Manchester United przedłużył wstydliwą passę. 740 mln euro bez efektów. Nawet Ronaldo jest problemem

Manchester United przedłużył wstydliwą passę. 740 mln euro bez efektów. Nawet Ronaldo jest problemem
Foto Li Ying/Xinhua/PressFocus
740 mln euro i ZERO trofeów. Obecny sezon jest piątym z rzędu dla Manchesteru United bez zwycięstwa w jakichkolwiek rozgrywkach. A kadra “Czerwonych Diabłów” dalej wymaga naprawy.
Stare, dobre Atletico. A może raczej - stare, skuteczne Atletico. Plan Diego Simeone powiódł się w stu procentach. Mistrzowie Hiszpanii zagrali na Old Trafford swoją piłkę i wyeliminowali Manchester United z Ligi Mistrzów. Tym samym angielski klub stracił szansę na jakiekolwiek trofeum w bieżącym sezonie, gdyż:
Dalsza część tekstu pod wideo
  • W Premier League traci 20 pkt do Manchesteru City i może walczyć jedynie o miejsce w czołowej czwórce, które przy obecnej formie drużyny Ralfa Rangnicka i dyspozycji Arsenalu wydaje się mało prawdopodobne
  • Z Pucharu Anglii wyrzuciło go Middlesbrough
  • Z Pucharu Ligi odpadł jeszcze we wrześniu, przegrywając u siebie z West Hamem
Klapa na całej linii. Na nic zdały się trzy wielkie transfery dokonane ubiegłego lata. 140 mln euro wydane na Jadona Sancho, Raphaela Varane’a i Cristiano Ronaldo, który w rewanżu z Atletico nie oddał nawet strzału, nie zmieniło stanu rzeczy trwającego już piąty rok. Manchester ostatnie trofeum do gabloty zdobył rękoma Jose Mourinho w maju 2017 roku. To zatrważająca statystyka dla jednego z największych klubów na świecie.

740 mln, 0 trofeów

Brak trofeów jest tym bardziej fatalnym rezultatem, jeśli spojrzymy na ruchy transferowe United poczynione od momentu zwycięstwa w Lidze Europy blisko pięć lat temu. “Czerwone Diabły” wydały w tym czasie dokładnie 739,7 mln euro. To kosmiczna kwota, której lwia część została właściwie wyrzucona w błoto. Anglikom najchętniej wypomina się rozbicie banku na Harry’ego Maguire’a, ale nie on jeden był drogi, przepłacony i zawodzi(ł). Oto, jak rok po roku Manchester szastał kasą, co przyniosło mu dokładnie zero triumfów we wszystkich rozgrywkach (kwoty za serwisem “Transfermarkt”):
Sezon 2017/18:
Romelu Lukaku - 84,7 mln €

Nemanja Matić - 44,7 mln €

Victor Lindelof - 35 mln €

Alexis Sanchez - 34 mln € (w istocie wymiana z Arsenalem za Henricha Mchitarjana)
2018/19:
Fred - 59 mln €

Diogo Dalot - 22 mln €

Lee Grant - 1,7 mln €
2019/20:
Harry Maguire - 87 mln €

Bruno Fernandes - 63 mln €

Aaron Wan-Bissaka - 55 mln €

Daniel James - 17,8 mln €

Odion Ighalo - 12 mln € (wypożyczenie)
2020/21:
Donny van de Beek - 39 mln €

Amad Diallo - 21,3 mln €

Alex Telles - 15 mln €

Facundo Pellistri - 8,5 mln €

Edinson Cavani - wolny transfer
2021/22:
Jadon Sancho - 85 mln €

Raphael Varane - 40 mln €

Cristiano Ronaldo - 15 mln €

Tom Heaton - wolny transfer
21 transferów. W pełni udane? Można je policzyć na palcach jednej ręki. A liczby są dla klubu z Old Trafford jeszcze gorsze, jeśli spojrzy się na wydatki z ostatniej dekady. Bilans transferowy United za ten okres to ponad miliard euro na minusie. To najgorszy wynik w całej Europie. Szerzej o tym pisaliśmy TUTAJ.
Co więcej, kadra zespołu była i jest tak źle budowana, że mimo regularnej aktywności na rynku transferowym, dziś ten skład nadal potrzebuje zmian. Trzeba zatem znów nadszarpnąć budżet, bo drużyna w obecnym kształcie, jak widać, nie może na poważnie rywalizować z najlepszymi ani w kraju, ani na arenie międzynarodowej. I nie ma na to wpływu, kto siedzi na trenerskim stołku, bo błędy popełniane przez Ole Gunnara Solskjaera czy teraz Ralfa Rangnicka są zaledwie kroplą w morzu pomyłek “Czerwonych Diabłów” w ostatnich latach.

Okręt przecieka

Przeprowadzenie koniecznych zmian w kadrze to zaś ryzyko kolejnych wtop. Ale władze klubu nie mają wyjścia. Inaczej takie sezony jak obecny, chyba najgorszy od czasu odejścia na emeryturę sir Alexa Fergusona, staną się codziennością.
Drużyna wymaga liftingu praktycznie na każdej pozycji. Szczególnie, że krótkowzroczność nie popłaca, a jeżeli Manchester chce wrócić na należne mu miejsce, musi patrzeć dalej niż tylko na przyszły czy jeszcze następny sezon. Dlatego już teraz na Old Trafford powinni się zastanowić, czy Davidowi de Gei, jednemu z nielicznych zawodników, którzy są generalnie w dobrej formie, warto oferować nowy kontrakt. Obecny wygasa za rok, choć klub ma opcję przedłużenia go o kolejne 12 miesięcy. Hiszpan odzyskał optymalną dyspozycję, na linii wciąż jest kapitalny, ale pewnego poziomu nie przeskoczy, nie zlikwiduje nagle mankamentów towarzyszących mu od początku kariery. A golkiper szykowany na jego następcę, czyli Dean Henderson, został zdegradowany do roli głębokiego rezerwowego i według doniesień medialnych chce jak najszybciej opuścić szeregi “Czerwonych Diabłów”. Nawet więc między słupkami United mogą mieć zaraz kłopoty, choć oczywiście są inne, bardziej newralgiczne elementy zespołu wymagające natychmiastowych zmian.
Ralf Rangnick ma na przykład do dyspozycji dwóch nominalnych prawych obrońców, jednak nie jest w pełni przekonany do żadnego z nich. Na tyle, że próbował w tej roli nawet Victora Lindelofa. Aaron Wan-Bissaka i Diogo Dalot to wprawdzie zawodnicy w dobrym wieku (odpowiednio 24 i 22 lata), lecz z jasno widocznymi ograniczeniami. Któryś z nich mógłby być zmiennikiem. Tylko czyim? Być może nowy menedżer, z pomysłem na wykorzystanie Anglika lub Portugalczyka, znajdzie złoty środek i załata dziury na tej pozycji obecnym materiałem. Łatwo mu nie będzie.
Lepiej, przynajmniej na papierze, wygląda sytuacja na drugiej flance. Luke Shaw jest jednak kluczowym ogniwem zespołu wyłącznie wtedy, gdy gra na świeżości plus nie doskwierają mu kłopoty zdrowotne. Tymczasem po zeszłym, znakomitym sezonie i udanym EURO 2020, 26-latek znacznie obniżył loty. A jego konkurent Alex Telles po transferze właściwie nigdy nie osiągnął oczekiwanego poziomu. Miewa jedynie przebłyski. Ogólnie dramatu tutaj nie ma, bo United zmagają się z bardziej palącymi problemami.
Na przykład środkiem obrony, gdzie ludzi nie brakuje, lecz dowodzi nimi Harry Maguire. Anglik, Varane oraz Lindelof kosztowali razem ponad 160 mln euro, a częściej defensywa Manchesteru wygląda jak pogrążona w chaosie cyrkowa trupa, a nie sowicie opłacani, poważni piłkarze ściągnięci za grubą kasę. Tu musi przyjść ktoś, kto tupnie nogą i zbuduje obronny monolit na lepszej zasadzie niż “ten obok tego i niech hula”. Ktoś z pomysłem, jak wykorzystać atuty poszczególnych zawodników i zneutralizować ich słabości. Jak dobrać odpowiednich ludzi, by to funkcjonowało lepiej niż obecnie. Kogo uczynić liderem, bo Maguire tej roli nie dźwiga, a Varane się nie nadaje. Pion sportowy klubu powinien mieć latem ręce pełne roboty, by naprawić ten przeciekający okręt, prowadzony donikąd przez kapitana Harry’ego.

Pobudka!

Nemanja Matić i Juan Mata pojawili się we wtorek na Old Trafford, by razem z innym weteranem, Edinsonem Cavanim, ratować dla United Ligę Mistrzów. To nie 2014 ani nawet 2017 rok. Rangnick posłał do boju dwóch 33-latków, w tym jednego właściwie nie grającego w tym sezonie, a także 35-latka, którzy mieli - zapewne głównie doświadczeniem - odwrócić losy dwumeczu. No niestety, panie trenerze, nie wypaliło. Ale trudno czepiać się szkoleniowca (kamyczkiem do ogródka jest pozostawienie wśród rezerwowych Jessego Lingarda), że jego zasoby kadrowe wyglądają jak wyglądają. O tym, że środek pomocy Manchesteru należy zreorganizować, wiedzą od jakiegoś czasu chyba wszyscy, poza władzami klubu. Co ciekawe, nawet Fred, długo obiekt kpin, za kadencji Niemca złapał optymalną formę i należy do grona najlepszych piłkarzy drużyny. Obok niego są jednak jednowymiarowy Scott McTominay, dwaj wspomniani weterani oraz będący myślami poza Anglią Paul Pogba. To nie jest w obecnej sytuacji ekipa na ćwierćfinał Ligi Mistrzów. Ani na granie preferowane przez Rangnicka. Powyższy zestaw to pomieszanie z poplątaniem, nieprzystosowany do planów menedżera zlepek graczy. Czas wskazać odpowiedni kierunek budowy drugiej linii, bo dzisiejsza droga, podobnie jak ta obrana w defensywie, nigdzie nie prowadzi. To właśnie tutaj transfery są potrzebne “na już”. Ale nie na “hurra”, bo kupowanie dla samego kupowania skończy się dalszym marnotrawstwem środków finansowych.
Tej drużynie jak tlen potrzeba też środkowego napastnika z prawdziwego zdarzenia. Mimo że Cristiano Ronaldo sporo Manchesterowi dał, a zdarzają mu się takie popisy, jak ostatnio trzy gole z Tottenhamem, to śmiem twierdzić, że “Czerwone Diabły” nie wyszły dobrze na jego zakontraktowaniu. Na uzależnieniu gry od CR7 cierpiał już Juventus, teraz w podobne tarapaty wpadli na Wyspach. Gdy Portugalczyk ma swój dzień, czyni cuda niczym przeciwko Spurs. Częściej jednak wygląda jak z Atletico. I żadne, nawet bardzo dobre statystyki strzeleckie tego nie zmienią. Cristiano jest jednym z problemów tego zespołu. Nie głównym, lecz istotnym. Ponadto, na 37-letnim gwiazdorze nie da się opierać ofensywy na dłuższą metę. Długofalowa wizja przebudowy kadry nie idzie w parze z obecnością w niej Ronaldo. Po prostu.
Dlatego też nie dziwią plotki o zainteresowaniu United takimi graczami jak Robert Lewandowski, Erling Haaland czy Harry Kane. Osobną kwestią jest, czy którykolwiek z topowych snajperów zechce wskoczyć na niepewny, czerwony grunt. Najprędzej chyba ostatni z wymienionych graczy, bo on i tak stąpa po cienkim lodzie w Tottenhamie, z którego dopiero co starał się odejść. Przebudowa składu Manchesteru bez zmian w linii ataku nie ma jednak racji bytu. Podobnie sytuacja wygląda na skrzydłach, gdzie po autodestrukcji Masona Greenwooda pozostali Jadon Sancho, nieopierzony Anthony Elanga i będący cieniem piłkarza Marcus Rashford, o którego kłopotach więcej przeczytasz TUTAJ.
To za mało, by bić się o trofea, szczególnie że Rashford być może odejdzie z klubu, co raczej wyjdzie na dobre i jemu, i United.
Przed nowym menedżerem oraz pozostającym w roli konsultanta zarządu Rangnickiem twardy orzech do zgryzienia. Margines transferowych błędów wyczerpał się w ostatnich latach, no chyba że w Manchesterze nadal planują palić pieniędzmi w piecu. To jednak zapewne otworzy zapadnię, do której w ubiegłej dekadzie wpadły Arsenal czy AC Milan. A patrząc na obecny sportowy zjazd United, będący logicznym skutkiem serii fatalnych decyzji na poziomie organizacyjnym, sportowym i finansowym, nie da się zaprzeczyć, że może być jeszcze gorzej. To ostatni dzwonek na pobudkę.

Przeczytaj również