treningowych sprawiły, że zasługuje dziś na miano topowego bocznego obrońcy. A jeszcze dwa lata temu nie było to takie oczywiste, biorąc pod uwagę, że do Barcelony przychodził jako nominalny stoper. Jedynie braki na prawej flance skłoniły Xaviego, a później Flicka do przesunięcia Francuza bliżej linii bocznej.
Kounde śrubuje liczbę rozegranych minut, będąc jednocześnie żywym dowodem na to, że w futbolu musi dojść do zmian. I to gruntownych, które odwróciłyby negatywny, a wręcz szkodliwy trend. W ostatnich latach piłkarscy oficjele robią bowiem wszystko, aby spotkań było jeszcze więcej. Turnieje są powiększane o kolejnych uczestników, dodaje się następne fazy, baraże, play-offy, brakuje tylko repasaży i meczów o piąte miejsce po ćwierćfinałach Ligi Konferencji czy Ligi Narodów. Na EURO jeździ już pół kontynentu, w poprzednim formacie Ligi Mistrzów potrzeba było 96 meczów, aby wyłonić najlepszą 16-tkę, po reformie liczba wzrosła do 160.
W czerwcu rozpoczną się pierwsze Klubowe Mistrzostwa Świata z udziałem aż 32 drużyn. Finał zaplanowano na 13 lipca. Zwycięzca akurat odbierze medal, zmieni getry i ruszy na okres przygotowawczy przed startem sezonu 2025/26. Z perspektywy Kounde, najbardziej eksploatowanego piłkarza świata, szczęściem w nieszczęściu można nazwać brak awansu Barcelony na KMŚ. Pamiętajmy przecież, że tutaj na szali leży zdrowie głównych uczestników tego spektaklu. Francuz w tym roku był jego okazem, więc grał wszystko i wszędzie. Warto mieć na uwadze, że wcześniej szaloną liczbę spotkań rozgrywał Rodri. I jeszcze przed zerwaniem więzadła krzyżowego apelował o zmiany.
- Myślę, że 40-50 to liczba meczów w roku, w których zawodnik może grać na najwyższym poziomie. Później wydajność spada, ponieważ nie da się utrzymać najwyższego poziomu fizycznego. A my gramy po 60-70 spotkań. W tym sezonie może to wzrosnąć nawet do 80 w zależności od tego, jak daleko awansujesz w poszczególnych rozgrywkach. Moim skromnym zdaniem, to za dużo, zdecydowanie za dużo - podkreślał we wrześniu Rodri, cytowany przez cityxtra.co.
- Musimy zadbać o siebie, ktoś musi to zrobić, bo jesteśmy jednak głównymi bohaterami w tej dyscyplinie sportu czy biznesu, nazywaj to jak chcesz. Kiedy jestem wypoczęty, mogę grać lepiej. A ludzie chcą oglądać lepszą piłkę, więc musimy mieć czas na odpoczynek. Uważam, że kibice woleliby mniej meczów na wyższym poziomie. Myślę, że jesteśmy blisko tego, aby zacząć strajkować. Gdyby zapytać o to dowolnego piłkarza świata, odpowiedziałby tak samo. To ogólna opinia zawodników - dodał defensywny pomocnik.
- W pełni zgadzam się z Rodrim. Myślę, że po raz pierwszy pojawia się tak wiele głosów na ten temat. Jeśli coś ma się zmienić, to musi wyjść od zawodników, więc cieszę się z takiego obrotu spraw - kontynuował Guardiola. - Zgadzam się ze wszystkim, co powiedział Rodri. Co roku mamy więcej meczów i mniej wolnego czasu. Kalendarz jest coraz bardziej napięty. Od dawna o tym mówimy, ale nikt nie zwraca uwagi na piłkarzy i trenerów. Nadejdzie moment, kiedy będziemy musieli strajkować, ponieważ to jedyny sposób, aby niektórzy zrozumieli nasz problem. Teraz, wliczając Klubowe Mistrzostwa Świata, dobijemy do około 70 meczów w sezonie, to szaleństwo - wtórował Kounde dla The Athletic.
- Piłkarscy włodarze muszą zastanowić się nad przyszłością. Celem powinno być ograniczenie liczby meczów, aby zmniejszyć występowanie kontuzji. Zawodnicy nie mieliby problemu z obniżeniem pensji, gdyby mogli mniej grać - to już słowa Carlo Ancelottiego.
Ilość zamiast jakości
Zatrważająca liczba kontuzji to oczywiście najgorszy skutek uporczywego poszerzania wszystkich możliwych rozgrywek klubowych i reprezentacyjnych. Mniej poważnym, ale wciąż widocznym pozostaje też spadek jakości, o którym wspominał Rodri. Skoro Kounde w 2024 roku spędził na murawie prawie 100 godzin, to oczywistym jest, że w tym czasie nie mógł zachować pełnej koncentracji. W poprzednich kilku tygodniach Francuz znacznie obniżył loty, co mogło być spowodowane zmęczeniem materiału. W ostatnim meczu z Atletico nie wsławił się żadnym znakomitym zagraniem, z Betisem nie zdążył wrócić się na pozycję, co wykorzystał Vitor Roque, który wywalczył rzut karny. Na Balaidos właściwie podarował Celcie Vigo gola na srebrnej tacy.
Gdyby od stycznia Kounde rozegrał 50 meczów zamiast 70, też mogłyby mu się przytrafić pojedyncze pomyłki. Ale każde kolejne spotkanie, wciśnięte w dosłownie dowolną lukę terminarza, potęguje tylko szansę na obniżenie lotów przez najbardziej eksploatowanych piłkarzy. Można zaliczyć dziesięć udanych występów, 20, będąc topową jednostką nawet 40. Ale w końcu przyjdzie słabszy tydzień. W normalnych warunkach w ciągu tych siedmiu gorszych dni odbyłby się jeden mecz. Teraz są trzy. Czasami nawet na dwóch różnych kontynentach. Real Madryt 14 grudnia rywalizował na wyjeździe z Rayo, cztery dni później z Pachucą w Katarze, żeby następnie znów wrócić do zmagań ligowych. Na podobnej zasadzie, niewielu pamięta już, że Kounde przed wyraźną zniżką formy potrafił zaliczyć trzy asysty w jednym spotkaniu Ligi Mistrzów. Miało to bowiem miejsce 10 listopada, zamierzchłe czasy przy obecnym tempie sezonu. Od tego czasu defensor rozegrał 11 spotkań, pojawiając się na murawie średnio co 3,36 dnia.
Czy w światowym futbolu dojdzie do zmian? Czy apele zawodników i trenerów zostaną wysłuchane? Czy piłkarscy włodarze znajdą lepszy sposób na monetyzację dyscypliny niż zwiększanie liczby meczów, zmniejszając ich jakość? Każdy raczej zna odpowiedź na te pytania. Teraz niech poszczególni piłkarze po prostu cieszą się przerwą świąteczną, mając na uwadze zbliżający się rok 2025. Będzie on kolejną okazją na rozegranie przynajmniej 70 meczów. Rekord Kounde może zostać pobity szybciej niż nam się wydaje.