Mino Raiola zmienił cały rynek transferowy. Kluby miały go dosyć, piłkarze czuli się jak pod skrzydłami ojca
Rodzina Mino Raioli w oficjalnym komunikacie poinformowała o śmierci swojego krewnego. Odeszła legenda wsród agentów piłkarskich. Człowiek, który kochał futbol, obracał pieniądze i zawładnął rynkiem transferowym. Miał 54 lata.
Razem z Jorge Mendesem idealnie wpisywał się w hasło: dziel i rządź. Miał grono oportunistów, sam przybierał często takie nastawienie do napotykanych w swoim życiu osób. Trudno się dziwić, że środowisko miało o nim podzielone zdanie. Ale trzeba mu przyznać jedno - dbał o swoich piłkarzy. To nie byli tylko klienci, ale często i przyjaciele.
Relacja Mino Raioli ze Zlatanem Ibrahimoviciem była inspirująca. Szwed wspominał w swojej autobiografii pierwsze spotkanie z agentem. Jako młody piłkarz Ajaxu Amsterdam ubrał garnitur, czekał na Raiolę w restauracji, a ten przyszedł w jeansach i koszulce Nike. Faktycznie, spodziewać się mógł czegoś innego, ale potem Zlatan już wiedział, że to jest cały Mino.
Już na pierwszym spotkaniu Raiola podszedł do niego z góry, zalecił sprzedanie Porshee i drogich zegarków i skupienie się na ciężkiej pracy i rozwoju. Wykazał mu, że do światowej czołówki brakuje mu jeszcze bardzo, bardzo wiele i to właściwy czas, żeby zmniejszenie tego dystansu uznał za swój priorytet.
Raiola znał świetnie języki obce, dzięki czemu wypłynął poza rynek włoski. Język miał zresztą niewyparzony. Do Sir Alexa Fergusona powiedział, że nawet jego piesek chihuahua nie podpisałby kontraktu, jaki Manchester United zaproponował Paulowi Pogbie, gdy ten nie miał jeszcze 20 lat. Mino to kopalnia cytatów, często wulgarnych, zawsze barwnych.
Jego sposób bycia był niebywały. Jak mówił Ibrahimović - Raiola wyglądał i zachowywał się jak mafioso, ale nie był jednym z nich. Pobudka, nałożony dresik i w drogę na loże VIP najlepszych klubów świata - tak wyglądały jego weekendy.
Bez wątpienia Włoch zmienił rynek transferowy. Wyciskał jak cytrynkę budżety klubowe na pensje swoich piłkarzy. Dbał o każdego swojego piłkarza. Był nieznośny, był irytujący, ale dla włodarzy klubowych, dla dyrektorów sportowych, a zwłaszcza dyrektorów finansowych. Ale nie dla piłkarzy. Ich dobro było jego oczkiem w głowie.
Pozostawia po sobie stajnię menedżerską, do której należą tacy piłkarze jak Erling Haaland, Paul Pogba czy Marco Veratti. Nadchodzące okno transferowe miało być okazją do kolejnego pokazania piłkarskiemu światu, kto tu rządzi i kosi najlepsze prowizje. Ale - jak mówił w programie ’’Okno Transferowe” Mateusz Święcicki z Eleven Sports - Raiola wybiegał myślami w przyszłość, planował różne scenariusze.
Możemy zakładać, że jednym z nich była nawet jego śmierć. A skoro tak, to piłkarze należący do jego agencji z pewnością zostali pod odpowiednią opieką wyznaczoną przez Mino. Najprawdopodobniej jego dzieło menedżerskie dalej będzie kontynuował jego kuzyn Vincenzo Raiola.
Był jaki był. Nasz pech, że nie mogliśmy poznać go osobiście, ale dzięki takiej postaci jak on co okienko transferowe żyjemy piłką. I to pewnie jak w żadnym innym okresie w roku. Zrobił z tego maniakalną pasję wielu kibiców. Sztukę, ale nie sztukę dla sztuki. A dla grubych pieniędzy i szczęścia swoich piłkarzy.