Manchester United wygrywa, Ronaldo “strzela focha”. Ten związek nie ma już przyszłości. "Jego ego wybuchło"

Manchester wygrywa, Ronaldo strzela focha. Ten związek nie ma już przyszłości. "Jego ego wybuchło"
Foto Li Ying/Xinhua/PressFocus
Manchester United rozegrał wczoraj swój najlepszy mecz w bieżącym sezonie i zasłużenie pokonał Tottenham. Wydaje się jednak, że po końcowym gwizdku (a nawet już przed nim) najbardziej zirytowaną osobą na Old Trafford był… Cristiano Ronaldo. Portugalczyk, kolokwialnie ujmując, zrobił scenę, schodząc przed końcem meczu do szatni. Mówi się o nim? Mówi. Ale chyba nie w takim kontekście, jaki by sobie wymarzył.
To miał być wielki powrót. Cristiano Ronaldo latem ubiegłego roku po 12 latach ponownie przywdział barwy Manchesteru United. Jako gracz Realu Madryt wygrał wszystko, co było do wygrania. Później nie odnosił może wielkich sukcesów w koszulce Juventusu (w europejskich pucharach), ale indywidualnie nadal był kapitalny. Mówią o tym statystyki. 101 goli w 134 meczach nie bierze się z niczego.
Dalsza część tekstu pod wideo
Jego powrót do Manchesteru United odbił się oczywiście wielkim echem na całym świecie. Jeden z najlepszych zawodników w historii futbolu powracał do miejsca, w którym wskoczył na najszersze wody. Problem w tym, że takie powroty nie zawsze kończą się happy-endem. Często mają w sobie więcej nostalgii, patosu, złudzeń i nadziei, nie rzeczywistych korzyści dla obu stron.
W poprzednim sezonie Portugalczyk był jeszcze ważnym ogniwem “Czerwonych Diabłów”. Ciągnął zespół za uszy w fazie grupowej Ligi Mistrzów, potrafił zdobyć 18 bramek na arenie Premier League. Przeżył kilka naprawdę pięknych momentów, w których znów mógł poczuć się jak młody chłopak, który na tym samym stadionie wyrastał lata temu na gwiazdę największego kalibru.
Cristiano Ronaldo
Transfermarkt

On chce odejść, ale… nikt go nie chce

Latem Ronaldo pokazał jednak, że najważniejsze są jego indywidualne ambicje. Dobro klubu, którego jest legendą? Niekoniecznie. Portugalczyk nie mógł pogodzić się z faktem, że jego zespół nie wywalczył przepustki do Ligi Mistrzów - rozgrywek, w których on sam triumfował pięciokrotnie. W których zdobył 140 bramek, co daje mu póki co pozycję lidera w historycznej klasyfikacji.
No właśnie. Póki co. Za jego plecami z 127 trafieniami czai się Leo Messi. Odwieczny przeciwnik. Kilka lat młodszy. Będący dziś w świetnej formie i, co najważniejsze, nadal występujący w Champions League. Nikt nie powie mi, że w głowie Ronaldo nie zakiełkowała myśl: “On mnie goni. Muszę mu uciekać. Muszę grać w Lidze Mistrzów”.
Agenci Portugalczyka podczas letniego okna transferowego uwijali się jak w ukropie, proponowali jego usługi kolejnym zespołom, ale na dobrą sprawę nikt nie chciał u siebie 37-latka z wybujałym ego i wielkimi wymaganiami finansowymi. Najbardziej prawdopodobny wydawał się transfer do Sportingu. Klubu, w którym Ronaldo zaczynał karierę i w którym, co prawdopodobne, być może ją zakończy. Weto postawił jednak Ruben Amorim, trener ekipy z Lizbony. “Albo on, albo ja” - miał powiedzieć szkoleniowiec, który jest starszy od Ronaldo o osiem dni.

Źle dla obu stron

Okno transferowe się skończyło i został ten Ronaldo z Manchesterem United grającym w Lidze Europy, jak Himilsbach z angielskim. Albo może odwrotnie. To “Czerwone Diabły” zostały z coraz mniej potrzebnym Portugalczykiem, który po prostu przestał pasować do dzisiejszego futbolu, opartego w dużej mierze na ciągłym pressingu. Coraz mniej ceni się dziś graczy w niewielkim stopniu pracujących dla zespołu, a skupionych na sobie.
Stery w klubie przed sezonem przejął Erik ten Hag i niekoniecznie na liście priorytetów miał on głaskanie ego 37-letniego Portugalczyka, który po pierwsze - oferuje coraz mniej w aspekcie sportowym, po drugie - bardzo chciał odejść, ale mu się nie udało. W dodatku stracił niemal cały okres przygotowawczy.
Na początku sezonu Ronaldo był głównie zmiennikiem. Więcej szans od pierwszej minuty zaczął dostawać w minionych tygodniach. Przede wszystkim - rozpoczynał w jedenastce wszystkie spotkania Ligi Europy. Do tego w miniony weekend znalazł się wyjściowym składzie na mecz z Newcastle. Nie zachwycił. Po raz kolejny. Jego statystyki ofensywne, które przez lata były przecież najważniejszą bronią Portugalczyka, zaczęły wyglądać bardzo mizernie. Dziś to dwa gole i jedna asysta w 12 rozegranych meczach.
Wczoraj “Czerwone Diabły” wyszły na ligowy mecz z Tottenhamem bez Cristiano i zagrały swoje najlepsze spotkanie w tym sezonie. Wygrały pewnie 2:0 po golach Freda i Bruno Fernandesa, a Ronaldo obserwował grę kolegów z perspektywy ławki rezerwowych aż do… 89. minuty. Nie, nie wszedł wtedy na boisko. Zirytowany zszedł natomiast do szatni, choć Manchester wciąż miał zmiany do wykorzystania. Ronaldo zignorował też młodych kibiców, którzy chcieli przybić z nim piątkę.
Portugalczyk nie cieszył się więc ze zwycięstwa swojego zespołu. Po raz kolejny pokazał, że jego ego potrafi przysłonić racjonalne myślenie i szacunek do trenera, kolegów z drużyny, kibiców. Erik ten Hag, pytany o zachowanie Ronaldo, zapowiedział wyjaśnienie sprawy.
- Zajmę się tym jutro, nie dzisiaj. Teraz świętujemy zwycięstwo - stwierdził.
Co dalej? Manchester raczej nie potrzebuje dziś Ronaldo, a Ronaldo nie chce być w Manchesterze. Ten związek nie ma przyszłości i powinien zakończyć się najlepiej jeszcze tej zimy. Pytanie natomiast, czy znajdzie się w Europie klub, który będzie chciał sprowadzić Portugalczyka. Takie zachowania jak to z wczoraj na pewno nie ułatwi sprawy.
Nie tak powinien wyglądać schyłek kariery jednej z największych legend tego sportu. Po prostu przykro się na to patrzy.

Przeczytaj również