Messi zachwycił nie tylko golem. Wymarzony debiut, to było prawdziwe show. A po meczu wielkie słowa
Leo Messi nie mógł sobie wymarzyć lepszego debiutu w nowych barwach. Dzięki jego bramce z rzutu wolnego w doliczonym czasie gry Inter Miami wygrał pierwszy mecz w Leagues Cup. Tego spotkania Argentyńczyk z pewnością długo nie zapomni.
Wspaniała oprawa, entuzjastyczni kibice, wybitni sportowcy i celebryci na trybunach - to wszystko nie miałoby jednak najmniejszego znaczenia bez gwiazdy wieczoru, Leo Messiego. Fani Interu Miami mogą być jednak zachwyceni, bo Argentyńczyk już w debiucie dał próbkę swoich możliwości i szczyptę magii, zapewniając nowej drużynie wygraną w doliczonym czasie gry po przepięknym uderzeniu z rzutu wolnego. Czy można wymyślić lepszy scenariusz?
- Kibice Interu są oczywiście przeszczęśliwi. Każdy liczył na fajerwerki, ale nikt nie spodziewał się, że ta historia rozpocznie się równie niewiarygodnie. Trzeba też oddać, że gdyby ten gol z rzutu wolnego nie padł, nie można byłoby powiedzieć, że Messi zawiódł oczekiwania, ale teraz apetyty na kolejne bramki, magiczne zagrania i zwycięstwa urosły do granic możliwości - mówił nam świeżo po meczu Jędrzej, prowadzący profil Polish Miami poświęcony drużynie Interu.
Powitanie godne mistrza świata
Nie oszukujmy się, gdyby nie transfer i debiut Leo Messiego, raczej niewielu zainteresowałoby się tym meczem. Najgorsza drużyna MLS mierząca się z najgorszą ekipą Ligi MX to raczej nie jest najlepsza reklama nowego turnieju. Obecność Argentyńczyka spowodowała jednak, że fani zabijali się o bilety i płacili absurdalne kwoty, byle tylko znaleźć się na trybunach, które przywitały swoją nową gwiazdę we wspaniałej atmosferze.
Równie intrygująco było poza murawą. Zainteresowanie tym spotkaniem było tak duże, że wielu dziennikarzy, którzy na co dzień zajmują się pracą przy Interze Miami i samej MLS, nie dostało akredytacji. Na meczu pojawiło się też wiele gwiazd. Becky G odśpiewała hymn, na trybunach zawitali też Serena Williams, Kim Kardashian, Marc Anthony, Kun Aguero czy LeBron James, który przed pierwszym gwizdkiem wymienił kilka zdań z Argentyńczykiem. Bez wątpienia było to wydarzenie znacznie wykraczające poza zwykły mecz piłki nożnej w Stanach Zjednoczonych.
Radość z ławki
Początek meczu Argentyńczyk spędził na ławce i przez większą część tego czasu nie był to dla niego przyjemny widok: - W pierwszej połowie widzieliśmy taki Inter, do jakiego przywykliśmy w MLS - niedokładny, szarpiący, pozostawiający dziury w obronie i ratowany tylko fantastycznymi interwencjami Wielkiego Drake’a Callendera. Gol Taylora tuż przed przerwą był błogosławieństwem, szczerze mówiąc niezbyt zasłużonym - mówi Jędrzej.
Inter Miami popełniał sporo błędów, a środek pola był całkowicie zagubiony. Dodatkowo wracający do gry po kolejnej poważnej kontuzji Ian Fray musiał opuścić boisko z powodu urazu. To właśnie jemu Messi zadedykował tę wygraną w pierwszej rozmowie pomeczowej. Trzeba przyznać, że piękne uderzenie Roberta Taylora z dystansu rzeczywiście nieco zakrzywiło prawdziwy obraz tego spotkania, ale było też efektem rotacji skrzydłowych przez Tatę Martino. Bramka w końcówce pierwszej połowy dała wszystkim kibicom wiele radości i pozwoliła uwierzyć w wygraną.
Debiut marzeń
Według przedmeczowych doniesień insiderów Leo Messi i Sergio Busquets chcieli zagrać 30 minut. Pierwsza część gry nie pozostawiała jednak złudzeń i ostatecznie dostali trochę więcej czasu. Argentyńczyk wszedł na boisko w 54. minucie, zakładając od razu opaskę kapitana. Operował na murawie głównie jako dziesiątka, przesuwając się też w okolice prawej strony boiska. Razem z Busquetsem odmienili grę w środku pola, która zdecydowanie była piętą achillesową w pierwszej części gry. Imponujące zagrania Messiego nie uchroniły jednak Interu Miami przed błędami w obronie, a właśnie te doprowadziły do straty bramki.
Inter nie zwolnił jednak tempa, a ataki piłkarzy Taty Martino z każdą minutą stawały się coraz bardziej płynne. Messi szybko złapał nić porozumienia z Josefem Martinezem, a drobne wskazówki w trakcie spotkania poprawiły też jego komunikację z prawym obrońcą, DeAndre Yedlinem.
- Po wejściu Messiego, Busquetsa i Martineza cała drużyna złapała większą pewność siebie w grze. Messiego ciągle szukała nie tylko piłka, ale także koledzy z drużyny, a on sam miał taki luz, jak bawił się piłką ze swoim psem w ogródku w Casteldefels. Zabierał na siebie kilku przeciwników, dogrywał fantastyczne piłki do Martineza, wszystko to wykończył bajecznym golem z rzutu wolnego i to w takich okolicznościach… - analizuje Jędrzej z Polish Miami.
Nie dałoby się wymyślić lepszego scenariusza na debiut takiej gwiazdy w nowej drużynie. Bardzo dobra gra i przebłyski geniuszu w niektórych zagraniach to jedno, ale gdybyśmy zobaczyli taką bramkę (ponad 22 metry, xG 0.08) w doliczonym czasie gry w filmie fabularnym, z pewnością większość stwierdziłaby, że to gruba przesada. To się jednak naprawdę wydarzyło, Inter Miami pokonał Cruz Azul 2:1, a sam Messi był zadowolony z pierwszego meczu w nowych barwach:
- Jak powiedziałem podczas prezentacji - jestem bardzo szczęśliwy, że jestem tutaj z drużyną i moją rodziną (...). Wspaniale jest odnieść to pierwsze zwycięstwo, zwłaszcza że nie radziliśmy sobie tak dobrze w lidze. Ważne jest, aby zacząć wygrywać, nawet jeśli to inny turniej [Leagues Cup, przyp. red.]. Dla naszej pewności siebie zwycięstwo to naprawdę świetna sprawa.
Przed Interem Miami jeszcze dużo pracy. Tata Martino musi znaleźć receptę na dziurawą obronę i błędy indywidualne niektórych zawodników. Przed kolejnym meczem w Leagues Cup fani są jednak pozytywnie nastawieni i liczą na coraz lepszą współpracę Leo Messiego z Josefem Martinezem czy poukładanie środka pola przez Sergio Busquetsa. Kolejny sprawdzian 26 lipca z Atlantą United, początek starcia o 01:30.