Na takiego piłkarza kadra czekała latami. Mecz z Walią potwierdził główne walory. "To mogło umknąć"
Nowi bohaterowie reprezentacji Polski wśród kilku wyróżniających się postaci meczu w Cardiff. Analiza taktyczna finału baraży pokazuje nam, gdzie biało-czerwoni poszli do przodu, a gdzie mają spore pole do poprawy.
Mecz barażowy przeciwko Walii nie był z pewnością perfekcyjny, ale to awans na EURO 2024, nie zaś perfekcja, był celem Michała Probierza. Nie zdobyliśmy bramki, ale również jej nie straciliśmy, co w Cardiff nie jest przecież łatwe, o czym przekonały się w ostatnich latach reprezentacje Turcji, Chorwacji, Ukrainy, Austrii, a nawet Belgii i Holandii. Co sprawiło, że udało nam się zachować na tym trudnym terenie czyste konto, ale też dlaczego nie rozstrzygnęliśmy meczu przed serią jedenastek i co jest jeszcze do poprawy?
Od pierwszych minut reprezentacja Polski starała się zakładać wysoki pressing i przeszkadzać Walijczykom w swobodnym wyprowadzaniu piłki. Ten zamysł, wspierany przez instrukcje Roberta Lewandowskiego, istotnie działał. Wielokrotnie, jak na załączonym obrazku, prowadził do długich piłek bramkarza lub obrońców gospodarzy, które nie pozwalały przejąć rywalowi kontroli nad spotkaniem.
Pressing Polacy kontynuowali właściwie przez cały mecz, a to może dobrze świadczyć o innych niż taktyczne aspektach przygotowania do wyjazdu na Wyspy. Nie tylko sama idea, ale też jej egzekucja, były kluczem do dobrego występu defensywy, co zresztą selekcjoner Michał Probierz potwierdził w wywiadzie pomeczowym dla TVP Sport.
Wspomnieć też należy jednak o grze w obronie średniej i niskiej. Oczywiście z ich powodu Polska traciła inicjatywę i - jak mówi się w Hiszpanii - cierpiała na boisku, tak jak choćby od 30. minuty do ostatniego gwizdka Daniele Orsato w pierwszej połowie. Jednak postawa indywidualna obrońców, zarówno w obronie średniej, oparta na antycypacji, jak i w obronie niskiej, oparta na kontroli pola karnego, była na tyle pewna, że Wojciech Szczęsny mógł być w miarę spokojny o swoją bramkę.
W ataku pozycyjnym nominalnie Polacy byli ustawieni w 1-3-5-2. Faktycznie jednak było to ustawienie asymetryczne, z wyraźną tendencją do koncentracji po lewej stronie. Paweł Dawidowicz, jako obrońca środkowy, nie był ustawiony centralnie przed Wojciechem Szczęsnym, lecz z jego lewej strony, Jan Bednarek i Jakub Kiwior nie zajmowali symetrycznych względem siebie pozycji. Ten pierwszy grał bardziej centralnie, drugi bliżej linii bocznej. Ustawienie Polaków momentami mogło przypominać nawet grę czwórką z tyłu i nie zmieniło się, gdy Bartosz Salamon zajął pozycję obrońcy środkowego, a Paweł Dawidowicz powędrował w miejsce Jana Bednarka.
Na pewno jedną z przyczyn takiego stanu rzeczy był komfort zajmowania określonych przestrzeni. Jakub Kiwior przyzwyczaił się do gry na lewej obronie w Arsenalu, zaś Jan Bednarek w Southampton gra na środku.
Drugim ważnym powodem była charakterystyka wahadłowych, którzy, choć na papierze zajmowali te same pozycje, tylko że po różnych stronach, w rzeczywistości pełnili inne funkcje na boisku. Przemysław Frankowski pełnił rolę akademickiego wahadłowego i przez dużą część meczu był skupiony bardziej na zadaniach defensywnych. Nicola Zalewski nie grał z kolei podręcznikowo, miał za to dużo swobody pozycyjnej.
Właściwie na każdej pozycji da się być główną postacią drużyny, o ile posiada się uniwersalne umiejętności piłkarskie. Nicola Zalewski udowodnił, że jest to możliwe również na pozycji lewego wahadłowego, i to dla prawonożnego piłkarza.
Każdą kolejną akcją gracz Romy potwierdzał, że jest najjaśniejszą postacią biało-czerwonych w ofensywie. Gdy schodził do środka, potrafił napędzić akcję dobrym podaniem przez formację środkową Walijczyków. Gdy grał bliżej linii, prezentował dryblingi. Potrafił też wprowadzić futbolówkę wyżej tak zwanym atakiem do skupienia. Naprawdę bardzo szybko Nicola Zalewski stał się postacią, bez której Michał Probierz zapewne nie wyobraża sobie już pierwszej jedenastki.
Ale też drugi gracz grający bliżej lewej strony zaprezentował się naszym zdaniem w meczu z Walią bardzo dobrze.
Wyprowadzenie piłki w ataku pozycyjnym to była i wciąż jest duża wada reprezentacji Polski. Na zgrupowaniu marcowym nie było niestety inaczej. Popularne “lagowanie” nie odeszło do lamusa. Właściwie tylko Jakub Kiwior z całego bloku defensywnego konsekwentnie potrafił wnosić jakąś wartość dodaną w obszarze gry od tyłu.
Czynił to, jak na obrazku powyżej, głównie za pomocą podań pionowych mijających czasem nawet dwie formacje reprezentantów Walii. Gdy jednak pojawiała się okazja na prowadzenie piłki, również ją wykorzystywał, tak jak w 8. minucie dogrywki.
W biegu oglądania meczu mogą czasem takie detale umykać, ale Jakub Kiwior to, jak dotąd przynajmniej w wyprowadzeniu piłki, obrońca, którego reprezentacja Polski przez lata bardzo potrzebowała.
Powtarzającym się sposobem wyprowadzania piłki była ponadto długa piłka od Wojciecha Szczęsnego do Roberta Lewandowskiego. Polski bramkarz zauważył, że Walijczycy zostawiają dużo miejsca pomiędzy linią obrony a drugą linią, więc chciał to wykorzystać. Pytanie, czy przyniosło to zamierzony efekt?
Robert Lewandowski grał zresztą bardzo nisko, jak na środkowego napastnika. Cofał się, rozgrywał, domagał się piłki i chciał samemu decydować o kierunku niektórych akcji. Za podobne próby w Barcelonie jest raczej krytykowany. W reprezentacji Polski, mając Karola Świderskiego do pomocy, może z pewnością częściej pozwolić sobie na taki ruch, ale nie było raczej z niego wymiernych korzyści w meczu z Walią.
Polacy zresztą w ogóle nie tworzyli dobrych okazji pod bramką Walii.
Często nasi reprezentanci, zwłaszcza Jakub Piotrowski, decydowali się na strzały z dystansu, mimo co najmniej jednej bardzo dobrej opcji podania. Być może sztab wskazał bramkarza Danny’ego Warda jako słaby punkt Walijczyków. Jak wyliczył użytkownik Twittera AbsurDB, w ciągu ostatnich 365 dni Danny Ward rozegrał w klubie zaledwie 91 minut, brakowało mu więc ewidentnie rytmu meczowego.
Należy jednak realizację tego planu uznać za wyjątkowo nieudaną, ponieważ reprezentacja Polski nie oddała w Cardiff ani jednego celnego strzału. Słabość bramkarza potwierdziła się na szczęście w serii rzutów karnych.
Na uwagę zasługują stałe fragmenty gry, które wypracował sztab reprezentacji Polski. Nie zakończyły się one golem, nie doprowadziły też ostatecznie do żadnej dogodnej sytuacji, ale widać było wyraźny plan ich rozegrania. Nie były to dośrodkowania wrzucone na siłę, bez pomysłu, w pole karne, tylko raczej przemyślane sytuacje. Oprócz rzutu rożnego z obrazka można wskazać tu również rzut rożny z 16. minuty czy rzut wolny z 61. minuty.
Mówi się czasem, że stałe fragmenty to najistotniejszy element w piłce reprezentacyjnej, zwłaszcza w graniu turniejowym. I choć należy docenić dążenie do ich uporządkowania, tak jednocześnie trzeba też przyznać, że stałe fragmenty to nie jedyny sposób kreowania dobrych okazji do zdobywania bramek.
Reprezentacja Polski Michała Probierza wciąż potrzebuje dużej poprawy w grze ofensywnej. Dobra gra niektórych indywidualności, zwłaszcza Kiwiora i Zalewskiego, nie wystarczy. Potrzebne jest wykreowanie im lepszych warunków, w których swoje walory będą mogli eksponować konsekwentnie i bardziej systemowo. Te warunki zaczynają się od sprawnego wyprowadzenia piłki w ataku pozycyjnym. Ważne jednak, że mecz z Walią pokazał, iż defensywna gra kadry ponownie jest uporządkowana. Wydaje się bowiem, że to podstawa budowania drużyny turniejowej o obecnym potencjale Polski.