Najbardziej "lewacki" klub wraca do elity. Czaszka na flagach i równość przede wszystkim
Nie łączcie polityki ze sportem? W St. Pauli wiedzą, że to niemożliwe. Klub, jako jeden z nielicznie identyfikujących się z lewicowymi wartościami, wraca do Bundesligi. Wniesie tam nie tylko szaleńczo wierną grupę fanów, ale również świeże podejście do futbolu.
Kibice St. Pauli długo czekali na taki sezon. W końcu jednak udało się pobić największego rywala, czyli HSV, w sposób dobitny. Obie ekipy z Hamburga rywalizowały o awans do Bundesligi, ale udało się to tylko "Kiezkicker". W najgorszym razie drużyna zajmie drugie miejsce na zapleczu, co wystarczy do bezpośredniej promocji. HSV zaś znów może załamywać ręce, nie ma szans na to, aby wskoczyć na trzecią lokatę.
Dla St. Pauli to triumf wyjątkowy, również ze względu na zaszłości. Bo chociaż sam Hamburg trudno utożsamiać z prawicowym miastem - w wyborach w 2020 roku skrajnie prawicowe AfD uzyskało tam najgorszy wynik z sześciu głównych partii - to właśnie fani HSV byli bardziej kojarzeni z poglądami neonazistowskimi. Kłamstwem byłoby jednak stwierdzenie, że taki stan rzeczy obowiązuje też teraz. Od lat 80. doszło do wielkiej przemiany, lokalni rywale nie znajdują się już na skrajnych biegunach politycznego kompasu.
Wciąż jednak to St. Pauli pozostaje bardziej wyraziste pod względem wartości pozasportowych. Nie ma co kryć, że swoją popularność ta niemiecka drużyna zawdzięcza właśnie temu. Najbardziej "lewacki" klub za naszą zachodnią granicą jest magnesem przyciągającym rzesze fanów. W 2022 roku zarejestrowanych było ponad 30 tysięcy członków "Kiezkicker". To więcej niż pojemność ich stadionu.
Komu potrzebne są tytuły?
St. Pauli to nie jest klub, który walczy o puchary. On ich po prostu nie ma. Jeśli w tym sezonie uda się wygrać 2. Bundesligę, to drużyna odniesie największy sukces w historii. Do tej pory awans do elity oznaczał w najlepszym razie zajęcie drugiego miejsca. Mimo tego zespół, który przecież musi rywalizować ze znacznie bardziej utytułowanym HSV, zdołał znaleźć sobie miejsce na piłkarskiej mapie Hamburga. Jego fani są uważani za jednych z najbardziej oddanych w Niemczech. Ich liczba też robi wrażenie. Jak w ogóle do tego doszło?
Aby zrozumieć fenomen St. Pauli, należy cofnąć się do wspomnianych już lat 80. Do tamtej pory klub był raczej prowincjonalny, chociaż występował już na najwyższym poziomie rozgrywkowym. Niespodziewaną korzyścią okazały się jednak nie ewentualne puchary, ale spory kryzys popularności piłki nożnej. Dyscyplina stawała się coraz bardziej zdominowana przez chuliganów. Stadiony przestawały być bezpiecznym miejscem, co pokazały przypadki nie tylko w Anglii, ale też Niemczech. W sezonie 1985/86 średnia widzów na trybunach wynosiła zaledwie 18399. To trzeci najgorszy wynik w historii, a drugi, jeśli pominiemy rozgrywki w okresie COVID-19.
Jakby tego było mało, lata 80. mają znacznie więcej reprezentantów w TOP10 tej mało chlubnej klasyfikacji, stanowią ich 60%. Odbudowa rozpoczęła się dopiero po upadku Muru Berlińskiego, który symbolicznie doprowadził do połączenia RFN i NRD. Zanim jednak do tego doszło, kibice piłki nożnej stawali się coraz bardziej radykalni. Dość powiedzieć, że to właśnie w tym okresie powstało Mz-Army '84, czyli chuligańska grupa stojąca za Mainz, zaś niedługo później sprzyjające Chemnitzer FC HooNaRa, których nazwę należy dosłownie tłumaczyć jako Chuligani-Naziści-Rasiści. Świetna reklama.
W takich warunkach wielu normalnych kibiców poczuło się wyobcowanych. Nie potrafiło znaleźć dla siebie miejsca w świecie rosnącej brutalności. Zaczęto więc szukać alternatyw, a w Hamburgu okazało się nią właśnie St. Pauli. Dane portalu Transfermarkt mogą nie być szczególnie dokładne, ale nawet na ich podstawie zauważalna jest oszałamiająca tendencja wzrostowa. Na początku lat 80. "Kiezkicker" zaczynali ze średnią nieprzekraczającą 1500 osób. Pod koniec dekady na trybunach było nawet 20 tysięcy kibiców. Oczywiście wiązało się to z awansem z Oberliga Nord do Bundesligi, ale proces konsekwentnie postępował. Wartość wydaje się skokowa, i taką niewątpliwie jest, ale nie ulega wątpliwości, że St. Pauli zasiało ziarno na mało żyznym gruncie i zdołało zebrać plony.
Dużą rolę w tym procesie odegrało Black Block, czyli najgłośniejsza ekipa kibicowska drużyny z Hamburga. To ona skupiała wokół siebie członków różnych subkultur, to ona ściągała na trybuny osoby, które na innych stadionach nie potrafiły znaleźć dla siebie miejsca. Wreszcie to Black Block położyło podwaliny po lewicowe wartości, a te do dziś pozostają immanentną częścią charakteru klubu. Na trybunach zadebiutowały hasła: "Robotnicy przeciwko szefom", "Biedni przeciwko bogatym". Przekaz skierowany do prostego człowieka.
Bez zawahania
W następnych latach St. Pauli tylko umacniało swoją pozycję klubu lewicowego. Stało się pierwszą drużyną w Niemczech, która oficjalnie zakazała działań faszystowskich na trybunach stadionu. W 2000 roku działacze zyskali w końcu pełne prawa do charakterystycznej czaszki, którą kibice umieszczali na flagach z nazwą drużyny. Tym samym "Kiezkicker" zyskali oficjalne logo. W obecnych czasach jest ono jednym z najbardziej charakterystycznych znaków piłkarskich na świecie. Emblemat, odwołujący się do tradycji piratów, widnieje na niezliczonych nalepkach, koszulkach, projektach fanowskich oraz, rzecz oczywista, tęczowych flagach symbolizujących najważniejszą wartość przyświecającą hamburczykom - równość.
Klub nigdy nie zawrócił z obranej przez siebie drogi, co w końcu zwróciło uwagę niemieckich mediów. Tym samym doszło do nieuniknionej komercjalizacji. St. Pauli zaczęło sprzedawać coraz więcej akcesoriów związanych z drużyną, co dla krytyków stało się przyczynkiem do formułowania zarzutów o napędzanie konsumpcjonizmu. Jednocześnie jednak pozostałe działania dobitnie pokazywały, gdzie skierowane są prymarne wartości.
Dobrym przykładem było ugoszczenie FIFI Wild Cup 2006. W turnieju wzięły udział reprezentacje krajów niezrzeszonych oraz St. Pauli. Ostatecznie po tytuł sięgnął Cypr Północny, który w rzutach karnych ograł Zanzibar. Klub zaś zajął czwarte miejsce, gdyż w meczu o brąz przegrał z Gibraltarem 1:2.
Najważniejsze jednak wydają się wydarzenia z 2009 roku. St. Pauli znów okazało się pionierem na rynku niemieckim. Tym razem "Kiezkicker" jako pierwsi przyjęli zbiór ogólnych reguł przyświecających klubowi. Podczas Walnego Zgromadzenia uzyskano komfortową większość głosów. Ustalono w ten sposób zasady stanowiące wizytówkę. Wśród nich znalazły się hasła głoszące reprezentowanie praw pracowników, odpowiedzialność względem Hamburga, tolerancję i szacunek jako filary, a także sportową autentyczność, która oderwana jest od tego, czy zespół odnosi sukcesy.
Fani St. Pauli nie mają z tym żadnego problemu. Większość z nich ma poglądy antyfaszystowskie, antynazistowskie, antyrasistowskie, antyseksistowskie. Jeszcze w 2023 roku kibice na trybunach nawoływali do zapewnienia wolności Palestynie.
Obecnie trzy z czterech stanowisk wiceprezydentów "Kiezkicker" obsadzają kobiety. W 2019 roku portal DW przekazał, że około 35% widzów na Millerntor-Stadion to kobiety. Jest to wynik, który trudno spotkać w innych drużynach Starego Kontynentu. St. Pauli jest wyjątkiem, unikatem, którego Bundesliga, ale też cały futbol, po prostu potrzebuje. Ten jeden klub stara się równoważyć niezbilansowany ekosystem i pokazuje, że da się funkcjonować w trudnym środowisku z zachowaniem swoich idei, założeń i planów.
To klub dla każdego, kto nie widzi problemu w drugim człowieku. A przy okazji prezentuje fajną piłkę.
Świeże spojrzenie
St. Pauli 13 lat czekało na awans do elity. Jednocześnie długo nie było nawet blisko, bo przez ten czas najlepszą lokatą pozostawało czwarte miejsce. Sytuację zmienił dopiero młodziutki Fabian Hurzeler. 31-latek jako junior był związany z Bayernem Monachium. Następnie grał jeszcze w rezerwach Hoffenheim oraz TSV Munchen. Karierę de facto zakończył dopiero w 2020 roku, ale już wtedy miał pewne doświadczenie trenerskie. Pochodzący z Teksasu Niemiec pełnił funkcję asystenta selekcjonera w reprezentacjach U18 oraz U20 swojego kraju. Później zaś takie samo stanowisko objął w "Kiezkicker". Stery pierwszej drużyny otrzymał w końcu w grudniu 2022 roku.
Hurzeler bardzo szybko zaszczepił oczekiwany przez siebie styl gry. Wygrał pierwsze dziesięć spotkań, dzięki czemu zespół awansował z dziesiątego miejsca w tabeli na czwarte. Ostatecznie jednak na finiszu zmagań powinęła mu się noga, St. Pauli zakończyło sezon jako piąta ekipa w 2. Bundeslidze. Do walki w play-offach zabrakło sporo, bo ośmiu punktów. Niemniej początkujący szkoleniowiec zrobił świetne wrażenie. Nie tylko ze względu na przyjętą taktykę.
- Powiedziałem sobie, że jestem młodym gościem. Niektórzy zawodnicy są ode mnie starsi, więc nie będę na nich krzyczał i traktował jak dzieci. Jesteśmy na tym samym poziomie. Muszę przekonać ich pomysłami oraz ciężką pracą. Spędziłem 10 lat w Bayernie, więc chęć posiadania piłki i dyktowania gry jest wpisana w moje DNA. To przekonanie tkwi we mnie głęboko, chociaż musiałem nauczyć się też nowych rzeczy. W 2. Bundeslidze wiele jest gry długimi piłkami, trzeba być bezpośrednim. W przeszłości traciliśmy zbyt wiele bramek, ponieważ nie byliśmy dobrze ustawieni, gdy mieliśmy piłką, więc to jest coś, nad czym naprawdę ciężko pracowaliśmy - przekonywał Hurzeler w rozmowie z The Athletic. Wysiłek się opłacił.
W bieżącym sezonie St. Pauli okazało się, przynajmniej na ten moment, najlepsze. Przed ostatnią kolejką zespół 31-latka ma punkt przewagi nad drugim Holstein Kiel, które również jest pewne awansu. W decydującym starciu "Kiezkicker" zmierzą się z SV Wehen Wiesbaden, już spadkowiczem do 3. Bundesligi. Tym samym istnieje duże prawdopodobieństwo, że utalentowany szkoleniowiec poprowadzi 124-letni klub do pierwszego wielkiego tytułu w historii. Przypadku w tym nie będzie.
St. Pauli dysponuje najbardziej szczelną defensywą. W klasyfikacji liczby oddanych strzałów zajmuje drugie miejsce. Ma obecnie trzeciego najskuteczniejszego zawodnika w 2. Bundeslidze, Marcel Hartel strzelił 17 goli. Pod względem posiadania piłki "Kiezkicker" znów są drudzy w stawce, zaś skuteczność ich podań to 87%, czyli najlepiej ze wszystkich. Ponadto ekipa Hurzelera jest definitywnie najbardziej wybieganą - najczęściej sprintuje, pokonała również największy dystans, przewaga nad Fortuną Duesseldorf w tej kwestii to blisko 100 kilometrów.
St. Pauli sobie ten awans wyrwało. Teraz, z lewicowym przekazem, "Hells Bells" na głośnikach i trupią czachą wszędzie, dosłownie wszędzie, wkracza do Bundesligi.