Medialna "wojenka" Lewandowskiego to nic. Inni wymuszali transfery bez wahania. "Nie kopnę już dla was piłki"
Krytyka pracodawcy w mediach, bojkotowanie treningów… a nawet przyjazd do klubowego budynku w koszulce największego rywala. Piłkarze mają multum pomysłów na to, jak wymusić transfer do innego zespołu. Kilku z nich zdecydowanie przekraczało granice. Komu determinacja do zmiany otoczenia odjęła klasy? Na tej liście są duże nazwiska.
Media spekulowały ostatnio, czy Robert Lewandowski może strajkiem wymusić odejście z Bayernu. “Lewy” to jednak profesjonalista, który nie ma zamiaru się tak zachowywać, co potwierdził zresztą Tomasz Zawiślak, przyjaciel napastnika, w rozmowie z niemieckim “Bildem”. Czym innym są bowiem medialne szachy na linii Lewandowski i Pini Zahavi kontra Bayern, a czym innym bojkotowanie treningów i pójście na otwartą wojnę z aktualnym pracodawcą.
Tyle że nie każdy prezentował w przeszłości tak profesjonalne i właściwe podejście do tematu jak kapitan reprezentacji Polski. Wielu zawodników było po prostu bezczelnych, próbując doprowadzić do odejścia z klubu.
BVB ofiarą “fochów”
Wydawać by się mogło, że Borussia Dortmund to wymarzony klub dla wschodzących gwiazd. Solidny zespół grający o duże cele, gdzie władze klubu nie robią piłkarzom na złość i co jakiś czas z Dortmundu wyjeżdżają jego czołowe postaci, aby szukać rozwoju w większych i bogatszych zespołach. Nie zawsze jednak odejścia przebiegają w tak rzeczowej i profesjonalnej atmosferze, jak np. przy okazji transferu Erlinga Haalanda. Pokazują to choćby przykłady Pierre-Emericka Aubameyanga czy Ousmane Dembele.
Ten pierwszy odszedł z BVB na początku 2018 roku i trafił do Arsenalu. Pierwotnie Gabończyk miał dokończyć sezon w Dortmundzie, ale im bardziej zabiegał o angielski klub, tym więcej było z jego strony manifestacji. “Auba” mocno naciskał na transfer, wywierał presję i nie przykładał się do obowiązków. O tym, że jego rozstanie z Borussią nie przebiegło w miłej atmosferze, świadczą także słowa Hansa Joachima Watzke, który po latach skrytykował Aubameyanga w prasie, twierdząc, że za jego transferem stała wyłącznie chęć zarobku. Gabończyk w odwecie nazwał byłego szefa klaunem.
Pół roku wcześniej z klubem z Zagłębia Ruhry pożegnał się Ousmane Dembele. W tym przypadku także doszło do wymuszenia transferu, czego ponownie w mediach nie ukrywali włodarze BVB. Dembele wybrał klasyczną metodę. Po prostu nie stawiał się na treningach, co ostatecznie zaowocowało zawieszeniem go w klubie.
- Zrobił to umyślnie - komentował wówczas dyrektor sportowy Borussii, Michael Zorc. No cóż, ostatecznie skrzydłowy dopiął swego, a sprzedała go do Barcelony. I to za konkretną sumkę ponad 100 mln euro + bonusy.
Koniec końców wyszło na to, że Borussia najgorzej na obu transferach nie wyszła. Zainkasowała konkretne pieniądze, a jak pokazuje historia “Auby” i Dembele - ich późniejsi pracodawcy ostatecznie także mieli z nimi problem. Gabończyk, choć długi czas był prawdziwym liderem “Kanonierów”, został z powodów dyscyplinarnych odsunięty od składu i oddany do Barcelony, a Dembele, pół żartem, pół serio, więcej czasu w Katalonii spędził grając w Fortnite, aniżeli czarując na murawie.
“Nie kopnę już dla was piłki”
W 2015 roku Dimitri Payet zamienił Marsylię na Londyn, dołączając do West Hamu. Jego początki były więcej niż obiecujące. W sezonie 2015/16 w Premier League zdobył dziewięć bramek i zaliczył 12 asyst. To zaowocowało powołaniem do kadry Francji na EURO 2016, gdzie spisywał się fenomenalnie.
W następnej kampanii Francuz grał jednak słabiej, choć liczby nadal notował przyzwoite. Dwa gole i siedem asyst w 18 meczach Premier League nie rzucały na kolana, ale dawały nadzieje na odbudowanie formy. W to jednak nie wierzył sam Payet, który ogłosił, że chce odejść z Londynu już zimą. Ta deklaracja była szokiem dla trenera “Młotów”, Slavena Bilicia. Szkoleniowiec próbował namówić zawodnika na pozostanie w klubie, ale ostatecznie zdał sobie sprawę, że będą z tego wyłącznie problemy:
- Nie rozumiałem dlaczego, ale Payet chciał za wszelką cenę wrócić do Marsylii - tłumaczył później Bilić.
Sam Francuz uparł się, że dla West Hamu “więcej już nie kopnie piłki”. I tak, stawiając klub pod ścianą, Payet załatwił sobie powrót do OM. Obyło się bez prania brudów, ale spory niesmak pozostał.
W koszulce wroga
Dość kuriozalny pomysł na wymuszenie transferu miał Didier Lamkel Ze. Kameruńczyk występujący w Royalu Antwerpia do tego stopnia chciał wymusić swój transfer do Panathinaikosu Ateny, że zaczął paradować w koszulce Anderlechtu..
Nie trudno się domyślić, że obie ekipy nie pałają do siebie wielką miłością, a zachowanie krnąbrnego piłkarza spotkało się ze sporą krytyką ze strony fanów. Co ciekawe, Lamkel Ze już kilka dni przed swoim happeningiem odgrażał się - Nikt nie będzie decydował o mojej karierze.
Ostatecznie Didier, już na drugi dzień po incydencie, przeprosił i wyraził swoją gotowość do… pozostania w klubie. Z jego perspektywy wymuszenie nie przyniosło oczekiwanych rezultatów. Do Grecji nie trafił do dziś. Z Antwerpii był natomiast wypożyczany do Dunajskiej Stredy, FK Chimki czy Metz.
Londyńskie perypetie
Długa jest lista piłkarzy, którzy postanowili urządzić strajk, aby trafić do Realu Madryt. Kilka mocnych nazwisk wymusiło swój transfer do “Królewskich” z Londynu. Jednym z nich był Luka Modrić. Chorwat, wyraźnie zirytowany brakiem trofeów, chciał opuścić Tottenham już w 2011 roku. Był wówczas blisko przenosin do lokalnego rywala, Chelsea, ale klub nie wyraził na to zgody. Modrić zagryzł zęby i przyjął decyzję Spurs, ale już rok później postanowił twardo zagrać z władzami klubu. Gdy Tottenham znów odrzucił ofertę, tym razem Realu Madryt, Luka urządził 45-dniowy strajk. Opuścił przedsezonowe przygotowania i wypoczywał w ojczyźnie. Na Modricia nałożono spore kary finansowe za każdy dzień nieobecności, zaś do zmiany postępowania mieli go nakłaniać koledzy.
- Tym zachowaniem nie poprawia swojej sytuacji - grzmiał właściciel Tottenhamu, Daniel Levy.
Levy się mylił. Jeszcze w sierpniu Modrić odszedł do Realu, gdzie stał się legendą i wygrał wszystkie możliwe trofea, w tym pięciokrotnie Ligę Mistrzów.
Podobną do Modricia taktykę rok później obrał Gareth Bale. Bojkotowanie treningów, deklaracja chęci zmiany otoczenia - Walijczyk robił wszystko, aby opuścić Londyn. Istotna była determinacja samego Realu, który ostatecznie położył na stół ofertę opiewającą na 100 mln euro. Levy po raz kolejny został pokonany przez protesty własnego zawodnika, ale tym razem przynajmniej solidnie zarobił. Modrić odszedł za “tylko” nieco ponad 30 mln euro.
Swojego renegata miała także Chelsea, z której do Realu za wszelką cenę chciał odejść Thibaut Courtois. Bramkarz strajkować postanowił przed sezonem 2018/19. Belg nie pojawił się na zgrupowaniu “The Blues” po mundialu w Rosji, a na Stamford Bridge dobrze wiedzieli, że z tej współpracy nic już nie będzie. Protest piłkarza i tym razem przyniósł skutek, a golkiper w sierpniu 2018 parafował umowę z Realem.
Ten ostatni transfer był po trosze wypadkową kilku innych czynników. Wcześniej bowiem strajkiem groził Mateo Kovacić, który chciał z Realu odejść do… Chelsea. Kiedy więc dopięto transakcję Chorwata, a w Londynie zdali sobie sprawę, że za rok ich bramkarz i tak będzie wolnym zawodnikiem, postanowili zarobić na nim jakieś pieniądze.
Hinteregger jedzie po bandzie
W wieku 29 lat karierę zakończył niedawno Martin Hinteregger. Austriak zapisał się w historii futbolu specyficznym stylem bycia, krytyką nowych technologii, ale także “sposobem” na przeforsowanie transferu.
Tło historii jest proste: Hinteregger był wypożyczony z Augsburga do Eintrachtu Frankfurt. Po zakończeniu wypożyczenia wrócił do swojego klubu, ale myślami pozostał w ekipie “Orłów”. Problemem okazały się plany Augsburga, który nie chciał go sprzedawać. Efekt? Martin Hinteregger wziął sprawy w swoje ręce. I to w sposób radykalny.
Najpierw zbojkotował obowiązki marketingowe, takie jak wspólna sesja zdjęciowa przed nowym sezonem. Następnie postanowił zrobić sobie tatuaż, co było wbrew klubowemu regulaminowi. Do tego doszedł brak pojawienia się na treningu, poprzedzony - najpewniej - kontrolowanym wyciekiem nagrania, na którym były już piłkarz jest wyraźnie wstawiony. Znienawidzone media społecznościowe Hinteregger wykorzystał zresztą także do tego, aby kibice Augsburga zobaczyli, jak na treningu pojawia się z plecakiem… Eintrachtu. Cel osiągnął, bo ostatecznie dostał zgodę na transfer definitywny.
Rynek (złego) pracownika
“Żaden piłkarz nie jest większy niż klub” - to znany frazes, ale nie brak przypadków, w których to zawodnicy dyktują klubom warunki na każdym kroku. I niewątpliwie nierespektowanie przez nich kontraktów jest sporym problemem. Strajków w futbolu było bowiem znacznie więcej.
Dymitar Berbatow “nie był w nastroju” do gry w barwach Tottenhamu, gdy “Koguty” nie chciały puścić go do Manchesteru United. William Gallas, choć sam temu zaprzeczał, miał nawet grozić… strzeleniem bramki samobójczej, kiedy jego pozyskanie z Chelsea sondował Manchester City. Strajkował Pierre Van Hooijdonk występując jeszcze w Nottingham Forest, sprawy na ostrzu noża w Interze stawiał brazylijski Ronaldo. Do strajku agent miał namawiać także Virgila van Dijka, gdyby Southampton nie chciało puścić go do Liverpoolu.
I to nadal tylko część przykładów, a zapewne w kolejnych latach do listy dojdą zupełnie nowe historie. Która z dotychczasowych wydaje Wam się najbardziej absurdalna?