Marcin Kamiński może wrócić do reprezentacji Polski. "Czuję się wystarczająco mocny" [NASZ WYWIAD]

Marcin Kamiński może wrócić do reprezentacji Polski. "Czuję się wystarczająco mocny" [NASZ WYWIAD]
Schalke 04
- Czuję się wystarczająco mocny, żeby tam wrócić. Zresztą sam fakt, że Czesław Michniewicz przyjechał i się ze mną spotkał, dużo dla mnie znaczy. Selekcjoner mnie widzi, patrzy w moim kierunku, to ważne. Rozważa moją osobę w kontekście reprezentacji, a ja sam mam też przeczucie, że jestem gotowy - mówi nam Marcin Kamiński, jeden z zawodników, który może niebawem otrzymać powołanie od selekcjonera biało-czerwonych.
Marcin Kamiński jest jednym z liderów defensywy Schalke. Zasłużony klub walczy o powrót do Bundesligi, a obrońca walczy o powrót do reprezentacji Polski. Dobra forma zawodnika nie umknęła Czesławowi Michniewiczowi, który spotkał się z Kamińskim. Z byłym zawodnikiem Lecha Poznań porozmawialiśmy o potencjalnych występach w kadrze, grze w Niemczech oraz transferze do "Kolejorza".
Dalsza część tekstu pod wideo
Gdy kilka dni temu przygotowywałem się do tej rozmowy, zakładałem, że zapytam Marcina Kamińskiego o datę jego powrotu do reprezentacji. Agresja Rosji na Ukrainę zmieniła jednak wszystko. Teraz wiemy, że do meczu nie dojdzie. Informowaliśmy o tym TUTAJ.
W piątek sam piłkarz nie miał jeszcze świadomości takiej decyzji. Podkreślił jednak, że ma nadzieję, iż w ostatecznym rozrachunku będzie się liczyło przede wszystkim zdrowie i bezpieczeństwo niewinnych ludzi.
JAN PIEKUTOWSKI: Spotkał się pan z Czesławem Michniewiczem, tematem była, rzecz oczywista, gra dla reprezentacji. Ustaliliście jakieś szczegóły?
MARCIN KAMIŃSKI: Nie, nie było żadnych deklaracji odnośnie mojego powrotu w marcu. Rozmawialiśmy z selekcjonerem odnośnie tego jak widzimy moje ewentualne występy w biało-czerwonych barwach, jakie ma wobec mnie plany, ale żadnych szczegółów, obietnic. Dowiedziałem się tylko, że powołania zostaną wysłane 6 marca, tak więc mogę jedynie czekać. Zobaczymy, czy moje nazwisko będzie na tej liście.
I znajdzie się?
Mam taką nadzieję, ale to nie jest w pełni zależne ode mnie. Ze swojej strony staram się i pokazuję to, co mam najlepsze. Reszta jest w rękach selekcjonera.
Czesław Michniewicz jest też chyba pierwszym trenerem od dłuższego czasu, który zdecydował się na spotkanie.
Tak, z Paulo Sousą się nie widziałem, natomiast Jerzy Brzęczek odwiedził mnie, gdy jeszcze grałem do Fortuny Dusseldorf. Od tamtej pory nic, nastąpiła dłuższa przerwa.
W dużej mierze dlatego, że epizod w Stuttgarcie nie był szczególnie udany. Można pokusić się o stwierdzenie, że Schalke uratowało pana dalszą, ewentualną, reprezentacyjną karierę?
Na pewno. Ten ruch, który wykonałem, był obliczony pod to, żebym grał jak najwięcej. Z tyłu głowy krążyła oczywiście możliwość powrotu do reprezentacji, nie będę ukrywał, że to jeden z celów, który mam nadzieję zrealizować.
Czy Marcin Kamiński jest wystarczająco dobrym piłkarzem, żeby tak się stało?
Czuję się wystarczająco mocny, żeby tam wrócić. Zresztą sam fakt, że Czesław Michniewicz przyjechał i się ze mną spotkał, dużo dla mnie znaczy. Selekcjoner mnie widzi, patrzy w moim kierunku, to ważne. Rozważa moją osobę w kontekście reprezentacji, a ja sam mam też przeczucie, że jestem gotowy.
W czym jest pan lepszy w stosunku do ostatniego meczu dla reprezentacji? Przypomnijmy - 2018 rok, towarzyskie spotkanie z Czechami.
Ciężko wskazać jedną rzecz. Na pewno zyskałem jeszcze więcej obycia. Pewność siebie też rośnie, bo ponownie gram regularnie, a to niezwykle ważne. Nie doszło też chyba do jakiejś diametralnej zmiany, nie mogę powiedzieć, że jestem innym piłkarzem. Po prostu procentuje to, ile meczowych minut spędzam na boisku.
Duże znaczenie, dla ewentualnego powrotu, może mieć doświadczenie w grze z trójką środkowych obrońców. Zanosi się na to, że tak ustawiona będzie reprezentacja Czesława Michniewicza. To komfortowa taktyka dla pana?
Tak, czuję się z nią coraz lepiej. Wiadomo, że gdy trafiałem do pierwszej drużyny Lecha Poznań, tendencja była skierowana raczej w stronę czwórki defensorów. Po transferze do Niemiec zacząłem się w pewnym momencie uczyć nowej gry. Nawet w Stuttgarcie, mimo tego, że ten ostatni sezon spędziłem głównie na ławce, cały czas poprawiałem jakieś aspekty - czy to w ustawieniu się, czy to w poruszaniu po boisku, wyprowadzeniu piłki.
No właśnie, ten Stuttgart. Co poszło nie tak?
Nie wiem, naprawdę. Nie potrafię odpowiedzieć na to pytanie. Podczas pobytu tam nie czułem się gorszy, nie czułem, że powinienem cały czas przegrywać rywalizację o pierwszy skład albo nawet nie znajdować się w kadrze meczowej, co było dla mnie trudne. Pracowałem, robiłem swoje, rozmawiałem z trenerem, dyrektorem sportowym, ale nikt nie udzielił mi jasnej odpowiedzi na temat tego, gdzie tkwi problem, dlaczego moja sytuacja tak wygląda.
Było to dziwne, ale też rozumiałem to pod tym względem, że Fortunie dobrze szło. Trudno było oczekiwać zmian w składzie, nie było ku temu wyraźnych podstaw. Jednak nie zmieniało to moich odczuć, ciężko było zaakceptować mi moją sytuację.
A co z dalszą karierą w Schalke? W jednej z rozmów wspominał Pan, że to nie jest najpiękniejszy, najbardziej atrakcyjny region, co jest w pełni zrozumiałe. Natomiast czy ta przygoda w ekipie z Zagłębia Ruhry może potrwać dłużej niż wskazuje na to obecny kontrakt?
Jestem sobie w stanie to wyobrazić, jak najbardziej. Patrząc na sam klub i to, gdzie się znajduję pod względem piłkarskim, nie wykluczam tego, że zostanę w Schalke przez kilka lat.
W jakim stopniu zależy to od powrotu klubu do Bundesligi?
Wiadomo, że po sezonie będzie się dużo działo, niezależnie od tego, czy wywalczymy awans, czy też nie. Jeśli się uda - zarząd będzie poszukiwał piłkarzy, którzy zapewnią możliwie najdłuższy pobyt w Bundeslidze. Jeśli awansu nie będzie, ruszą pewnie na poszukiwania nowych rozwiązań, które mogą przynieść lepsze efekty. Dopiero na koniec bieżących rozgrywek przekonamy się, kto ma jaką pozycję w klubie. Wiele może się zmienić.
Dlatego trudno coś insynuować, zakładać. Wiadomo, że jeśli nie będę miał szans na regularną grę, to mogę zdecydować się na odejście. Natomiast teraz czuję się w Schalke świetnie, nie mam na co narzekać, choćbym chciał.
W momencie opuszczenia Stuttgartu jakieś inne kluby zgłaszały swoje propozycje? Może ktoś z Ekstraklasy próbował się skontaktować.
Tak, Lech Poznań. Rok temu, zimą, gdy jeszcze byłem piłkarzem Stuttgartu skontaktowali się z moim agentem. Zdecydowaliśmy jednak, że chcemy poczekać, zobaczyć, co się wydarzy. W końcu trafiła do nas oferta z Schalke, a ja nie miałem zbyt wielu wątpliwości. Po pierwsze to fantastyczny klub, nadal jeden z największych w Niemczech. Po moich wcześniejszych doświadczeniach ważna była również perspektywa regularnej gry, a tę Schalke zapewniało - walczyli o mnie, bardzo szybko przeszli do konkretów, więc ostateczną decyzję mogłem podjąć względnie łatwo.
Natomiast powrót do Lecha Poznań nie jest wykluczony.
Na pewno nie. Nie ukrywam, że chciałbym do "Kolejorza" jeszcze dołączyć, być może za kilka lat. Oczywiście to też zależy od wielu czynników. Lech może przecież uznać, że jestem już dla nich za stary i nie będzie zainteresowany takim rozwiązaniem. Czas pokaże, póki co do Polski się nie wybieram, chciałbym jeszcze pograć na zachodzie.
Ewentualny transfer do Lecha będzie transferem do klubu, który ma jeszcze jedno mistrzostwo Polski więcej?
Bardzo mu tego życzę, trzymam kciuki. Zdarza mi się oglądać mecze, widać, że mają dużą moc i naprawdę potrafią zdominować przeciwnika. Ich kadra też zasługuje na uznanie, a to czynnik, którego nie można bagatelizować w walce o mistrzostwo. Mam nadzieję, że ostatecznie je zdobędą.

Przeczytaj również