Miał być jak Vini i Rodrygo, ale zawiódł. A Real sporo zapłacił. "Nikt nie spodziewał się, że tak przepadnie"
Real Madryt kupował Reiniera z ogromnymi nadziejami. Młody talent miał być kolejną perełką z Brazylii, jak Vinicius i Rodrygo, ale na razie jego pobyt w Europie przypomina bezowocną tułaczkę. Dotychczas 21-latek stale oddalał się od gry na Santiago Bernabeu. Teraz jednak zaczął wreszcie odwracać ten niepokojący trend.
Latem 2018 roku do Realu Madryt trafił Vinicius Jr.. 12 miesięcy później Rodrygo. Zimą 2020 roku “Los Blancos” przeprowadzili kolejny podobny transfer, wydając 35 milionów euro na ich nastoletniego rodaka, Reiniera. Ten jednak nie zdołał nawiązać do tego, co pokazali koledzy. Słabe okresy w Borussii Dortmund i Gironie tylko obniżyły jego notowania. Podczas gdy dwaj starsi atakujący rok w rok błyszczą w Madrycie, on kompletnie nie mógł się tam odnaleźć. Dopiero teraz zaczyna nabierać rozpędu na europejskich boiskach.
- Społeczeństwo w Brazylii trochę już podzieliło się na takich, którzy uprawiają z niego szyderkę pt. “kto to jest?” albo “zapomniałem, że on w ogóle istnieje” oraz takich, którzy pamiętają go jeszcze z Flamengo, śledzą jego losy i życzą mu raczej dobrze. Ja sam przyznam, że nieco zapomniałem o tym chłopaku w trakcie jego pobytu w BVB i przypomniało mi go dopiero wypożyczenie do Girony. Jednak Reinier to wciąż bardzo młody piłkarz, więc nie ma go co skreślać - mówi o nim prowadzący portal “Brazylijski Futbol” Wojciech Peciakowski.
Trzeci “diament”
Ściąganie młodych, szalenie utalentowanych Brazylijczyków za wielkie kwoty to w ostatnich latach chleb powszedni dla Realu Madryt. Wszak nieprzypadkowo memem wśród piłkarskich kibiców stał się animowany filmik z Florentino Perezem goniącym dzieci po fawelach z siatką na motyle. Wypatrywanie “perełek” w Kraju Kawy to element strategii “Królewskich”, który już kilkukrotnie przyniósł świetne efekty. Kupili oni w ten sposób dwie wielkie gwiazdy, na których opiera się obecnie ofensywa: Viniciusa i Rodrygo. Wydali na nich po 45 milionów euro. Niebawem na Santiago Bernabeu za prawie 40 milionów przeniesie się kolejne “złote dziecko” futbolu - 17-letni na razie Endrick. Na nastoletnich piłkarzy z Brazylii wicemistrzowie Hiszpanii w ostatnich pięciu sezonach wydali 160 milionów euro, bo wspomniane 35 mln kosztował najmniej znany z tego grona Reinier.
Niedługo miną cztery lata od przenosin ofensywnego pomocnika do Madrytu. Wobec niego w stolicy Hiszpanii również mieli duże nadzieje - wielki wydatek mówi zresztą sam na siebie. Ba, 21-letni dziś zawodnik to najdroższy styczniowy zakup w historii wicemistrzów Hiszpanii. Na klubowej stronie internetowej przedstawiano go jako “jeden z największych talentów światowego futbolu”. Na łamach “RealMadryt.pl” pisano, że to “trzeci, obok Viniciusa i Rodrygo, największy talent młodego pokolenia w Brazylii”. Pomimo tego, jak na razie, transfer Reiniera wygląda na kompletny niewypał.
- Nastroje wśród kibiców Realu były zdecydowanie pozytywne. Wspominano, że Real wciąż poszukuje swojego Neymara, w komentarzach na ówczesnym Twitterze, przewijały się nawet takie określenia, jak “Kaka in the making” (ang. “przyszły Kaka” - przyp red.). Wiadomo, kibice mają skłonności do przesady, ale na pewno nikt nie spodziewał się, że Reinier aż tak przepadnie - wspomina Peciakowski.
Jego dwaj poprzednicy mogą już pochwalić się sporym wkładem w prestiżowe trofea, jak mistrzostwa kraju czy Liga Mistrzów. Gdy “Vini” i Rodrygo stawali się coraz ważniejszymi ogniwami naszpikowanej gwiazdami drużyny, ich młodszy kolega tułał się po rozczarowujących wypożyczeniach.
Podróże bez efektu
Gdy Reinier zameldował się w Madrycie, wszystkie trzy przysługujące klubowi miejsca dla piłkarzy spoza Unii Europejskiej były zajęte przez Viniciusa, Rodrygo oraz Edera Militao. Dlatego też nowy nabytek musiał pogodzić się z faktem, że na debiut w pierwszym zespole nie ma szans, a w dłuższej perspektywie zapewne czeka go wypożyczenie. Najpierw kopał piłkę w rezerwach, potem nadeszła pandemia koronawirusa, która zawiesiła sezon 2019/20. Gdy rozpoczęły się kolejne rozgrywki, zaczęło się poszukiwanie odpowiedniego kierunku, gdzie mógłby przenieść się na pewien czas. Padło na kuźnię piłkarskich talentów - Borussię Dortmund, która wyglądała na idealny wybór. Bundesliga sprzyja rozwojowi młodych piłkarzy, ponadto Reiniera wypożyczono na dwa lata, więc w teorii powinien mieć czas na to, by wprowadzić się do zespołu i rozwinąć skrzydła. Szczególnie w otoczeniu innych wschodzących gwiazd.
Skończyło się jednak kompletnym rozczarowaniem.
- To były dwa stracone lata. Chciałem po prostu się stamtąd wydostać - podsumował ten czas w podcaście “Gringoladia” kilka miesięcy po zakończeniu pobytu w Dortmundzie.
- To doświadczenie pomogło mi dojrzeć. Grałem ze świetnymi zawodnikami i bardzo ciężko pracowałem. Nie chcę o tym rozmawiać. W klubie działy się rzeczy, o których wiedzieć będzie tylko moja rodzina i ja sam - opowiadał z kolei niedawno w rozmowie z “Diario AS”.
Przygodę w Niemczech Reinier zakończył z 39 występami. Na pierwszy rzut oka nie wygląda to najgorzej, ale jeśli zagłębimy się w statystyki, dojdziemy do niezbyt optymistycznych wniosków. Zaledwie cztery mecze od pierwszej minuty przez dwa sezony. Jeden gol, jedna asysta. Jeśli Brazylijczyk miał zapracować na miejsce w Realu, to plan ewidentnie nie wypalił.
Po powrocie do Madrytu, w 2022 roku, od razu znaleziono mu kolejne wypożyczenie. Tym razem padło na beniaminka La Liga, Gironę. Efekt był podobny. Przyplątało się kilka kontuzji, które nie ułatwiły sprawy, ale to i tak nie uzasadniało tego, że nie potrafił zadomowić się w podstawowej jedenastce. Głównie wchodził z ławki, strzelił dwa gole i zaliczył asystę, a na murawie pojawił się jedynie 18 razy. Jego najbardziej pamiętny moment w Katalonii stanowiła czerwona kartka za obrażanie sędziego liniowego podczas spotkania z Espanyolem. Siedzący wówczas na ławce Brazylijczyk rozwścieczył swojego trenera. - Musi wyciągnąć z tego wnioski, bo zamierzałem wprowadzić go na boisko. Nie podobają mi się takie sytuacje - komentował potem Michel.
Dwie podróże w poszukiwaniu minut i niezbędnego doświadczenia okazały się bezowocne. Reinier nie zdołał wysłać właściwie żadnego pozytywnego sygnału “Królewskim”. Nie dziwi, że zaczął być traktowany jak duże rozczarowanie.
Wreszcie błysnął
Po trzech latach bez pozytywów mało kto wierzył jeszcze w ofensywnego pomocnika. Dobrze pokazywał to fakt, że w Hiszpanii nie znalazł się żaden chętny na przygarnięcie go przed startem obecnego sezonu. Wypożyczenie na terenie kraju byłoby bardzo korzystne dla Realu, bo przybliżyłoby ich młodego wciąż zawodnika do otrzymania przydatnego przy rejestracji składu hiszpańskiego obywatelstwa. Nic z tego. Pod koniec okienka wybierano z ofert, które leżały na stole - padło na włoskie Frosinone. Start był trudny. Reinier czekał na debiut ponad miesiąc. Trener Eusebio di Francesco uspokajał wówczas i zwracał uwagę, że piłkarz pracuje nad odpowiednią formą fizyczną, budując kondycję. Jeszcze na początku października wydawało się, że nadszedł kolejny niewypał. Wtedy coś w końcu ruszyło.
Premierowy występ 21-latka od razu przyniósł gola. Trzeci mecz - dwie asysty. Niedługo potem doszło też trafienie w Pucharze Włoch. Tym samym Reinier w zaledwie cztery mecze wykręcił najlepsze pod względem indywidualnych statystyki od przyjazdu do Europy. Wreszcie, w barwach beniaminka Serie A, stał się podstawowym graczem zespołu.
- Bardzo mnie cieszy jego obecna forma - przyznaje nasz rozmówca. - Szkoda, że tak późno znalazł dla siebie odpowiednie miejsce, czy też, że tak późno dojrzał do gry na takim poziomie, bo te kilka poprzednich lat trzeba niestety uznać za zmarnowane. Mówię to też w kontekście ewentualnej straty dla reprezentacji Brazylii, również borykającej się z problemami. Kto wie, czy kiedyś poważnej szansy nie dostałby w niej również Reinier?
Naturalnie to, co pokazuje we Włoszech, nie powala na kolana, jeśli weźmiemy pod uwagę standardy “Los Blancos”, ale w jego przypadku należy docenić każdy pozytyw. Osobiste przełamanie i złapanie regularnych minut to dla tego uważanego swego czasu za gigantyczny talent zawodnika przełom. Być może pozwoli mu jeszcze powalczyć o miejsce w lepszym zespole.
- Uważam, że przy obecnej mocy środka pola nie ma sensu ciągnąć historii pt. “Reinier w Realu” - ocenia Peciakowski. - Jeśli na dobre zadomowi się we Frosinone, utrzyma formę, to powinien chyba pomyśleć o pozostaniu we Włoszech. Próba rywalizacji o skład na Bernabeu mogłaby tylko pogorszyć jego sytuację. Jak już mówiłem, to wciąż bardzo młody piłkarz, więc wcale nie jest wykluczone, że wróci do Madrytu za dwa czy trzy lata jako bardziej doświadczony zawodnik, który tym razem sprosta wyzwaniu.
Powrót do stolicy Hiszpanii w bliżej nieokreślonej przyszłości stanowi dla Reiniera absolutny priorytet. To ostatnia szansa, aby położyć podwaliny pod realną szansę w barwach “Królewskich”. Sam zresztą przyznaje, że to wciąż jego marzenie.
- Od trzech lat jestem poza Realem, lecz dalej myślę o występach w jego barwach. O tym marzę. Sądzę, że jeśli będę dobrze pracował i wystarczająco skupię się w Frosinone, to w końcu dostanę szansę - stwierdził w niedawnym wywiadzie dla “AS”.
Nie ma co się oszukiwać - Reinier na razie wciąż jest daleko od gry w barwach “Los Blancos”. Wreszcie jednak robi malutkie kroki do przodu, bo dotychczas tylko się cofał. Wielkie niegdyś oczekiwania mocno już przygasły, ale to nie znaczy, że musi przestać marzyć.