Na mundialu był pośmiewiskiem, teraz strzela gola za golem. "Schował krytyków do szafy"
Kilka miesięcy temu przeżył prawdopodobnie najgorszy moment w karierze. Chociaż wygrał mistrzostwo świata, Katar opuszczał z łatką zawodnika, który mocniej przeszkadzał niż pomagał drużynie. Dziś po nieskutecznym i słabym Lautaro Martinezie nie został nawet ślad. Argentyńczyk znów jest jednym z czołowych napastników globu.
Bieżący sezon w Serie A upływa pod znakiem dominacji Napoli i Victora Osimhena. Do niedawna wydawało się, że Nigeryjczyk poza mistrzostwem pewnie zgarnie również tytuł Capocannoniere. Tymczasem w ostatnich tygodniach do walki o koronę króla strzelców na poważnie dołączył Lautaro Martinez. Od pewnego czasu to właśnie snajper Interu jest najskuteczniejszym graczem we Włoszech. “El Toro” nie potrzebuje czerwonej flagi, żeby staranować kolejnych rywali.
Katarskie konwulsje
Pierwsza połowa sezonu w wykonaniu Lautaro Martineza była pasmem mniejszych lub większych niepowodzeń. Przed mistrzostwami świata 25-latek nie imponował formą, co najmocniej uwidoczniło się w samym Katarze. Mimo końcowego triumfu był on prawdopodobnie jedynym Argentyńczykiem, który po mundialu mógł czuć się niepocieszony. Turniej jego życia w pewnym momencie stał się prawdziwym koszmarem.
Był on bowiem piłkarzem z największą liczbą zmarnowanych tzw. dużych szans. W siedmiu meczach nie strzelił ani jednego gola. Do siatki trafił jedynie podczas serii rzutów karnych z Holandią. Całościowo grał na tak niskim poziomie, że w końcu stracił miejsce w składzie na rzecz fantastycznie dysponowanego Juliana Alvareza. Po wejściach z ławki nadal jednak potrafił irytować nieskutecznością. Zaczął być porównywany do niechlubnego Gonzalo Higuaina, znanego z licznych pudeł w finałowych meczach Argentyny. Martinez w Katarze także przypominał piłkarza, który zapomniał, jak powinien wykonywać swój zawód. Dopiero po czasie okazało się, że przyczyna jego problemów dotyczyła stanu zdrowia. Tuż przed mistrzostwami doznał kontuzji kostki, która tak naprawdę powinna wyeliminować go z turnieju. Sam zawodnik rozważał wywieszenie białej flagi. Jedynie zaufanie ze strony trenera, kapitana i pozostałych członków drużyny sprawiło, że Lautaro 18 grudnia też otrzymał złoty medal.
- Kiedy przyjechałem na mundial, nie mogłem nawet kopnąć piłki, moja kostka była w fatalnym stanie. Już podczas meczów w Interze czułem ogromny dyskomfort, przeciwko Arabii Saudyjskiej musiałem grać na zastrzykach przeciwbólowych. Przeżyłem bardzo trudne chwile, ale Leo Messi w pewnym momencie podszedł do mnie i powiedział, żebym skupił się tylko na regeneracji, bo w pewnym momencie na pewno przydam się zespołowi. Bardzo cieszyłem się z powodu Juliana Alvareza, ponieważ on był w stanie dać drużynie to, czego ja wtedy nie mogłem - mówił Lautaro w wywiadzie dla "ESPN".
- Zawsze uznawałem Lautaro za fundamentalny element naszej reprezentacji. Przyjechał do Kataru z pewnymi problemami, ale dał wiele tej drużynie, wykorzystał decydującego karnego z Holandią, kiedy najbardziej tego potrzebowaliśmy. Teraz w Interze radzi sobie znakomicie i jestem z tego powodu bardzo szczęśliwy - chwalił selekcjoner Lionel Scaloni.
Powrót z przytupem
Po mundialu Lautaro wreszcie miał chwilę czasu na uporanie się z kontuzją. Na efekty nie trzeba było długo czekać, ponieważ piłkarz tej klasy w końcu musiał wrócić na optymalny poziom. Tak oto już w pierwszych siedmiu meczach tego roku strzelił sześć goli. W sumie od zakończenia mistrzostw zdobył 13 bramek, co jest najlepszym wynikiem spośród wszystkich reprezentantów Argentyny. W Katarze Martinez zamieniał wszystko w tombak, teraz czego nie dotknie w polu karnym, staje się wysoko karatowym złotem.
Odrodzenie 25-latka jest wynikiem jego niezmąconej wiary we własne zalety. Mimo fatalnej passy nie uciekał od odpowiedzialności spoczywającej na napastniku. Jego elitarna umiejętność dochodzenia do sytuacji w końcu musiała przełożyć się na namacalne osiągnięcia. Seria ostatnich trafień nie jest bowiem wynikiem przypadku czy kilku “strzałów życia”. Lautaro po prostu zaczął wykorzystywać okazje, które zawsze miał. W Serie A zdobywa on niemal dokładnie tyle samo bramek, na ile wskazywałby współczynnik expected goals. We Włoszech wyższe xG generuje jedynie Osimhen, przy czym trzeba podkreślić, że Martinez nie ma tego komfortu gry u boku kreatora pokroju Chwiczy Kwaracchelii.
Lautaro nadrobił gorszy początek sezonu, dzięki czemu ma już na koncie aż 23 bramki i dziesięć asyst. Żaden argentyński gracz w pięciu najlepszych ligach nie jest tak skuteczny, jak lider Interu. Przeszedł on już zresztą do historii klubu, stając się trzecim piłkarzem “Nerazzurrich” w XXI wieku, który strzelił minimum 15 goli w trzech kolejnych sezonach ligowych. Każdy, kto wątpił w jakość Martineza na podstawie słabszych występów w Katarze, powinien posypać głowę popiołem. Napastnik skutecznie schował krytyków do szafy.
- Bez wątpienia Lautaro jest naszym decydującym piłkarzem. Kiedy zespół potrzebuje go najbardziej, on robi to, co potrafi najlepiej. To wielki napastnik ze świetną osobowością - komplementował rodaka legendarny Javier Zanetti na łamach "La Gazzetta dello Sport". - Lautaro jest kluczowym zawodnikiem dla całego zespołu. Od półtora roku gra na najwyższym możliwym poziomie - wtórował mu Simone Inzaghi.
Złoty duet
Renesans Martineza zbiegł się w czasie z odzyskaniem formy przez Romelu Lukaku. Obaj od pewnego czasu skutecznie nawiązują do złotych czasów sprzed dwóch lat, kiedy zaprowadzili Inter do upragnionego mistrzostwa. Teraz tandem “LuLa” znów sieje postrach na Półwyspie Apenińskim. W czterech ostatnich kolejkach zanotował łącznie osiem bramek i pięć asyst. Przy wielu trafieniach jeden asystował drugiemu i vice versa. Takich trzech, jak tych dwóch, to w większości drużyn nie ma ani jednego.
- Lautaro i Lukaku są idealnym duetem, perfekcyjnie się uzupełniają. Liczby pokazują, jak dobrze rozumieją się na boisku. Wiele się nauczyłem, oglądając ich zachowania, teraz widzę, że znów pokazują się z najlepszej strony - mówił Sebastian Esposito na antenie "DAZN".
- Codziennie pracujemy nad tym, aby jeszcze lepiej się rozumieć. Romelu to świetny gość, dobrze się rozumiemy i obaj skupiamy się przede wszystkim na tym, żeby pomagać drużynie, a nie na własnych celach. Nieważne, kto strzela gole, ważne, aby zespół odnosił zwycięstwa - podkreślił sam Lautaro w rozmowie ze "Sky Sports Italia".
Dyspozycja napastników jest głównym powodem bardzo dobrych wyników osiąganych przez ekipę Simone Inzaghiego. Na większości pozycji Inter nie ma przecież zawodników z absolutnie najwyższej półki, a co najwyżej solidnej. Mimo wszystko mediolańczycy niemal na wszystkich frontach prezentują się więcej niż poprawnie. Już wygrali Superpuchar Włoch, doszli do finału Coppa Italia, półfinału Champions League, a w Serie A wrócili do czołowej czwórki. I trzeba podkreślić, że każdy mniejszy lub większy sukces ma oblicze niepowstrzymanego mistrza świata.
Największe wyzwanie
W ćwierćfinale Ligi Mistrzów Lautaro Martinez błysnął golem i asystą w rywalizacji z Benfiką. W dużej mierze dzięki niemu po raz pierwszy od dwóch dekad Mediolan będzie najważniejszym miastem na piłkarskiej mapie świata. Inter ostatni raz stał przed szansą na występ w finale europejskich pucharów jeszcze za Jose Mourinho. Dodatkowo “Nerazzurri” powalczą o awans z jednym z ulubionych rywali “El Toro”.
- Jestem bardzo szczęśliwy, bo po raz kolejny udowodniliśmy, że Mediolan jest czarno-niebieski. Czuję też dumę z możliwości bycia kapitanem tak wspaniałego zespołu. Pracowałem na to od momentu przybycia do Interu, to dla mnie wyjątkowa chwila - powiedział Lautaro po ostatnich derbach w Serie A.
W sumie Argentyńczyk strzelił siedem goli w 12 spotkaniach z Milanem. W rozgrywkach pucharowych ani razu nie zaznał smaku porażki przeciwko “Rossonerim”. Historyczny bilans w połączeniu z ostatnimi występami musi rozbudzać nadzieje fanów Interu i samego Lautaro. Oczywiście, przy tak wyrównanych drużynach trudno wskazywać jednoznacznego faworyta. Mimo wszystko to piłkarze z niebiesko-czarnej części stolicy Lombardii podejdą w ciut lepszej dyspozycji do tego dwumeczu. Z zawodnikiem pokroju Martineza można mierzyć najwyżej jak się da.