Mianowali się najbogatszym klubem świata, sprowadzali gwiazdy. Teraz spadli na dno. "Kadra warta 3,7 mln"
Guangzhou FC, kojarzone jeszcze do niedawna jako Guangzhou Evergrande, to klub, który od 2011 roku ośmiokrotnie świętował mistrzostwo Chin. Wygrywał też Azjatycką Ligę Mistrzów, na ławce trenerskiej miał legendy pokroju Fabio Cannavaro, Marcello Lippiego i Luiza Felipe Scolariego, a na piłkarzy, często o bardzo znanych nazwiskach, wydawał ogromne kwoty. To jednak już historia. Dziś ten sam klub spadł na dno. W lidze chińskiej okupuje strefę spadkową, fazę grupową Ligi Mistrzów zakończył z bilansem bramkowym 0:24, a jego kadra warta jest mniej niż kadra Stali Mielec.
Jeszcze kilka lat temu dumnie określali się jako najbogatszy klub na świecie. Wartość akcji Evergrande, właściciela klubu, wówczas potentata w branży deweloperskiej, wyceniano w 2016 roku na 3,35 miliarda dolarów. Nic więc dziwnego, że do Guangzhou chętnie wędrowały gwiazdy, mogąc liczyć na bajońskie wręcz kontrakty.
Najdroższy transfer? Sprowadzenie za 42 mln euro Paulinho z Barcelony, choć akurat tę transakcję trzeba traktować z lekkim przymrużeniem oka, bo wcześniej “Blaugrana” wykupiła Brazylijczyka z Guangzhou za niewiele mniej - 38 mln euro.
Przez zespół przewinęli się też tacy piłkarze jak Jackson Martinez, Talisca, Lucas Barrios, Robinho czy Alberto Gilardino, a funkcję szkoleniowca pełnili w latach 2012-2018 Marcello Lippi, Fabio Cannavaro i Luiz Felipe Scolari. Zrobiło się światowo.
Co istotne, w parze z wydawaniem wielkich pieniędzy szły jednak sukcesy. Klub wywalczył mistrzostwo Chin kolejno w: 2011, 2012, 2013, 2014, 2015, 2016, 2017 i 2019 roku. Dwukrotnie wygrywał też w tym czasie Azjatycką Ligę Mistrzów.
Z nieba do piekła
Co stało się zatem, że klub, który sam określał się jako najbogatszy na świecie, w ciągu kilku lat stał się niemal bankrutem? W poważne tarapaty wpadła firma właścicieli - Evergrande Real Estate Group. Pod koniec 2021 roku jej dług szacowano na 300 miliardów dolarów.
- Firma została właśnie uznana za niewypłacalną. Jej upadek może zatrząść chińskim rynkiem finansowym i będzie miał spory wpływ na rynki światowe. Jak twierdzą eksperci, los firmy zależy teraz od chińskich władz. A te nie były ostatnio chętne do ratowania deweloperów - informował kilka miesięcy temu portal “money.pl”.
Koniec palenia pieniędzmi w piecu
Żeby tego było mało, chiński rząd i tamtejsze władze piłkarskie postanowiły wprowadzić drakońskie przepisy. Cel? Oficjalnie chodziło o uzdrowienie klubów, które miały od tej pory ograniczać wydawanie horrendalnych kwot na kontrakty zagranicznych piłkarzy czy trenerów, a skupić się bardziej na rozwoju rodzimej piłki, która od lat przeżywa wielki kryzys.
W rzeczywistości politycy chcieli też jednak uderzyć w miliarderów zarządzających klubami. Pokazać im, kto jest tu najważniejszy. Z tego też względu w 2021 roku zablokowali oni możliwość dołączania nazwy firmy do nazwy całego klubu. I tak Guangzhou Evergrande stało się Guangzhou FC.
Najważniejsze zmiany wprowadzono jednak już kilka lat wcześniej. W 2017 roku ustanowiono wynoszący 100 proc. podatek od każdego transferu spoza Chin, który przekroczy 6 mln euro. Nieco później doszedł do tego również przepis mówiący o tym, że maksymalna pensja dla jednego zawodnika może wynosić 3 mln euro rocznie. To był tzw. game changer. Wcześniej takie kwoty największe gwiazdy ligi chińskiej zarabiały w mniej więcej miesiąc. Swoje zrobiła też pandemia koronawirusa, bo do niej w Chinach podchodzi się wyjątkowo restrykcyjnie.
Upadające kluby, uciekające gwiazdy
Wiele firm po tak znaczących zmianach zaczęło wycofywać się z zarządzania klubami i ich finansowania. W ten sposób upadło choćby Jiangsu Suning, które zaledwie kilka miesięcy wcześniej zdobyło tytuł mistrzowski. Wiele innych klubów też przeszło do historii lub stanęło na krawędzi bankructwa. Liga, do niedawna pełna gwiazd, stała się głównie ligą opartą na zawodnikach z Chin, choć są też wyjątki. Oscar nadal reprezentuje Shanghai Port, ale i on w najbliższych dniach ma zostać piłkarzem Flamengo. Marouane Fellaini gra natomiast dla Shandong Taishan.
A Guangzhou FC? Składa się dziś wyłącznie z chińskich piłkarzy. Wartość rynkowa całej kadry to… 3,7 mln euro. Na większą kwotę wyceniani są piłkarze wszystkich 18 klubów polskiej Ekstraklasy. To pokazuje skalę przemian. Od kontraktowania Cannavaro, Scolariego, Lippiego, Paulinho, Robinho czy Gilardino, do gry lokalnymi młokosami.
Kompromitacja w pucharach, problemy w lidze
Poprzedni sezon Guangzhou FC zakończyło jeszcze na niezłym trzecim miejscu w lidze. W obecnych rozgrywkach, po 10 kolejkach, okupuje strefę spadkową. Zgromadziło zaledwie sześć punktów, wygrywając dwa spotkania i odnosząc aż osiem porażek.
Jeszcze gorzej wyglądało to w tegorocznej Lidze Mistrzów, choć trzeba podkreślić, że chińskie zespoły całkowicie zignorowały te rozgrywki, na co wpływ miały restrykcje związane z pandemią koronawirusa. Dwie drużyny - Shanghai Port i Changhun Yatai w ogóle wycofały się z rywalizacji, a Shandong Taishan i Guanzghou FC wysyłały na mecze rezerwy złożone głównie z bardzo młodych zawodników. Efekt? W przypadku Guangzhou: zero zwycięstw, zero remisów, sześć porażek. Bilans bramek 0:24. Kompromitacji nie brakowało. 0:8 z japońskim Kawasaki Frontale, 0:5 z Johor DT z Malezji, 0:5 z Ulsan Hyundai z Korei Południowej.
Problemy ze stadionem
W miejscu stanęła także budowa nowego stadionu Guangzhou, który ma pomieścić sto tysięcy kibiców i reklamowany jest jako największy obiekt piłkarski na świecie. Miał on być gotowy w grudniu 2022 roku. Początkowo firma Evergrande informowała, że mimo problemów finansowych ukończenie stadionu w planowanym terminie nie jest zagrożone.
W listopadzie 2021 roku agencja “Reuters” zdradziła natomiast, że obiekt został przejęty przez chiński rząd.
- Mówi się, że budowa została zawieszona na prawie rok. Konstrukcja stalowa zardzewiała. Pojawiają się chwasty - czytamy na twitterowym profilu “China Sport Vision 2050”.
Wczoraj natomiast "BBC" poinformowało, że zadłużona firma Evergrande Real Estate Group otrzyma 818 milionów dolarów, ale straci prawa do użytkowania terenów związanych z budowanym stadionem.
- W ramach tej umowy grunty, budynki i inne przedmioty związane ze stadionem zostaną przekazane do Biura Planowania Miejskiego i Zasobów Naturalnych w Kantonie - czytamy.
***
Ponad dziesięć lat temu prezydent kraju, Chin Xi Jinping zapowiadał ogromne inwestycje, które sprawią, że futbol w Chinach w końcu zacznie coś znaczyć na scenie międzynarodowej. Jego marzeniem było też zorganizowanie w przyszłości mistrzostw świata.
Dziś kluby z tego kraju przeżywają jednak ogromny kryzys, a reprezentacja Chin jest bardzo daleka od zadowalających wyników. W ostatniej fazie grupowej mającej wyłonić uczestników tegorocznego mundialu zajęła piąte miejsce na sześć drużyn. Z dziesięciu spotkań wygrała jedno. Została wyraźnie za plecami Arabii Saudyjskiej, Japonii, Australii i Omanu.
Kilka tygodni temu Chiński Związek Piłki Nożnej zrezygnował też z organizacji Pucharu Azji, który miał się odbyć na jego stadionach w 2023 roku. Powód? Kolejna fala pandemii koronawirusa w Państwie Środka.
Futbol w Chinach nie idzie dziś więc do przodu. Wręcz przeciwnie - problemy przyjmują coraz większe rozmiary. A hegemon z Guangzhou zdecydowanie nie ma przed sobą świetlanej przyszłości.