Miał być najlepszy na świecie, skończył w więzieniu. "Największy talent, jaki w życiu widziałem"
Jedni porównywali go do Ronaldinho, inni twierdzili, że talentem przerastał Kyliana Mbappe, jeszcze kolejni widzieli w nim kandydata do Złotej Piłki. On jednak, zamiast zrobić światową karierę, wszedł w przestępczy świat, a potem popadł w problemy natury psychicznej. Dziś ma 28 lat i od dawna nie gra już w piłkę. Oto szokująca historia Yanna Gueho, byłego gracza akademii Chelsea.
Nie ma nawet swojej strony w Wikipedii. Nie znajdziemy jego profilu na Transfermarkcie. Nigdy nie doczekał się choćby jednego meczu rozegranego w profesjonalnej seniorskiej piłce. A mimo to wszyscy, którzy widzieli go w akcji na boisku, mówią niemal chórem: to gość, który mógł zostać najlepszy na świecie. Gdyby tylko chciał.
Talent większy niż u Mbappe
Jakiś czas temu serwis “The Athletic” poświęcił mu specjalny materiał i dotarł do ludzi, którzy o postaci Gueho mogą powiedzieć najwięcej. Warto przytoczyć kilka wypowiedzi, żeby zobrazować skalę talentu tego chłopaka.
- Kiedy rozmawiamy z innymi trenerami o tym czy innym zawodniku, czasami mówimy: "On może zostać zawodowcem". W przypadku Yanna powiedzieliśmy sobie: "W jakim wieku zdobędzie Złotą Piłkę?" - mówił Marc Leclerc, były trener Gueho z Paris FC.
- Ten chłopak to największa strata dla futbolu, jaką kiedykolwiek widziałem - dodawał Khallil Lambin, jego były kolega z Nantes.
- Tak naprawdę nie jest znany światu. Ale jeśli zapytasz kogokolwiek w Chelsea, prawdopodobnie powie ci, że w akademii tego klubu nigdy niw było lepszego zawodnika. Był niesamowity - twierdzi Jeremie Boga, dziś zawodnik Nicei, w przeszłości kumpel Gueho z akademii Chelsea.
- Widziałem wielu francuskich zawodników: Benzemę, Nkunku, Mbappe… Ale nigdy nie spotkałem lepszego piłkarza od niego. To jest czyste szaleństwo. To był największy talent, jaki w życiu widziałem - mówił Alexandre Monnier, trener, który spotkał się z Gueho w rezerwach Paris FC.
Jeśli dosłownie wszyscy są w tej kwestii zgodni, to trudno im nie wierzyć. Gueho musiał mieć niewyobrażalny talent. Nigdy nie pokazał go jednak szerszej publiczności.
Trudny charakter
Problemem okazała się jego krnąbrna natura i skłonność do popadania w kłopoty. Był fantastycznym skrzydłowym, szybkim, obdarzonym kosmiczną wręcz techniką, ale uwagi czy prośby trenerów zazwyczaj puszczał mimo uszu. Gdy jeden ze szkoleniowców chciał, aby Gueho zagrał na obronie, ten nie miał zamiaru w ogóle wychodzić na boisku. Powroty do defensywy? Nie był nimi zainteresowany. Pewnego dnia zdecydował, że na mecz wyjdzie w… dresach.
- Jeśli ich nie zdejmiesz, nie zagrasz w tym meczu - usłyszał od trenera. Postawił jednak na swoim, a jego szkoleniowiec ostatecznie odpuścił i pozwolił mu zagrać w długich spodniach. Wiedział, że Gueho choćby i w jeansach będzie najlepszy na boisku.
Pojedyncze wybryki zazwyczaj uchodziły mu na sucho, ale w dłuższej perspektywie i tak nie był w stanie zakotwiczyć na dłużej w jednym miejscu. Z Clairefontaine wyleciał po niespełna roku, w Lille był tylko cztery miesiące, w Nantes jeszcze krócej.
W pewnym momencie jego wielkie możliwości dostrzegła Chelsea i Gueho wylądował w akademii “The Blues”. Tam błyszczał na tle rówieśników, ale jednocześnie co rusz dopisywał do swojej listy kolejne występki, które kumulowały się i w końcu musiały doprowadzić do eksplozji. Gdy wziął udział w kolejnej bójce, podziękowano mu za współpracę.
Wcześniej, jako zaledwie 15-letni chłopak, zawitał na trening pierwszej drużyny Chelsea, gdzie wręcz roiło się od gwiazd. Nie miał jednak dla nich nadmiernego respektu i podczas gry w “dziadka” co rusz zakładał siatki. Ośmieszył w ten sposób m.in. Michaela Ballacka czy Deco. Było to zresztą jego ulubione zagranie. Czasami podczas juniorskich spotkań ogrywał w ten sposób biednego rywala, a po chwili czekał, aż ten ponownie do niego doskoczy, żeby przepuścić piłkę między jego nogami drugi czy trzeci raz.
Kłopoty z prawem
W dniu swoich 17. urodzin, kilka miesięcy po zakończeniu przygody z Chelsea, Gueho wziął udział w napadzie na sklep. Był zamaskowany, a w rękach trzymał nóż. Został wówczas złapany, a jego wspólnikowi udało się uciec. Gueho nie chciał jednak zdradzić personaliów drugiego z przestępców, dlatego sąd nie potraktował go zbyt łagodnie i skazał na pół roku więzienia.
Za kratami młody Francuz obcował z ludźmi odsiadującymi wyroki za naprawdę poważne przestępstwa, uzależnił się od narkotyków, ale jednocześnie ugruntował sobie mocną pozycję, bo… znakomicie grał w piłkę. To on stał się liderem więziennej drużyny, podczas wewnętrznych gierek odpowiadał za ustalanie składów, a nawet miał okazję występować w meczach przeciwko drużynom z niższych lig francuskich.
Trener jednego z takich zespołów był na tyle zachwycony umiejętnościami Gueho, że wnioskował o wcześniejsze wypuszczenie go na wolność, byle tylko ten mógł dołączyć do jego drużyny i grać choćby z więzienną opaską.
W końcu były gracz juniorskich drużyn Chelsea wyszedł na wolność, ale nie cieszył się nią zbyt długo. Najpierw obrabował mieszkanie, potem zaatakował policjanta i w efekcie na niemal dwa lata wrócił do więzienia, w którym, choć zabrzmi to dość brutalnie, czuł się już jak u siebie. Ludzie spod ciemnej gwiazdy imponowali mu od najmłodszych lat.
- Mieszkaliśmy obok siebie, a pięć minut drogi dalej dochodziłeś do miejsca, w którym dzieją się złe rzeczy. I to był wybór każdego, czy chce tam iść, czy nie. Yann chodził, zadawał się z chłopakami z ulicy, przynosił im koszulki piłkarskie. Myślał, że oni go kochają, ale prawda była inna - opowiadał potem sąsiad byłego już piłkarza.
Problemy psychiczne
W 2014 roku, po opuszczeniu murów więzienia, Gueho podjął kolejną próbę powrotu do futbolu. Dołączył do rezerw Paris FC, znów zachwycał na treningach, ale w klubie ze stolicy Francji nie zakotwiczył na długo. Decyzją sądu musiał zmienić miejsce zamieszkania. Miało pomóc mu to w powrocie do normalnego życia. Z dala od przestępstw. Nie zadziałało. W 2018 roku znów zaatakował policjantów i trafił do więzienia.
W międzyczasie u Francuza zdiagnozowano problemy psychiczne - zaburzenie afektywne dwubiegunowe. Charakteryzuje się ono częstymi i ekstremalnymi zmianami nastrojów oraz poziomu energii. Gueho kilka miesięcy spędził w szpitalu psychiatrycznym, ale ostatecznie z niego uciekł.
Mówi się, że owe zaburzenia zdiagnozowano zdecydowanie za późno, a pobyt w więzieniu tylko pogorszył stan Francuza.
- Pobyt w więzieniu całkowicie go zniszczył, ponieważ wtedy zaczął brać narkotyki. To była wybuchowa mieszanka. Osoba z chorobą dwubiegunową nie powinna mieć zbyt wielu złych lub dobrych emocji, musi mieć dobry i regularny sen, bez narkotyków i bez alkoholu. Te trzy elementy są niezbędne, aby móc żyć z tym schorzeniem - mówiła matka Gueho w rozmowie z “The Athletic”.
Dziś były zawodnik Chelsea, Lille czy Nantes nie gra już w piłkę. Ma dopiero 28 lat, ale musi walczyć przede wszystkim o wyjście na prostą. Zmaga się z bardzo ciężką depresją i problemami psychicznymi. Często chodzi natomiast na mecze swojego brata - Loupa-Diwana Gueho, który występuje w drugoligowej Bastii. Nie porzucił więc całkowicie futbolu, ale zdaniem matki raczej nie wróci do gry. Najważniejszy mecz rozgrywa teraz w swojej głowie. Musi uporać się z demonami.