Magik zamyka usta niedowiarkom. Życiowa forma Odegaarda napędza Arsenal. "Oscyluje blisko perfekcji"
Wydanie na niego 35 mln euro dziś wygląda na promocję. Martin Odegaard szybko udowodnił niedowiarkom, jak wielki nadal drzemie w nim potencjał. Dziś to chyba najlepszy piłkarz Arsenalu i czołowa postać całej Premier League.
Nie mógł odnaleźć się w Madrycie Martin Odegaard. Norweg miał całkiem sporo szans, by wejść do grona istotnych piłkarzy Realu, lecz de facto nigdy na dobre nie rozwinął skrzydeł w białym, “królewskim” trykocie. Najlepszą wersję blondwłosego pomocnika oglądaliśmy przecież na Anoeta, gdzie błyszczał w koszulce Realu, ale Sociedad San Sebastian. Gdy zimą ubiegłego roku trafił na wypożyczenie do Arsenalu, prezentował się przyzwoicie. Co najwyżej nieźle, na pewno nie wybitnie. Londyńczycy jednak zaryzykowali i latem wykupili go na stałe. Wokół tego transferu nie brakowało wątpliwości. Pojawiały się głosy, że “Kanonierzy” popełnili błąd, że przepłacili i jeszcze na tym stracą. Ale wszelkie głosy krytyki już zniknęły. Odegaard potrzebował chwili czasu, jednak dziś to chyba najlepszy piłkarz zespołu i wyróżniająca się postać w całej Premier League. Reprezentant Norwegii gra zjawiskowo, efektownie i efektywnie.
Życiowa forma
W ostatnich dziesięciu meczach ligowych Arsenal zainkasował 25 punktów. Stracił punkty jedynie z Manchesterem City (1:2) i Burnley (0:0), przy czym mecz przeciwko mistrzom Anglii obfitował w kontrowersje i podopieczni Mikela Artety mieli pełne prawo czuć się pokrzywdzonymi przez złe decyzje sędziów. Poza tym londyńska drużyna kroczy od zwycięstwa do zwycięstwa, co pozwoliło jej wskoczyć na czwarte miejsce w tabeli. Na dziś to właśnie “The Gunners” zdają się być głównym faworytem do uzupełnienia ligowego TOP4 na koniec sezonu kosztem Tottenhamu czy Manchesteru United. Więcej o renesansie “Armatek” pisaliśmy TUTAJ.
Ekipa Artety doskonale wygląda jako kolektyw. Defensywie wprawdzie zdarza się ostatnio więcej pomyłek niż zwykle, za to przód działa bez zarzutu. Coraz lepszy jest Bukayo Saka. Po wielu perypetiach zdrowotnych optymalny poziom wreszcie osiągnął wielce utalentowany Gabriel Martinelli. Błyszczy też Emile Smith Rowe, a Alexandre Lacazette, choć nie strzela bramek, to doskonale odnajduje się w roli odgrywającego. Od połowy grudnia zanotował siedem asyst, w dodatku lideruje zespołowi jako jego kapitan. Wymieniony kwartet zrobił i robi dla Arsenalu sporo dobrego. Obecnie jednak najlepszym zawodnikiem “Kanonierów” jest Martin Odegaard. Autor takich bramek jak ta z Burnley [od 0:17]:

23-latek gra tak, że ręce same składają się do oklasków. Nawet nie chodzi o liczby, bo te Norweg ma solidne (pięć goli i trzy asysty w Premier League), ale nie wybitne. Za to jego wpływ na to, jak świetnie wygląda ofensywa Arsenalu, jest nie do przecenienia. Śmiało można stwierdzić, że w ostatnim kwartale osiągnął wręcz życiową formę. Przez “Ode” przechodzi praktycznie każda akcja zespołu z Emirates. Martin stawia na nich stempel jakości, nawet jeśli bezpośrednio nie poprawia tych najważniejszych statystyk. Notuje jednak średnio prawie dwa kluczowe podania na mecz. A główne cyferki też miałby bardziej imponujące, gdyby jego koledzy wykazywali się lepszą skutecznością. Norweski pomocnik wykreował im pięć tzw. big chances, z których nie skorzystali.
Odegaard doskonale współpracuje choćby z Bukayo Saką. Ostatnio było to widać w spotkaniu z Watfordem, kiedy to akcja zainicjowana i przeprowadzona przez ten duet dała londyńczykom prowadzenie w wygranym ostatecznie 3:2 meczu:

Prawie w każdym kontakcie Norwega z piłką widać jego niezwykłe umiejętności. Ma ten “magic touch”. Doskonała technika sprawia, że wiele pozornie trudnych zagrań przychodzi mu z łatwością. A nie jest to sztuka dla sztuki, a granie jednocześnie efektywne i efektowne. Za wrażenia estetyczne należy się mu najwyższa nota. Za realny wkład w boiskowe sukcesy drużyny - od dłuższego czasu także i w tym aspekcie “Ode” oscyluje blisko perfekcji.
Lider
A on ma przecież dopiero 23 lata. Przez to, że wcześnie zasmakował poważnej, seniorskiej piłki, mogłoby się wydawać, że jest starszy. Nic bardziej mylnego. Prime time dopiero przed nim. Pomocnik Arsenalu jeszcze wejdzie w idealny dla piłkarza wiek. Strach pomyśleć, co wówczas będzie prezentował, bo wygląda na to, że decyzja o dołączeniu do “The Gunners” okazała się punktem zwrotnym jego kariery. Tutaj znalazł swoje miejsce. Idealnie wpasował się w futbolową filozofię Mikela Artety, opartą na dynamicznej, intensywnej grze w ataku pozycyjnym, z przyspieszeniem w idealnym momencie. Norweg uosabia także zmiany, które nastąpiły w kadrze “Armatek” w ostatnim czasie. Jeśli sprowadzać piłkarzy z zewnątrz, spoza niesamowitej akademii, to właśnie takich jak “Ode”. Wychowanek Stromsgodset szybko zresztą poczuł się “Kanonierem” pełną gębą i deklaruje autentyczne przywiązanie do klubu. Kibice w mig go pokochali. Kto wie, czy nie będzie przyszłym kapitanem drużyny - ma do tego naturalne predyspozycje, jest bardzo dojrzały, a taką funkcję pełni już w kadrze narodowej.
- Sporo już przeszedłem mimo że jestem dość młody. Ale nie najmłodszy w zespole. Mam trochę doświadczenia i mogę je wykorzystać w pozytywny sposób, pomagając innym młodym graczom - mówił ostatnio dla oficjalnej strony klubowej.
- Myślę, że jesteśmy bardzo, bardzo interesującą grupą, pełną młodych i głodnych sukcesów piłkarzy. Czuję, że budujemy tutaj coś wyjątkowego, razem ze wszystkimi zawodnikami, z całym sztabem. Jestem niezwykle szczęśliwy, że mogę być tego częścią - dodał.
Dziś negatywne głosy pojawiające się przy okazji transferu Odegaarda odeszły w niepamięć. Z perspektywy czasu wydanie na niego 35 mln euro wygląda na wyborną promocję. Nikt na Emirates chyba nie żałuje, że to Norweg, a nie droższy James Maddison zasilił latem zeszłego roku szeregi zespołu Artety. A pewnym jest, że 23-latek nie powiedział jeszcze ostatniego słowa. Misja na najbliższe tygodnie? Wprowadzić Arsenal do Ligi Mistrzów.