Mieli wejść w buty Xaviego i Messiego, skończyli na peryferiach futbolu. Tak przepadały talenty FC Barcelony

Mieli wejść w buty Xaviego i Messiego, skończyli na peryferiach futbolu. Tak przepadały talenty Barcelony
Maxisport/shutterstock.com
“Nowy Xavi”, “drugie wcielenie Messiego”, “sukcesor Iniesty” - tego typu hasła od lat towarzyszą utalentowanym wychowankom akademii FC Barcelony. Często zbyt szybko przewiduje się owocną przyszłość zawodników, którzy tak naprawdę dopiero rozpoczynają przygodę z piłką. Wielu młodych-zdolnych nie poradziło sobie z presją. Dziś, zamiast błyszczeć na Camp Nou, błąkają się po peryferiach futbolu.
Tylko w ostatnich latach w stolicy Katalonii pojawiło się wielu zdolnych adeptów La Masii, którzy nie spełnili wygórowanych oczekiwań. Czasem zawodzili z powodu zbyt słabych umiejętności, a w kilku przypadkach podłożem problemów okazały się kłopoty z odpowiednim przygotowaniem mentalnym. Nie każdy piłkarz musi być stworzony do bycia liderem Barcelony. Oni nie byli, chociaż im to wróżono:
Dalsza część tekstu pod wideo

“Nowy Messi” - Bojan Krkić

Chyba najbardziej znany przykład minionych lat. Bojan Krkić na poziomie juniorskim jawił się jako przyszły zdobywca przynajmniej kilku Złotych Piłek. Strzelał setki goli w kolejnych drużynach młodzieżowych, przerastając rówieśników o minimum klasę. W wieku 17 lat regularnie występował w pierwszej drużynie “Blaugrany”. W niektórych rozgrywkach strzelał szybciej niż Leo Messi, do którego niestety wciąż go porównywano.
Bojan był młodszy od Argentyńczyka, gdy debiutował w Lidze Mistrzów czy zdobywał pierwsze gole w La Liga. W sezonie 2009/10 Pep Guardiola w pewnym momencie stawiał na niego częściej niż na wielkiego Zlatana Ibrahimovicia. Prasa zachwycała się jego kolejnymi występami. Selekcjoner chciał oprzeć na nim ofensywę reprezentacji Hiszpanii.
Krkić wielokrotnie opowiadał, że nie poradził sobie w Barcelonie przez wewnętrzne problemy. Miewał okropne napady bólu głowy, nie mógł spać. Chociaż na boisku radził sobie bardzo dobrze, w szatni na Camp Nou bał się odezwać. Przed chwilą podziwiał Ronaldinho, Samuela Eto’o czy Andresa Iniestę na plakatach, a nagle stali się jego kolegami z drużyny. To wszystko przytłoczyło niespełnioną perłę La Masii. Dziś trudno to sobie wyobrazić, ale Bojan ma dopiero 30 lat na karku. Jednak zamiast brylować w najlepszych ligach świata, czeka na jakikolwiek telefon. Od 1 stycznia pozostaje bowiem bezrobotny. Ostatnio grał w Montrealu Impact, gdzie w 2020 r. uzbierał 4 gole i 4 asysty w 21 spotkaniach.

“Nowy Messi 2.0” - Gai Assulin

Gai Assulin, cóż to miał być za napastnik. Barcelona wprost zakochała się w umiejętnościach Izraelczyka, gdy ten miał 13 lat. Młody piłkarz przedzierał się przez kolejne szczeble ekip młodzieżowych, aż w 2007 r. trafił pod skrzydła Pepa Guardioli. Katalończyk również cenił potencjał Assulina, który stał się wiodącą postacią rezerw “Blaugrany”. A warto dodać, że to niesamowity styl prezentowany przez Barcelonę B ostatecznie przekonał włodarzy z Camp Nou do powierzenia Guardioli zespołu seniorów. Legenda głosi, że na koniec sezonu 2007/08 pierwsza drużyna zagrała sparing z młodymi podopiecznymi Pepa. Juniorzy z Gaiem Assulinem na czele pokazali starszyźnie miejsce w szeregu. Wielu czekało na oficjalny debiut napastnika, któremu media już zdążyły przypiąć łatkę nowego Leo Messiego.
- Nie jest łatwo wyjść na boisko, gdy wszyscy wokół oczekują, że zagrasz na poziomie najlepszego piłkarza w historii tej dyscypliny. Myślę, że porównania z Leo tylko mi zaszkodziły - przyznał po latach na antenie “ITV News”.
W Barcelonie zabrakło dla niego miejsca, jednak o podpis Izraelczyka walczyły bardzo dobre kluby. W 2010 r. parafował umowę z Manchesterem City, który z przytupem wszedł na brytyjskie salony, ściągając do siebie najlepszych zawodników. O ile Sergio Aguero czy David Silva dali radę i zapisali się w historii klubu z Etihad, tak Gai Assulin zawiódł. Sam nie widział jednak w tym swojej winy. W wielu wywiadach przyznał, że nie odniósł sukcesu w Manchesterze przez Roberto Manciniego, bo ten niezbyt chętnie stawiał na młodzież.
Włoski trener nie wystawiał Assulina i nawet nie próbował wytłumaczyć dlaczego. Z wychowankiem Barcelony odbył jedną rozmowę, gdy powiedział mu, że ma poszukać sobie innego klubu. Później “nowy Messi” miał ogromnego pecha. Próbował odbudować karierę m.in. w Granadzie, Mallorce i Hapoelu Tel Awiw. Niestety wszystkie te drużyny borykały się z problemami finansowymi i Assulin nigdzie nie zagrzał miejsca na dłużej. Niedawno Assulin dołączył do grającego w Serie D AC Crema.

“Nowy Busquets” - Sergi Samper

Losy Sergiego Sampera do pewnego czasu układały się idealnie. Hiszpan trafił do La Masii w wieku 6 lat. Większą część życia spędził w bordowo-granatowym trykocie, marząc o regularnych występach na Camp Nou. W większości drużyn młodzieżowych pełnił funkcję kapitana. Był liderem, materiałem na defensywnego pomocnika ze ścisłego topu. Pod względem stylu gry w pewnym stopniu przypominał Sergio Busquetsa.
Nie był zbyt szybki ani dobrze zbudowany, ale wyróżniał się boiskową inteligencją. Dysponował świetnym przeglądem pola, czuciem meczu. Rywal mógł być od niego dwa razy szybszy, lecz zanim pomyślał o kolejnym ruchu, Samper już zdążył odebrać mu piłkę. Karierę niestety pokrzyżowały, i to w dosłownym tego słowa znaczeniu, poważne kontuzje. Lista urazów, z którymi musiał się zmagać, przyprawia o zawrót głowy:
  • zerwane więzadła stawu skokowego
  • złamanie kostki przyśrodkowej
  • naderwanie włókna mięśniowego
  • złamanie kości piszczelowej
  • skręcenie kostki
  • kontuzja kolana
  • uraz łydki
Zawsze, gdy wydawało się, że nadchodzi jego moment, pojawiały się poważne problemy zdrowotne. Dziś brzmi to śmiesznie, ale Hiszpan przykuwał uwagę czołowych europejskich zespołów. Odrzucał wszystkie propozycje, bo wierzył, że uda mu się odnieść sukces w Barcelonie.
- Odrzuciłem ofertę Arsene’a Wengera, który chciał mnie sprowadzić do Arsenalu. Jasno zaznaczyłem, że nie zamierzam ruszać się z Camp Nou, że chcę odnieść sukces z Barceloną - przyznał w 2016 r. w rozmowie z magazynem “Sport”.
Gdyby 10 lat temu powiedzieć Samperowi, że w 2021 r. będzie występował w jednej drużynie z Andresem Iniestą, pewnie czułby się spełniony. Myślałby, że jego marzenia się spełniły. Rzeczywistość okazała się nieco mniej kolorowa. Obaj Hiszpanie grają dziś w japońskim Vissel Kobe.

“Nowy Xavi” - Victor Vazquez

Największe pokłady talentu w La Masii posiadała ekipa tzw. “rocznika 1987”. Wtedy urodzili się Leo Messi, Gerard Pique, Cesc Fabregas i czwarty do brydża, o którym nie każdy musi pamiętać, czyli Victor Vazquez. Gdy byli nastolatkami, rzucili na kolana cały Półwysep Iberyjski. Barcelona z tym kwartetem wygrywała wszystkie turnieje juniorskie. Zdarzały im się sezony, kiedy nie ponieśli ani jednej porażki. Z perspektywy czasu to nie może dziwić, gdy wiemy, ile w karierze osiągnęli trzej pierwsi piłkarze. Ale Victor Vazquez, mimo ogromnego talentu, odszedł w zapomnienie.
- Pamiętam, że Leo i Victor byli zdecydowanie naszymi najlepszymi zawodnikami. Bardzo lubili ze sobą rywalizować. Jeden strzelał cztery gole, to drugi odpowiadał pięcioma. I tak w prawie każdym meczu - stwierdził Fabregas.
Pique i Messi z łatwością odnaleźli się w Barcelonie. Vazquez stanął przed trudniejszym zadaniem. Musiał walczyć o miejsce w składzie z Xavim Hernandezem. Hiszpańska prasa porównywała obu, gdyż ich charakterystyka była niemal identyczna. Do głównych zalet Vazqueza należały świetnie ułożona noga, wizja gry i łatwość w kolekcjonowaniu asyst. Ale w barwach “Barcy” zagrał jedynie w trzech meczach. Na drodze stanęła mu także groźna kontuzja mięśniowa. Kolejne lata spędził w dość egzotycznych miejscach. Występował w ligach katarskiej, meksykańskiej i MLS. Do tej ostatniej właśnie wrócił, podpisując kontrakt z LA Galaxy.

“Nowy Pedro” - Jeffren

Pamiętacie słynne zwycięstwo Barcelony 5:0 w “El Clasico”? Na listę strzelców wpisali się wówczas Xavi, Pedro Rodriguez, dwukrotnie David Villa i… Jeffren. Historyczna bramka miała otworzyć temu ostatniego bramę do świata wielkiej piłki. Okazało się jednak, że był to ostatni akord niespełnionej kariery skrzydłowego.
Jeffren, tak jak i Assulin, stawiał pierwsze kroki w zespole rezerw Barcelony prowadzonym przez Guardiolę. Wenezuelczyk może nie został obdarzony wielkim potencjałem, ale wszelkie braki nadrabiał walecznością, zapałem, hartem ducha. Przypominał Pedro, który przecież ciężką pracą wywalczył ważną pozycję w katalońskiej układance. Losy Jeffrena potoczyły się zupełnie inaczej.
W 2011 r. “Blaugrana” wzmocniła skład, sprowadzając Alexisa Sancheza i Cesca Fabregasa. Próbowano wytłumaczyć Jeffrenowi, że w kadrze nie ma dla niego miejsca i lepiej, żeby kontynuował karierę poza miastem Gaudiego. Barcelona doszła do wstępnego porozumienia z Boltonem. Skrzydłowy trafiłby do Premier League, a zatem mógłby się pokazać w jednej z najlepszych lig świata. Problem w tym, że Jeffren nawet nie odebrał telefonu, gdy Anglicy chcieli rozpocząć negocjacje. Pokazał swoją niedojrzałość. Ostatecznie wylądował w Sportingu, a potem już stąpał po równi pochyłej.
- Barcelona jest jak bańka mydlana. Tam niczego nie pragniesz, niczego nie potrzebujesz. Masz wszystko pod ręką. Ale potem opuszczasz klub, który jest jednym z najlepszych na świecie i widzisz prawdziwe realia piłki nożnej. Wszystko ulega zmianie, a ty nie jesteś gotowy - przyznał Jeffren w wywiadzie na łamach dziennika “Marca”. Pod koniec stycznia napastnik zamienił chorwackie NK Slaven Belupo na Al-Dhaid w Zjednoczonych Emiratach Arabskich.
***
Podobne przykłady można mnożyć. Gdy Munir strzelił bramkę w ligowym debiucie, pojawiły się głosy, że Hiszpan z marokańskimi korzeniami zaraz wejdzie w buty Neymara. Isaac Cuenca wystąpił w pierwszym składzie w pamiętnym półfinale Ligi Mistrzów przeciwko Chelsea. Dziś gra w średniaku ligi japońskiej. Marc Muniesa zadebiutował w Barcelonie, będąc młodszym niż Messi. Miał być drugim Carlesem Puyolem, a skończył w Al-Arabi. A Alen Halilović i Jonathan dos Santos? I można by tak wymieniać bez końca.
Talent to przepustka do Barcelony, ale nie gwarancja odniesienia tam sukcesu. Wystarczy seria kontuzji, chwila zwątpienia lub zbyt krucha psychika i po młodziutkich perłach zostają tylko mgliste wspomnienia. Nasi dzisiejsi bohaterowie liczyli, że ich miejscem na ziemi jest “więcej niż klub”. Osiągnęli mniej niż przypuszczano.

Przeczytaj również