On znów strzela! Odrodzenie Krzysztofa Piątka, to było kluczowe. Trener bez wątpliwości
Gdy większość z was zasiądzie do wigilijnego stołu, jeden z reprezentantów Polski zagra kluczowy mecz w kontekście walki o tytuł mistrzowski. Tytuł mistrzowski ligi, w której biało-czerwoni czują się ostatnio jak ryba w wodzie.
Wigilia, 24 grudnia, 19:00 czasu lokalnego, 17:00 czasu polskiego. Oto data najważniejszego dotychczas meczu ligi tureckiej w tym sezonie. W Stambule Fenerbahce zagra w derbach z Galatasaray i będzie to spotkanie na szczycie tabeli. Obie ekipy deklasują konkurencję - mają po 43 punkty, bilans 14 zwycięstw, remisu i porażki oraz kolosalną przewagę nad resztą stawki (14 pkt). Gdy wy będziecie powoli sięgać po opłatek, barszcz i wigilijne uszka, Sebastian Szymański wraz z innymi gwiazdami Super Lig powalczy, by zrobić mały krok w kierunku mistrzostwa Turcji.
- W Turcji trwa jeden z najbardziej ekscytujących sezonów od lat i mimo że ostatnio zaburzają go różne ekscesy z sędziami w roli głównej, to finalnie wszyscy będą żyli starciem Galatasaray i Fenerbahce, które prawdopodobnie rozstrzygnie losy mistrzostwa w przedostatniej kolejce sezonu. Obie drużyny wyjątkowo zbroiły się latem korzystając z talentów biznesowych swoich włodarzy (jak w przypadku Erdema Timura w Galatasary) i wielkiej determinacji w dążeniu do sukcesu (jak w przypadku obsesji dot. mistrzostwa Aliego Koca w Fenerbahce) - tłumaczy nam ekspert od tureckiej piłki, Filip Cieśliński. - Postawienie wszystkiego na jedną kartę dla jednej z tych ekip skończy się klęską i sporymi problemami finansowymi. W pierwszym, wigilijnym epizodzie tego starcia faworytem będzie Galatasaray, ale tylko ze względu na problemy kadrowe Fenerbahce. Gdyby obie ekipy przystępowały do tego meczu w najlepszym możliwym zestawieniu, stawiałbym na “Kanarki”, które w tym sezonie ogląda się odrobinę lepiej.
Udało się wszystko
Z uwagi na kraj, w którym na co dzień występuje Szymański, data i godzina hitu nie jest oczywiście zaskoczeniem. W ostatnich dniach liga turecka gra taśmowo, przerwę zimową rozpocznie dopiero w Boże Narodzenie późnym wieczorem (pauza potrwa do 6 stycznia włącznie). A to i tak sukces, bo przecież dopiero co rozgrywki zawieszono po brutalnej napaści prezesa Ankaragucu na sędziego, a niedługo później piłkarze Istanbulsporu zeszli z boiska na polecenie prezydenta klubu, który nie mógł się pogodzić z uznaniem gola dla Trabzonsporu. Patologia.
My jednak skupimy się na futbolu. Szczególnie, że Sebastian Szymański jest jedną z największych gwiazd ligi. Przenosiny do Fenerbahce to strzał w dziesiątkę. Pomocnik już osiągnął tzw. double-double w nowych barwach - ma 11 goli i dziesięć asyst we wszystkich rozgrywkach. W lidze jego bilans to 8+5. Polak właściwie nie ma przestojów, co rusz dorzuca gola czy asystę. W ostatnich tygodniach w obu kategoriach dopisał po dwa punkty. Kapitalnie wypadł z Besiktasem (3:1). To już nie miesiąc, a “miodowe” pół roku Szymańskiego w Turcji.
- W starcie Sebastiana Szymańskiego w Fenerbahce udało się wszystko - sama drużyna miała łatwy terminarz i szybko wskoczyła na falę wznoszącą, a on sam świetnie odnalazł się pośród wybitnych kolegów z formacji ofensywnej, dołożył do tego świetnie ułożoną nogę i dużo ciężkiej pracy, a efekty przyszły same - podkreśla Cieśliński. - Kluczem do jego sukcesu jest właśnie ta ciężka praca, gwarantująca dobrą wymienność pozycji z Fredem i Ismailem Yuksekiem w środku pola, ale przede wszystkim świetne zrozumienie z Dżeko i skrzydłowymi. Szymański dobrze rozumie ich grę, wchodzi w wolne przestrzenie i dzięki temu bardzo często dochodzi do sytuacji jako fałszywa “dziewiątka” lub zupełnie niekryty przed polem karnym - dodaje.
Cieśliński nie jest zdziwiony, że liczby i gra Szymańskiego powodują łączenie go z czołowymi europejskimi klubami. Tureckie media od tygodni rzucają nazwami gigantów jak z rękawa. Napoli, Liverpool, Manchester United. 20, 25, 30 mln euro. To robi wrażenie i rozbudza wyobraźnię. O szybkim, zimowym transferze raczej możemy jednak zapomnieć. Zobaczymy, co wydarzy się po sezonie.
- Sebek jest w rewelacyjnej formie. Fantastycznie zaaklimatyzował się w nowym klubie. W niedzielę znów trafił, a mógł zaliczyć jeszcze kilka asyst. Nie myślimy na razie o tym, co może wydarzyć się latem - mówił na łamach Meczyki.pl 23 października Mariusz Piekarski, agent reprezentanta Polski.
Filip Cieśliński wskazuje, że u Szymańskiego są jeszcze elementy do poprawy. Jeśli je wyeliminuje, futbol z najwyższych szczebli może czekać na niego otworem.
- Szymański wciąż musi jednak pracować nad swoją obecnością w ważnych meczach oraz tych, w których występuje na boisku przy graczach innych niż Dżeko, Tadić, Irfan Can czy Fred - w takich przypadkach, z wyjątkiem spotkania z Besiktasem, zdarzało mu się bowiem ginąć. Jeśli popracuje nad skupieniem w tych starciach, to może sobie poradzić w dowolnym klubie świata - twierdzi nasz rozmówca.
Warto dodać, że poza walką o mistrzostwo Turcji Szymański gra też dalej z Fenerbahce w Lidze Konferencji. Właściwie do kompletu i podbicia wartości o kolejne parę milionów brakuje mu jedynie sukcesów w reprezentacji Polski. Gdyby biało-czerwoni weszli na EURO 2024, a Polak pokazałby się z dobrej strony, “Fener” pewnie mogłoby liczyć na jeszcze większy przelew. Tyle że jak dota “Szymi” klubowy, a reprezentacyjny to inna bajka. Skąd to się bierze?
- W reprezentacji brakuje mu tak klasowych partnerów, z którymi czułby podobną chemię. Lewandowski nie pracuje tak jak Dżeko, często schodzący do bocznych sektorów by robić mu miejsce, skrzydłowi wbijają raczej piłkę w pole karne zamiast szukać Szymańskiego na 20. metrze, a wymiana pozycji z kolegami ze środka pola nie wygląda tak dobrze jak w klubie - uważa Cieśliński.
Metamorfoza Piątka
Niewykluczone, że w marcu Szymański spotka w kadrze dawno w niej niewidzianego Krzysztofa Piątka. Napastnik Basaksehiru odzyskał bowiem formę strzelecką. Od 5 listopada strzelił sześć goli w sześciu meczach i okrasił je ładną asystą. Co więcej, jego zespół wyszedł z kryzysu i strefy spadkowej.
To miła odmiana po fatalnym początku sezonu w wykonaniu i Piątka, i całej drużyny. Polak miał duże problemy, by odnaleźć się w nowym otoczeniu.
- Krzysztof Piątek zaliczył nieprawdopodobny zjazd. Zaczęły się jego problemy w Basaksehirze. Trener Cagdas Atan zdjął go z boiska w 31. minucie meczu z Fenerbache (przy wyniku 0:3) i nie było to spowodowane kontuzją. Polak poszedł obrażony do szatni. A w całym 2023 roku w 28 meczach strzelił zaledwie jednego gola - pisał 28 września dziennikarz Meczyki.pl, Samuel Szczygielski.
- Tu rozgrywa się jakiś dramat na naszych oczach - mówił dwa dni później Roman Kołtoń w “International Level” na kanale Meczyków na YouTube. Dziennikarz wlał przy tym trochę optymizmu: - Jestem jednak przekonany, że się jeszcze odnajdzie w futbolu. Pytanie kiedy. Piątek nie jest taki słaby piłkarsko i mentalnie, żeby się nie odnaleźć - stwierdził.
Miał rację, bo Piątek w końcu złapał dobrą formę. Pomogła mu w tym m.in. współpraca z trenerem mentalnym, Bartłomiejem Bączkiem.
- Czuł, że w Turcji nie wszystko idzie po jego myśli. Zaczęliśmy od spotkania na wideokomunikatorze. Impulsem był brak goli. To zawsze wywołuje u napastnika jakąś presję - zarówno zewnętrzną, jak i wewnętrzną. Działacze i kibice oczekiwali bramek. Wewnątrz tak ambitnego człowieka, jakim jest "Kris", pojawiło się trochę smutku, frustracji, a nawet lęku, że nie wywiązuje się on ze swojej roli. Krzysztof mnie znał i mi ufał, więc zgłosił się do mnie. (...) Ta kwestia mu doskwierała. Wielokrotnie dobrze wyglądał na treningach i meczach, pomagał drużynie, ale nie miał goli - opowiadał w “Fakcie” Bączek.
Po przełamaniu 5 listopada w ciepłych słowach o Piątku wypowiedział się też jego trener, Cagdas Atan.
- Piątek był cały czas w dobrej formie. W jednym z meczów towarzyskich złamał jednak mały palec i nie mogliśmy go wystawiać do gry przez 2-3 tygodnie. Nie straciliśmy wiary w jego umiejętności - ocenił trener. - Dziś zaprezentował się wspaniale, a myślę, że w miarę upływania czasu będzie strzelał więcej goli. Jego osobiste zwycięstwo to także korzyść dla całego klubu - dodał.
Wiara w polskiego napastnika okazała się kluczowa. Piątek, który zaczynał od dziewięciu meczów bez gola i śrubowania serii minut z zerem z przodu, dziś jest fundamentalną postacią coraz lepiej radzącego sobie Basaksehiru. To wokół niego budowana jest ofensywa.
- W przypadku Piątka potwierdza się, że Basaksehir był bardzo dobrym wyborem - trudno znaleźć inne miejsce na tym poziomie piłkarskim, w którym piłkarze i sztab dostają tyle zaufania, a presja kibiców właściwie nie istnieje. Początkowo Emre Belozoglu, a potem Cagdas Atan całkowicie mu ufali i mimo tego, że Piątek długo się rozpędzał, a w między czasie przyplątał mu się jeszcze uraz, stawiali na niego w pierwszym składzie, jednocześnie szukając mu odpowiedniego wsparcia na poziomie taktyki czy otaczających go graczy - wyjaśnia Filip Cieśliński. - Efekt jest taki, że Polak zaczął się wreszcie odpłacać liczbami, ale co ważniejsze - cięższą pracą na boisku i niezłą grą. Pomógł fakt słabości jego konkurentów, bo wielkich skoków formy nie zaliczyli ani dotychczasowi napastnicy IBFK, ani sprowadzony (bardziej na skrzydło, ale z potencjałem gry na “dziewiątce”) Emmanuel Denis, ale na tę chwilę Piątek może być spokojny o miejsce w podstawowym składzie rozpędzającej się drużyny, która największe problemy w tym sezonie ma już raczej za sobą.
Buksa idzie naprzód
W Wigilię, tyle że kilka godzin przed Szymańskim, na boisko wybiegnie Adam Buksa, trzeci do biało-czerwonego brydża. Napastnik Antalyasporu też jest w świetnej dyspozycji. Jego historia różni się jednak od tej Piątka. On właściwie strzela regularnie odkąd zostawił za sobą dłuższe problemy zdrowotne, czyli początku września. Bilans Buksy wynosi osiem goli i dwie asysty, z czego od 10 listopada wniósł do tego dorobku cztery bramkę i asystę, wszystko na wagę punktów solidnie wyglądającej ekipy Nuriego Sahina. Antalyaspor znajdziemy w górnej połowie tabeli, niedaleko podium i strefy pucharowej. Ostatnio Buksa i jego kumple, w tym polski pomocnik Jakub Kałuziński, nie zwykli przegrywać. Minione siedem spotkań to cztery wygrane i trzy remisy.
- Projekt Nuriego Sahina w Antalyi, bardzo wyjątkowy na turecką skalę, bo stabilny i z lokowaniem wyjątkowo dużej władzy u jednego człowieka, notuje swoje wzloty i upadki. Teraz ma lepszy moment, choć cały czas można odnieść wrażenie, że w niektórych meczach brakuje na boisku piłkarzy, którzy mogliby właściwie obsłużyć Buksę. On strzela jednak to co powinien, do tego dokłada sporo sytuacji, w których sam tworzy sobie okazje, a to przekłada się na bardzo dobre recenzje - mówi Cieśliński.
Dla Buksy obecny sezon to odrodzenie po czasie straconym w Lens. Tam napastnik głównie leczył kontuzję. Wypożyczenie do Turcji się opłaciło, a według tamtejszych mediów klauzula jego wykupu wynosi tylko cztery miliony euro. Niewykluczone, że snajper byłby inwestycją Antalyasporu, który po przelaniu pieniędzy na konto Lens, mógłby zaraz skasować większą sumę od możniejszego rywala z Super Lig.
- Już teraz wspomina się o nim w kontekście przenosin do silniejszej tureckiej ekipy - Antalyaspor czasy szalonych wydatków ma za sobą i w najbliższych latach pozostanie drużyną ze środka tabeli, która czasem może otrzeć się o puchary. Sufit Polaka na pewno sięga więc wyżej. Jego największym wrogiem mogą być jednak urazy - jeden przerwał mu wchodzenie do drużyny w pierwszej części sezonu, a drugi prawdopodobnie uniemożliwił mu grę w ostatnim ligowym spotkaniu. Szczęśliwie wrócił już po nim do treningów - słyszymy od Cieślińskiego, który zwraca też uwagę na wspomnianego Kałuzińskiego. - Ciekawie w kontekście Antalyi obserwuje się też Jakuba Kałuzińskiego. Piłkarz, który - wydawałoby się - był sprowadzany jako rezerwowy, zaczynał sezon w podstawowej jedenastce i wypadł z niej dopiero przez uraz. Teraz Sahin, ewidentnie dostrzegający talent Polaka, znów zaczyna szukać mu miejsca w kadrze. Niewykluczone, że gdyby nie limit obcokrajowców w Super Lig, Kałuziński wciąż byłby wyjściowym graczem, a konkurencję ma naprawdę solidną - podsumowuje ekspert.
Pozostaje kibicować, byśmy na koniec sezonu także mogli wypowiadać się o polskiej kolonii w Turcji w samych superlatywach. A tym, którzy w wigilijny wczesny wieczór akurat nie będą mieli nic do roboty, polecamy włączyć hit ze Stambułu. Czego jak czego, ale emocji to w tureckiej piłce nie brakuje. Nawet jeśli nie zawsze są one związane stricte z piłką nożną.