Na stadionie w Walii straszy, ale nie kibicami. Z jednym Polacy nie daliby sobie rady. "To zwróciło uwagę"

Na stadionie w Walii straszy, ale nie kibicami. Z jednym Polacy nie daliby sobie rady. "To zwróciło uwagę"
Marcin Karczewski / pressfocus
Maciej  - Łuczak
Maciej Łuczak26 Mar · 12:32
Na kilka godzin przed meczem z Polską Cardiff to nie jest miejsce, w których czuć oddech futbolu. Życie toczy się normalnie, na mieście można spotkać pojedynczych kibiców. Gorąco ma się zrobić dopiero wieczorem.
Z Cardiff, Maciej Łuczak
Dalsza część tekstu pod wideo
W stolicy Walii mieszkamy tuż obok stadionu. Jednak nie tego, na którym we wtorek zagra reprezentacja Polski. Obiekt nieopodal to Principality Stadium, czyli miejsce, gdzie Polacy wygrywali w eliminacjach mistrzostw świata 2002 i 2006. Stadion jest monstrualny, z miejsca robi wrażenie.

Językowe wyzwanie

Obiekt Cardiff City wręcz przeciwnie. To stadion na nieco ponad 30 tysięcy miejsc, z zewnątrz raczej nogi nam się z wrażenia nie uginają.
cardiff city stadion walia
wlasne
W poniedziałek, czyli podczas tzw. Matchday -1, też trudno było odczuć, że dzień później dojdzie tam do meczu, który wyłoni uczestnika EURO 2024. Przy okazji konferencji i treningu Polaków kręciło się kilkanaście osób, głównie z polskich mediów. To co najbardziej mogło zwracać uwagę, to szeroko obecne napisy w dwóch językach - angielskim, a także walijskim. Oby drużyna Roberta Page'a była we wtorek mniejszym wyzwaniem niż wymówienie kilku słów w walijskim języku, bo większość Polaków raczej nie dałaby rady.
Na konferencję Michała Probierza spokojnie można było wejść bez akredytacji, wystarczyło po prostu przedstawić się jako dziennikarz i nie wzbudzać specjalnych podejrzeń. Chętnych do udziału w niej i otwartym treningu też nie było specjalnie wielu. Kilkunastu polskich dziennikarzy, z walijskich żurnalistów na spotkanie z polskim selekcjonerem przybył tylko jeden.

Dobra wiadomość

Podczas treningu największa uwaga skupiała się na Przemysławie Frankowskim. Najpierw dość długo trzeba było czekać aż w ogóle pojawi się na boisku, zrobił to jako jeden z ostatnich polskich zawodników, ale szybko dołączył do grupy i normalnie trenował. Normalnie przynajmniej przez pierwszy, otwarty dla mediów kwadrans. Gdyby na tej podstawie oceniać jego zdrowie, to niczym nie odbiegał od pozostałych piłkarzy.
W samym Cardiff nie doświadczyliśmy dotąd obrazków jak podczas dużych turniejów, kiedy kibice opanowują centrum miasta. Próżno na razie szukać ludzi w biało-czerwonych koszulkach i szalikach. Podobnie zresztą jest z gospodarzami. Walijski smok owszem, jest wszechobecny, ale głównie na flagach i sklepowych witrynach.
Samo miasto, podobnie jak piłkarski stadion, też nie robi specjalnego wrażenia. Zachwyceni mogliby być jedynie najwięksi fani typowo brytyjskiej kultury. Reprezentacja Polski zatrzymała się jednak niedaleko docków, czyli jednego z ładniejszych miejsc stolicy Walii. Czy biało-czerwoni z tego skorzystają, wybiorą się chociaż na spacer? Jeśli tak, to zmokną, bo od rana we wtorek pada deszcz.

Walia patrzy na siebie

Zaglądając do walijskich mediów w oczy rzucają się dwa słowa: pewność siebie i gotowość. Gospodarze czują, że to dla nich odpowiedni moment, żeby zagrać o udział w kolejnym dużym turnieju. Z jednej strony podkreślają, że uczestniczyli w trzech z czterech dużych ostatnich imprez, ale z drugiej w ostatnim czasie doszło do bardzo dużej przebudowy zespołu. Skończyła się era Garetha Bale’a i Aarona Ramseya, teraz odpowiedzialność muszą wziąć inni. Zdaniem tutejszych żurnalistów we wtorek przekonamy się, czy zespół jest na to gotowy.
Zmian w składzie nie należy się spodziewać. Gazety nie do końca są zgodne z typowaniem podstawowej jedenastki, ale tak naprawdę wątpliwość sprowadza się do jednej pozycji w ataku. Czy zagra Daniel James czy David Brooks? Obaj strzelili z Finlandią po golu. W podstawowym składzie zagrał ten drugi, ale niewykluczone, że z Polską dojdzie do roszady. To jedyna niewiadoma.
Drużynie Michała Probierza wiele miejsca Walijczycy nie poświęcają. Jeśli już, to zwracają uwagę na Roberta Lewandowskiego. To jedyne nazwisko polskiego piłkarza, które przewija się przez media, tak nas postrzegają i zarazem zauważają, że ostatnie tygodnie dla kapitana biali-czerwonych były owocne w zdobyte bramki. Trzeba też odnotować, że mają niezłe rozeznanie w kwestii potencjalnej jedenastki rywali, bo nie ma tu kwiatków na miarę pozmienianych nazwisk i pozycji. Jedyne czego nie odnotowali, to powrotu do zdrowia Przemysława Frankowskiego i typują do występu na prawym wahadle Bartosza Bereszyńskiego.
przemysław frankowski polska 21.03.24
Mateusz Porzucek / pressfocus

Przeczytaj również