Messi wygasza temat PSG. Koniec nieudanego eksperymentu. Symboliczne zachowanie kibiców

Messi wygasza temat PSG. Koniec nieudanego eksperymentu. Symboliczne zachowanie kibiców
Eurasia Sport Images/SPP/Pressfocus
Gwizdy na Parc des Princes zamykają dwuletni rozdział Leo Messiego w PSG. Szkoda prądu na dreptanie w miejscu, gdy klub płonie, a wokół unosi się jedynie szarość. Argentyńczyk pokazał na mistrzostwach świata, że ciągle jest zdolny do rzeczy wielkich, ale nie zrobi ich w środowisku leserów, dla których katarski projekt stał się sposobem na przedwczesną, ekskluzywną emeryturę.
Nie ma innej opcji: ten romans dobiega końca, a teraz jest czas, by sprawę rozmasować i odpowiednio wygasić. Messi już to wie. Nigdy nie zadomowił się w Paryżu na dobre. Nie poczuł klimatu tego miejsca. Nie stał się twarzą sukcesów, zamieniając się w pana przezroczystego w kluczowych momentach Ligi Mistrzów. Laurent Blanc powiedział kiedyś, że sezon dla PSG kończy się wtedy, gdy odpada w Europie. Można więc spokojnie odtrąbić wakacje. Gwiazdkom nie chce się tak bardzo, że nawet w lidze przestali ratować twarz. Gdyby stworzyć tabelę tylko na podstawie wyników od czasu zakończenia mundialu, PSG zajęłoby szóste miejsce i nie weszłoby do pucharów. Ostatni raz bilans ośmiu porażek w 18 meczach mieli w 2001 roku, czyli ponad dwie dekady temu, gdy w Paryżu grali Mauricio Pochettino i Mikel Arteta, a w ataku zamiast Kyliana Mbappe biegał Laurent Leroy.
Dalsza część tekstu pod wideo
Mówimy o totalnej katastrofie. O drużynie, gdzie Christophe Galtier nazywany jest “wuefistą”, dyrektor Luis Campos w trakcie spotkania schodzi na murawę i gestykuluje w kierunku piłkarzy, a Leo Messi, siedmiokrotny zdobywca Złotej Piłki, jest niemiłosiernie wygwizdywany. Jeszcze w grudniu, na fali mundialu, w świat poszedł przekaz, że PSG dogaduje z nim kolejny rok gry w Ligue 1. Najprawdopodobniej była to kolejna pijarowa sztuczka Paryża, bo tutaj wszystko jest pijarem i sztuczną fasadą, za którą lepiej nie zaglądać. Właśnie weszliśmy w etap sezonu, gdy pada hasło “sprawdzam” i jak to w PSG - zamiast asów pojawia się para “dwójek”.
To nie przypadek, że coraz częściej wypływają doniesienia jak to, że żona Messiego nie zapisała dzieci na kolejny rok szkoły w Paryżu. Krążą też faktury, gdzie Leo opłaca wyposażenie domu w Barcelonie. Na razie to wszystko niewiele znaczące dodatki, ale również dzięki nim można budować obraz tego jak mocno drogi Messiego i PSG rozjechały się w trakcie ostatnich miesięcy.
Dziennikarze będący blisko Parc des Princes, jak chociażby Loic Tanzi, twierdzą, że Argentyńczyka męczą coraz większe znaki zapytania wokół przyszłości drużyny. Nie wiadomo, kto za chwilę będzie trenerem i czy znowu za transfery weźmie się Campos. Wygląda na to, że latem po raz setny dojdzie do wywracania wszystkiego do góry nogami, a na tę bylejakość Messi nie chce się już godzić. Poza tym PSG nie jest w stanie zaproponować mu takiej pensji, jaką miał przy poprzedniej umowie. W tym równaniu nic się nie układa, a jeśli dodamy gwizdy kibiców w meczu z Lyonem, to nie układa się zupełnie.
To już drugi raz, gdy publika wzięła na celownik mistrza świata. Wcześniej w meczu z Rennes, również przegranym, było to jednak na tyle zaskakujące, że szybko część trybun zagłuszyła to brawami. Messi zaraz potem był pierwszym graczem, który zszedł do szatni. Nigdy nie starał się przypodobać fanom, co mocno kontrastuje z tym jak zachowuje się Mbappe - ostatnio będący chociażby na spotkaniu z ultrasami z okazji ich urodzin. Messi od początku pobytu w Paryżu wychodził z założenia, że interesuje go tylko boisko. Rozgrzeszany był w pierwszym sezonie, gdy długo mieszkał w hotelu i adaptował się do systemu i ligi. Teraz nie ma już jednak żadnych wymówek. Po dwóch latach możemy z pełnym przekonaniem powiedzieć, że nie wstrząsnął Parc des Princes.
Chociażby ostatnie mecze z Rennes (0:2) i Lyonem (0:1) pokazały nam Messiego, który nie nadaje na podobnych falach z zespołem. W niedzielę miał aż 26 straty piłki, dwa razy więcej niż jakikolwiek inny gracz paryskiej drużyny. Widać, że brakuje mu spokoju w głowie i że nie są to miesiące, gdy z łatwością może wejść w stan “flow”, w tunel, który jest tylko dla niego i z którego wydobywa genialność. Jasne, że w drugim sezonie radzi sobie lepiej, a jego statystyki (13 goli i 13 asyst w lidze) dla zwykłego śmiertelnika byłyby wspięciem się na Himalaje. Mówimy jednak ciągle o Messim - jego trzeba rozliczać z wielkich momentów w Lidze Mistrzów, a nie z meczu z Clermont, gdzie na początku sezonu strzelił dwa gole i zaliczył asystę.
Miał Messi chociażby niedawno znakomity występ z Marsylią, gdy PSG wygrało 3:0. W poprzednim sezonie stop klatką, która wyryła się w pamięci kibiców,był jego drybling i fantastyczny gol w meczu z Manchesterem City. Od takiego piłkarza wręcz wymaga się, by podobne akcje przeprowadzał na poziomie fazy pucharowej najważniejszych rozgrywek, ale rok temu w meczach z Realem to Kylian Mbappe musiał pchać wózek. Podobnie było tej wiosny, gdy Argentyńczyk nie zaistniał w dwumeczu z Bayernem. Zaakceptowaliśmy to, że Messi średnio notuje dwa razy mniej dryblingów niż w ostatnim sezonie w Barcelonie. Powstała cała medialna narracja o tym jak innym i bardziej wszechstronnym typem piłkarza stał się Leo - niestety od mundialu gra tak słabo, że nie da się go wybronić żadną wymówką lub analizą.
Co gorsze, Argentyńczyk stał się symbolem negatywnej spirali, jaka jest nakręcana wokół PSG od czasu, gdy odpadło z Ligi Mistrzów. Łatwiej przecież uderzać w Messiego niż w Galtiera, bo to jego nazwisko wykręca większy zasięg i wywołuje globalne echo. Zwykle w takim wypadku można było jeszcze wylać wiadro pomyj na Neymara, ale ten aktualnie nie gra z powodu kontuzji, więc ma spokój. To Messi musi brać na klatę brutalny sezon, który wymyka się PSG spod kontroli. On też wysłuchuje rad ekspertów jak Emmanuel Petit, który mówi: “Bierz jeszcze dziś walizki i uciekaj stąd ”. Wbrew temu, co sugerują niektórzy, Messi nie jest problemem Paryża. Jest nim cała kadra zarządzająca, mentalność złotej klatki, gdzie nie ma głodu zwycięstw, a tylko paniczne trzymanie się przy korycie.
Thierry Henry ostatnio przyznał, że świetnie byłoby zobaczyć Messiego znowu w Barcelonie i to naturalnie będzie temat, na który media rzucą się w trakcie następnych kilku miesięcy. Nieustannie będziemy czytali o tym, czy Katalończycy mogą sobie na niego pozwolić i jakie fikołki wykona Joan Laporta, by tę sprawę przyklepać. Futbol jest niekończącą się fabułą. Wiele razy pod względem scenariuszy przebijał Hollywood i tutaj będzie podobnie.
A fakt, że Messi jest ambasadorem turystyki Arabii Saudyjskiej i że coraz śmielej flirtuje z Bliskim Wschodem, z pewnością zapewni zwroty akcji.
Autor jest dziennikarzem Viaplay.

Przeczytaj również