Manchester United zaskoczy, Amorim szykuje rewolucję. Tak może wyglądać skład

Manchester United zaskoczy, Amorim szykuje rewolucję. Tak może wyglądać skład
pressfocus/shutterstock.com/własne
Radosław  - Przybysz
Radosław Przybysz03 Nov · 08:30
Ruben Amorim będzie nowym menedżerem Manchesteru United. Z kadry, którą Portugalczyk odziedziczy po Eriku ten Hagu, tylko niektórzy zawodnicy pasują do jego systemu 3-4-3. Sprawdźmy, jak to może wyglądać.
W niedzielę Manchester United w hicie dziesiątej kolejki Premier League zmierzy się z Chelsea. Ruudavan Nistelrooy, który tymczasowo prowadzi zespół, zapewne ustawi go w taktyce 4-2-3-1, tak jak w wygranym 5:2 meczu Pucharu Ligi z Leicester. Ale po listopadowej przerwie reprezentacyjnej "Czerwone Diabły" na 99 proc. czeka zmiana ustawienia. Ruben Amorim od początku trenerskiej kariery jest zwolennikiem systemu z wahadłowymi.
Dalsza część tekstu pod wideo
Po mediach społecznościowych już krążą grafiki przedstawiające potencjalną pierwszą jedenastkę MU w "jego" ustawieniu 3-4-3. Pojawiają się też wskazania, którzy zawodnicy będą "wygranymi", a którzy "przegranymi" jego kadencji ze względu właśnie na taktykę. Niektórzy twierdzą, że już teraz dotarli do listy nazwisk zawodników, z którymi Portugalczyk nie wiąże przyszłości (mieliby znaleźć się na niej Victor Lindeloef, Casemiro, Christian Eriksen i Antony).
Do tych wszystkich rewelacji na razie trzeba podchodzić z dystansem. Trener Sportingu będzie miał prawie dwa miesiące do zimowego okna transferowego, żeby przyjrzeć się całej dostępnej kadrze, a zawodnicy, żeby przekonać go do siebie w treningu i w meczach.
- Amorim nie jest trenerem ortodoksyjnym, potrafi dostosować się do zawodników, których posiada. W Lizbonie przecież co sezon sprzedawali mu kluczowych graczy. Dobrym przykładem jest duet środkowych pomocników. W teorii jeden to bardziej klasyczna szóstka, ale nawet na tej pozycji grali i grają zawodnicy o różnych profilach - mówi mi Szymon Rojek, dziennikarz Polsatu Sport i kibic Sportingu.
Dużo zależy też od przeciwnika. Amorim chce, by jego zespoły miały na boisku kontrolę, ale w razie potrzeby nie boi się oddać inicjatywę i postawić na kontrataki.
Zacznijmy jednak od trójki środkowych obrońców. Dwaj skrajni powinni umieć dobrze wyprowadzać piłkę - najlepiej żeby u jednego najmocniejszą stroną było długie, crossowe podanie, a u drugiego wyprowadzenie akcji z piłką przy nodze. W tym sezonie na tej pozycji często gra Zeno Debast, nominalny pomocnik. Manchester United ma w kadrze wielu środkowych obrońców, ale wydaje się, że na ten moment optymalna trójka składałaby się z Lisandro Martineza na lewej stronie, Leny'ego Yoro na prawej (gdy już wróci do zdrowia) i z Matthijsa De Ligta na środku obrony, gdzie Holender mógłby ukryć swoje braki w dynamice. W Sportingu przez lata na tej pozycji grał doświadczony Sebastian Coates. Mogłoby też być to miejsce dla Harry'ego Maguire'a.
Nie wiadomo, kiedy wreszcie do treningów wróci Luke Shaw, ale "na papierze" Anglik jest stworzony do gry na lewym wahadle. Na tej pozycji sprawdzał się przecież choćby w reprezentacji Anglii. Niewiadomą jest też sytuacja jego zmiennika, Tyrella Malacii, który ostatni mecz w Premier League rozegrał w maju 2023 roku. Na dziś dostępni do gry są tylko nominalni prawi obrońcy - Diogo Dalot i Noussair Mazraoui. - Wahadłowi w systemie Amorima odgrywają kluczową rolę. Muszą być niezwykle wybiegani, odpowiedzialni taktycznie i zaangażowani w ofensywę - podkreśla Rojek. Wydaje się, że Portugalczyk, który w ostatnich tygodniach pod wodzą Erika ten Haga wyglądał średnio, może odżyć po objęciu zespołu przez jego rodaka. Według The Analyst na lewej stronie szansę może dostać 17-letni Harry Amass, który zrobił świetne wrażenie w letnim okresie przygotowawczym.
Środek pola będzie największą zagadką. Ostatnio znowu dużo lepiej wygląda Casemiro. Co ciekawe, w debiucie van Nistelrooya stworzył duet "pivotów" z Manuelem Ugarte, dzięki czemu Brazylijczyk miał więcej swobody w ofensywie, co zamienił na dwa gole i kapitalną asystę drugiego stopnia. Niewykluczone, że również u Amorima mogliby grać razem, ale teoretycznie będą rywalami do gry "na szóstce", a faworytem w tej rywalizacji zdaje się dziewięć lat młodszy Portugalczyk, który z nowym menedżerem MU zna się doskonale ze Sportingu.
Kto obok niego? O jedno miejsce mogą rywalizować Kobbie Mainoo, Christian Eriksen, Mason Mount i Bruno Fernandes. W analizach na angielskich portalach można wyczytać tezę, że ta pozycja wydaje się stworzona dla Mounta, ale na razie pomocnik kupiony z Chelsea jest wiecznie kontuzjowany. Wydaje się, że trener United, ktokolwiek nim będzie, musi znaleźć w jedenastce miejsce dla Bruno Fernandesa - zapewne najlepszego piłkarza w całej kadrze. Kapitan jest jednak piłkarzem specyficznym, utarło się, że najlepiej wygląda, gdy ma dużo swobody i jest zwolniony z obowiązków taktycznych w ustawianiu i pressingu. Na "ósemce" w systemie Amorima nie ma takiej opcji. Już prędzej wyżej, na jednej z szerzej grających "dziesiątek". Przecież nawet u Ten Haga nieraz grał jako skrzydłowy schodzący do środka i wyglądało to dobrze.
A jest jeszcze przecież Mainoo, wychowanek, który w wieku 19 lat przejawia już ogromny talent i boiskową inteligencję. Na pewno też będzie dostawał swoje szanse i to on, przy odpowiednim treningu, może rozwinąć się w kompletnego środkowego pomocnika, jakim w Sportingu Amorima jest Morten Hjulmand.
I tu dochodzimy do najbardziej problematycznej kwestii skrzydłowych. Teoretycznie dwie "dziesiątki" w systemie Amorima - zazwyczaj Trincao i Pedro Goncalves (obaj świetnie dysponowani w tym sezonie) - są ustawieni dużo węziej i grają inaczej niż klasyczni skrzydłowi, jakimi są Marcus Rashford i Alejandro Garnacho. W rzeczywistości, i jedni, i drudzy ścinają do środka na mocniejszą, przeciwną nogę. I jedni, i drudzy poruszają się w podobnych sektorach i bazują na podobnych atutach. Może "tylko" ci w Sportingu szybciej operują piłką, a ci w United próbują dłużej się przy niej utrzymywać i wykonywać rajdy.
Trincao i Goncalves dostają od trenera dużo swobody, mogą zmieniać się stronami, są trudni do upilnowania i świetnie współpracują ze środkowym napastnikiem. Viktor Gyokeres od przyjścia do Sportingu jest jego absolutnie najważniejszą postacią, przynajmniej w ofensywie. Odkąd przed poprzednim sezonem przyszedł z Coventry, uzbierał już 63 gole i 19 asyst w 66 występach. Amorim tak zmienił taktykę, by jak najlepiej wykorzystać jego atuty. Rasmusowi Hojlundowi jeszcze daleko do takich liczb, ale po pierwsze koledzy nie kreują mu nawet połowy okazji, jakie w Sportingu ma Szwed, a po drugie, u pięć lat młodszego Duńczyka bywa jeszcze na bakier ze skutecznością.
W Premier League trudno o zdobywanie aż tylu bramek komukolwiek, kto nie nazywa się Haaland. Nie ma jednak podstaw, by nie wierzyć, że przy wystarczającej ilości chęci, czasu i treningu utalentowany Hojlund i wspierający go duet "dziesiątek" - ktokolwiek nimi będzie - nie wypracuje dobrej nici porozumienia i nie sprawdzi się w filozofii 39-letniego "mędrca z Lizbony". Na pewno jednak Rashforda, Garnacho i Amada Diallo czeka duże wyzwanie, by nauczyć się trochę innego grania. Gdyby im nie szło, może sprawdzą się na wahadle. Amorim w Sportingu już kilku skrzydłowych zmienił w wahadłowych.
Najtrudniejsza jest sytuacja Antony'ego. Najdroższy nabytek kadencji Erika ten Haga nawet u niego wylądował na bocznym torze i od dawna prawie nie grał. W lidze w tym sezonie wszedł dwa razy na łącznie 27 minut, a w debiucie Van Nistelrooya zabrakło go nawet na ławce. Nie wiadomo tak naprawdę, jakie mocne strony ma były skrzydłowy Ajaksu. I choć teoretycznie u nowego trenera każdy zaczyna z czystą kartą, to gdyby Amorimowi udało się odwrócić złą kartą Antony'ego w Manchesterze, należałoby go uznać za cudotwórcę.
Potencjalna XI Manchesteru United u Rubena Amorima
własne

Przeczytaj również