Nadchodzi rewolucja w City, Guardiola chce naprawić błędy. Te gwiazdy mogą odejść

Nadchodzi rewolucja w City, Guardiola chce naprawić błędy. Te gwiazdy mogą odejść
Valter Gouveia / pressfocus
Paweł - Grabowski
Paweł GrabowskiDzisiaj · 19:57
Głównym problemem Manchesteru City jest to, że jego gwiazdom brakuje świeżości, a skromne transfery latem oraz wąska kadra zaczynają szczypać Pepa Guardiole. Hiszpan już wie, że po sezonie będzie potrzebował przebudowy składu. Odkąd pracuje na Etihad, nigdy nie miał tak słabej obrony. Co gorsze, już w niedzielę czeka go starcie z Liverpoolem na Anfield, a to może oznaczać pożegnanie z marzeniami o tytule.
Było źle, ale teraz jest jeszcze gorzej. Przerwa na kadrę nie wywołała twardego resetu. Guardiola zresztą znowu narzekał, że za każdym razem, gdy grają reprezentacje, to jego piłkarze wracają z kontuzjami. W sobotę przeciwko Tottenhamowi zabrakło Mateo Kovavicia, który na początku sezonu zasypywał dziurę po Rodrim.
Dalsza część tekstu pod wideo
Hiszpan nie wróci do gry przed czerwcem. Ostatnio pojawił się na środku Etihad, gdy przy gasnących jupiterach zaprezentował kibicom Złotą Piłkę. Dzisiaj łatwo można wbić szpilę Manchesterowi City, że być może była to dla nich ostatnia uroczysta celebracja w tym sezonie.
Guardiola nigdy w karierze nie przegrał pięciu spotkań z rzędu. Manchester City od dwóch lat nie znał smaku porażki na własnym obiekcie. Żeby znaleźć ostatnią tak brutalną porażkę, trzeba cofnąć się o 21 lat, gdy grał jeszcze na Maine Road, nie miał arabskich pieniędzy i był obiektem drwin. W ostatnich latach przyzwyczaili w City do tego, że łamali bariery i wyznaczali nowe rekordy. Teraz natomiast tak mocno uderzyli o ścianę, że statystycy idą w drugą stronę. Przywoływany jest chociażby fakt, że od prawie siedmiu dekad nie było mistrza, który pozwoliłby sobie na tak czarną serię potknięć. I nic nie wskazuje na to, że za chwilę będzie lepiej.

Zagadka Fodena

Manchester przed ostatnim weekendem w dużej mierze opierał się na golach Erlinga Haalanda (aż 55 procent). Kibice chwalili Norwega za początek sezonu, mówiąc, że potwór znowu jest głodny, bo faktycznie nie grał na EURO, ewidentnie wypoczął i przynajmniej do połowy września strzelał jak z automatu.
Złośliwi zauważają, że zaciął się od słynnej utarczki z Mikelem Artetą po meczu z Arsenalem (2:2). Od tego momentu trafił tylko dwukrotnie w siedmiu spotkaniach Premier League, mimo że oddał aż 36 strzałów. Statystyka xG pokazuje, że powinien mieć cztery gole więcej. Z drugiej strony: nie ma sensu winić go za kryzys City, bo to inni nie dojeżdżają i gdyby wyjąć Haalanda, to ofensywa Guardioli wygląda wyjątkowo blado.
Jest coś przedziwnego w fakcie, że np. Josko Gvardiol, czyli de facto obrońca, jest drugim najskuteczniejszym graczem Manchesteru City. Dalej na pierwsze trafienie w Premier League czekają Bernardo Silva, Savinho, Ilkay Guendogan, Jack Grealish albo Phil Foden. Większość z tych graczy ma tak ogromne CV i doświadczenie, że powinna swoim przywództwem brać zespół za bary. Foden rok temu był jednym z najlepszych graczy ligi, a dzisiaj jest cieniem samego siebie.
Guardiola dawniej mówił, że jego drużyna to nie tylko Rodri i nie ma sensu rozgrzebywać brak Hiszpana. Ale dziś zmienia narrację i otwarcie przyznaje: - To tak jakby w dawnej Barcelonie zabrakło Messiego. Wyobrażacie sobie, że wypada nam najlepszy piłkarz świata, a my wygrywamy potrójną koronę?.

Halny w obronie

Już latem zwracano uwagę, że Manchester City był bierny podczas okna transferowego. Pojawił się właściwie tylko Savinho, a przyjście Guendogana to efekt bardziej nadarzającej się okazji niż konkretnego planu. Niemiec przedstawiany był jako bonus, czasem nawet w formie manny z nieba, bo w Barcelonie ciągle potrafił być liderem i graczem o określonej jakości. Niestety, ale na razie nie pokazuje tego samego na Etihad. Jego współpraca z Rico Lewisem w meczu z Tottenhamem została brutalnie obnażona przed agresywny środek Sarr-Bissouma. James Maddison, który tego rozdawał karty w drużynie “Spurs” miał wyjątkowo dużo miejsca i swobody. To był dzień, gdy bolid Guardioli zamienił się w drewniany pojazd Freda Flinstone’a. Manchester City był wolny i wiecznie spóźniony o ułamki sekund.
Nawet jeszcze przed sobotnią demolką (0:4) mistrz Anglii miał najgorszy bilans straconych goli od czasów trenera Marka Hughesa w sezonie 2009/10. Dzisiaj ten bilans brzmi 17 bramek w 12 meczach. Nie ma kontuzjowanego Rubena Diasa. Notorycznie urazy ma John Stones. Niedawno w spotkaniu z Brighton (1:2) Guardiola na środku obrony musiał wystawić 18-letniego Simpsona-Puseya, co pokazuje, że brakuje tam głębi i stabilizacji.
W fatalnej formie jest też Kyle Walker, o którym ostatnio częściej mówi się w kontekście zawirowań w życiu prywatnym. Dawniej słynął z tego, że gdy ruszał do przodu, to paliła się ziemia. Był piłkarzem harującym na całej długości boiska, ale bramka na 0:4 i to, jak wyprzedził go Timo Werner, każe zastanawiać się nad przyszłością Anglika.

Następna przebudowa

Guardiola przedłużył niedawno umowę o kolejne dwa lata, więc pewne jest to, że będziemy oglądali jeszcze jeden etap przebudowy tej ekipy. Latem przyjdzie też nowy dyrektor sportowy Hugo Viana. Wydaje się, że kilku zawodników dobrnęło do ściany - już dawno trwają spekulacje na temat odejścia Walkera, Edersona i Bernardo Silvy. Kevin De Bruyne, którego coraz częściej nękają kontuzje, ma umowę do 2025 roku i niewiele wskazuje na to, by miał ją przedłużyć.
Guardiola miał pecha na początku sezonu, gdy wypadł mu Oscar Bobb, bo zachwalał nastolatka i mówił, że to może być jego sezon. Potem wypadł Rodri. Teraz Kovacić. A dawni liderzy wydają się być dojechani i nie ma w nich ożywczej iskry. Dużo o City mówi też fakt, że w wielu meczach ich najlepszym graczem był Matheus Nunes, wcześniej mający ogromne problemy w swoim pierwszym sezonie na Etihad.
W tym momencie drużyna Guardioli ma aż osiem punktów straty do Liverpoolu. Hiszpan powiedział już nawet, że jeśli przegra na Anfield, to szanse na tytuł będą już tylko iluzoryczne. Oczywiście, “The Citizens” zwykle lepiej grają w drugich częściach sezonu. Jak nikt potrafią mobilizować się w trudnych momentach i trzymają ciśnienie do końca. Ale zwykle działo się to, gdy nie mieli aż tylu problemów z kontuzjami, lepiej wyglądała obrona i przede wszystkim był Rodri. W tym całym bałaganie jedna statystyka jest przerażająca: City z Hiszpanem w składzie przegrało 2,6 procenta meczów. Bez niego ten wskaźnik wzrasta aż do 33 procent.
Autor jest dziennikarzem Viaplay.

Przeczytaj również