Miało być wzmocnienie, jest niewypał FC Barcelony. Na dziś najgorszy transfer w erze Xaviego? "Ciało obce"

Miało być wzmocnienie, jest niewypał Barcelony. Na dziś najgorszy transfer w erze Xaviego? "Ciało obce"
Sergio Ruiz / Press Focus
FC Barcelona latem pozyskała wielu nowych zawodników. Nie wszyscy się jednak sprawdzają. Choćby Franck Kessie, który miał wnieść na Camp Nou sporo dobrego. Nie wniósł. Trudno wskazać choćby jedno jego udane zagranie.
- Na tę chwilę bez chwili namysłu można stwierdzić, że Franck Kessie jest najgorszym transferem Barcelony w erze Xaviego. Bardzo trudno wytłumaczyć, co ten piłkarz wnosi do drużyny. Jest jeszcze za wcześnie, żeby jednoznacznie naznaczyć tego piłkarza, ale spodziewałem się więcej po graczu, który przyszedł jako jeden z filarów mistrzowskiego Milanu - napisał niedawno Javi Miguel z dziennika "AS".
Dalsza część tekstu pod wideo
Na razie Kessie zawodzi wszelkie oczekiwania, nawet te najniższe. Po zawodniku, który dopiero co zdobył mistrzostwo Włoch jako ważny element składu Milanu, trzeba było spodziewać się gry na choćby przyzwoitym poziomie. Liczby absolutnie przemawiały za tym, że Iworyjczyk może stać się nie od razu gwiazdą, ale przynajmniej solidnym uzupełnieniem kadry Katalończyków. Zwłaszcza, że na papierze ryzyko sprowadzenia 25-latka było niewielkie ze względu na brak konieczności zapłaty poprzedniemu pracodawcy. Okazuje się, że nawet na wolnym transferze można ponieść stratę.

Życzenie Xaviego

Już kiedy pojawiły się pierwsze doniesienia łączące Kessiego z Barceloną, dziennikarze zaznaczali, że na ruch ten nalega Xavi Hernandez. Trener miał być zwolennikiem wzmocnienia środka pola graczem o zupełnie innym profilu niż pozostali pomocnicy “Barcy”. Wydaje się, że szkoleniowiec szukał swojej wersji Paulinho lub Arturo Vidala. Ta dwójka w poprzednich latach pokazała, że można solidnie radzić sobie na Camp Nou, nie będąc piłkarzem wpisującym się w kanon barcelońskiej filozofii gry. Technika i elegancja to jedno, ale każdy zespół potrzebuje też kogoś od czarnej roboty i noszenia fortepianu.
Takim pożytecznym pracusiem miał zostać właśnie Franck Kessie. Iworyjczyk w Serie A dał się poznać jako waleczny pomocnik, który do każdej drużyny wniesie kilogramy, siłę i wachlarz cech wolicjonalnych. Xavi dysponował już Pedrim, Sergio Busquetsem czy Frenkiem de Jongiem, ale brakowało mu boiskowego pitbulla, kogoś, kto nie będzie bał się włożyć głowy tam, gdzie niektórzy obawialiby się umieścić nogę. Oczywiście, w Barcelonie był już Gavi, któremu nie brakuje charakteru, jednak trener ewidentnie chciał dostać bardziej postawnego gladiatora.
- Xavi mocno naciskał na to, abyśmy pozyskali Kessiego. Posłuchaliśmy jego rady i jestem przekonany, że trener będzie zadowolony - przyznał Mateu Alemany na powitalnej konferencji Iworyjczyka.
- Kiedy dzwoni do ciebie tak wspaniały trener, jak Xavi, to rozumiesz, że cały twój wysiłek włożony w futbol się opłacił. Wybrałem Barcelonę po telefonie od "mistera", ponieważ wyjaśnił mi, w jakiej roli widzi mnie w swoim zespole, co mogę wnieść. Nie mogę się doczekać wspólnej pracy z Xavim - stwierdził z kolei sam Kessie na antenie "Barca TV" tuż po sfinalizowaniu transferu.

Dno zamiast DNA

Charakterystyka Kessiego sugerowała, że nie ma on DNA Barcelony. Pół żartem, pół serio można powiedzieć, że zamiast tego Iworyjczyk postanowił sięgnąć poziomu dna w swoich pierwszych miesiącach na Camp Nou. Mamy już listopad, a tak naprawdę trudno wyróżnić 25-latka za choćby jeden udany występ w barwach “Blaugrany”. Poza bramką z Viktorią Pilzno pomocnik w żaden sposób nie pomógł swojej nowej drużynie, nie wysłał jednego sygnału, że do niej pasuje.
Wprost przeciwnie, zdarzały się momenty, kiedy Kessie robił wiele, aby wręcz osłabić Barcelonę. Wystarczy przypomnieć jego pierwszy mecz ligowy, w którym dostał szansę w wyjściowym składzie. Xavi postawił na swojego wybrańca przeciwko Elche, czyli rywalowi z najniższej możliwej półki. Zamiast jednak błysnąć na tle przeciwnika z pułapu ocierającego się o Segunda Division, Kessie wyróżnił się jedynie niepotrzebną agresją i bezdenną głupotą. We wspomnianym meczu Iworyjczyk dostał tylko jedną żółtą kartkę za uderzenie łokciem, chociaż w rzeczywistości trzy razy atakował rywala w ten sposób. Już w przerwie reprezentant Wybrzeża Kości Słoniowej został zmieniony, ponieważ dalsze trzymanie go na boisku byłoby proszeniem się o grę w osłabieniu.
Występ z Elche nie był pojedynczym wybrykiem, ale idealnym ukazaniem dotychczasowej przygody Kessiego w Barcelonie. Piłkarz ten na razie wykazuje się jedynie bezmyślną brutalnością, o czym świadczy fakt, że w rozgrywkach La Liga otrzymuje żółtą kartkę średnio co 70 minut. Jest to najgorszy wynik spośród wszystkich piłkarzy występujących w pięciu najsilniejszych ligach europejskich.
Kessie w równym stopniu nie bryluje, jeśli chodzi o liczby, które faktycznie stanowiłyby jego wkład w poczynania “Barcy”. Obserwując grę pomocnika, trudno dopatrzeć się jakiegokolwiek atutu, takiego sygnału, że owszem, jest źle, ale niedługo nadejdzie poprawa. Niedawny mistrz Włoch stroni od przyspieszania gry, unika ryzyka, wygląda jakby brzydził się kreatywnością. Według portalu “fbref.com” 25-latek w tym sezonie wykonuje tylko 3,5 progresywnego podania na 90 rozegranych minut. To tragiczny wynik, bowiem od pomocnika Barcelony należałoby oczekiwać, że w praktycznie każdej akcji zaprezentuje jakieś nieszablonowe rozwiązanie, zagra wertykalnie, pośle prostopadłą piłkę na nos partnerom z ofensywy. A nowy nabytek Katalończyków najzwyczajniej w świecie odstaje od każdego zawodnika, z którym w teorii rywalizuje o miejsce w składzie. Gavi czy Pedri nigdy nie grają tak słabo, jak Kessie na co dzień. Ich podłoga jest szklanym sufitem, do którego w tym sezonie Iworyjczyk nie dosięga nawet na drabinie.

Niepewna przyszłość

- To jest Barcelona, więc konkurencja zawsze będzie bardzo silna. Kessie trenuje na wysokim poziomie, bardzo dobrze pracuje, jest profesjonalistą. Jestem pewien, że dostanie swoje minuty w tym sezonie - mówił Xavi na początku października.
Trener powoli wprowadzał Kessiego do składu, ale nie można mu się dziwić. Kiedy pomocnik dostał już szansę, to pokazał całemu światu, dlaczego nie warto na niego stawiać. Rewanżowy mecz Ligi Mistrzów z Bayernem Monachium był pierwszym i jak na razie jedynym, w którym Iworyjczyk spędził pełne 90 minut na boisku. Stwierdzenie, że nie zdał tego egzaminu byłoby słownikowym przykładem eufemizmu. Piłkarz znów przypominał ciało obce na Camp Nou.
Tragiczne wejście Kessiego do Barcelony sprawiło, że zaczęły pojawiać się pierwsze pogłoski o jego rychłym odejściu. Choćby portal “Calciomercato” spekulował, że mógłby on rozważyć powrót do Włoch, gdzie radził sobie dobrze zarówno w Atalancie, jak i przede wszystkim jako piłkarz Milanu.
- Plotki o odejściu Kessiego w styczniu? To fałszywe informacje, kłamstwa. Franck jest szczęśliwy w Barcelonie, ale potrzebuje czasu, aby w pełni się zaadaptować - powiedział jego agent, George Atangana, w rozmowie z "Mundo Deportivo".
Oddanie zawodnika z zaledwie półrocznym stażem z pewnością byłoby bezprecedensowe, nawet dla Barcelony, która przecież słynie ze specyficznego działania na rynku transferowym. Niemniej jednak nie można wykluczyć, że czas Kessiego w stolicy Katalonii dobiegnie końca prędzej niż później, jeśli jego gra nie zbliży się chociaż do granic przyzwoitości. “Barca” to zespół, w którym nie ma czegoś takiego, jak sezon przejściowy czy okres aklimatyzacji. Na Camp Nou jeden słabszy mecz to pierwszy poważny symptom kryzysu, a Kessie rozegrał ich już kilkanaście.

Runda do kosza

Problemy Kessiego z pewnością nie znikną w najbliższych tygodniach. Wiadomo już, że 25-latek nie stanie przed szansą na udowodnienie własnej jakości. Kilka dni temu “Barca” pokonała Viktorię Pilzno 4:2, ale po ostatnim gwizdku Iworyjczyk nie miał ani jednego powodu do radości. Nie dość, że znów zagrał co najwyżej przeciętnie, to na domiar złego doznał poważnego urazu.
- Kontuzja Kessiego nie wygląda dobrze - alarmował Xavi.
Wstępne diagnozy zakładają, że pomocnik będzie wracał do zdrowia przez minimum sześć tygodni. To oznacza, że w tym roku już nie ujrzymy go na boisku. Tym samym właściwie do kosza można wrzucić jego całą rundę jesienną. W przypadku tego piłkarza zapamiętamy ją jedynie z żenującego występu na tle Bayernu i brutalnych ataków na kolejnych napotkanych rywali. Nie brzmi to nadzwyczaj ekskluzywnie.
W obecnej sytuacji Kessie od stycznia do końca sezonu będzie miał czas, aby udowodnić, że może w jakikolwiek sposób przydać się Barcelonie. Chociaż gdyby na Camp Nou już w styczniu spłynęła oferta kupna, pewnie Mateu Alemany nie zastanawiałby się dwa razy, pieczętując transakcję.

Przeczytaj również