Miał zastąpić "Lewego", a pachnie flopem. Zakpił z byłego klubu i może żałować
Król strzelców, bohater wielkiego transferu, jeden z 30 najlepszych piłkarzy świata w ostatnim plebiscycie Złotej Piłki. Artem Dowbyk teoretycznie miał przeżywać najlepszy moment w karierze. Na dziś coraz bliżej mu jednak do miana transferowego niewypału.
Upadek cesarstwa rzymskiego. Tak można podsumować ostatnie miesiące w wykonaniu ekipy ze Stadio Olimpico. Zespół Romy, który na papierze powinien walczyć w Serie A o wysokie lokaty, obecnie znajduje się bliżej strefy spadkowej niż czołówki. Rozpędzenie trenerskiej karuzeli dotychczas nie przyniosło żadnych oczekiwanych efektów. Negatywnie trzeba też ocenić letnie działania na rynku transferowym. Klub wydał ponad 90 mln euro na piłkarzy, którzy tylko w teorii są wzmocnieniami. Na szczególną uwagę zasługuje Artem Dowbyk, najdroższy z ostatnich nabytków “Giallorossich”. Ukraiński napastnik przybył do Wiecznego Miasta jako obietnica, a może nawet gwarancja goli. W żaden sposób nie przypomina on jednak zawodnika, który parę miesięcy wcześniej dokonał konkwisty ligi hiszpańskiej.
Debiut marzeń
Rok temu Dowbyk nie potrzebował wiele czasu, aby przyjąć rolę lidera ofensywy Girony. Tuż po transferze z SK Dnipro-1 został twarzą jednej z największych rewelacji poprzedniego sezonu. Zespół prowadzony przez Michela zajął miejsce na ligowym podium, a przez moment próbował nawet uczestniczyć w walce o mistrzostwo. Sam Ukrainiec przełamał madrycko-barceloński duopol. Po raz pierwszy od 2009 roku Trofeo Pichichi padło łupem zawodnika spoza Realu i “Barcy”. 24 bramek i osiem asyst w 36 kolejkach to wynik, którego nie powstydziłby się żaden rasowy snajper.
- Kiedy przyszedłem do klubu, Cristhian Stuani od razu zaczął nazywać mnie Pichichi. Początkowo nie miałem pojęcia, co to znaczy, dopiero po kilku dniach wyjaśnił mi, że chodzi o króla strzelców w Hiszpanii. Później zaczął się sezon i ten pseudonim już został. To nie jest tylko moja nagroda, to efekt pracy całego zespołu - mówił w sierpniu na łamach dziennika Marca.
Popisy w Gironie sprawiły, że Dowbyk stał się łakomym kąskiem na rynku transferowym. Hiszpańskie media zgodnie twierdziły, że chrapkę na niego ma FC Barcelona. Według doniesień Sportu, Relevo i innych źródeł największym orędownikiem sprowadzenia Ukraińca miał być Xavi Hernandez. Były już trener Katalończyków widział bowiem możliwość potencjalnego usprawnienia linii ataku.
- Robert Lewandowski nie był uwzględniony w planach Xaviego na przyszły sezon. Poprzedni sztab uważał, że polski napastnik nie jest w stanie w odpowiedni sposób pracować w pressingu. Jego następcą miał zostać Artem Dowbyk. Dane potwierdzały wizję sztabu trenerskiego. W sezonie 2023/24 Lewandowski pokonywał średnio 258,7 metra na mecz na dużej intensywności biegu, Dowbyk 338,3 metra. Polak wykonywał 29,5 sprintu na 90 minut, Dowbyk 35,3. W trakcie sezonu Xavi już spotykał się z Lewandowskim i pokazywał mu filmiki, aby wprowadzić zmiany w sposobie wywierania nacisku na rywali - informował kilka miesięcy temu Santi Ovalle z Cadena Ser.
Zgubna pycha
Wiemy, że finalnie to nie Lewandowski, a Xavi opuścił Barcelonę. Jego następca przywrócił zaś Polaka do ustawień fabrycznych, czyniąc z niego ponownie jednego z najskuteczniejszych napastników świata. Z kolei Dowbyk w międzyczasie odrzucił zaloty innego hiszpańskiego giganta. Przez ponad połowę okienka transferowego Atletico Madryt poważnie zabiegało o świeżo koronowanego króla strzelców. “Los Colchoneros” zostali jednak odesłani z kwitkiem.
- Nie trafiłem do Atletico, ponieważ relacje z klubem nie były najlepsze. Tam część ludzi mnie chciała, a część nie. W przypadku Romy od początku poczułem zaufanie - wyjaśnił napastnik w rozmowie z La Gazzetta dello Sport. - Atletico to wielki klub, ale nie widzieliśmy tam poważnego projektu dla Artema - wtórował jego agent, Ołeksij Lundowski.
- Zdobycie Trofeo Pichichi to nagroda, która doda mi dużo pewności siebie na przyszłość. Teraz chcę zostać królem strzelców we Włoszech. Jestem napastnikiem w typie Szewczenki, zamierzam udowodnić swoją wartość na boisku. Ostatni sezon był fantastyczny, ale teraz przyszedł czas, aby zrobić krok naprzód. Wiem, że poziom oczekiwań będzie inny. Girona to mały klub w Hiszpanii. Roma jest wielką marką we Włoszech. To już nie będzie to samo. Presja będzie większa, ale piłka bez presji to nie piłka. Nasze cele? Przede wszystkim chcemy awansować do Ligi Mistrzów. Zrobimy wszystko, aby to osiągnąć - dodał jeszcze napastnik, cytowany przez Sky Sports Italia.
Wypowiedź Dowbyka po podpisaniu kontraktu z Romą nie mogła zostać dobrze przyjęte w Gironie. Oczywiście, że ekipa z Estadi Montilivi jest kopciuszkiem, a jej historia nijak się ma do osiągnięć “Giallorossich”. Czasem od piłkarzy wymaga się jednak większej kurtuazji, powiedzenia kilku okrągłych zdań, które po prostu będą lepiej wyglądały. Tymczasem Ukrainiec szastał słowami na prawo i lewo. Girona jest mała, Atletico nie takie i tylko Rzym może pomieścić taką skalę piłkarskiego talentu. Losy trwającego sezonu pokazują jednak, że to właśnie klub ze Stadio Olimpico wyszedł najgorzej, sprowadzając 27-latka.
Gigantyczny kryzys
- Transfer Dowbyka? Na miejscu włodarzy Romy lepiej gospodarowałbym pieniędzmi - podkreślił na starcie sezonu Francesco Totti na kanale ControCalcio.
Legendarny napastnik ewidentnie ma oko do piłkarzy. Roma wydała 30,5 mln euro na zawodnika, który na razie nie gwarantuje oczekiwanej jakości. Swój najlepszy moment przeżył we wrześniu, kiedy trafił do siatki w trzech kolejnych spotkaniach z Genoą, Udinese i Athletikiem. Zdobył jeszcze ładną bramkę z Monzą, jednym z głównych kandydatów do spadku. Wraz z rozwojem rozgrywek naprzeciw “Giallorossim” stanęli rywale z wyższej półki, którzy kolejno uwydatniają braki byłej gwiazdy Girony. W tym sezonie ligowym Dowbyk zdobywa bramkę średnio co 277 rozegranych minut. Po raz ostatni trafił do siatki 3 listopada.
W siedmiu ostatnich występach dla klubu i reprezentacji oddał łącznie jedno uderzenie w światło bramki. W rywalizacji z Napoli uzbierał 11 podań i tyle samo strat. Z Tottenhamem zaliczył sześć (!) celnych zagrań na przestrzeni 90 minut. Przeciwko Atalancie nie posłał żadnego strzału, wygrał jeden z siedmiu pojedynków, popełnił cztery faule i stracił piłkę 15 razy. We włoskich mediach szybko wychwycono, że przy okazji starcia z “La Deą” grał z błędnie napisanym nazwiskiem na koszulce. Pół żartem, pół serio, można to uznać za małe podsumowanie tego sezonu. Wygląda to tak, jakby Dowbyk z ligi hiszpańskiej został podmieniony po przeprowadzce na Półwysep Apeniński.
- Dowbyk to symbol porażki Romy. Od ponad miesiąca nie zdobył bramki. Koszmar całej drużyny obejmuje też ukraińskiego napastnika borykającego się z problemami strzeleckimi. Latem przybył z wielkimi fanfarami, miał zagwarantować gole i ambicje do walki o najwyższe cele. A wraz z pozostałymi zawodnikami "Giallorossich" wpadł w czarną dziurę - opisał Claudio D'Amata, dziennikarz Goal.com. - Dowbyk - snajper, który nie strzela. Przyczyny jego słabej formy są różne. Z jednej strony niepewna kondycja fizyczna i problemy zdrowotne, który dokuczały mu podczas przerw reprezentacyjnych. Z drugiej system gry, który nie faworyzuje środkowego napastnika. Brakuje skrzydłowych, którzy będą regularnie dostarczać mu piłki - dodał Federico Tonini z portalu Siamolaroma.it.
Dowbyk i jego agenci na każdym kroku podkreślali, że Roma przedstawiła najlepszy projekt sportowy. Ale przebieg tego sezonu stanowi kompletne zaprzeczenie tej tezy. “Giallorossi” w obecnym kształcie nie są najlepszym środowiskiem dla klasycznej “dziewiątki”, która żyje z podań. W Gironie Ukrainiec mógł spokojnie skupić się na wykończeniu huraganowych ataków napędzanych przez Savinho, Yana Couto czy Wiktora Cyhankowa. Na Stadio Olimpico brakuje obecnie ofensywnych zawodników nastawionych na drybling, kreowanie okazji i grę na wysokiej intensywności.
Liczby tylko to potwierdzają. W poprzednim sezonie wskaźnik oczekiwanych goli Dowbyka wynosił 0,84 na 90 minut, obecnie tylko 0,37. Przy czym trzeba uczciwie przyznać, że sam napastnik też sobie nie pomaga. Kiedy już dostaje piłki, to korzysta z nich zdecydowanie za rzadko. W Serie A zmarnował już sześć tzw. dużych okazji. W Gironie 47% jego strzałów leciało w światło bramki, w Rzymie tylko 34%. Średnio notuje on 8,5 straty na mecz i 8,5 celnego podania na połowie przeciwnika. Podając mu piłkę, trzeba liczyć się z tym, że w połowie przypadków ją straci. Tak być nie może.
- Dowbyk musi dojrzeć w aspekcie zarządzania piłką. Na razie nie angażuje się w grę zespołową. Kiedy nie dostajesz podań, musisz więcej się ruszać, pomagać drużynie. Zawsze mogą przydarzyć się momenty, kiedy nie strzelasz goli, ale kiedy się starasz, walczysz, plujesz krwią na boisku, to ludzie to rozumieją i są zadowoleni z twojej gry. Niestety, na razie nie widzę w nim tego - powiedział dla Il Tempo Ruggiero Rizzitelli, były napastnik rzymian.
Rzym płonie
Roma na wczoraj potrzebuje punktów i bramek Dowbyka. Kolejne wpadki w lidze sprawią, że walka o utrzymanie nie będzie tylko ponurym żartem, a realnym zagrożeniem. Claudio Ranieri jako szkoleniowiec już nic nie musi, jednak świadomie podjął się misji uratowania “Giallorossich” przed wiekopomną kompromitacją. I widać, że trenerski nestor ma jakiś pomysł, ewidentnie chce oprzeć zespół na reprezentancie Ukrainy. W meczu z Atalantą rzymianie za wszelką cenę próbowali go szukać, dostał aż 19 progresywnych podań. Problem w tym, że i tak nie wygenerował żadnego zagrożenia. Isak Hien radził sobie z nim w podręcznikowy sposób.
- Nie wiem, czy Dowbyk był chory czy niedysponowany, ale zagrał po prostu źle, słabo - ocenił po meczu z Atalantą Luigi Ferrajolo, dziennikarz włoskiego Radio Radio. - Roma nie wygląda jak zespół, to jedenastu ludzi wystawionych na jednym boisku. Wygląda to źle pod względem organizacyjnym i indywidualnym, szczególnie w ofensywie. Dowbyk musi się obudzić - wtórował Nando Orsi z Radio Mattino.
- Dowbyk? To też problem zespołowy. Nie pomagamy mu, powiedziałem chłopakom, że to nasz "bomber" i potrzebuje odpowiednich piłek. Ale on też musi lepiej zrozumieć włoską ligę, jest zbyt powściągliwy - oceniał Ranieri, cytowany przez 777score.com.
Jedną z przyczyn kryzysu 27-latka mogą być pewne problemy zdrowotne. W październiku zmagał się z grypą, podczas listopadowego zgrupowania zgłosił drobny uraz kolana. Po meczu z Atalantą znów był przeziębiony. W Romie brakuje zaś zawodnika, który mógłby go odciążyć. Włoskie media podają, że już w styczniu włodarze spróbują ściągnąć Beto z Evertonu, aby ożywić rywalizację w linii ataku. Może jakościowy konkurent wpłynie pozytywnie na zawodnika, który na razie prosi się o łatkę flopa transferowego. Warto też dodać, że Dowbyk przegapił ostatni mecz z Lecce z powodu choroby. Pod jego nieobecność rzymianie po raz pierwszy w tym sezonie strzelili cztery gole w jednym spotkaniu, rozbijając Lecce 4:1. Istnieje zatem życie bez nominalnego snajpera.
Miał być lepszym wyborem dla Barcelony od Roberta Lewandowskiego. Teraz Polak po zmianie trenera strzela częściej niż raz na mecz. Uznał Atletico Madryt za nieprzekonujący projekt. “Los Colchoneros” z braku laku wzięli Alexandra Sorlotha i obecnie kroczą od zwycięstwa do zwycięstwa. Mógł też spędzić jeszcze jeden sezon w Gironie, z którą zagrałby w Lidze Mistrzów. Stwierdził jednak, że to zbyt “mały” klub. Artem Dowbyk miał naprawdę wiele opcji na stole. Z perspektywy czasu wygląda na to, że transfer do Romy był najgorszym możliwym wyborem.