Miał być popisowym transferem Legii, a został bohaterem dumnych rzymian. Zamiast Płockowi, strzela Juventusowi
Mógł przyjść do Legii Warszawa, ale finalnie trafił jako opcja awaryjna do Lazio. To się opłaciło - zamiast jeździć po ekstraklasowych kartofliskach, dziś Felipe Caicedo cieszy się mianem bohatera ekipy z Rzymu. I speca od kluczowych goli.
Ostatnio Ekwadorczyk przebojem wdarł się na czołówki włoskich mediów. We wszystkich dotychczasowych trzech spotkaniach Lazio w listopadzie Caicedo ratował “Biancocelestim” punkty. I, dodajmy, zawsze w wyjątkowy sposób - za każdym razem wchodził z ławki rezerwowych. Spójrzmy:
- Z Torino huknął gola na 4:3 w 98. minucie meczu. Wszedł w 73.
- Z Zenitem uratował remis 1:1 w 82. minucie. Wszedł w 59.
- Z Juventusem strzelił w 95. minucie, w ostatniej akcji meczu. Wszedł w 54.
To bohater oryginalny jeszcze z innych powodów. Caicedo jest cichy i skromny. Nie narzeka na miejsce na ławce rezerwowych. W obliczu problemów Ciro Immobile okazał się kołem ratunkowym dla rzymian. 32-letni snajper właśnie przeżywa swoje pięć minut. Nie raz pewnie jeszcze się Lazio przyda. I pomyśleć, że kilka lat temu, zamiast wylądować w Serie A, mógł trafić do polskiej Ekstraklasy.
Niedoszły “pokaz siły” Legii
CV napastnika zespołu z Wiecznego Miasta czyni z niego prawdziwego obieżyświata. Caicedo ma na koncie:
- Mistrzostwo Szwajcarii z FC Basel
- Bramki w Premier League zdobywane dla Manchesteru City
- Pobyt w portugalskim Sportingu
- Kilka lat w Hiszpanii i Rosji
- Epizod w Zjednoczonych Emiratach Arabskich
Ekwadorczyk dużo podróżował, zanim pojawił się w Italii. Niewiele brakowało, a do listy zwiedzonych miejsc mógłby dodać Polskę. Zimą 2017 roku media (i to nie tylko w naszym kraju) zaczęły informować, że blisko mu do Legii Warszawa.
Były kierownik ds. rozwoju sportowego “Wojskowych”, Dominik Ebebenge, podczas wizyty w “Kanale Sportowym” potwierdził, że faktycznie toczyły się rozmowy.
- Felipe Caicedo był bardzo blisko przejścia do Legii. Jego kariera znajdowała się na zakręcie, więc dlatego była taka możliwość. To miał być pokaz siły, jeden z demonstracyjnych ruchów, pokazujących, że jesteśmy numerem jeden i pokonujemy granice. Nie udało się. Wręcz bym powiedział, że bardzo się nie udało, bo w jego miejsce przyszedł Tomas Necid. Fajny człowiek, ale jego czas przy Łazienkowskiej okazał się nieudany - mówił Ebebenge.
Caicedo zawodził wtedy w barwach Espanyolu. W pierwszej połowie tamtego sezonu trafił do siatki tylko raz, więc nie bez przyczyny zastanawiano się nad jego sprzedażą. Dlaczego nie wylądował w Polsce? Zarówno klub, jak i sam zawodnik nie opowiadają o tym, czego zabrakło. Sprawy potoczyły się tak, że ostatecznie został w stolicy Katalonii, strzelił jeszcze tylko jednego gola i latem dostał inną ofertę. Kierunek okazał się jednak zdecydowanie bardziej interesujący. Pojechał nie do Warszawy, a do Rzymu. Lazio pilnie poszukiwało uzupełnienia składu.
- Wokół zainteresowania Legii musiało być mnóstwo kwasu, ponieważ sam zawodnik nie chciał komentować swoich relacji z warszawskim klubem. Wówczas taki ruch stanowiłby prawdziwą bombę w skali Ekstraklasy. Minęło pół roku i Caicedo trafił do Lazio. Ostatniego dnia letniego okienka transferowego 2017, za kwotę 3,5 miliona euro, co stanowiło bezpieczną inwestycję. Zresztą, transfery do Lazio nie przekraczają w erze Claudio Lotito kwoty 20 milionów euro. Miał odgrywać rolę opcji wybitnie awaryjnej, ponieważ o sile ataku “Biancocelestich” stanowili wówczas Ciro Immobile i Felipe Anderson. Po prostu potrzebowali tam trzeciej opcji po odejściu Keity Balde do AS Monaco - opowiada nam o okolicznościach jego przenosin do Italii Janek Rusinek, współzałożyciel kanału “Calcio Merito” na YouTube.
Nigdy nie był gwiazdą
Zakup napastnika, który w trakcie 15 lat kariery zaledwie dwa razy zdołał przekroczyć granicę 10 goli w sezonie, nie mógł zachwycić kibiców. Pozyskano zawodnika gotowego do roli zmiennika. Walecznego, ambitnego, ale zarazem znającego miejsce w szeregu, a do tego oferującego atrybuty, jakich nie posiadają konkurenci.
- Caicedo nie powala na kolana swoimi liczbami. Na szczęście w Lazio dostarczanie bramek to domena Ciro Immobile, dzięki czemu na Ekwadorczyku nie ciąży wielka presja. Jego główna zaleta na boisku to umiejętność gry tyłem do bramki i obsługiwanie innych zawodników, np. Luisa Alberto. Ponadto, jako zawodnik ściągnięty za niewielką kwotę, odznacza się pokorą i nie narzeka na rolę rezerwowego napastnika, pokazując wielki profesjonalizm. Widać to na przykładzie tego, że w hierarchii przeskoczył go beznadziejny póki co Vedad Muriqi. Przyjął to jednak z dużym spokojem i swoją postawą będzie pracował na częstsze występy - dodaje Rusinek.
Wydaje się, że choć 32-latek pełni rolę zmiennika, to odnalazł w Lazio swój dom. W żadnym innym zespole nie rozegrał tylu spotkań. W żadnym nie strzelił też więcej bramek. Tutaj jest potrzebny i doceniany, chociaż znajduje się w cieniu świetnego Immobile, a często i innych piłkarzy formacji ofensywnej. Do tego dał się poznać jako ekspert od kluczowych bramek w końcówkach. A takie rozbudzają u kibiców największe emocje.
Strefa Cesariniego Caicedo
We Włoszech funkcjonuje określenie “strefa Cesariniego”. Jego geneza sięga przełomu lat 20. i 30. ubiegłego wieku. Wtedy to w Juventusie występował Argentyńczyk, Renato Cesarini, znany ze strzelania decydujących bramek w samej końcówce spotkań. Zwrot ten zakorzenił się na Półwyspie Apenińskim tak bardzo, że można go użyć w niemal każdej dziedzinie życia. Mieszkańcy Italii wykorzystują go, gdy mówią o nieoczekiwanym zwrocie akcji w ostatniej chwili. Zna go niemal każdy, to już część folkloru.
Po ostatnim golu z Juventusem na łamach “Corriere della Sera” ukazała się sugestia, aby zaktualizować trochę wspomniany związek frazeologiczny. Powoli możemy bowiem zacząć mówić o “strefie Caicedo”. Napastnik Lazio od startu poprzednich rozgrywek zaliczył pięć bardzo istotnych (w tym cztery rozstrzygające) trafienia w doliczonym czasie gry.
- Już w zeszłym sezonie potrafił wchodzić na ostatnie fragmenty meczów i zdobywać gole. Na przykład z Juventusem na Stadio Olimpico, gdy przypieczętował zwycięstwo golem na 3:1. Zaledwie tydzień później dał Lazio wygraną na wyjeździe z Cagliari w ostatniej akcji meczu. 32-latek widocznie dobrze czuje się w roli, gdy wchodzi na podmęczonego rywala i dzięki temu ma większe szanse na odwrócenie losów spotkań - mówi współzałożyciel “Calcio Merito”.
Reprezentant Ekwadoru z dwunastu ostatnich bramek aż sześć strzelił w ostatnim kwadransie. Stał się specjalistą od zadań specjalnych, który wyciąga drużynę z tarapatów.
To, co kibice kochają najbardziej
Dzięki sile i sprytowi wychowanek Rocafuerte potrafi idealnie odnaleźć się w tłoku pola karnego, gdy rywal broni wyniku. Jest potężnie zbudowany. Nie boi się starć fizycznych. Szalenie trudno go przepchnąć, dzięki czemu umie łatwoopanować futbolówkę, a następnie obrócić się i oddać strzał. Pokazał to już w zeszłym sezonie, przeciw Sassuolo, gdy dobrze wykreował sobie miejsce pomimo bliskości Francesco Magnanelliego, aby zagwarantować wygraną w doliczonym czasie. “Masa” i szybkie myślenie przydały się też w 98. minucie wspomnianego wyżej dramatycznego meczu z Torino. Caicedo najpierw utrzymał się na nogach między piątką rywali, a potem w zamieszaniu ubiegł Nicolasa Nkoulou i pokonał Salvatore Sirigu.
Przeciwko Zenitowi w Lidze Mistrzów popisał się z kolei bardzo dobrym ustawieniem i przytomnością umysłu. Wadze tej bramki nie ujmuje nawet to, że została strzelona stosunkowo “wcześnie”, bo w 82. minucie gry. Z Juventusem wszystko wróciło do normy.
Dzięki takim trafieniom Ekwadorczyk wywalczył sobie stałe miejsce w sercach kibiców. I do tego zyskał większe zaufanie trenera Simone Inzaghiego. Może i najczęściej Caicedo nie wychodzi w podstawowym składzie, ale jego trzy ostatnie występy - wszystkie po wejściu z ławki, okraszone kluczowymi bramkami - pokazują, jakie jest jego zadanie. Gdy coś się nie układa, a Lazio ma problemy, sympatycy “Biancocelestich” dobrze wiedzą, kogo należy wzywać na ratunek. Felipe to zresztą nie tylko zadaniowiec, ale też niezwykle sympatyczny człowiek.
- Caicedo cieszy się wielką sympatią wśród kibiców Lazio. Na pewno wpływ miały gole strzelane w ostatnich minutach spotkań, ale również jego normalność. Żyjemy w dobie piłkarzy, którzy regularnie przechwalają się i pokazują swoje bogactwo wszędzie, gdzie się da. Mam wrażenie, że Felipe to zwykły chłopak z Quito, kochający grać w piłkę i nieepatujący swoim bogactwem, czym plusuje u swoich kibiców i zapracował na szacunek obserwatorów calcio - podsumował Janek Rusinek.
Chociaż ofensywa rzymskiej ekipy jest przede wszystkim oparta o Ciro Immobile, to Caicedo stanowi jej ważny element. Zawsze może przecież wyskoczyć niczym diabeł z pudełka. I potrafi to zrobić w idealnym momencie, ratując skórę drużynie, w której pierwotnie miał pełnić zupełnie marginalną rolę.