Mecz życia, potem kompletna posucha. Kryzys niedoszłej gwiazdy Manchesteru City? "Pep wymaga więcej"
Jednym meczem rzucił Premier League na kolana. Na fundamentach spektakularnego występu nie powstało jednak nic trwałego. Jeremy Doku to piłkarz dobrych momentów, które pojawiają się zdecydowanie zbyt rzadko.
Gra w linii ataku Manchesteru City to pewnie marzenie większości piłkarzy. Dobrze mieć za plecami kreatorów pokroju Kevina De Bruyne i Bernardo Silvy, a przed sobą takiego snajpera, jak Erling Haaland. Przy tak wszechobecnej jakości na Etihad notowanie liczb powinno przychodzić ze względną łatwością. Wystarczy jednak spojrzeć na Jeremy’ego Doku, aby dojść do wniosku, że nic nie musi być tak proste. Ubiegłego lata “Obywatele” zainwestowali 60 mln euro w akcje eksplozywnego skrzydłowego, który czarował w Ligue 1 i porwał tłumy na poprzednich mistrzostwach Europy. Wychowanek Anderlechtu miał wnieść do ekipy Pepa Guardioli fantazję, element nieprzewidywalności, ale też bramki i asysty. A tych brakuje i to od czterech miesięcy. W klubie walczącym o najwyższe cele taka zapaść jest bardziej niż alarmująca.
Drylowanie wisienek
Jeremy Doku był powoli wprowadzany do wyjściowego składu Manchesteru City. Nikogo nie zaskoczyło, że zawodnik sprowadzony z Rennes potrzebował kilku tygodni, aby pojąć wstępne założenia taktyczne Pepa Guardioli. Problemy zdrowotne Jacka Grealisha sprawiły, że nowy nabytek w końcu musiał dostać więcej szans od pierwszej minuty. I początkowo potrafił je wykorzystywać, o czym najmocniej przekonało się Bournemouth. Reprezentant Belgii niemal w pojedynkę przerobił “Wisienki” na miazgę. Zanotował wtedy jedną bramkę i aż cztery asysty, a do tego dorzucił siedem wygranych pojedynków i pięć dryblingów. Max Aarons czy Chris Mepham pewnie do dziś mają nocne koszmary ze skrzydłowym “The Citizens” w roli głównej.
- Uwielbiam współpracę z Pepem. Sposób, w jaki mówi o piłce, o różnych detalach. Ważne jest też to, że pozwala mi być sobą na boisku. Nie próbuje mnie za bardzo zmieniać, dzięki temu mogę najlepiej wyrażać siebie. Myślę, że na początku ludzie nie spodziewali się, że od razu będę grał, ale jestem tu, czuję się dobrze, a dzisiejszy mecz był fantastyczny - podsumował wtedy Doku - Trudno znaleźć zawodnika, który potrafi dryblować w taki sposób na małych przestrzeniach. Doku to jeden z najszybszych zawodników na pierwszych pięciu metrach, potrafi błyskawicznie zmieniać kierunek biegu. Jestem pod wrażeniem jego gry, ponieważ podejmuje bardzo dobre decyzje. Kiedy dostaje piłkę, czuję ekscytację - wtórował Guardiola.
Tamten mecz miał zbudować Doku na resztę sezonu. Wydawało się, że Belg na dobre zabezpieczy swoją pozycję na lewej flance, wykorzystując problemy Grealisha. Gdyby potrafił utrzymać formę z meczu przeciwko Bournemouth, Pep od jego nazwiska mógłby zaczynać komponowanie składu. Niestety, to był pierwszy i jak na razie ostatni wybitny występ skrzydłowego w Premier League.
Rozczytany
Ostatnie miesiące uwypukliły największe mankamenty Doku. Jest on zawodnikiem z wysoko zawieszonym sufitem, ale jednocześnie jego podłoga znajduje się na niskim pułapie. Potrafi być zatem jednocześnie spektakularnym dryblerem, kreatorem i człowiekiem, który zmienia oblicze meczów. Ale kiedy nie ma swojego dnia, potrafi irytować stratami, kolejnymi nieudanymi próbami, problemami z decyzyjnością. Tydzień po wspomnianym meczu z Bournemouth pokazał się z fatalnej strony na tle Chelsea. Przez godzinę gry na Stamford Bridge wyróżnił się jedynie “symulką”, za którą został ukarany żółtą kartką. Guardiola zdjął go z boiska w pierwszej kolejności. Katalończyk wymaga od swoich zawodników więcej, znacznie więcej.
- Rozczarowujący wieczór Doku po niesamowitym występie w poprzedniej kolejce. Za każdym razem, kiedy dostawał piłkę, zbyt długo ją holował, próbując minąć rywala - ocenił wówczas portal Squawka. - Doku był żywy, ale bardzo chaotyczny. To był mecz, w którym City początkowo brakowało Grealisha i jego inteligencji taktycznej - stwierdzili dziennikarze Goal.com. - Strzelał niecelnie i upadł na murawę więcej niż jeden raz. Jack Grealish jest kontuzjowany, więc Pep musiał wprowadzić za niego Juliana Alvareza - pisał The Guardian po derbach Manchesteru, wystawiając "piątkę".
Trudno znaleźć pozytywy ostatnich występów Doku. W 19 poprzednich meczach Manchesteru strzelił jednego gola (z Huddersfield na 5:0 w FA Cup) i nie dorzucił do tego ani jednej asysty. Po starciu z Bournemouth nie brał już udziału przy żadnej bramce w Premier League. Wytłumaczeniem regresu może być kontuzja mięśniowa, przez którą stracił cały grudzień. Od czasu powrotu do zdrowia miał jednak sporo czasu na odzyskanie blasku. Zwłaszcza, że Guardiola robił wszystko, aby wydobyć z niego pełnię potencjału.
W niektórych meczach trener dawał Belgowi kierownicę i mówił: “Prowadź”. Tak było choćby przy okazji starcia z Chelsea, kiedy dosłownie każda akcja przechodziła przez skrzydłowego. Miał on wtedy 102 kontakty z piłką, o dwa więcej od De Bruyne, który zwykle wciela się w rolę lidera. Tym razem to Doku miał za zadanie rozmontować defensywę rywali. Został jednak po mistrzowsku rozczytany przez Malo Gusto. Prawy obrońca “The Blues” nie nabrał się na żadną ze sztuczek, wygrywał jeden pojedynek za drugim, postawił szlaban i zakaz wjazdu pod bramkę.
- Nie można nie docenić tego, co Malo Gusto zrobił z Doku. Był niesamowity, zatrzymywał go w każdej akcji. Dla mnie to zawodnik meczu - podsumował Jason Cundy na antenie Chelsea TV.
Niewykorzystany potencjał
Wiele meczów Doku można podsumować stwierdzeniem: dużo wiatru, mało konkretów. Nikt nie wątpi w jego naturalny talent do wygrywania pojedynków, robienia różnicy i rządzenia na skrzydle. Według danych portalu Whoscored jest on najlepszym dryblerem w Premier League ze średnią 3,2 udanych akcji na mecz. W TOP5 ligach Europy lepsi są tylko dwaj zawodnicy Bayernu: Leroy Sane notuje 3,6 udanego dryblingu na mecz, a Jamal Musiala 3,8. W samej Anglii trudno jednak znaleźć zawodnika, który z taką częstotliwością generowałby zagrożenie poprzez akcje jeden na jednego oraz rajdy z piłką.
W tym wszystkim brakuje jednak konkretów. Wysoka liczba kontaktów w polu karnym zupełnie nie przekłada się na najważniejsze statystyki, czyli bramki i asysty. W 2024 roku Doku nie wykreował żadnej tzw. dużej sytuacji, czyli takiej, gdzie wskaźnik oczekiwanych goli przekroczyłby 0,30. Jednocześnie sam nie robi wiele, aby poprawić swój skromny dorobek dwóch trafień w Premier League. W tym sezonie oddał 34 strzały, ale tylko 10 leciało w światło bramki. To zdecydowanie najgorszy wynik spośród ofensywnych zawodników City. Więcej celnych uderzeń od niego oddał nawet Rodri (17). Pod względem progresywnych podań zajmuje dopiero 13. miejsce w klubowej klasyfikacji. W ciągu 20 kolejek ligowych posłał jedynie osiem zagrań w ofensywną tercję boiska. Tyle samo zanotował Kalvin Phillips, którego w styczniu bez żalu odesłano na wypożyczenie do West Hamu. Można naturalnie mówić, że 21-latek nadrabia wszystko absurdalnie wysoką liczbą udanych dryblingów i wygranych pojedynków. Trudno jednak chwalić gracza, który regularnie mija rywali, żeby następnie oddać niecelny strzał lub stracić piłkę.
- Zawsze mogę być lepszy, bardziej wydajny w ostatniej tercji boiska. To pewne elementy gry, nad którymi muszę popracować, nie jestem idealnym zawodnikiem. Myślę jednak, że miałem dobry start i chciałbym kontynuować ten proces - przyznał sam zainteresowany w rozmowie z klubowymi mediami.
Konkurencja nie śpi
Doku oczywiście nigdy nie był znany ze szczególnie dużej liczby bramek. Jego najlepszy wynikiem strzeleckim w Ligue 1 było sześć trafień. Ale Manchester City raczej nie chciał mieć tego samego zawodnika, który grał w Rennes. “Obywatele” z pewnością liczyli na to, że rasowy drybler poszerzy swój repertuar i stanie się skrzydłowym kompletnym. A na razie się na to nie zapowiada. Nic dziwnego, że w mediach pojawiają się pierwsze pogłoski o potencjalnym zakupie przez City kolejnego zawodnika na tę pozycję. Według doniesień mistrzowie Anglii powoli robią podchody pod Johana Bakayoko z PSV.
O rok młodszy rodak Doku stał się prawdziwą rewelacją w Eindhoven. Pod względem stylu gry widać u nich sporo podobieństw, ale tylko Bakayoko potrafi łączyć efektowność z efektywnością. W tym sezonie zaliczył łącznie 12,9 oczekiwanych bramek i asyst w Eredivisie (średnio 0,63 na 90 minut) i 3,0 w Lidze Mistrzów. W przypadku Doku wskaźniki xG i xA wynoszą łącznie 4,8 w Premier League (0,36 na 90 rozegranych minut) i 2,2 w Champions League. Różnica jest kolosalna i nie można jej tłumaczyć przepaścią, jaka dzieli ligi angielską i holenderską. 20-latek potwierdził swój talent na arenie europejskiej, rywalizując choćby z Arsenalem, najbliższym rywalem City.
Czy Doku może przerwać fatalną passę i strzelić gola lub zanotować dwie asysty przeciwko “Kanonierom”? Oczywiście, że tak. Skala jego potencjału sprawia, że jest w stanie zrobić sportową krzywdę każdemu napotkanemu rywalowi. Problemem pozostaje regularność. Jeden bardzo dobry mecz to za mało, kiedy następuje po nim seria kilkunastu nieudanych występów. Kurz po rozbiciu Bournemouth w pył już dawno opadł. Aby pozostać w Manchesterze City, trzeba wzbijać się na wyżyny częściej niż raz na parę miesięcy.