Michniewicz usłyszał od Mioduskiego, że nie zna się na grze w Europie. Dziś ratuje reputację jego klubu

Legia Warszawa w Lidze Europy? To byłby piękny sen. Ostatnie trzy lata w Warszawie przeleciały bez jakiegokolwiek udziały w fazie grupowej europejskich pucharów, a teraz od gry na ich drugim po Champions League poziomie Legię dzieli jeden mecz.
Mecz ze Slavią należy oceniać inaczej, niż tylko w ujęciu 90 minut gry. Spójrzmy, że Legia od kilku tygodni była coraz to słabsza kadrowo. Zaczęło się od odejść kilku piłkarzy latem, później przez kontuzję z gry wypadł Bartek Kapustka i posypało się jak domek z kart. Artur Jędrzejczyk musiał pauzować za żółte kartki. A od kilku dni pewne jest, że zostanie sfinalizowany transfer Josipa Juranovicia.
Oczywiście Juranović żegna się z Legią w sposób spektakularny. Były obawy przed tym meczem o jego kondycję psychiczną, a konkretniej o zachowywanie odpowiedniej koncentracji. Już w starciu z Dinamem Zagrzeb Chorwat popełniał błędy i był zakręcony. Tym razem, mimo przyklepanego transferu do Celticu Glasgow, ’’Jura” był w wyśmienitej formie. Potwierdził to świetną bramką zdobytą po kontrataku. Mógł podać piłkę w pole karne do boku i byłoby to wręcz podręcznikowe zagranie. On jednak strzelił i z czystym sumieniem może podpisać kontrakt z nowym zespołem.
Na domiar złego na wczorajszym treningu wysypał się Bartosz Slisz i zabrakło kolejnego piłkarza do środka pola. Co gorsza, tuż przed meczem urazu nabawił się Tomas Pekhart awizowany do gry w pierwszym składzie, a podczas meczu przez kontuzję łokcia z boiska zszedł Kacper Skibicki. Niebywałe, ile pecha nawiedziło ten zespół.
Ten zespół nie miał prawa zremisować tego meczu, nie miał prawa strzelić dwóch goli mistrzom Czech. Uporządkowanie taktyczne i team spirit tego zespołu imponują, dlatego duże pochwały, po pierwsze dla Czesława, po drugie dla Michniewicza, a po trzecie dla piłkarzy.
Jeśli mielibyśmy się sugerować tym, że jak nie było porażki ze Slavią, to o prezesie Dariuszu Mioduskim i dyrektorze sportowym Radosławie Kucharskim dobrze albo wcale, to zdecydowanie wcale. Także co do pracy tych dwóch panów - bez komentarza.
Albo dobra, jedna kwestia. Wyscoutowany i ściągnięty przez tego drugiego Lindsay Rose musiał zastąpić dziś w składzie Artura Jędrzejczyka. Był absolutnie najgorszy na placu. Potwierdziło to zmienienie go już po pierwszej połowie.
Trener Legii musiał wystawić dziś w środku pomocy Rafaela Lopesa, czyli typowego napastnika. Ciekawi jesteśmy, jak długo z nim rozmawiał i tłumaczył mu taktyczne kwestie, natomiast domyślamy się, że byłą to praca, której nie miał początkowo w planach.
Czesław Michniewicz przez lata prowadził kluby, które nie zapewniały mu najlepszych warunków do prowadzenia zespołu. Nie miał takich w Polonii Warszawa, Podbeskidziu czy Pogoni Szczecin, a w Termalice został zwolniony przez to, że nie utrzymał trzeciego miejsca w tabeli Ekstraklasy, które Bruk-Bet zajmował podczas sezonu.
Teraz usłyszał od Dariusza Mioduskiego na początku sezonu, że nie zna się na grze w europejskich pucharach. Problem prezesa mistrzów Polski polega na tym, że kibice Legii są przytomni i trzeźwo patrzący na rzeczywistość. A w tej wypada on bardzo słabo, momentami się wręcz kompromituje. I to właśnie Michniewicz ratuje reputację klubu Mioduskiego. Nawet na scenie europejskiej.
Przez ostatnie trzy lata Slavia dwa razy awansowała na poziom ćwierćfinałów Ligi Europy. Dzisiaj oczywiście prowadziła grę. Statystyki poszły zdecydowanie na korzyść Czechów, ale nie byli oni w stanie wygrać tego spotkania. Nawet mimo będącego w dobrej formie Nicolai Stanciu. To lider pełną gębą, właśnie on sprawiał najwięcej problemów piłkarzom Legii.
Ale zostało to ujarzmione, świetne zawody zagrał Mateusz Wieteska, a zwłaszcza Maik Nawrocki. Dobrą zmianę dał także Mateusz Hołownia. W sumie pochwalimy całą drużynę, bo wyzwanie miała ona przed sobą ogromne, a do Warszawy wraca z tarczą.