Miał robić karierę w FC Barcelonie, tuła się po przeciętnych zespołach. Kolejna stracona perła La Masii

Miał robić karierę w Barcelonie, tuła się po przeciętnych zespołach. Kolejna stracona perła La Masii
LiveMedia/IPA/IPA/SIPA/PressFocus
Był uważany za kolejny brylant jednej z najlepszych piłkarskich akademii świata. Gerard Deulofeu FC Barcelony jednak nie zawojował. Rozpoczął futbolową tułaczkę i zamiast być na piłkarskim szczycie, z roku na rok występuje w coraz to bardziej przeciętnych zespołach.
Deulofeu zadebiutował w pierwszym zespole “Dumy Katalonii” we wrześniu 2012 roku jako jeden z największych talentów La Masii. W tym czasie był już ważnym zawodnikiem rezerw “Blaugrany” i wydawało się, że wrota do kariery na Camp Nou stały do niego otworem. Kariera Katalończyka potoczyła się jednak zupełnie inaczej. Nigdy nie zdołał pokazać pełni umiejętności w Barcelonie, a przez to musiał ostatecznie opuścić rodzinne strony. Teraz nie potrafi się odnaleźć w nawet tak przeciętnym w minionych latach klubie jak Udinese.
Dalsza część tekstu pod wideo

Nie on pierwszy, nie ostatni

Deulofeu trafił oczywiście na czasy, gdy Barcelona jeszcze wciąż rządziła i dzieliła na Starym Kontynencie. W momencie, kiedy wchodził do pierwszego zespołu, brylowało w nim trio złożone z Messiego, Neymara i Pedro, więc nic dziwnego, że ciężko było mu przebić się do jedenastki.
- Pierwsza dwójka była właściwie nie do wyjęcia ze składu. Pedro również dawał argumenty trenerom, by na niego stawiali. Czasem o karierze zawodnika decydują detale i przypadki. Deulofeu miał to “nieszczęście”, że żaden z jego rywali do gry nie doznał wtedy kontuzji. Oczywiście dostawał swoje szanse, ale nie pokazywał niczego szczególnego - mówi nam Maciej Łoś z “FCBarca.com”.
Urodzony w okolicach Girony skrzydłowy nie został więc bohaterem Katalończyków. Zamiast tego trafił natomiast na ogromną listę młodych talentów La Masii, które nigdy nie zdołały tak do końca zadomowić się w pierwszym zespole “Blaugrany”.
- Jak wspomnę, jak wielu znakomitych juniorów miała w ostatnich kilkunastu latach Barcelona… Giovani dos Santos, Gai Assulin, Marc Muniesa, Bojan Krkić, nawet Jeffren, który dobił Real na 5:0. Wszyscy oni przepadli. Powody były różne, ale faktem jest, że przejście z futbolu juniorskiego do seniorskiego jest bardzo trudne. Nie oni pierwsi i nie ostatni - dodaje Łoś.

Wypożyczenie pocałunkiem śmierci

Czy Deulofeu mógł uniknąć takiego scenariusza i odgrywać dziś ważną rolę w Barcelonie, tak jak robi to jego kolega z klubowych rezerw, Sergi Roberto? Zapewne tak, a być może z perspektywy czasu błędem była zbyt wczesna decyzja Deulofeu o wypożyczeniu do Evertonu.
- Myślę, że kluczowe dla jego kariery było pierwsze wypożyczenie. Piłkarze wypożyczani z Barcelony prawie nigdy do niej nie wracali, a na pewno ich poziom poza klubem nie wyglądał tak, żeby mogli oni liczyć na poprawę swojej sytuacji na Camp Nou - zaznacza Łoś.
O rok starszy od niego Roberto postanowił cierpliwie czekać na swoją szansę. Choć pierwotnie pełnił on rolę głównie zapchajdziury, z czasem jego pozycja w zespole zaczęła wzrastać. Gdy w sezonie 2015/2016 zaczął występować regularnie u Luisa Enrique, Deulofeu był już po kolejnym wypożyczeniu - tym razem do Sevilli - i transferze definitywnym do Evertonu.
- Młodzi piłkarze powinni pozostawać w Barcelonie i walczyć o swoje szanse. To jest wyjątkowa drużyna i jej styl jest bardzo charakterystyczny, dlatego zawodnicy z La Masii wcale nie muszą radzić sobie dobrze w innych zespołach - zauważa Łoś.

Postrach angielskich średniaków

Po odejściu z Camp Nou Deulofeu nigdzie nie umiał zagrzać na dłużej miejsca. W Evertonie wytrzymał półtora roku, aż z klubu postanowił pozbyć się go obecny opiekun Barcelony, Ronald Koeman.
- Jego pierwszy pobyt na Goodison Park przypadł na okres, w którym zakochiwałem się w grze ekipy Martineza. I Deulofeu nie był jednym z zawodników, za którego koszulkę dałbym się pokroić. Za kadencji Koemana zaś praktycznie nie ma czego wspominać. Sam Hiszpan wspominał w wywiadzie udzielonym przy okazji zatrudniania swojego byłego szefa w Barcelonie, że Holender niczego mu nie dał - z mojego punktu widzenia z wzajemnością - wspomina Krzysztof Jaensch z “Radia Afera”, prywatnie kibic Evertonu.
W kolejnym zespole, Milanie, Deulofeu zanotował na tyle udany epizod, że ponownie dostał szansę w Barcelonie. Kompletnie jej jednak nie wykorzystał, więc ponownie wrócił do Anglii, tym razem zasilając Watford.
- W Evertonie był to gracz bez swojego miejsca i bez twardych liczb. Deulofeu grał zazwyczaj na prawym skrzydle, gdzie nomen omen skrzydeł nie rozwinął. Mimo że jestem kibicem Evertonu, to gdy słyszę nazwisko Deulofeu nie myślę o Evertonie, a właśnie o Watfordzie i jego współpracy z Troyem Deeneyem - mówi Jaensch.

Na razie daje niewiele

Na Vicarage Road Hiszpan rzeczywiście spisywał się solidnie. W sezonie 2018/2019 po raz pierwszy w karierze, nie licząc statystyk z rezerw Barcelony, ustrzelił dwucyfrowy wynik bramkowy, trafiając w Premier League dziesięciokrotnie. Czas sielanki skończył się jednak w poprzednim roku wraz ze spadkiem “Szerszeni” do Championship.
Uratowało go wypożyczenie do innego klubu ze stajni Gino Pozzo, czyli właśnie Udinese. Dla skrzydłowego oznaczało to, że po raz kolejny spróbuje wrócić na właściwe tory na Półwyspie Apenińskim. Na razie wychodzi mu to jednak średnio - w całym sezonie strzelił zaledwie jednego gola i dołożył dwie asysty.
- Deulofeu daje niewiele, na pewno mniej niż można było oczekiwać. Lubię oglądać tego piłkarza, dlatego jeszcze bardziej mnie zawodzi. Ma fajne momenty, ale są to tylko momenty. Nie może złapać regularności. Poza Rodrigo de Paulem przerasta o poziom lub dwa resztę piłkarzy Udinese, ale nie widzimy tego aż tak często na boisku. Choć przy tym należy pamiętać, że Udinese nie jest wymarzonym miejscem dla ofensywnych piłkarzy - opisuje jego pobyt na Stadio Friuli Marcin Ostrowski z “Calcio Merito”.

Cios

Na przełomie stycznia i lutego wydawało się, że Deulofeu powoli odzyskuje formę. Zdołał uczestniczyć przy akcjach bramkowych w dwóch kolejnych, wygranych przez “Zebry” spotkaniach ze Spezią i Hellasem.
Niedługo później spadł jednak na niego kolejny cios - kontuzją łąkotki, która sprawiła, że piłkarz musiał poddać się operacji i w obecnym sezonie już nie zagra. Przez ten uraz coraz bardziej oddala się też od niego perspektywa gry w czołowym europejskim zespole.
- Wydaje się, że już nie odpali, chyba że zdecyduje się na jakiś spektakularny, nieoczywisty ruch. Grozi mu przerzucanie pomiędzy Watfordem a Udinese, w zależności od potrzeb Giampaolo Pozzo - ostrzega Ostrowski.
W tej chwili jego powrót na boisko jest więc kwestią raczej dalszej niż bliższej przyszłości. Udinese miało być dla skrzydłowego trampoliną do większych zespołów, a może okazać się jego sufitem i przystanią kolejnego zmarnowanego talentu.
- Deulofeu może jak najbardziej trafić do lepszej drużyny niż Udinese. Wszystko zależy od niego. Jest już na tyle doświadczonym zawodnikiem, że być może wie, jakie błędy popełniał wcześniej i czego musi się wystrzegać. Niemniej jednak, jest to kolejny wielki talent z La Masii, który nie wykorzystał swojego potencjału - podsumowuje Łoś.

Przeczytaj również