Marchwiński on fire. To czas lechity. "Nie jestem w stanie wyobrazić sobie tego, co wtedy czuł"

Marchwiński on fire. To czas lechity. "Nie jestem w stanie wyobrazić sobie tego, co wtedy czuł"
Łukasz Laskowski/Pressfocus
Bywało różnie. Częściej gorzej niż lepiej, ale ostatnie miesiące to wreszcie oczekiwany progres ze strony Filipa Marchwińskiego. 21-latka, na którego w Lechu czekano długo, ale wreszcie się doczekano.
Dzisiaj jest tak, jak mało kto się spodziewał. Właściwie wychowanek Lecha Poznań jest podstawowym zawodnikiem "Kolejorza", od którego w tym sezonie i końcówce poprzedniego trener John van den Brom zaczyna ustalanie wyjściowego składu.
Dalsza część tekstu pod wideo

Wiodący wychowanek

Koniec grudnia 2018. Adam Nawałka szuka nowych młodych piłkarzy, aby wkomponować do składu Lecha. Stawia na Filipa Marchwińskiego, który kilka miesięcy wcześniej został mistrzem Polski juniorów starszych i grał w młodzieżowej lidze mistrzów. Strzelał też pierwsze gole w rezerwach na poziomie III ligi. Był czołowym wychowankiem akademii Kolejorza. Były selekcjoner sięgnął po niego, dał mu 17 minut, a ten strzelił gola w wygranym 6:0 meczu z Zagłębiem Sosnowiec, przy czym został najmłodszym piłkarzem w historii Lecha, który zdobył bramkę. Na boisku zmienił wówczas Tymoteusza Klupsia, wobec którego były duże oczekiwania. Obecnie Klupś gra... w Zagłębiu Sosnowiec.
Rok później był kulminacyjny moment wystrzału talentu Filipa Marchwińskiego. 24 kwietnia 2019. Do Poznania przyjechała Legia i przegrała 0:1, właśnie po golu Marchwińskiego. Pomocnik odebrał wówczas piłkę wślizgiem Williamowi Remy'emu i oddał celny strzał zza pola karnego na bramkę Cierzniaka. Media i kibice oszaleli. O młodym zawodniku zrobiło się niezwykle głośno. Po tym spotkaniu "Marchewa" dostał trzy mecze w pierwszym składzie, ale potem... przepadł.
Rośli inni wychowankowie, na których mniej stawiano niż na Marchwińskiego. WyskoczyliModer, Kamiński czy Skóraś, a wcześniej nawet Jóźwiak. A to właśnie Filipowi wróżono największą karierę z całej czwórki. Wszyscy wspomniani zawodnicy przejmowali nieco od Marchwińskiego rolę wiodącego wychowanka. Tylko Kamiński jest z tego samego rocznika (2002) i nie był na wypożyczeniu, ale jednak o potencjale Filipa mówiło się najwięcej, a on cały czas nie odpalał na oczekiwany poziom.
Pisaliśmy wyżej o trzech meczach z rzędu w pierwszym składzie. Na następny taki moment Filip czekał do... wiosny 2023.

Zagubiony

Pisaliśmy wyżej o "wiodącym wychowanku". Nie bez powodu. Filip się takim nie czuł, a dopiero teraz widać, jak bardzo mu to pomogło.
Przez te cztery lata do wiosny 2023 można było mówić o zagubionym Filipie Marchwińskim. Wyróżniał się głównie pojedynczymi akcjami jak tzw. "elastico" w meczu z Benfiką, czy gol w spotkaniu pucharowym z Hammarby. To jednak było zdecydowanie za mało na to, z jakim potencjałem mieliśmy do czynienia.
Filip nie dostawał minut, ale też na nie nie zasługiwał. Jego wejścia na boisko były kilkuminutowe i niemrawe. Oczekiwania były duże, a to wiązało się też z coraz większą krytyką zawodnika. Często nawet ze zbyt dużą, ale często też zasłużoną. Młody zawodnik wchodził na boisko, odbijał się od rywali, nie potrafił przytrzymać piłki. Nie dawał nic ekstra. Był nieskuteczny. Działaczy "Kolejorza" zaczęto podejrzewać, że nakazują trenerom na stawianie na Filipa, mimo tego, że nie był on gotowy na grę w pierwszej drużynie Lecha Poznań. Czasami można było mieć wrażenie, że jego wejścia osłabiają drużynę.
Dodatkowo sam sobie nie pomagał. W pandemii zrobiono mu zdjęcie na "Nocnym Targu Towarzyskim", kiedy piłkarze Lecha mieli być w "bańce", aby dokończyć sezon, a nie bawić się w tłumie osób. Potem na Twitterze nieraz odzywał się tata Filipa, który swoimi wpisami mu nie pomagał.

Kulminacyjny moment

Sezon mistrzowski. Maciej Skorża zastanawia się, co zrobić z Filipem Marchwińskim. Doświadczony trener wiedzial, że młody lechita nie będzie u niego za dużo grał, ale musiał go zostawić w klubie. Powód? Przepis o młodzieżowcu i zmiennik dla Jakuba Kamińskiego. Lech myślał o wypożyczeniu Marchwińskiego. Zgłaszał się mocno Górnik Łęczna. Sam zawodnik był nawet proponowany Warcie Poznań, ale ta... z niego zrezygnowała.
Taki to był moment kariery Filipa Marchwińskiego. A sam sezon mistrzowski? 18 meczów w lidze i łącznie 170 minut. Ani jednego meczu w pierwszym składzie. Najdłuższy występ? 24 minuty przy wyniku 4:0 w meczu ze Śląskiem Wrocław.
Młody lechita nie był potrzebny Maciejowi Skorży. Wydawało się wówczas, że już nic z tego nie będzie. Wszystko odmieniło się, kiedy przyszedł John van den Brom. Wtedy w młodego zawodnika praktycznie nikt nie wierzył. W sumie podobnie było ze Skórasiem przed poprzednim sezonem, ale tutaj jednak oczekiwania cały czas jeszcze były. I, jak się okazało, przyjście Johna van den Broma do Lecha miało kluczowy wpływ na karierę i obecną formę Marchwińskiego.

Ten sezon?

Sam Marchwiński także wziął się ostro do roboty. Dużo pracował na siłowni nad swoją fizycznością. Mocniej skupił się na piłce. Zaczął dbać o detale. Od samego początku widział w nim coś holenderski trener, który już prowadził wielu utalentowanych zawodników w przeszłości.
Ważnym momentem był dwumecz z Vikingurem latem rok temu. Lech przegrał pierwsze spotkanie 0:1. W rewanżu w ostatniej minucie rywale doprowadzili do dogrywki. W niej Filip trafił ważnego gola, który miał wpływ na awans, ale usłyszał od kibiców gwizdy i wyzwiska.
To był trudny moment dla całego Lecha. Po mistrzostwie Polski drużyna skompromitowała się w Baku, przegrała na Islandii, a zarząd czarował o nadchodzących transferach, z których nic nie wyszło. Dodatkowo odszedł Maciej Skorża. Kibice nie wytrzymali i mimo awansu oberwało się piłkarzom Lecha, a głównie młodym Marchwińskiemu czy Sousie.
Kilka miesięcy później na łamach Interii odniósł się do tego momentu trener van den Brom.
- Nie jestem w stanie wyobrazić sobie tego, co wtedy czuł. To nasz zawodnik, pochodzi z Poznania. Moim zdaniem jest świetny i cieszę się, że to udowadnia. Strzelił gola w pierwszym meczu z Djurgardens, strzelił w drugim. To były bardzo ważne trafienia, które pomogły nam awansować. Mam nadzieję, że Filip w końcu dostanie wsparcie, na jakie zasługuje. A nie tylko krytykę i hejt. Wspierajcie go, proszę o to. Ja go wspieram z całego serca i mamy tego efekty - przyznał opiekun "Kolejorza".
I to ostatnie zdanie może być tu kluczowe. Bo trener nie rzucił słów na wiatr. W poprzednim sezonie Filip zagrał w aż 43 meczach, w których strzelił osiem goli i zaliczył cztery asysty. Zdobywał kluczowe bramki w meczach z Widzewem czy Djurgardens. Asystował w meczu z Pogonią. Tak można by wymieniać. Łącznie zaliczył 2000 minut kosztem Joao Amarala, który był czołowym piłkarzem Lecha sezon wcześniej. Mało kto by powiedział, że dojdzie do takiej zamiany i jak widać z korzyścią dla Lecha Poznań

Kadra?

Obecnie Marchwiński przedłużył o rok kontrakt z Lechem Poznań i pewne jest, że po sezonie opuści klub. Ile Lech zarobi? To nie jest dzisiaj najważniejsze. Nie będzie to rekord transferowy, bo raczej nikt nie zapłaci za 22-letniego zawodnika ponad 10 mln euro z rocznym kontraktem, ale tu chodzi bardziej o to, aby przez ten rok skorzystał jeszcze i klub i zawodnik, a na końcu, aby właśnie Lech coś na tym zarobił, a piłkarz wybrał dla siebie dobrą kontynuację kariery.
A Lech zasługuje, bo wierzył w Marchwińskiego długo. Dużo się mówi o tym, że Filip też w tym momencie poczuł, że jest "wiodącym wychowankiem". O to miano "rywalizuje" w szatni z Filipem Szymczakiem, ale widać, że to ten pierwszy ma obecnie w Lechu palmę pierwszeństwa. Może to nie ma dużego znaczenia dla szatni, ale nie raz już pokazywało, że taka sytuacja budowała danego wychowanka.
"Marchewa" wszedł do rady drużyny, przejął numer 10, a mecz z Piastem Gliwice, gdzie strzelił dwa gole, kończył z opaską kapitana na ręku. Za lipiec został piłkarzem i młodzieżowcem miesiąca w jednym. Wcześniej ta sztuka udała się tylko Kamińskiemu.
- Znam tego chłopaka wiele lat. Sam prowadziłem go w reprezentacji młodzieżowej do lat 19. Ma niesamowite możliwości. To jest chłopak, do którego trzeba dotrzeć, trzeba go zrozumieć i dać pewność siebie. Obecnie dojrzał. Potwierdza to teraz w każdej grze. Ma spokój, jest wszechstronny. Jest piłkarzem, któremu trudno odebrać piłkę i myślę, że przeszłość przed nim. Problem z nim był taki, że dużo grał, a nie miał liczb. Dostał szansę grania i wykorzystuje to. Oby tak dalej, bo potrzebujemy kreatywnych piłkarzy, którzy się mądrze wypowiadają - mówił o Marchwińskim w Lidze+ Extra trener Jacek Magiera.
Wszystko idzie świetnie. Oby dopisywało zdrowie, a Filip w takiej dyspozycji i przy takim zaufaniu może Lechowi dać jeszcze dużo. Widać, że się wzmocnił. Że potrafi walczyć o piłkę i utrzymać się przy niej. Jeśli chodzi o grę głową? To w lidze tylko kilku piłkarzy może się z nim równać albo mogliby powiedzieć, że są lepsi w tym aspekcie. Skuteczność? Tutaj także duża poprawa. Świetny timing do wychodzenia do dośrodkowań. Czucie pola karnego. Być może Filip skończy jeszcze na pozycji napastnika?
Obecna forma Filipa sprawiła, że pojawiły się pytania, czy to już jest moment, aby zadebiutował w kadrze albo chociaż dostał powołanie? W końcu w wieku 21 lat lechita ma na koncie 100 występów w Ekstraklasie, mistrzostwo Polski i gole w europejskich pucharach. Do pełni szczęścia brakuje Pucharu Polski i... właśnie debiutu w kadrze. Ostatni wychowankowie, którzy odchodzili, czyli Kamiński, Moder i Skóraś debiutowali w niej, jeszcze będąc w Lechu. Ale patrząc przez pryzmat gotowości na wyjazd, to Filip zdecydowanie będzie przygotowany na ten moment.
Czy to się wydarzy? Zobaczymy. Fernando Santos mówi dużo o odmłodzeniu kadry, a nasza piłka nie ma zbyt wielu wyróżniających się zawodników na pozycji ofensywnego pomocnika, a dodatkowo regularnie grających i strzelających gole w czołowym polskim zespole.
Przyszłość rysuje się przed Filipem wreszcie kolorowych barwach, a mało kto by to przewidział w sezonie mistrzowskim. Wszystko idzie wreszcie w dobrym kierunku, a i krytycy Filipa muszą uderzyć się w pierś, że się mylili.

Przeczytaj również