Mocne wejście Polaka do Bundesligi. Idzie śladami Błaszczykowskiego. "Ma abonament na pierwszy skład"
To już nie te czasy, gdy bramka zdobyta przez Polaka w Bundeslidze była najzwyklejszą oczywistością. Przez ostatnie lata, dzięki Robertowi Lewandowskiemu, nie zadawaliśmy sobie pytania “czy?”, tylko “ile?”. Dzisiaj jednak każdy gol strzelony przez piłkarza znad Wisły na pierwszoligowych niemieckich boiskach to dla nas wydarzenie.
W miniony weekend takim właśnie wydarzeniem było trafienie Jakuba Kamińskiego w meczu z Bochum. Polski skrzydłowy sfinalizował świetną kontrę swojej drużyny w charakterystycznym dla siebie stylu - wkrętką po długim rogu wewnętrzną częścią prawej stopy [od 0:25]:
Był to drugi gol Kuby w tym sezonie. Do tego zaliczył jeszcze dwie asysty, choć w niektórych miejscach, jak “kicker” czy “Transfermarkt”, zaliczają mu trzy ostatnie podania. Sprawa rozbija się o mecz z Bayerem Leverkusen w rundzie jesiennej, kiedy to Kamiński kopnął piłkę pod nogi Andricha, a ten skierował ją do własnej bramki. Bundesliga nie odnotowała tego jako asystę, a pozostałe źródła owszem. 2+2 czy nawet 2+3 to bilans, który na pierwszy rzut oka wielkiego wrażenia na nikim nie robi, tym bardziej, że mówimy przecież o graczu ofensywnym.
Ale z Kubą w tym sezonie jest dokładnie tak samo, jak z jego występem w spotkaniu z Bochum. Poza golem, Kamiński dołożył jeszcze bardzo przytomną i trudną do wykonania “asystę drugiego stopnia”, a także wywalczył rzut karny. Tego w podstawowych statystykach nie zobaczymy. Trzeba sięgnąć nieco głębiej, by uzyskać pełen ogląd.
Stary Kuba, nowy Kuba?
Polski skrzydłowy z numerem 16 na plecach na niemieckich boiskach - znamy to, prawda? Pierwsze skojarzenie to oczywiście nadal Jakub Błaszczykowski, który miał fantastyczną karierę przede wszystkim w Borussii Dortmund. Kuba Kamiński jest jednak na najlepszej drodze ku temu, by napisać nową historię numeru 16, zaś jego imiennik z Truskolasów może być dla “Kamyka” świetnym punktem odniesienia. Błaszczykowski w swoim pierwszym sezonie w BVB zagrał w lidze 24 mecze (byłoby ich więcej, gdyby nie kontuzja), w których strzelił jednego gola i zaliczył cztery asysty. Miał więc pięć bezpośrednich udziałów przy golach - tyle samo, co piłkarz Wolfsburga obecnie. Tyle tylko, że Błaszczykowski trafił do Dortmundu w wieku 22 lat, a Kamiński jest o dwa lata młodszy. Od tych porównań nie da się zresztą uciec, nie tylko przez ten sam numer na koszulce. Obaj grają/grali na podobnej pozycji, tylko po przeciwległych stronach, obaj bazują na szybkości i dryblingu, obaj też mocno angażują się w grę defensywną swojego zespołu, co znacząco ułatwiło im wejście do ligi. W przypadku Kamińskiego to wręcz kluczowy aspekt, dzięki któremu Niko Kovac sukcesywnie na niego stawia i coraz mocniej mu ufa.
W niedawnym meczu z Bayerem Leverkusen, trener zdecydował się zmienić ustawienie drużyny i przejść na system z trzema środkowymi obrońcami, by zagęścić strefę przed własną bramką i utrudnić życie piekielnie szybkim skrzydłowym Bayeru, lubującym się w zejściach do środka. Dotychczas bywało tak, że jeśli Kovac decydował się na zmianę systemu, dla Kuby z reguły brakowało miejsca w wyjściowej jedenastce. Sam zawodnik zauważył to zresztą w pomeczowej rozmówce z “Viaplay”. Ale teraz było inaczej. Kamiński z lewego skrzydła został przesunięty na prawe wahadło i poradził sobie na tej pozycji całkiem przyzwoicie. Co godne podkreślenia - Kovac wolał obsadzić w tej roli Polaka niż znacznie bardziej doświadczonego i ogranego w Bundeslidze Ridle Baku, o którego czynią starania kluby z Anglii czy RB Lipsk, i dla którego prawe wahadło zdaje się być idealną pozycją. Takie wybory trenera muszą Kubę budować i dodawać mu pewności siebie.
Pamiętacie, co Jakub Kamiński mówił tuż po transferze o intensywności treningów? Wydawało się, że zderzy się ze ścianą, że będzie potrzebował kilku miesięcy na adaptację. Stało się zupełnie inaczej. Od 1 października, czyli od meczu z Unionem, ma praktycznie abonament na pierwszą jedenastkę i dobrze radzi sobie z bundesligową intensywnością i fizycznością. Tylko boczni obrońcy Wolfsburga - Paulo Otavio i wspomniany Baku - wykonali więcej sprintów od niego w tym sezonie. Ba, nawet na tle całej ligi Kuba wygląda w tym aspekcie bardzo dobrze, bo zajmuje miejsce w TOP30. Podobnie rzecz się ma z intensywnymi biegami.
Pewny plac
Patrząc całościowo na sezon - “Kamyk” spędził na boisku 64% ogółu minut, najwięcej ze wszystkich ofensywnych graczy Wolfsburga. Najczęściej też z nich wszystkich rozpoczynał mecze w wyjściowej jedenastce. Oczywiście, cena, jaką za niego zapłacono Lechowi (10 mln euro), sprawiała, że Wolfsburg musiał dać mu szansę, ale reprezentant Polski tę szansę naprawdę dobrze wykorzystuje.
Już sam fakt regularnego grania w tym zespole to duży wyczyn. To klub, który na tle pozostałych drużyn w lidze ma duże możliwości finansowe, przez co kolejka do składu jest tam całkiem spora. “Wilki” najczęściej ustawiają się w systemie 4-3-3, a więc w ofensywie dostępne są trzy pozycje, na które kandyduje nawet i ośmiu piłkarzy, często wszechstronnych, mogących grać na każdej z nich (jak Jonas Wind, Omar Marmoush, czy Lukas Nmecha). Jeśli Kamiński rozgrywa z nich wszystkich największą liczbę minut, to trudno nie być zadowolonym z tego, jak przebiega jego debiutancki sezon w Niemczech.
“Kamyk” kreator
Przyjrzyjmy się jeszcze uważnie statystykom. Nawet jeśli na razie piłka nie wpada jeszcze do bramki przeciwnika tak często, jak “Kamyk” by oczekiwał, to nie sposób nie zauważyć, że robi on wiele, by zaznaczyć swoją obecność na boisku. Z oficjalnych wyliczeń Bundesligi wynika, że tylko Maximilian Arnold i Patrick Wimmer częściej kreowali kolegom sytuacje strzeleckie niż nasz skrzydłowy, ale z graczy regularnie grających jedynie Wimmer częściej bierze udział w kreowaniu akcji strzeleckich w przeliczeniu na 90 minut. I tylko on w drużynie ma minimalnie większy wskaźnik GCA/90 (0,78 po stronie Wimmera, 0,65 po stronie Kamińskiego). Wskaźnik ten określa, w ilu akcjach bramkowych dany piłkarz bierze bezpośredni udział (a więc dwa ostatnie działania przed oddaniem skutecznego strzału) w przeliczeniu na 90 minut. Jeśli jednak weźmiemy pod uwagę wartości bezwzględne, Kuba nie ma sobie równych w drużynie. Statystyki portalu “fbref” pokazują, że Polak był bezpośrednio zaangażowany w przygotowanie 12 goli zdobytych przez Wolfsburg Inaczej rzeczy ujmując - brał aktywny udział w 23% wszystkich akcji bramkowych zespołu w lidze. Drugi w tej klasyfikacji Wimmer ma takich akcji 11.
Parę niedociągnięć jest…
Ale żeby nie było tak cukierkowo - mankamenty w jego grze także są widoczne. Do głównych należy gra głową (tylko 27% wygranych pojedynków w powietrzu - najmniej w drużynie) i skuteczność, a właściwie jej brak. Bundesligowe modele xG pokazują, że Kamiński powinien mieć w tym momencie minimum cztery gole w dorobku. Współczynnik xG w jego przypadku wynosi -2,5 (czyli strzelił 2,5 bramki mniej, niż wynikałoby to z okazji, w jakich się znalazł) i jest najgorszy w zespole. Dodatkowo oficjalny portal Bundesligi naliczył mu sześć czystych okazji strzeleckich, z których Kamiński zmarnował aż pięć. Z drugiej strony patrząc - tylko Yannick Gerhardt miał więcej tego typu sytuacji (siedem) w tym sezonie. Paradoksalnie jednak, ten ujemny współczynnik xG też można odczytać na korzyść Kuby. Pokazuje on bowiem, że nasz skrzydłowy jest aktywny i ma dobrą “czutkę” w tercji atakowanej. W gruncie rzeczy lepiej, że dochodzi do sytuacji i (na razie) je marnuje, mając ujemny współczynnik xG, niżby miał mieć współczynnik na poziomie 0 lub na minimalnym plusie, bo do tych sytuacji niemal w ogóle by nie dochodził. Przyjdzie doświadczenie i większy spokój pod bramką przeciwnika, pojawi się też i większa liczba goli na jego koncie.
Ofensywa Wolfsburga zostanie latem poddana lekkiemu liftingowi. Potwierdzone jest odejście Omara Marmousha, odejdzie także raczej Luca Waldschmidt, do gry wróci zaś po kontuzji Lukas Nmecha. Pojawią się też pewnie nowi zawodnicy i karty zostaną potasowane na nowo, ale pozycja Kamińskiego nie powinna być zagrożona. Kuba to bardzo pracowity i świadomy piłkarz. Wie doskonale, że nie jest jeszcze na końcu drogi, że ciągle ma wiele rzeczy do poprawy. Kuba Błaszczykowski, w swoim drugim sezonie w Bundeslidze, zanotował dziewięć bezpośrednich udziałów przy golach (3+6). Wypada życzyć “Kamykowi”, by szedł w jego ślady i sukcesywnie przebijał osiągnięcia swojego znakomitego poprzednika. Krok po kroku.