Miał być hit, wyszedł kit. Gwiazdor City nie do poznania, a Guardiola bezradny
Gdy Barcelona pozbywała się swojego potencjalnie najlepszego zawodnika poprzedniego sezonu, wiele osób pukało się w głowę. Tymczasem, patrząc na dyspozycję Ilkaya Guendogana po powrocie do Premier League, trudno uwierzyć, że byłby dla "Blaugrany" zbawieniem. Dla Manchesteru City z całą pewnością takowym nie jest.
Problemów Manchesteru City nie da się sprowadzić do jednego zawodnika. Niemniej, to właśnie niedyspozycja piłkarzy przyczyniła się do największego kryzysu w karierze Pepa Guardioli. Wyniki mistrzów Anglii wyglądają fatalnie, w ostatnich dziesięciu meczach wygrali raz, a zremisowali dwukrotnie. Lepiej wypadają nawet Southampton, Wolverhampton oraz Ipswich Town.
Nic więc dziwnego, że "The Citizens" tracą aż dziewięć punktów do liderującego w Premier League Liverpoolu, zaś w Lidze Mistrzów zajmują dopiero 22. miejsce. Szanse na TOP8 wciąż mają, ale patrząc na dyspozycję oraz konieczność zmierzenia się z PSG oraz Club Brugge, niczego zagwarantować nie mogą. Takiego obrotu spraw na The Etihad nie wyobrażał sobie nikt i to nawet w najgorszych przypuszczeniach.
Ostatnio nie udało się wykorzystać kolejnej znakomitej szansy na przełamanie. Do 88. minuty rezultat derbów Manchesteru układał się po myśli drużyny Guardioli. Później przyszła jednak wstrząsająca końcówka i niedawny hegemon znów został z niczym. Winę za to ponosi praktycznie każdy - Kyle Walker ponownie zagrał na nieprzyzwoitym poziomie, pozbawiony podań Erling Haaland tylko snuł się na boisku, Kevin De Bruyne nawet przez moment nie pokazał swojej magii, Ederson zaliczył niepewne wyjście, natomiast Ilkay Guendogan jeszcze mocniej zaciągał hamulec ręczny, czym skutecznie wyhamowywał grę zespołu.
Niewykluczone, że najmocniej pomylono się właśnie w sprawie Niemca. Jego powrót z Barcelony zapowiadał się na hit, tymczasem 34-latek przez ostatnie miesiące jedynie dawał złudną nadzieję, że nawiąże do swojej dawnej dyspozycji. W pierwszym składzie gra, bo musi. I to przymuszenie się doskonale widać na boisku.
Tło tła
Guendogan szybko zmęczył się Barceloną. Lata regularnego zdobywania tytułów z Manchesterem City przyczyniły się do wygórowanych oczekiwań Niemca. Gdy więc "Blaugrana" odpadła z Ligi Mistrzów po meczu z PSG, pomocnik uderzył w klub, ale, co gorsza, bezpośrednio w Araujo, jednego z kolegów. Już wtedy było wiadomo, że dalszy pobyt weterana na Spotify Camp Nou nie jest kwestią lat, ale raczej miesięcy.
- Jestem rozczarowany. (...) W kluczowych momentach (chodzi o zachowanie Araujo, który został wyrzucony z boiska w 29. minucie - przyp.red.) musisz być pewny, że dotkniesz piłkę. Jeśli tego nie zrobisz, musisz się trzymać z daleka. Lepiej stracić gola na 1:1 niż sprawić, że zespół gra w dziesiątkę. Czerwona kartka tak wcześnie zabija grę - wypalił zawodnik.
Wiele osób odebrało to jako pokaz ambicji, której rzekomo brakowało drużynie Xaviego. Inaczej jednak do tej głośnej wypowiedzi podchodzili kibice katalońskiego klubu, którzy od samego początku mieli uwagi względem postawy pomocnika, tym bardziej, że nie była to jego pierwsza tyrada. Owszem, Niemiec rozgrywał fantastyczny sezon, ale tego rodzaju publiczne pranie brudów pomóc nie mogło.
Tak też się stało - Barcelona nie zdobyła żadnego tytułu, ale po czasie pamiętny wywiad Guendogana odbija się czkawką także piłkarzowi.
Na problemy Niemca po powrocie do Anglii nie trzeba było długo czekać. Na samym początku w ogóle nie łapał się do pierwszego składu, a gdy już to zrobił, to okazało się, że jego dyspozycja pozostawia mnóstwo do życzenia. Wymowne są już najprostsze liczby - obecnie Guendogan ma na swoim koncie raptem dwa gole i asystę. Na analogicznym etapie w poprzednich rozgrywkach bramki były dwie, a asyst sześć. W sezonie 2022/23 również wyglądało to lepiej - dwa trafienia, dwie asysty. W teorii różnica niewielka. W praktyce różnica kolosalna.
Wystarczy spojrzeć na ostatnie starcie z Manchesterem United. Niemiec, ustawiony właściwie w centrum boiska, miał być niezawodnym dystrybutorem piłek. W istocie posłał 62 podania, tylko dwóch graczy na boisku miało ich więcej. Szkopuł w tym, że gros zagrań Niemca to wycofanie futbolówki. Do obrońców podawał aż 25 razy, zaś do Haalanda ani razu. Nie jest to przypadek odosobniony w skali całego sezonu.
Do tej pory 34-latek uzbierał 739 podań, co jest 23. wynikiem w całej Premier League. Gdyby były to jednak podania napędzające akcję, nikt nie robiłby rabanu. Łatwo się domyślić, że jest inaczej. Guendogan stoi, piłka pod jego nogami również.
STATYSTYKA | WYNIK GUENDOGANA | POZYCJA W PREMIER LEAGUE |
Dystans pokonany przez podaną piłkę | 10 239 metrów | 41. |
Dystans pokonany przez podaną piłkę w stronę bramki przeciwnika | 1799 metrów | 135. |
Spodziewane asysty (xA) | 1,6 | 58. |
Kluczowe podania | 20 | 39. |
Celne podania za linię obrony rywala | 5 | 31. |
Akcje prowadzące do strzału | 38 | 49. |
Akcje prowadzące do gola | 3 | 87. |
W żadnej ze statystyk, kluczowych przecież dla środkowego pomocnika, Guendogana nie ma w szeroko rozumianej czołówce. Pod pewnymi względami wypada nawet gorzej niż Kovacić, który w Premier League rozegrał 142 minuty mniej. Podejrzenia o to, że Barcelona wysłała do Manchesteru falsyfikat, a oryginał trzyma gdzieś w piwnicach remontowanego Camp Nou, wydają się w pełni zasadne.
Wyjścia nie ma
Inna sprawa, że Guendogan grać musi. Chociaż Manchester City dysponuje bajońskimi pieniędzmi, to kadrę skonstruowano w sposób niepraktyczny. Gdyby nie dość przypadkowy transfer Niemca, mistrzowie Anglii prawdopodobnie nie sięgnęliby po żadnego pomocnika. W letnim okienku dokonali tylko dwóch wzmocnień, a przecież brak alternatyw w środku pola rzucał się w oczy już w poprzednich rozgrywkach.
Mimo tego problem zbagatelizowano, co wobec kontuzji Rodriego urosło do miana katastrofy. Rywalizujący na trzech frontach "The Citizens" mają do dyspozycji tylko Guendogana, Silvę, De Bruyne, Kovacicia oraz Nunesa, ale zdarza się, że aż czterech z nich jest potrzebnych do wyjściowego składu. Sposobność rotacji zostaje więc ograniczona do bezwzględnego minimum. To nie mogło wypalić nie tylko na dłuższą metę, ale już po czterech miesiącach sezonu.
Nie przygotowano się ani na kontuzje, ani na okres gorszej dyspozycji. Manchester City nie wyjdzie z kryzysu bez transferów zimą, Guardiola nie jest (już) trenerem wyciągającym maksimum ze słabszych piłkarzy. Sam znalazł się w potrzasku, zawodzą go nawet najwierniejsi żołnierze. Katalończyk potrzebuje bezwzględnego wsparcia zarządu, o to zaś może być szczególnie trudno w świetle niepewnej przyszłości całego klubu.
Tarcia
Co ciekawe, Guendogan problem dostrzega. Formułuje go jednak w dość zaskakujący sposób. Zdaniem Niemca Manchester City gra zbyt skomplikowaną piłkę. Weteran czuje, że cała drużyna powinna prezentować się jeszcze odpowiedzialniej, podejmować jeszcze mniejsze ryzyko.
- Czasami jesteśmy trochę nieostrożni w pojedynkach. Zamiast grać prosto, zbyt komplikujemy sprawy i nie wychwytujemy właściwego momentu na podanie piłki, wypuszczenie jej. Tracimy posiadanie, a rywale za każdym razem nas karzą. Pozwalamy im na kontrataki, musimy gonić 50, 60 metrów. To nie jest to, do czego zostaliśmy stworzeni, zostaliśmy stworzeni do posiadania piłki i utrzymywania jej, bycia silnym. Nawet jeśli nie jesteśmy w stanie wygrać pojedynku, nie możemy dopuszczać do straty. W tej chwili nam to nie wychodzi - stwierdził Niemiec po klęsce z Juventusem w Lidze Mistrzów.
"The Citizens" nie są w stanie zrealizować tych założeń. Styl proponowany przez Guendogana wymaga koncentracji przez 90 minut, a na to drużyna Guardioli nie jest w stanie sobie pozwolić. W pewnym momencie spotkania coś się rozjedzie, a skutki bywają opłakane. Strata pierwszego gola z Manchesterem United nie wynikała ze złego pomysłu, ale skrajniej niechlujności. Fatalne podanie Nunesa, faul, karny, trafienie Fernandesa. A właśnie o tego typu potknięcia łatwiej, gdy niemal całkowicie zamierzasz bazować na skrupulatnym krążeniu piłki. Uproszczenie gry rozumiane jako jeszcze większe postawienie na krótkie rozegranie nie wyjdzie. Nie w momencie sezonu, w którym defensywa mistrzów Anglii trzęsie się jak osika, atak jest bezużyteczny, środek pola nieefektywny, a trener popada w załamanie nerwowe.