Mieli spaść z ligi, mogą wygrać prestiżowe trofeum. "Staroświecki" trener czyni cuda. "Wrócili z zaświatów"
Jeszcze kilka tygodni temu poważnie groził im spadek. Teraz walczą o miejsce w pucharach i triumf w Europie. Piłkarze Sevilli zaliczyli w tym sezonie największy rollercoaster spośród wszystkich drużyn w topowych ligach na Starym Kontynencie.
Na papierze aktualne miejsce Sevilli w tym sezonie nie odbiega mocno od lat poprzednich. Zespół z Andaluzji po raz kolejny znalazł się w ścisłej czołówce Ligi Europy, a w rozgrywkach krajowych wciąż ma szansę na finisz w najlepszej siódemce. Sęk w tym, że jeszcze kilka miesięcy temu takie położenie było dla niego sferą wręcz nierealnych marzeń. Do niedawna nad Estadio Ramon Sanchez Pizjuan wisiało mroczne widmo potencjalnego spadku do Segunda Division. Dopiero kompletne przedefiniowanie projektu wyprowadziło “Los Nervionenses” na prostą.
Na dnie
Pierwsza część sezonu Sevilli byłaby idealnym przykładem do rozprawy pod roboczym tytułem: “Jak nie prowadzić klubu piłkarskiego”. W pewnym momencie w tej drużynie nie można było skupiać się na ewentualnych niedociągnięciach, ponieważ po prostu nie istniały żadne dociągnięcia. Najpierw doszło do kompletnego wypalenia Julena Lopeteguiego. Pod koniec kadencji wyglądał on na człowieka zniszczonego, który sam przestał wierzyć w rychłe wyjście na prostą. Jego system nie działał, wzmocnienia pokroju Isco okazały się niewypałami, a każdy kolejny tydzień był gorszy od poprzedniego.
W obliczu wszechobecnej katastrofy zwolnienie Lopeteguiego nikogo nie zdziwiło. Problem polegał na tym, że włodarze klubu podjęli następnie nierozważną decyzję, zatrudniając po raz drugi Jorge Sampaolego. O ile jego pierwszy epizod w Sevilli ułożył się nawet dobrze, o tyle kolejny uwypuklił wszystkie możliwe wady ekscentrycznego Argentyńczyka. 63-latek jest szkoleniowcem, który w każdym zespole próbuje za wszelką cenę zaszczepić swoją wizję. Teoretycznie zakłada ona ofensywną grę, wysokie posiadanie piłki i kontrolę nad boiskowymi wydarzeniami. Rzeczywistość niestety zbyt często weryfikuje ambitne plany tego menedżera. Sami piłkarze ewidentnie mieli problem z pojmowaniem wpajanej im filozofii. Apogeum niezrozumienia nastąpiło na Camp Nou, kiedy Sampaoli przygotował dla Joana Jordana ogromną kartkę ze wskazówkami. Wypracowanie było na tyle długie, że zanim pomocnik doczytał je do końca, Barcelona już strzeliła kolejnego gola. Wszystkie założenia nadawały się wyłącznie na makulaturę.
Sevilla znajdowała się w sytuacji, gdy nie potrzebowała pięknego stylu i fajerwerków. Liczyły się wyłącznie punkty. Tych brakowało niczym tlenu w parny dzień na suchej andaluzyjskiej ziemi. W 24. kolejce ligowej podopieczni Sampaolego zostali zdemolowani przez Atletico Madryt 1:6, przez co zajmowali 17. miejsce w tabeli. Później wyniki nie uległy znaczącej poprawie, a Argentyńczyk zostawił zespół z przewagą zaledwie dwóch punktów nad strefą spadkową. Gdyby “Los Nervionenses” nadal wierzyli w sprawczą moc poprzedniego trenera, mogli obudzić się na drugim poziomie rozgrywkowym. Na szczęście w porę do drużyny trafił cudotwórca w osobie Jose Luisa Mendilibara.
Tradycjonalista
- Jestem antynowoczesnym trenerem. Nie jestem szkoleniowcem, który żyje z tabletem w ręku. Łatwiej mówić jest o statystykach niż o tym, co faktycznie dzieje się na boisku - podkreślał Mendilibar jeszcze za czasów prowadzenia Eibaru.
W poprzednich sezonach dał on się poznać jako ktoś, kto nie idzie z duchem czasu, ponieważ nie musi. Tradycyjne, a według krytyków średniowieczne metody wystarczyły, aby osiągać naprawdę solidne wyniki. Przez lata utrzymywał w lidze Eibar, czyli klub mały, skrajnie biedny i pod wieloma względami odstającymi od hiszpańskiej elity. “Rusznikarze” nigdy nie imponowali ofensywnym stylem, brzydzili się tiki-taką, ale koniec końców wypełniali cel. Mendilibarowi przypięto łatkę defensywnego menedżera, chociaż on sam wielokrotnie zaznaczał, że oczekuje od piłkarzy jedynie odpowiedzialnej gry i zminimalizowania niebezpieczeństwa.
- Nie zamierzam zmieniać swojego stylu w zależności od rywala, nawet jeśli jest nim Barcelona czy Real, bo zawodnicy przestaliby wierzyć w tę filozofię przez kolejne tygodnie. Nie chcę, żeby moi skrzydłowi bronili zbyt głęboko, bo co z tego, że odbiorą piłkę na 70. metrze. Będą tak daleko od bramki rywala, że pozostaną smutni. Moje idee zawsze pozostaną takie same. Chcę, żeby piłkarze podejmowali ryzyko niezależnie od tego, gdzie znajdują się na boisku. Ale trzeba wiedzieć, kiedy ryzyko może być bardziej niebezpieczne. Wolę, żeby najwięcej działo się z dala od naszej bramki. Nie gra się tylko po to, żeby mieć piłkę - tłumaczył Mendilibar na łamach "Relevo".
- Chcę inteligentnych piłkarzy. Nie lubię pojedynków, lubię, kiedy zawodnicy przewidują pojedynki. Nie chcę biegania dla samego biegania. Wolę, kiedy piłkarze pojawiają się w odpowiednim momencie i odzyskują piłki bez wkładania w to maksymalnego wysiłku. Zawsze mówiłem, że lubię prostotę. Nie chcę, aby pewne rzeczy były dla moich graczy zbyt skomplikowane. Prostota jest jedną z najważniejszych rzeczy w piłce nożnej - dodał w wywiadzie dla portalu "UEFA.com".
Mendilibar przez lata spełniał oczekiwania, jednak mogło się wydawać, że nie pasuje do klubu z wyższej półki niż Eibar. Dość powiedzieć, że jako trener nigdy wcześniej nie rywalizował w europejskich pucharach, a na początku kadencji w Sevilli musiał przygotować drużynę do dwumeczu z Manchesterem United. Hiszpan został rzucony na bardzo głęboką wodę, ale udało mu się wypłynąć. Zmienił też kurs całej drużyny, która wcześniej powoli zmierzała na dno.
Nowa miotła zamiata
- Ludzie w Sevilli zapytali mnie o opinię na temat Mendilibara i byłem z nimi tak szczery, jak tylko mogłem. Powiedziałem, że uznaję go za geniusza - krótko stwierdził Marko Dmitrović, który współpracował już z tym szkoleniowcem w Eibarze. - Zmiana trenera spowodowała przypływ entuzjazmu. Wszyscy wiemy, że Mendilibar od lat utrzymywał wysoki poziom. Teraz chcę zapracować na swoją szansę i później ją wykorzystać - wtórował mu Rafa Mir, który pod wodzą Sampaolego sporadycznie pojawiał się na boisku, a u Mendilibara strzelił już ważnego gola z Villarrealem.
Ewidentnie czuć było, że zawodnicy na Sanchez Pizjuan potrzebowali zmiany trenera. Sampaoli chciał wymyślić z nimi futbol na nowo, więc nieskomplikowane metody Mendilibara okazały się niezbędnym powiewem świeżości. Przede wszystkim nowy szkoleniowiec zrezygnował z systemu z trzema obrońcami, który był absurdalny ze względu na brak jakościowych stoperów w kadrze. Hiszpan odszedł również od stylu opartego na posiadaniu piłki, z którego nic nie wynikało. Pod jego wodzą w siedmiu z dziewięciu meczów to rywale byli częściej przy futbolówce. Sevilla nie przegrała jednak żadnego z tych spotkań.
- Wszyscy piłkarze muszą zachować spokój, rywalizować na najwyższym możliwym poziomie, biegać i walczyć. Nie możemy tylko myśleć, że jesteśmy lepsi od rywali, trzeba włożyć wysiłek, aby to udowodnić. Nie mam magicznej receptury, która poprawi wyniki. Muszę poznać zawodników, przedstawić im konkretny pomysł i upewnić się, że moja wizja zostanie zaakceptowana - zaznaczał Mendilibar na jednej z konferencji prasowych.
Z nim na ławce trenerskiej Sevilla zaliczyła sześć zwycięstw, dwa remisy i tylko jedną porażkę. Jeden z kandydatów do spadku traci już tylko trzy punkty do miejsca gwarantującego grę w Lidze Konferencji. W międzyczasie Andaluzyjczycy mogą zapewnić sobie awans do kolejnej edycji Ligi Mistrzów poprzez Ligę Europy. W debiucie na tym poziomie Mendilibar poprowadził zespół do prestiżowego zwycięstwa 5:2 w dwumeczu z United. Jeśli Hiszpan miałby być uznany za nową miotłę, zasłużył na miano niedoścignionego Nimbusa 2000.
Pole do poprawy
Sevilla notuje świetną passę, chociaż trzeba podkreślić, że jej gra nadal pozostawia nieco do życzenia. Sam Mendilibar po pierwszym meczu z United nie ukrywał, że fortuna uśmiechnęła się do jego zespołu, bo przy wyższej skuteczności rywala mógł ponieść wysoką porażkę. W lidze “Los Nervionenses” również grają nieco ponad stan, trafiając do siatki ponad dwa razy częściej niż wynika ze współczynnika expected goals. Dodatkowo po zmianie trenera aż trzy bramki na wagę zwycięstw Andaluzyjczyków padły w pięciu ostatnich minutach. Ktoś mógłby spojrzeć na te liczby i uznać, że kiedyś mityczne szczęście dobiegnie końca. Mendilibar jest jednak szkoleniowcem, którego drużyny zawsze punktują lepiej niż wskazywałaby na to ich gra. Takie uroki tradycjonalisty gwarantującego suchy wynik, a nie spektakl.
Mendilibar zrobił już wiele, ale prawdziwy test nadejdzie dopiero w najbliższych dniach. Kolejne spotkania zdefiniują bowiem cały sezon, który wciąż może zakończyć się gigantycznym sukcesem. Przede wszystkim Sevilla powalczy o finał Ligi Europy z faworyzowanym Juventusem. Na papierze “Stara Dama” przewyższa Hiszpanów, jednak dobrze wiemy, że w pucharach ekipa z Andaluzji potrafi przeczyć prawom logiki.
- Jeśli przeanalizujemy jakość obu drużyn, to Juventus jest faworytem, nie zamierzamy tego ukrywać. Ale Manchester United też był faworytem, a jednak to my staniemy do walki o finał. Ostatecznie wszystko sprowadza się do rywalizacji na murawie. Jeśli chodzi o pragnienie zwycięstwa, nikt nie może być w tym lepszy od nas - przyznał ostatnio Monchi, dyrektor sportowy Sevilli, w programie "Gol a Gol".
- Awans do finału Ligi Europy byłby największym osiągnięciem w mojej karierze. Dokonałem wielu wielkich rzeczy w innych drużynach, ale tego nie dałoby się z niczym porównać. Dla tego klubu udział w finale europejskich pucharów byłby też kontynuacją tego, co już dokonano w poprzednich latach. Wiem, że przeszliśmy drogę od myślenia o spadku do myślenia o wygraniu Ligi Europy. Ale ja staram się nakłaniać piłkarzy do tego, aby skupiali się tylko o najbliższym meczu - dopowiedział sam Mendilibar.
Po dwumeczu z Juventusem Sevilla rozegra spektakularnie ważne derby z Betisem. Będzie to idealna okazja, aby zbliżyć się w tabeli do strefy pucharowej. Nie można oczywiście w ciemno zakładać kolejnych zwycięstw “Los Nervionenses”. Sama obecność tej ekipy w dyskusjach o potencjalnym triumfie w Lidze Europy i czołowych miejscach La Ligi pokazuje skalę osiągnięć Jose Mendilibara. Hiszpan sprawił, że drużyna w agonii wróciła z zaświatów. I wciąż nie powiedziała ostatniego słowa w tym sezonie.