Najbardziej brutalny piłkarz w historii. Połamał Diego Maradonę, a buty z tego meczu do dziś trzyma w gablocie

Najbardziej brutalny piłkarz w historii. Połamał Diego Maradonę, a buty z tego meczu do dziś trzyma w gablocie
YouTube
Mówi się, że w każdej drużynie musi być kilku gości od noszenia fortepianu tym, którzy mają wygrywać na nim piękne melodie. Bo przecież nie można skupiać się tylko na efektownej i ofensywnej grze. Trzeba też skutecznie bronić, a wtedy przydają się prawdziwi twardziele, którzy uprzykrzą życie każdemu rywalowi. W myśl zasady - piłka może przejść, zawodnik nie. Słowa te zbyt mocno wziął sobie niegdyś do serca Andoni Goikoetxea. Bask, do którego przylgnęła łatka najbardziej brutalnego piłkarza w historii.
Nie Pepe, nie Roy Keane, nie Sergio Ramos czy Joey Barton. To właśnie piłkarz o dość skomplikowanie brzmiącym nazwisku uchodzi dziś za największego futbolowego brutala w dziejach. Goiko, bo tak nazywano go przez niemal całą karierę, ma dziś już 64 lata. I chociaż grać w piłkę skończył dwie dekady temu, wielu byłych zawodników wciąż ma przez niego senne koszmary. Gdy Bask wchodził na murawę, rywale zamiast na piłce, mogli skupiać się na odpowiednim umiejscowieniu ochraniaczy.
Dalsza część tekstu pod wideo
W wieku 17 lat dołączył do akademii Athletiku Bilbao. Zespoły juniorskie reprezentował jednak tylko przez dwa sezony. Szybko dostrzeżono w nim utalentowanego stopera, który może wzmocnić pierwszą drużynę. A jak już wskoczył do podstawowej jedenastki, to został w niej na długie lata. Wyjątkowo tłuste dla klubu z San Mames.

Skomplikowana kariera niemieckiej perły

Był bezkompromisowy. Jakby wchodził na ring, nie zieloną murawę. Wyjątkowo motywował się na starcia z FC Barceloną. Wtedy dostawał dodatkowej energii, a w jego przypadku była ona równoznaczna z jeszcze większą agresją. Gdy Athletic i “Duma Katalonii” spotkały się w 1981 roku, Goiko postanowił zapolować na wówczas 21-letniego Bernda Schustera, który uchodził za niezwykle przyszłościowego piłkarza. Efekt? Zerwane więzadła krzyżowe. Długi rozbrat z piłką, po którym Niemiec już nigdy nie wrócił do swojej najlepszej dyspozycji, choć jeszcze przez długie lata reprezentował Barcelonę, a później też Real czy Atletico Madryt.
Ale Goiko nie miał żadnych wyrzutów sumienia. Później w wywiadzie dla “Przeglądu Sportowego” tłumaczył, że Schuster tak naprawdę przyleciał do Barcelony z kontuzją, która po jego wejściu tylko się odnowiła. No to skoro tak, to można było polować dalej.
Niemiec dochodził do siebie, a Barcelona postanowiła za rekordową wówczas sumę 5 milionów funtów sprowadzić do siebie Diego Maradonę. Wtedy Goiko upatrzył sobie nowy cel.

Atak na “Boskiego Diego”

Był 24 września 1983 roku. Athletic przyjechał do Barcelony na kolejne ligowe spotkanie. Na murawie zdrowy już Schuster, Maradona, no i oczywiście Goikoetxea. W jednej akcji - pewnie w odwecie za krzywdy z przeszłości - Niemiec fauluje obrońcę z Bilbao. Więc po chwili Goiko wskakuje w swoją ulubioną rolę. Rolę kata. Tym razem jednak oszczędzając samego Schustera, a skupiając się na nogach Diego Maradony.
- Po prostu poczułem uderzenie, usłyszałem dźwięk - jak pękającego drewna - i natychmiast zrozumiałem, co się stało - mówił później Argentyńczyk.
Noga złamana z przemieszczeniem. Do tego zerwane więzadła i uszkodzone ścięgna stawu skokowego. To efekt faulu wycenionego przez arbitra tamtego meczu na… żółtą kartkę. Ostatecznie jednak “Rzeźnik z Bilbao” - bo taki pseudonim dały mu angielskie media - konsekwencji nie unika. Zostaje odsunięty na 18 spotkań, chociaż Cesar Luis Menotti - rządzący wtedy klubem z Barcelony - apeluje o dożywotnie zawieszenie brutalnego Baska.
On w pewien sposób jest ze swojego wyczynu dumny. Korki, które miał na sobie podczas tego historycznego faulu do dziś przechowuje w szklanej gablocie. Co ciekawe, rozegrał w nich jeszcze tylko jeden mecz. W Pucharze Europy Athletic zmierzył się wówczas z… Lechem Poznań. Na San Mames wygrał 4:0, a wynik otworzył właśnie Goiko.
Bask uważa też, że “Boski Diego” na dobre rozwinął się dopiero po jego niechlubnej interwencji.
- Jego zwycięski marsz właściwie rozpoczął się od tamtej kontrowersyjnej sytuacji. Było wielu piłkarzy, którzy na skutek starcia z przeciwnikiem musieli zakończyć kariery. Tu było na odwrót. Maradona przeze mnie nie umarł - tłumaczył “Przeglądowi Sportowemu” Goikoetxea.
Faktycznie. Maradona najlepsze lata swojej kariery święcił już po faulu baskijskiego stopera. Miał nieco więcej szczęścia niż Schuster. Być może też dlatego, że staw skokowy jest jednak łatwiejszy do wyleczenia niż zawsze problematyczne kolano.

Nie tylko brutal, ale mimo wszystko piłkarz

W Bilbao spędził jeszcze długie lata, ale nie zakończył tam kariery. W 1987 roku przeniósł się na kilka sezonów do Atletico Madryt, to tam zawieszając buty na kołku. Licznik uzbieranych kartek zatrzymał się - według dostępnych źródeł - na 60 żółtych i 8 czerwonych. Wbrew pozorom... wcale nie tak dużo. Ale jeśli jego faul na Maradonie wyceniono na kolor żółty, to strach pomyśleć ile razy Goiko całkowicie unikał odpowiedzialności za swoją brutalną grę.
I chociaż jego cechą przewodnią zawsze była wielka boiskowa agresja, to nie można odmówić mu też piłkarskich umiejętności. Gdyby nie one, nie grałby w bardzo mocnym wtedy Athletiku, który z nim w składzie zdobył dwa krajowe mistrzostwa, Puchar i Superpuchar Hiszpanii. Takie sukcesy już nigdy później nie wróciły do Baskonii.
Docenanio go na tyle, że rozegrał też całkiem sporo spotkań w reprezentacji. Uzbierał ich ostatecznie 40, strzelając nawet goli. Jak widać, mimo boiskowej pozycji, nos pod bramką rywala też momentami go nie zawodził.
W 1990 roku Andoni Goikoetxea zakończył piłkarską karierę. Później był jeszcze m.in. trenerem w takich klubach jak Numancia, Racing Santander i Hercules Alicante. Dziś nie jest już zawodowo związany z futbolem. Musi mu wystarczyć przodowanie w rankingach najbardziej brutalnych piłkarzy w historii, bo taki tytuł przyznało mu chociażby “The Times”.
I biorąc pod uwagę te buty w gablocie, wydaje się, że chyba jest z tego dumny.
Dominik Budziński

Przeczytaj również