Najbardziej niedoceniony piłkarz Barcelony? "Kibice chyba go wcześniej nie oglądali"
Od kiedy trafił do Barcelony, praktycznie nie było okienka, w którym ktoś nie chciałby go wypchnąć z klubu. Tymczasem Raphinha nie zamierza się ruszać. Ciężko pracuje na swój status w zespole, a początek nowego sezonu jest w jego wykonaniu wręcz fantastyczny.
Spotkanie Barcelony z Realem Valladolid z ostatniej soboty miało nam dać odpowiedź, w jakiej rzeczywiście formie jest “Blaugrana” na początku nowego sezonu. Przed tym meczem drużyna Hansiego Flicka zdobyła co prawda komplet punktów w trzech pierwszych kolejkach, ale były to za każdym razem zwycięstwa po 2:1. Niemiecki szkoleniowiec chyba więc nie mógł wymarzyć sobie lepszego scenariusza. “Barca” wygrała bowiem na Montjuic aż 7:0, co było jej najwyższym ligowym triumfem od 2016 roku, a hat-trickiem popisał się Raphinha, który tym samym tylko potwierdził swoją znakomitą dyspozycję.
Tak naprawdę Brazylijczyk od momentu przyjścia do “Dumy Katalonii” nigdy nie zszedł poniżej pewnego poziomu. Do tego bronią go też liczby, a nawet i styl gry. Tyle tylko, że wokół 27-latka od samego początku panowało sporo wątpliwości. Nie wszyscy byli przekonani, czy to piłkarz o umiejętnościach i charakterze na miarę tak wielkiego klubu jak Barcelona. Raphinha nie przejmował się jednak tymi opiniami i komentarzami nawołującymi do odejścia. Zamiast tego cierpliwie robił swoje, dzięki czemu teraz uznawany jest za kluczowy element wyjściowego składu FCB.
Daleko mu do dryblera
Kibice Barcelony do nowego sezonu podchodzili raczej w średnich humorach. Do klubu trafili tylko Pau Victor i Dani Olmo, w dodatku do niemal samego końca ważyło się, czy “Blaugrana” będzie w stanie zarejestrować drugiego z nich. Fani mocno wyczekiwali transferu innego świeżo upieczonego mistrza Europy, Nico Williamsa. Młody Hiszpan pozostał jednak w Athletiku, a Hansi Flick na każdym kroku podkreślał, że jest zadowolony ze swojego składu. Cules pragnęli nowego skrzydłowego, część uważała, że Olmo nie jest jednym ofensywnym wzmocnieniem, którego powinna dokonać “Barca”, a w tym wszystkim gdzieś w cieniu pozostawał właśnie Raphinha.
- Patrząc nawet na same statystyki, to bardzo niedoceniony piłkarz. Może niektórzy kibice oczekiwali po prostu od niego czegoś innego, myśleli, że dostaną kolejnego brazylijskiego magika dryblingu, a akurat ten aspekt gry wypada u Raphinhi dość blado. Tymczasem dostali bardzo pracowitego piłkarza, który również potrafi w pojedynkę ciągnąć cały zespół. Przecież jego postawa w rewanżu z Paris Saint-Germain wiosną tego roku to chyba najlepszy indywidualny występ piłkarza “Barcy” od czasów Leo Messiego. Być może gdyby nie kartka Araujo, udałoby się wtedy awansować, a Raphinha właściwie w pojedynkę wprowadziłby zespół do półfinału - mówii w rozmowie z nami Michał Gajdek, redaktor naczelny FCBarca.com.
Brazylijczyk trafił do Katalonii dwa lata temu z Leeds United. Był jednym z bohaterów ofensywy transferowej Barcelony. W tamtym oknie na Camp Nou oprócz niego za duże pieniądze trafili również Robert Lewandowski i Jules Kounde, a do tego doszli jeszcze gracze pozyskani za darmo, tacy jak Franck Kessie czy Andreas Christensen. Temat transferu Raphinhi już wtedy wywołał jednak spore kontrowersje. Brazylijczyk wcale nie kosztował mało, szczególnie jak na piłkarza, który sezon wcześniej do końca bronił się z Leeds przed spadkiem z Premier League i nigdy nie grał w klubie ze światowego topu.
- Nie sklasyfikowałbym go raczej jako cichego bohatera, bo nie możemy zapominać, że kosztował jednak te 60 milionów euro, a od piłkarzy pozyskanych ta takie pieniądze zawsze powinniśmy oczekiwać tych dobrych występów. W ciągu tych dwóch pierwszych sezonów notował wystarczająco dobre liczby, potrzebuje jeszcze tylko wskoczenia na najwyższy poziom w tych najważniejszych meczach. W tym momencie jest dobrym piłkarzem grającym bardzo zespołowo, ale nie nazwałbym go jeszcze gwiazdą czy “crackiem” - uważa natomiast Juan Jimenez, dziennikarz Diario AS zajmujący się FC Barceloną.
Ciężko zmierzyć się z legendą
Oczywiście, dotychczasowe liczby Raphinhi w Barcelonie nie są może na poziomie Neymara czy Alexisa Sancheza, ale są one więcej niż przyzwoite. W pierwszym sezonie Brazylijczyk wystąpił w sumie w 50 meczach, w których strzelił dziesięć goli i dołożył 12 asyst. Z kolei w minionych rozgrywkach, choć rozegrał mniej, bo tylko 37 spotkań, to utrzymał swoje statystyki, do dziesięciu bramek dokładając 13 asyst. Z kolei w dopiero co rozpoczętym sezonie po czterech ligowych kolejkach jego bilans już teraz wynosi 3+3. Może jeszcze nie teraz, ale jest coraz bliżej statusu pierwszoplanowej gwiazdy tej drużyny.
- Co do niechęci niektórych kibiców wobec Raphinhi, to chyba właśnie chodziło o te oczekiwania. Niektórzy myśleli, że dostaną tu nowego Neymara, ale to tylko świadczy o tym, że nie oglądali wcześniej jego meczów. Kiedy Brazylijczyk w pierwszym sezonie po przybyciu do “Blaugrany” występował na boisku równolegle z Ousmanem Dembele, było widać, że ten drugi jest znacznie bardziej efektowny w swojej grze, ale za to mało efektywny. Z Raphinhą jest dokładnie odwrotnie. Nie jest takim typowym skrzydłowym i lekkoduchem, ale potrafi też odgrywać istotną rolę w defensywie - zauważa Gajdek.
Dość powiedzieć, że Dembele, który przecież powszechnie uważany jest za dużo większy talent od Raphinhi, w ich jedynym wspólnym sezonie w Barcelonie miał od niego gorsze statystyki (osiem goli, dziewięć asyst). W dodatku Francuz nie przykładał się aż tak do wykonywania obowiązków w defensywie, czego nie można powiedzieć o Brazylijczyku. Jego największym problemem mógł być po prostu fakt, że fani w Katalonii oczekują też właśnie tej wspomnianej efektywności i “joga bonito”, których raczej nie powinniśmy się doszukiwać w grze 27-latka.
- Myślę, że wielu kibiców miało z tyłu głowy kwotę, za którą przyszedł do Barcelony. Nie zapominajmy też, że trafił tu w bardzo trudnym momencie i miał z miejsca zastąpić choć w części takich piłkarzy jak Antoine Griezmann czy Leo Messi. Ale nawet w porównaniu z innymi Brazylijczykami grającymi w przeszłości w “Barcy”, Raphinha miał od początku pod górkę. Przecież wcześniej na Camp Nou brylował Neymar, który w okresie występów w Barcelonie był fenomenem. Ciężko było zmierzyć się z jego “legendą”, nawet jeśli ta później mocno podupadła ze względu na gwiazdorzenie - dodaje Jimenez.
Zaskakujący wybór piłkarzy
Pracowita postawa Raphinhi wcześniej czasem zwodziła go na manowce. Denerwował się, kiedy Xavi decydował się go czasem dość szybko ściągać z boiska. Tę ambicję docenili jednak przed startem tego sezonu koledzy z zespołu. Po odejściu z zespołu Sergiego Roberto drużyna potrzebowała nowych kapitanów. Tym pierwszym został Marc-Andre ter Stegen, ale szatnia musiała jeszcze wybrać wicekapitanów. To właśnie w tym gronie, obok Ronalda Araujo, Frenkiego de Jonga i Pedriego, znalazł się Raphinha. I to mimo tego, że spośród tej grupy Brazylijczyk ma najmniejszy staż w “Blaugranie”, a poza tym panowało przekonanie, że wśród wicekapitanów znajdzie się ktoś z dwójki Gavi - Lewandowski.
- Dołączenie skrzydłowego do grona kapitanów rzeczywiście mogło stanowić pewne zaskoczenie. Przecież tak wiele spekulowano o jego możliwym odejściu, sporo mówiło się o zainteresowaniu klubów z Arabii Saudyjskiej. “Barca” mocno zabiegała też o transfer Nico Williamsa, co pewnie przybliżyłoby Brazylijczyka do opuszczenia stolicy Katalonii - opowiada nam Jimenez. - Tymczasem Raphinha zagrał dotąd wszystkie mecze od deski do deski, a drużyna zanotowała bardzo wyniki. Od tego sezonu z sędziami mogą rozmawiać tylko kapitanowie, czyli w przypadku Barcelony Marc-Andre ter Stegen, ale widać, że Raphinha stara się też podpatrywać Niemca w tej roli. Brazylijczyk odgrywa ważną rolę w szatni, gdzie jest jednym z ulubieńców. Dysponuje odpowiednim charakterem i osobowością, chce odnieść sukces z Barceloną.
Raphinha u Hansiego Flicka na razie denerwować się nie musi, bo pod jego okiem gra wszystko od deski do deski. To jedyny spośród ofensywnych zawodników “Barcy”, który rozegrał dotąd komplet minut. W dodatku nie jest to czas zmarnowany, bowiem wyraźnie przekłada się na kolejne gole, asysty i tym samym również punkty w tabeli. Barcelona po czterech ligowych kolejkach ma na swoim koncie 12 punktów i jest liderem. Raphinha, do spółki z równie skutecznym Lewandowskim, znów notują świetne liczby, a wspierają ich w tym pozwalający sobie na nieco więcej magii Lamine Yamal i Dani Olmo.
- Ciężka praca i liczby przemawiają za Raphinhą. I czuję, że to jego boiskowe zaangażowanie bardzo doceni Hansi Flick. Brazylijczyk kojarzy mi się trochę z Bernardo Silvą. To też lewonożny piłkarz, który często operuje jednak bliżej prawej strony. Obaj mogą grać na kilku pozycjach i nie można ich określić mianem klasycznych skrzydłowych. Czuję, że właśnie w takim Manchesterze City Brazylijczyk świetnie by się odnalazł. Pep Guardiola uwielbia zawodników o takim profilu jak 27-latek. Tam może mógłby wskoczyć na jeszcze wyższy poziom, co nie zmienia faktu, że mam nadzieję, że nie odejdzie i jeszcze rozwinie się pod wodzą Flicka w “Blaugranie” - podsumowuje Gajdek.