Miał przejść do historii, został wyrzucony z kadry, bo upomniał się o testy na koronawirusa. Skandal w Andorze
W całej Andorze nie ma drugiego człowieka z takimi zasługami dla futbolu jak Ildefons Lima. Kapitan reprezentacji to legenda. Prawdziwa ikona piłki nożnej. Ikona, którą właśnie tamtejsza federacja wyrzuciła z kadry. Powód? Upominanie się o zdrowie kolegów w dobie walki z koronawirusem.
Zawodnik reprezentujący na co dzień barwy grającego w krajowej lidze IC d'Escaldes liczy sobie już 40 wiosen, ale od 23 lat nieprzerwanie stanowi kluczowe ogniwo andorskiej kadry. Jest jej częścią właściwie od zawsze. Niewiele brakuje mu do epokowego wyczynu. Jeśli jeszcze raz wybiegnie na murawę w barwach ojczystej reprezentacji, zostanie drugim w historii piłkarzem, który zaliczył występ dla drużyny narodowej w czterech różnych dekadach (na zachodzie liczą je od roku z "0" na końcu).
Dotychczas takim osiągnięciem mógł pochwalić się jedynie legendarny Fin, Jari Litmanen. Miejsce u jego boku stanowiłoby wspaniałe zwieńczenie długiej kariery Limy, w ojczyźnie uważanego za swego rodzaju futbolowy pomnik. Federacja postanowiła go jednak wyrzucić z drużyny. Wszystko przez to, że skrytykował obowiązujące na zgrupowaniach procedury związane z pandemią koronawirusa. Z dnia na dzień legenda stała się persona non grata, ale nie zamierza się z tym godzić. W walce o szansę na zapisanie się w historii chcą mu pomóc kibice, wykorzystujący w tym celu Twittera.
Człowiek-instytucja
Lima zadebiutował w kadrze w 1997 roku. Jego debiut przypadł w jej drugim oficjalnym meczu w historii. Od tamtego czasu zyskał status nieśmiertelnego. To kapitan zespołu i rekordzista jeśli chodzi o liczbę występów (127) oraz najlepszy strzelec w historii (11 goli). I to pomimo tego, że gra na pozycji stopera. Czwarta dekada z występem dla Andory stanowiłaby tylko kolejny dodatek do kolekcji niesamowitych statystyk wykręconych przez 40-latka.
Aby pokazać, ile Lima znaczy dla piłki nożnej w tym małym kraju, wystarczy wspomnieć, że reprezentacja rozegrała w swojej historii łącznie 171 oficjalnych meczów. To oznacza, że jej kapitan pojawił się na boisku w ponad 74%, słownie: siedemdziesięciu czterech procentach z nich. To gracz z doświadczeniem, o jakim koledzy z kadry mogą jedynie pomarzyć. Ma nawet miejsce w Księdze Rekordów Guinessa za sprawą najdłuższej kariery reprezentacyjnej w historii.
Lima kopał piłkę we włoskiej Serie B, szwajcarskiej Super League, na trzecim i czwartym szczeblu hiszpańskiej drabinki oraz w Grecji i Meksyku. Jednym słowem - obieżyświat. Jako człowiek związany z futbolem od prawie 25 lat jest nie tylko liderem, lecz i mentorem dla swoich partnerów z zespołu. To autorytet, symbol, prawdziwa instytucja. Oczywiste było więc, że to właśnie on wyszedł przed szereg, gdy zauważył, że trzeba zadbać o zdrowie nie tylko własne, ale i kolegów.
Męczennik w słusznej sprawie
Media w Hiszpanii i Andorze szykowały się podobno do tego, aby odtrąbić historyczne osiągnięcie Ildefonsa Limy przy okazji wrześniowej rundy meczów międzypaństwowych. Kapitan andorskiej kadry sensacyjnie nie dostał jednak powołania. Selekcjoner Koldo Alvarez poinformował, że zadecydowały powody pozasportowe. Powód poznaliśmy jednak dopiero po upływie miesiąca, gdy ponownie pominięto Ildefonsa przy ustalaniu składu.
40-latek został wydalony z zespołu przez krajową federację. W oficjalnym oświadczeniu można przeczytać następujące słowa: - Zarząd podtrzymuje swoją decyzję o tymczasowym wykluczeniu z drużyny narodowej, w związku z pełnieniem roli prezydenta Związku Piłkarzy, który kilkukrotnie dopuścił się bezpodstawnej i nieprawdziwej krytyki pod adresem Federacji.
Władzom piłkarskim nie spodobały się uwagi dotyczące ich postępowania, jeśli chodzi o środki bezpieczeństwa związane z pandemią koronawirusa. Piłkarze chcieli testów przed treningami, a nie tylko meczami. Wszystko po to, by zmniejszyć prawdopodobieństwo zakażenia. Kapitan, jak zresztą na lidera przystało, głośno powiedział, czego oczekuje. Został za to boleśnie ukarany. Andorscy futbolowi dygnitarze odebrali legendzie możliwość realizacji marzeń i zapisania się w historii pilki. Człowiek, który z reprezentacją związany był niemal od samego początku jej istnienia, został uznany za zagrożenie. W rozmowie z hiszpańską "Marcą" Lima stwierdził, że to ruch rodem z Korei Północnej. No i rzeczywiście, kojarzy się z dyktaturą. Z tym, że obrońca nie chce się jej poddać.
Federacja żąda od niego oficjalnych przeprosin lub ustąpienia z funkcji pełnionej w związku. On jednak dobrze wie, że ma rację i nie zamierza tego robić. Tym bardziej, że oznaczałoby to zdradę kolegów z boiska. Ci, podobno, czują się zastraszeni i obawiają się ewentualnych sankcji za inne nieprzychylne wypowiedzi. Defensor rozważa nawet wejście na drogę sądową, ale zanim to zrobi, w walce starają się mu pomóc użytkownicy Twittera.
#JusticeforIlde
Część z was, zwłaszcza zapalonych graczy FM-a, może kojarzyć twitterowe konto “Out of Context Football Manager”. 127-krotny reprezentant Andory dwukrotnie z nim współpracował przy okazji konkursów dla obserwujących. Teraz, gdy legenda drużyny narodowej znalazła się w potrzebie, to właśnie stamtąd wyszła inicjatywa wsparcia.
Ruszyła akcja, mająca na celu przywrócenie Limy do kadry. Udział może w niej wziąć każdy. Wystarczy opatrzyć swój post hashtagiem #JusticeforIlde, a najlepiej oznaczyć jeszcze Andorską Federację Piłki Nożnej. Taki internetowy happening ma na celu pokazać, że kibice stoją murem za człowiekiem, który jest właściwie uosobieniem futbolu w malutkim, zaledwie 78-tysięcznym kraju. To również wyraz sprzeciwu wobec haniebnego postępowania ludzi próbujących go ukarać za walkę o dobro kolegów z boiska.
Tak nie traktuje się legend. Kibice tego nie zaakceptują. Już teraz na profilu Ildefonsa Limy można przeczytać wiadomości ze słowami wsparcia od fanów z Anglii, Turcji czy Polski. Internet kolejny raz pokazuje swoją moc. Czy to pozwoli wywalczyć przywrócenie ikony z Andory do reprezentacji? Pora się przekonać. Sami zresztą możemy w tym pomóc.
Fani futbolu nie pozwolą, aby Ildefons Lima został ukarany za wystąpienie przez szereg w słusznej sprawie, tak jak na legendę przystało. Miejmy nadzieję, że wróci na należne mu miejsce i zapisze swoje nazwisko u boku Jariego Litmanena. 40-latek miał ponoć w planach zakończyć karierę reprezentacyjną w trakcie eliminacji do Mistrzostw Świata 2022. Chce tylko napisać ten jeden, ostatni rozdział. Niech wygra sport, a nie ludzie, obawiający się krytyki w sprawach zdrowia podległych im piłkarzy, zwłaszcza w obliczu pandemii.
#JusticeforIlde